Jak sobie poradzić po stracie psa.....
-
- Posty:2
- Rejestracja:05 maja 2019, 22:41
Oczywiście, że się zastanawiam czy mogłem zrobić więcej. Szczególnie w przypadku Marleya. Teraz wiem, że jest tzw zespół skórno-wątrobowy i trzeba po mastocytomie regularnie monitorwać wątrobę. Może nawet trzeba było dać chemię bo przy 3 stopniu się to stosuje. Ale nie jestem lekarzem i po udanych operacjach cieszyliśmy się, że wszystko ok. Najgorsze jest to, że nie byłem z nim jak odszedł i nie wiem czy nie cierpiał 8 godzin. Staram się uciekać od myśli co zrobiłem źle, już tego nie zmienię a można się wpędzić w depresję. Smutek i żałoba po psie to naturalny odruch. To byli członkowie rodziny. Całe szczęście, że w domu wszyscy tak do tego podchodzimy i wspieramy się. Jestem świadom jednak, że to będzie proces. Wszystko ich przypomina. Ciągle sprawdzam odruchowo czy mają wodę jak wychodzę...
Neveragain nie jestem w stanie sobie wyobrazić co musisz teraz czuć ja prawie zwariowalam po stracie Puszka a co dopiero stracić dwójkę wciągu tygodnia.zazdroszczę Ci 1 rzeczy. Ze masz wsparcie w rodzinie. Mój partner wyzygiwal mi ze ratuje rozpaczliwie mojego psa choć szlo tylko wyłącznie z moich pieniędzy. Tylko moja siostra rozumie mnie bo to był mój i jej psiak. Choć ona szybko się z tym pogodziła. Ja nie potrafię mimo że w niedzielę minie 5 mcy.
neveragain bardzo Ci współczuję.. U mnie minęło już pół roku a dalej się nie pogodziłam i nie wiem czy kiedyś się pogodzę z tym ,że Go straciłam.
Mąż też się z tym pogodził szybko a ja dalej nie potrafię.. Czasami powiem coś do niego o Leośku a on do mnie ''ciągle o tym samym mówisz'' ehhh..
Według niego powinnam zamknąć temat i nie mówić nie wspominać ,bo i tak to niczego nie zmieni. Tylko on tego nie rozumie ,że ja tak nie potrafię :/
Zresztą czy ktoś kiedyś mnie zrozumie oprócz Was tutaj? Teraz patrząc z perspektywy czasu nie jest wcale lżej.. Jest nowy psiak , staram się dbać o niego a czasami czuje w głębi serca straszny żal i w głowie pełno myśli się tli typu ,że czemu o Leośka tak nie dbałam? Nawet myślę ,że to moja wina ,że tak poważnie zachorował To wszystko jest mega trudne aż momentami się odechciewa wszystkiego. Wiem ,że takie myślenie i zadręczanie się nic nie zmieni ale ja nie mogę się jakoś z tym uporać nadal. Pozdrawiam Was i mam nadzieję ,że macie się znacznie lepiej niż ja.
Mąż też się z tym pogodził szybko a ja dalej nie potrafię.. Czasami powiem coś do niego o Leośku a on do mnie ''ciągle o tym samym mówisz'' ehhh..
Według niego powinnam zamknąć temat i nie mówić nie wspominać ,bo i tak to niczego nie zmieni. Tylko on tego nie rozumie ,że ja tak nie potrafię :/
Zresztą czy ktoś kiedyś mnie zrozumie oprócz Was tutaj? Teraz patrząc z perspektywy czasu nie jest wcale lżej.. Jest nowy psiak , staram się dbać o niego a czasami czuje w głębi serca straszny żal i w głowie pełno myśli się tli typu ,że czemu o Leośka tak nie dbałam? Nawet myślę ,że to moja wina ,że tak poważnie zachorował To wszystko jest mega trudne aż momentami się odechciewa wszystkiego. Wiem ,że takie myślenie i zadręczanie się nic nie zmieni ale ja nie mogę się jakoś z tym uporać nadal. Pozdrawiam Was i mam nadzieję ,że macie się znacznie lepiej niż ja.
