Jak sobie poradzić po stracie psa.....
Aleksandra dziękuję Ci. Sama cierpisz a jeszcze potrafisz podnieść na duchu. Zjedlismy śniadanie i poszliśmy dziś na spacer, długą naszą starą trasą od lat. W polach więc mogliśmy poryczeć sobie. Serce ściskało jak mijaliśmy ludzi z psami. Pomyślałam czy wy wiecie co was czeka? Jestem dziś spokojniejsza, ale tak jak piszesz to pewnie wróci. Bardzo się boję jutrzejszego dnia. W pracy mam kontakt z klientami.... Nie ma mowy poryczeć się przy biurku. Potem do późna będę sama w domu. Te powroty ta cisza przy przekręceniu klucza i w oknie nikt nie czeka. To są chwile które rozwalają mnie. Aleksandra ty masz jakieś wsparcie poza forum?
-
- Posty:13
- Rejestracja:24 października 2019, 05:03
Agawe, dobrze ze poszliscie i dobrze ze dzis bylo troche lepiej i ze sobie poplakaliscie, to wycisza, choc na chwile. Tych "troche lepiej" z czasem przybywa, moze nie spektakularnie ale jednak.
Ja mam wlasnie kryzys....wyje z tesknoty za nia. Wiem ze to minie ale na tu i teraz bol jest okrutny. Mam wrazenie ze juz nikt nigdy tej dziury w sercu nie wypelni. Obym sie mylila..
Poza forum w sumie srednio. Czuje ze malo osob wokol mnie chce o tym ze mna rozmawiac. Najczesciej dlatego ze nie rozumieja tego bolu, poza tym nie wiedza jak sie zachowsc wiec raczej oszczedzam im faktow. Czytam to forum. Przeskakuje na rozne strony i na kazdej ten sam bol i pekniete serca. To pomaga w przeswiadczeniu ze nie zwariowalam, ze nie jestem jedyna dla ktorej futrzak mial tak wielkie znaczenie w zyciu. Nie umniejsza cierpienia ale podnosi na duchu w jakims sensie... Trzeba czasu by sie z tym oswoic i nauczyc zyc w nowych okolicznosciach.
Ja mam wlasnie kryzys....wyje z tesknoty za nia. Wiem ze to minie ale na tu i teraz bol jest okrutny. Mam wrazenie ze juz nikt nigdy tej dziury w sercu nie wypelni. Obym sie mylila..
Poza forum w sumie srednio. Czuje ze malo osob wokol mnie chce o tym ze mna rozmawiac. Najczesciej dlatego ze nie rozumieja tego bolu, poza tym nie wiedza jak sie zachowsc wiec raczej oszczedzam im faktow. Czytam to forum. Przeskakuje na rozne strony i na kazdej ten sam bol i pekniete serca. To pomaga w przeswiadczeniu ze nie zwariowalam, ze nie jestem jedyna dla ktorej futrzak mial tak wielkie znaczenie w zyciu. Nie umniejsza cierpienia ale podnosi na duchu w jakims sensie... Trzeba czasu by sie z tym oswoic i nauczyc zyc w nowych okolicznosciach.
Aleksandra nie zwariowałyśmy. Mamy prawo do tego bólu i do tej żałoby. Kochamy nasze zwierzaki i fakt, że to były zwierzęta dla mnie nie ogranicza miłości do jakiegoś poziomu. Kto powiedzial, że zwierzaka nie można pokochać tak jak czlowieka. Ktoś zabroni? Ktoś umie zmierzyć poziom miłości i siłę więzi? A skoro kochamy to jak można odmówić nam prawa do cierpienia po stracie. W ludziach za mało empatii. Aleksandra spróbujmy trzymać się dobrych wspomnień i dziękować, że ten psiak czy kot był nasz, że miałyśmy to szczęście. No próbuje już sobie układać to w głowie na różne sposoby. Wierzę, że wszystko w życiu dzieje się po coś. Z jakiegoś powodu ten właśnie kot stanął na twojej drodze. Wybrała Ciebie. Taki dar, lekcja wrażliwości? nie wiem, ale myślę że to wielkie szczęście zaznać takiej miłości. Aleksandra staraj się trzymać. Trwaj. U mnie jutro tydzień...
