Dzień dobry,
jestem właśnie w trakcie podejmowania bardzo ważnej decyzji dotyczącej życia moich psów i potrzebuję rady osób doświadczonych. Sprawa przedstawia się następująco:
Mam dwa pieski (kundelki): 9-letnią sukę i 8-letniego psa. Obydwa zostały przygarnięte, gdy były jeszcze szczeniakami. Całe swoje życie spędziły w budzie, przy czym przez kilka pierwszych lat biegały sobie wolno po podwórko, później jednak konieczne stało się zbudowanie im kojca (była to decyzja rodziców, z którą niestety nie mogłam dyskutować jako kilkunastoletnia dziewczynka; protestowałam bardzo, ale zdało się to na nic). Wtedy nie pozostało mi nic innego, jak po prostu częściej wyprowadzać psy. Po pewnym czasie przyzwyczaiły się do kojca. Przyznam jednak, że serce mi pęka od tych kilku lat, gdy widzę, że pieski muszą siedzieć w zamknięciu, podczas gdy, mimo względnego przyzwyczajenia się do "odizolowania" - rwą się do ludzi. Do kiedy mieszkałam w domu sytuacja nie była zła - starałam się mieć z nimi jak najwięcej kontaktu i poświęcać im dość dużo uwagi, jakoś je socjalizować. Od trzech lat studiuję w miejscowości oddalonej ok. 20 km od mojego domu rodzinnego i do psów kilka razy w tygodniu przyjeżdżam. Muszę dodać, że z całej mojej rodziny tylko ja tak naprawdę rzeczywiście i szczerze się nimi interesuję (to ja przyniosłam je do domu z ulicy, a rodzice wyrazili na to zgodę), rodzice i siostry mają do nich raczej obojętny stosunek (poglądy w stylu: jedzenie, ciepła buda i pies jest szcześliwy...). Obecnie w dni, w których nie mogę przyjechać do domu, ktoś inne bierze je na spacer - choć na początku było z tym różnie po miesiącach próśb, gróźb i przekonywania jednak, że pies, który ma w kojcu trawkę, też potrzebuje spaceru, rodzice zaczęli z nimi wychodzić chociaż symbolicznie. Ja co kilka dni przyjeżdżam i sprawdzam sytuację i jakoś to wszystko się toczy.
We wrześniu jednak czeka mnie przeprowadzka na drugi koniec Polski... Od kilku miesięcy nie śpię po nocach, martwiąc się, co będzie z pieskami - okej, jedzenie i ciepłą budę plus opiekę weterynaryjną będą miały, ale co do reszty nie mogę mieć pewności. Moi rodzice są świetnymi ludźmi, ale psów po prostu za bardzo nie lubią.
I w tym momencie pojawia się moje pytanie: czy istnieje szansa przyzwyczajenia takich psów do życia w mieszkaniu i wzięcia ich ze sobą?
Uważam, że jestem w momencie swojego życia, w którym mogę już dać moim psom normalny dom - czekają mnie jeszcze co prawda dwa lata studiów, ale jestem gotowa poświęcić zwierzakom maksimum czasu i cierpliwości. DOdatkowo będę mieszkała z chłopakiem, który obiecał mi pomóc w opiece nad nimi. Muszę jednak wiedzieć, że rozwiązanie wzięcia ich z miejsca, w którym żyją od lat i konieczności przyzwyczajenia do zupełnie innych warunków (socjalizacji, zmiany nawyków, bardziej restrykcyjnego wychowania, etc.) w zamian za uwagę i troskę oraz obecność człowieka, które będą miały, opłaci się psiakom i uczyni je szczęśliwszymi. Czy to może tylko moje zbyt ludzkie spojrzenie na sytuację i zwyczajny egoizm?
Bardzo proszę o rady. Nie wiem, już, co o tym wszystkim myśleć. Chcę tylko, żeby psiakom było dobrze.