Nie pisze juz tutaj dużo osób... ja jak tylko jestem u rodzicow idę do puszka bo jest pochowany w swojej letniej rezydencji.zawsze się tak śmiałam ze to jego apartament z wypasioną buda i zadaszeniem itd siadam przy nim tam i patrze na postawiony znicz na środku na jego grobek wyłożony kamieniami na pilki lezace przy nim ulozone obok siebie na ta pusta budę w której nadal jest jego poslanko kocyk i gadam do niego jak głupia.dla mnie i dla mojej siostry to jest świątynia. Miejsce gdzie on jest choć inaczej gdzie jest jeszcze jego futerko z którego nie pozwolę nawet nikomu jednego wloska zabrac. Koc z budzie nadal nim pachnie...czasem mam wrażenie ze oszaleje.a za 2 tyg minie juz pół roku.przyjeżdżam tam i się z nim witam odjeżdżam to się żegnam. Przypomina mi się każda chwila. Jak biegał po podwórku jak skakał przy bramie jak przyjezdzalam. Czuje tak zajebista dziurę w sercu ze tego nie da się opisać. Nie potrafię żyć jak kiedys.coś we mnie umarło. I do końca życia będzie mi go brakowało. Dziś dalabym wszystko żeby czas cofnął się do dnia kiedy go dostałam na urodziny. Był najwspanialszym prezentem jaki kiedykolwiek dostałam. Miał dobrze w zyciu ale dziś wiem ze gdybym miała szansę jeszcze raz z nim spędzić te 12 lat zrobiłabym wszystko zeby miał jeszcze lepiej. Chyba nie odstapilabym go na krok.tak chciałabym go znów przytulic.
Dokładnie dwa lata temu 4.07 Leo do nas trafił , był najlepszą rzecz jaka mi się przydarzyła w życiu. Tak bardzo bym chciała cofnąć czas do tamtego dnia... Zrobiłabym dużo rzeczy inaczej , może lepiej ? Ilonas też nie potrafię żyć jak kiedyś. Z dniem w którym odszedł moje serce przestało bić razem z Nim.
-
- Posty:8
- Rejestracja:29 czerwca 2019, 14:29
Cześć. Kilka dni temu zmarła moja ukochana sunia. Nie umiem sobie z tym poradzić, dlatego postanowiłam napisać tutaj, widzę, że są tutaj ludzie, którzy mnie zrozumieją. Od kilku dni nieustannie płaczę, nie mogę znaleźć sobie miejsca. Mam wrażenie, że zostałam sama, jak palec, a część mnie umarła razem z nią. Rodzice, chłopak, siostra... wszyscy mówią, że minęło już parę dni i mam się ogarnąć. Jak mogą tak mówić? To nie takie łatwe, jeśli naprawdę kochało się psa najbardziej na świecie.... Wiedziałam, że ten dzień kiedyś nadejdzie, ale zawsze wtedy była obok i mogłam się do niej przytulić... A teraz? Szukam czegokolwiek, smyczy, obroży, jej ulubionej poduszki... Nikt mnie nie rozumie, nie mogę liczyć na wsparcie najbliższych. Myślę, że umarłam razem z nią i nie wyobrażam sobie tego, jak będą wyglądać kolejne dni... bez niej. Na ręce mam zadrapanie od niej i najbardziej na świecie boje się, że ono zaraz zniknie, a z dnia na dzień staje się coraz bledsze. To ostatnie, co mam wrażenie łączy ją z nią... Bardzo tęsknię i czuje się martwa w środku.
Hej wiem co przechodzisz. Każdy z nas stąd zna ten ból niestety. U mnie za kilka dni minie 7 mcy od tego okropnego dnia.i tak jak mówi tutaj każdy innej osobie z cżasem ten ból trochę osłabnie ale zadra w sercu zostanie na zawsze i życie już nigdy nie bd takie jak wcześniej. Musisz to przeplakac przekrzyczec czasem po prostu wyc. Aż zrozumiesz ze to i tak nic nie zmieni. Co do twojej rodziny mialam to samo.za wyjątkiem siostry bo Puszek był naszym oczkiem w glowie.mój facet mi wypominal każdy grosz wydany na leczenie wiec wiem co to brak zrozumienia. Ale powiem ci jedno.miej ich w dupie. Ktoś kto tak mowi nie ma pojęcia co to prawdziwa miłość i wiez z pupilem. Ja po uspieniu Pusia czułam się jakby ktoś wyrwał mi serce jakbym została sama na tym świecie. Niby zylam ale czegos brakowało i ta pustka jest i bd do końca życia. Musi minąć wiele czasu żeby było ci lżej.