-
- Posty:13
- Rejestracja:24 października 2019, 05:03
Dzieki za wsparcie. Potrzebuje uslyszec od kogos, szczegolnie takiego kto sam dobrze wie jak to jest, ze nie jestem sama w tym bolu.
Agawe, Ty tez sie trzymaj, bo obawiam sie ze dzisiejszy wieczor moze byc ciezki dla Ciebie... Daj znac jak sie trzymasz.
Dzis u mnie mijaja 3 tygodnie, a i tak poryczalam sie jak wrocilam do domu. Ta cholerna cisza po otwarciu drzwi i brak koty za drzwiami dobija... Ona byla jak pies, witala w drzwiach cala ucieszona, otwieralam drzwi a jej mordka wypadala bo juz trzymala ja oparta o drzwi zeby bylo szybciej, ocierala sie o nogi, mruczala z radosci... Gdy wychodzilam to zegnala, siadala w przedpokoju i patrzyla, bez radosci. Cholernie tego brakuje..
Agawe, Ty tez sie trzymaj, bo obawiam sie ze dzisiejszy wieczor moze byc ciezki dla Ciebie... Daj znac jak sie trzymasz.
Dzis u mnie mijaja 3 tygodnie, a i tak poryczalam sie jak wrocilam do domu. Ta cholerna cisza po otwarciu drzwi i brak koty za drzwiami dobija... Ona byla jak pies, witala w drzwiach cala ucieszona, otwieralam drzwi a jej mordka wypadala bo juz trzymala ja oparta o drzwi zeby bylo szybciej, ocierala sie o nogi, mruczala z radosci... Gdy wychodzilam to zegnala, siadala w przedpokoju i patrzyla, bez radosci. Cholernie tego brakuje..
-
- Posty:7
- Rejestracja:11 października 2019, 20:14
U nas mija siódmy tydzień jak nie ma z nami Dyzia. Życie bez niego jest abstrakcją i czasem łapię się na tym, że mam wrażenie, że on był tylko snem...W każdej chwili wyobrażam sobie co by teraz robił, co byśmy razem robili. Nie ma chwili bym o nim nie myślała i nie analizowała co się stało.
Moja więź z Dyziem była czymś magicznym i nie do opisania. Widziałam w jego oczach miłość i szczeniacką radość, był moim synkiem. I nikomu nie pozwolę się z tego śmiać lub lekceważyć. Tak jak napisała Agawe miłość to miłość i czy się ją kieruje do stworzenia dwunożnego czy czteronożnego nie ma żadnego znaczenia. Ja Dyzia nadal kocham i mówię mu to codziennie przed snem. Wierzę, że on to czuje i jest spokojny. Od paru dni przeglądam fundacje i szczeniaki do adopcji. Niestety nie robię tego by znaleść nowego tylko by zobaczyć, czy któryś z nich jest choć trochę podobny do Dyzia i by sobie ulżyć, że znajdę kiedyś podobnego. Niestety póki co żaden nie jest ani trochę podobny Boję się, że nigdy żaden piesek nie zastąpi mi mojego idealnego Dyziolka, który był jakby na miarę skrojony dla nas. Idealnie nas uzupełniał...
Ból, tęsknota i ścisk w gardle na myśl o nim...