Zmiana środowiska życia psa
Mialam ten sam dylemat 2 lata temu.nie dało rady.ale czemu? Bo mój lobuziak był wtedy bardzo ruchliwy i mial juz 10lat.dziś jest bardzo chory. Ja miałam w domu rodziców siostrę dla której psiak tez jest oczkiem w glowie.u mnie przeszkodą było też to ze ja i mój facet pracowaliśmy w tych samych godz i nie miałby go kto wyprowadzić na siku w południe.ale wracając do Ciebie.ja bym sprobowala. Zawsze warto.i juz ci mowie czemu.dziś mój pies jest bardzo chory. u rodziców siedzi w domu już. Tez był w swojej zagrodzie.nie ma już sil chodzić bo nie je i ciągle się chwieje.z dnia na dzień jest gorzej.wyobrażasz sobie takiego chorego psa w budzie?znanego na siebie? A tak jeśli spróbujesz i przyzwyczaja się czeka je szczęśliwa starość w ciepłym posłanku w domu . pomyśl o tym bo ja dziś zarzucamam sobie wiele błędów w dbaniu o małego. Ze mógł mieć jeszcze lepsze warunki.dziś zostały mu dni.a ja nie wyobrażam sobie rozstania z nim.poza tym będziesz za nimi niewyobrażalnie tęsknić. Ja miałam 10 km i wyłam po kątach ze nie mogę codziennie z nim byc
-
- Posty:2
- Rejestracja:07 czerwca 2018, 13:09
Hej, dziękuję za odpowiedź. Już troszkę czasu minęło od mojego wpisu... Zaryzykowałam. Pieski są z nami już 4 miesiące - przez pierwsze dwa mieszkaliśmy jeszcze w bloku (także były rzucone na głąboką wodę), a od dwóch wynajmujemy już kawałek domku z małym ogródkiem, w mniej miejskiej dzielnicy.
Nie żałuję decyzji Pieski bardzo szybko się przyzwycaiły (nawet nie pomyślały o tym, żeby załatwić się w mieszkaniu - od razu zrozumiały, od czego jest spacer.) Właściwie po tygodniu spędzonym w domu zachowywały się, jakby od zawsze w nim mieszkały. Tylko w kontaktach z innymi psami mają jeszcze do tej pory problemy, bo było po prostu... trochę zdziczałe. Ale dajemy radę.
Ciężko jest mi tylko czasem tylko pod względem emocjonalnym - bo jestem jeszcze w trakcie studiów, dość niepewna życiowo, brak mi niezależności finansowej - a mam już tak dużą odpowiedzialność. Ale gdy patrzę, jak z lubością wylegują się na swoich posłankach, w ciepełku, jak są zadowolone... - wszystkie zmartwienia szybko gdzieś ulatują. I gdy tylko pomyślę, że przez tyle lat (prawie 9!) pozwalałam na to, żeby żyły tak, jak żyły.... ech
Ilonas, co do Ciebie - nie obwiniaj się za to. Ja studiuję na takim kierunku, że nie mam zbyt wielu zajęć na uczelni, dużo robię w domu; gdybym pracowała na etacie - pewnie nie podjęłabym takiej decyzji... Najważniejsze, że Twój piesek teraz już jest w domu, no i że jest Twoja siostra - ma dużo lepszą sytuację:) a choroba... niestety, może dopaść każego psiaka:( Całusy dla Twojego pieska
Nie żałuję decyzji Pieski bardzo szybko się przyzwycaiły (nawet nie pomyślały o tym, żeby załatwić się w mieszkaniu - od razu zrozumiały, od czego jest spacer.) Właściwie po tygodniu spędzonym w domu zachowywały się, jakby od zawsze w nim mieszkały. Tylko w kontaktach z innymi psami mają jeszcze do tej pory problemy, bo było po prostu... trochę zdziczałe. Ale dajemy radę.
Ciężko jest mi tylko czasem tylko pod względem emocjonalnym - bo jestem jeszcze w trakcie studiów, dość niepewna życiowo, brak mi niezależności finansowej - a mam już tak dużą odpowiedzialność. Ale gdy patrzę, jak z lubością wylegują się na swoich posłankach, w ciepełku, jak są zadowolone... - wszystkie zmartwienia szybko gdzieś ulatują. I gdy tylko pomyślę, że przez tyle lat (prawie 9!) pozwalałam na to, żeby żyły tak, jak żyły.... ech
Ilonas, co do Ciebie - nie obwiniaj się za to. Ja studiuję na takim kierunku, że nie mam zbyt wielu zajęć na uczelni, dużo robię w domu; gdybym pracowała na etacie - pewnie nie podjęłabym takiej decyzji... Najważniejsze, że Twój piesek teraz już jest w domu, no i że jest Twoja siostra - ma dużo lepszą sytuację:) a choroba... niestety, może dopaść każego psiaka:( Całusy dla Twojego pieska
-
- Informacje
-
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 35 gości