Witaj też dokładnie rozumiem przez co przechodzisz i jaki to jest ból. Nie ma słów które by wyraziły to jak naprawdę się czujemy gdy tracimy naszych ukochanych pupili. Tak jak pisałam sama o sobie moje serce umarło w tamtym dniu , ktoś wyrwał je , został tylko niewyobrażalny ból , tęsknota i żal która ciągnie się za mną do dziś. Też nie miałam wsparcia w nikim i nikt mnie nie rozumiał. Chociaż minęło 7 mies to ja nadal tak strasznie za nim tęsknie.... Nie pozostaje mi nic innego jak życzyć Ci wytrwałości. Czas nie leczy ran tylko przyzwyczaja nas do bólu a my musimy na nowo nauczyć się z tym bólem żyć
-
- Posty:8
- Rejestracja:29 czerwca 2019, 14:29
Dzięki dziewczyny, że odpisałyście, naprawdę. Dzięki Wam czuję, że nie jestem "nienormalna", jak wszyscy wmawiają mi wokół. Jak można AŻ TAK przeżywać psa? Daj spokój, było minęło, weźmiesz nowego... Za matką to byś nawet tak nie rozpaczała, jak za tym psem... Właśnie w takich chwilach poznajemy, jacy ludzie są naprawdę. Ogarnij się i tyle. Rady na zasadzie - uderz się w kolano i zapomnij, że boli. Jutro będzie 10 dzień bez NIEJ, już tak intensywnie nie płaczę, bo już chyba nie mam nawet na to łez... Ale pojawiła się wegetacja. Nic nie cieszy, pracuję jak robot, chociaż i do tego ciężko się zmusić, czekam tylko na noc i na sen, żeby w końcu skończyć na chwilę myśleć. I mimo, że wiem, że miała wspaniałe życie, jak prawdziwa psia królewna, żyła ze mną 15 lat i naprawdę dbałam o nią bardziej niż o siebie to ciągle pojawiają się pytania i wątpliwości. Co mogłam zrobić inaczej? Czy na pewno to nie była moja wina? Może mogłam coś zrobić? Mimo, że naprawdę wiem, że nie. Mojej suni wysiadło serduszko przez te upały, odmówiło posłuszeństwa i naprawdę nic nie dało się zrobić.
Zawsze wychodziła ze wszystkiego, nawet weterynarz się śmiał, że jest nieśmiertelna i jej nic nie jest straszne. A tutaj niespodziewanie... po prostu zdecydowała, że już czas. Nawet nie ostrzegła... Niestety, umarła na moich rękach, ale zasnęła spokojnie, bez cierpienia i bólu, jedynie takie pocieszenie. Bardzo za nią tęsknię, mam nadzieję, że na górze bawi się dobrze. Dziewczyny, Wy też się trzymajcie. Najważniejsze mieć osoby nawet do pogadania, które rozumieją, co przechodzicie.
Zawsze wychodziła ze wszystkiego, nawet weterynarz się śmiał, że jest nieśmiertelna i jej nic nie jest straszne. A tutaj niespodziewanie... po prostu zdecydowała, że już czas. Nawet nie ostrzegła... Niestety, umarła na moich rękach, ale zasnęła spokojnie, bez cierpienia i bólu, jedynie takie pocieszenie. Bardzo za nią tęsknię, mam nadzieję, że na górze bawi się dobrze. Dziewczyny, Wy też się trzymajcie. Najważniejsze mieć osoby nawet do pogadania, które rozumieją, co przechodzicie.
Miałaś to szczęście ze odeszła sama.ja musiałam zdecydować o jego śmierci. Ale cierpial juz.nie jadl 1.5 mca praktycznie.tylko mala kroplowka.czekalysmy z tym do dnia kiedy łapki odmówiły juz posłuszeństwa. To był znak że to koniec.miał juz drgawki. Jego spojrzenia nie zapomnę nigdy.tej obojętności i bezsilności w jego oczach które zawsze się świeciły co by tu zbroic. Mimo że miał 12 lat był wulkanem energii.nikt nie wierzyl ze tyle ma a te cholerne nerki nam go zabrały. Pisze to i rycze.po człowieku nigdy się tak nie płacze. Nawet po rodzicach bo wiez z pupilem jest wyjątkowa i o tym piszą psychologowie. Pies cie nie zrani słowem czy czynem nie opuści w potrzebie i choc byś go krzywdzila bd kochał mimo wszystko.od człowieka tego nie dostaniesz
-
- Posty:9
- Rejestracja:07 lipca 2019, 21:27
Zgodzę się z tym w stu procentach, że czasem trudniej pożegnać się ze zwierzęciem niż z człowiekiem bo ten nas zawsze skrzywdził a pies nigdy
6 lipca zmarla moja Norcia, adoptowana 13 lat temu sunia,kundelek najwierniejsza na świecie , była ze mną prawie pół mojego życia. W dniu kiedy pojechaliśmy do weterynarza aby uspić ja miała w oczach strach i smutek, choć odeszła na moich kolanach cały czas mam wyrzuty, że nie zrobiliśmy tego w domu, niestety nie decydowalam sama.. zawsze obiecałam jej, że nie pozwolę jej skrzywdzić. Ostatnie dni były dla niej cierpieniem. Czuła moje przerażenie i rozpacz z powodu naszego zbliżającego się pożegnania. Ciągle myślę o tym czy na pewno nie cierpiała czy eutanazja była zrobiona dobrze... Ciężko pamiętać piękne chwile z jej życia, za to doskonałe pamiętam puste oczy gdy odeszla i ostatnie dni.. mogłam być z nią więcej czasu.. Przez 13 lat nie zdążyłam się nią nacieszyć. Bardzo wierzę że jej dusza jest między nami, inaczej nie chcę sobie tego wyobrażać, tak jak niektórzy twierdzą, że po śmierci dla zwierząt nie ma nic??
Dla wielu osób to może być śmieszne ale byłam tak bardzo z nia związana, że myślę co dzieje się z nią teraz.. Bardzo chciałam dokonać indywidualnej kremacji i zakopać prochy w ogródku, jednak mama która zajmowała się nią gdy poszłam na studia, nie chciała tego, również była z nią bardzo zżyta. Razem z moim mężem, mamą i babcią pochowaliśmy ją właśnie w ogrodzie, posadziliśmy kwiaty.
Śniła mi się dwa razy ale były to dręczące sny związane właśnie z tym że myślę o tym że jest zakopana a nie spalona.
Pocieszam się tym, że pies chyba woli być pochowany w zgodzie z naturą i w swoim domu oraz że koniec życia nie jest dla niego końcem i że zawsze jest obecny przy swoim właścicielu obojętne w co wierzymy i w jakiej kulturze żyjemy.
Mam nadzieję, że ktoś odpowie mi i napisze cokolwiek co troszkę pozwoli zaakceptować to co się stało i napisze jak zaakceptować pochówek psa nie wiem jak mozna zostawić po eutanazji zwierzę do utylizacji w gabinecie..
Pozdrawiam wszystkich właścicieli swoich pupili oraz tych którzy stracili swojego przyjaciela, rzadko można spotkach kogoś kto tak również tak szanuje, zwierzęta.
6 lipca zmarla moja Norcia, adoptowana 13 lat temu sunia,kundelek najwierniejsza na świecie , była ze mną prawie pół mojego życia. W dniu kiedy pojechaliśmy do weterynarza aby uspić ja miała w oczach strach i smutek, choć odeszła na moich kolanach cały czas mam wyrzuty, że nie zrobiliśmy tego w domu, niestety nie decydowalam sama.. zawsze obiecałam jej, że nie pozwolę jej skrzywdzić. Ostatnie dni były dla niej cierpieniem. Czuła moje przerażenie i rozpacz z powodu naszego zbliżającego się pożegnania. Ciągle myślę o tym czy na pewno nie cierpiała czy eutanazja była zrobiona dobrze... Ciężko pamiętać piękne chwile z jej życia, za to doskonałe pamiętam puste oczy gdy odeszla i ostatnie dni.. mogłam być z nią więcej czasu.. Przez 13 lat nie zdążyłam się nią nacieszyć. Bardzo wierzę że jej dusza jest między nami, inaczej nie chcę sobie tego wyobrażać, tak jak niektórzy twierdzą, że po śmierci dla zwierząt nie ma nic??
Dla wielu osób to może być śmieszne ale byłam tak bardzo z nia związana, że myślę co dzieje się z nią teraz.. Bardzo chciałam dokonać indywidualnej kremacji i zakopać prochy w ogródku, jednak mama która zajmowała się nią gdy poszłam na studia, nie chciała tego, również była z nią bardzo zżyta. Razem z moim mężem, mamą i babcią pochowaliśmy ją właśnie w ogrodzie, posadziliśmy kwiaty.
Śniła mi się dwa razy ale były to dręczące sny związane właśnie z tym że myślę o tym że jest zakopana a nie spalona.
Pocieszam się tym, że pies chyba woli być pochowany w zgodzie z naturą i w swoim domu oraz że koniec życia nie jest dla niego końcem i że zawsze jest obecny przy swoim właścicielu obojętne w co wierzymy i w jakiej kulturze żyjemy.
Mam nadzieję, że ktoś odpowie mi i napisze cokolwiek co troszkę pozwoli zaakceptować to co się stało i napisze jak zaakceptować pochówek psa nie wiem jak mozna zostawić po eutanazji zwierzę do utylizacji w gabinecie..
Pozdrawiam wszystkich właścicieli swoich pupili oraz tych którzy stracili swojego przyjaciela, rzadko można spotkach kogoś kto tak również tak szanuje, zwierzęta.
-
- Posty:8
- Rejestracja:29 czerwca 2019, 14:29
Bardzo mi przykro, doskonale wiem co czujesz... Mam taką samą sytuację, jak Ty. Moja mała też została pochowana u nas w ogródku, bo tak chciałam. Bardzo walczyłam z rodzicami, żeby nie oddawali jej do kremacji i tutaj, sytuacja jak Ty, bardzo martwiłam się, co będzie z nią dalej. Jak moglibyśmy ją spalić i oddać gdzieś? Całe życie była z nami i z nami zostanie. Codziennie ją odwiedzam i zalewam się łzami. Najbardziej mnie wzrusza to, że na miejscu, w którym śpi, ciągle przychodzi nasz kot i dotrzymuje jej towarzystwa. Ciągle myślę o tym, czy nie jest jej tam zimno w tym dole, to była moja mała księżniczka, która spała pod kołdrą razem z moją babcią i nawet miała własną poduszkę, a teraz jest w zimnym dole... Tutaj mam nadzieję, że jednak nie pomyślicie, że jestem nienormalna. Tak bardzo chciałam, żeby rodzice owinęli ją w jej kocyk... Ale oczywiście tego nie zrobili, "daj spokój", "nie przesadzaj". I też, tak jak Ciebie, dręczą mnie sny... tylko nie śni mi się, że jest szczęśliwa, biega sobie, tylko te ostatnie chwile z nią, weterynarz, podawanie leków... Nikt się nie spodziewał tego, że odejdzie. My byliśmy umówieni na kolejną wizytę następnego dnia! Ciągle się zastanawiam, co mogłam zrobić inaczej, czy to na pewno nie moja wina. Jej serduszko wysiadło przez upały i strasznie sobie wyrzucam, że gdyby przetrzymała jeszcze kilka dni... temperatura teraz tak drastycznie spadła... Może byłaby teraz razem z nami nadal? Żabunia891201, trzymaj się bardzo mocno, jedynym pocieszeniem dla mnie jest to, że nie jestem w tym wszystkim sama i są takie osoby, jak tutaj na grupie, którzy przechodzą to samo i też pękło im serce... Osobiście myślę, że dobrze zrobiłaś zakopując psa, a nie spalając.
-
- Posty:9
- Rejestracja:07 lipca 2019, 21:27
Myślę, że tylko ludzie w takim dużym stopniu przywiązują wagę do swojego ciała po śmierci.. Trzeba myśleć w ten sposób, że lepiej że za życia było im dobrze a teraz ich dusza jest wśród nas, poza ciałem. Ciężko jest pogodzić się z tym.. Tym bardziej jak pies był w domu i w typie pieszczocha, a czasen tylko od niego miało się miłość, trudne jest złożyć w ziemi miękkie futerko. Na początku jedyne sny to były koszmary ale to wszystko chyba zależy od tego w jaki sposób o nim się myśli, naturalne że w te kilka dni myśli są w kategoriach śmierci i pochówku. Gdybym spaliła ciało, prochy zakopalibyśmy też w tym samym miejscu, w ogrodzie a ja bym nie myślała o tym co jest teraz ale większość mówiła ze to absurd. W sumie teraz myślę że zwierzę czesto oddala się gdy czuje że umiera i że nie jest zbyt naturalne kremowanie go faktycznie. Osobiście uważam że dla mnie to dość traumatyczne przeżycie, dla Was pewnie też.. Tym bardziej, że gdy umiera czlowiek to należy wierzyć że po śmierci coś go czeka nowego a jak ktoś wpiera że pies skończył żywot i tyle to robi się jeszcze bardziej smutno. Ja trzymam się tego że sie spotkamy i koniec.
Ja jestem katoliczką i uważam że skoro w niebie ten pies jest Ci potrzebny to go będziesz mieć
Ja jestem katoliczką i uważam że skoro w niebie ten pies jest Ci potrzebny to go będziesz mieć
-
- Informacje
-
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 19 gości