Moja więź z Dyziem była czymś magicznym i nie do opisania. Widziałam w jego oczach miłość i szczeniacką radość, był moim synkiem. I nikomu nie pozwolę się z tego śmiać lub lekceważyć. Tak jak napisała Agawe miłość to miłość i czy się ją kieruje do stworzenia dwunożnego czy czteronożnego nie ma żadnego znaczenia. Ja Dyzia nadal kocham i mówię mu to codziennie przed snem. Wierzę, że on to czuje i jest spokojny. Od paru dni przeglądam fundacje i szczeniaki do adopcji. Niestety nie robię tego by znaleść nowego tylko by zobaczyć, czy któryś z nich jest choć trochę podobny do Dyzia i by sobie ulżyć, że znajdę kiedyś podobnego. Niestety póki co żaden nie jest ani trochę podobny Boję się, że nigdy żaden piesek nie zastąpi mi mojego idealnego Dyziolka, który był jakby na miarę skrojony dla nas. Idealnie nas uzupełniał...
Ból, tęsknota i ścisk w gardle na myśl o nim...
Dziewczyny no jest źle... Nie umiałam wyjść z samochodu po powrocie do domu. Wyłam jak...jak nie wiem co nie slyszłam siebie nigdy takiej. Odwlekalam powrót do domu jak tylko mogłam lazilam bez sensu po sklepach. Wchodzę do domu i nie wiem co mam z sobą zrobić. Zawsze najważniejsze było powitanie i spacer. Zrozumiałam okreslenie cisza aż w uszach dzwoni. To jest nie do zniesienia. Ja nie wiem co dalej
-
- Posty:7
- Rejestracja:11 października 2019, 20:14
Agawe wiem co czujesz, ja nie mogłam wrócić do domu przez pięć dni po śmierci Dyzia. Wyjechaliśmy odrazu byle zdala od domu...Kiedy w końcu trzeba było wrócić, weszłam do domu i padłam na kolana płacząc, płakałam tak przez parę godzin non stop.
To jest niewyobrażalny ból, tego się nie da opisać bo aż wyrywa serce z piersi. Ja do teraz płaczę kiedy patrzę na miejsce gdzie stało Dyzia posłanie a to dopiero parę tygodni. Musisz to niestety wypłakać bo innej opcji nie ma, nasze psiaki już do nas nie wrócą
To jest niewyobrażalny ból, tego się nie da opisać bo aż wyrywa serce z piersi. Ja do teraz płaczę kiedy patrzę na miejsce gdzie stało Dyzia posłanie a to dopiero parę tygodni. Musisz to niestety wypłakać bo innej opcji nie ma, nasze psiaki już do nas nie wrócą
-
- Posty:13
- Rejestracja:24 października 2019, 05:03
To jakis obled.. Nie mozemy zostawic naszych domow i w nich nie mieszkac, ale to juz nie te same domy. Nie potrafie sie przyzwyczaic do tej pustki za drzwiami gdy wracam. Do tej ciszy, jak napisalas Agawe, dzwoniacej w uszach. Rycze znowu jak wtedy... Brakuje mi jej tak dotkliwie.
Ten bol z czasem stepieje, ale to jeszcze nie ten moment. Ale moja malenka juz nigdy nie wroci.. To jest niemozliwe. Nie wiem jak Wy ale ja wciaz nie moge uwierzyc ze to prawda.
Ten bol z czasem stepieje, ale to jeszcze nie ten moment. Ale moja malenka juz nigdy nie wroci.. To jest niemozliwe. Nie wiem jak Wy ale ja wciaz nie moge uwierzyc ze to prawda.
-
- Posty:7
- Rejestracja:11 października 2019, 20:14
To jest obłęd tak jak mówisz bo jak inaczej nazwać stan kiedy w jednej chwili masz wszystko i jesteś szczęśliwa a w drugiej spadasz na samo dno i pochłania Cię tęsknota...
"Dobre momenty jak fotografie chowam w swej głowie jak w starej szafie" to cytat z piosenki. Oglądamy filmiki zdjęcia... Płaczę i się śmieję jednocześnie. Taka była słodka, zabawna taka mądra i piękna. Słowo NIGDY jest jak kamień. Mam wrażenie jakby zabierając ją Bóg odciął mi dopływ tlenu. Nie mogąc jej przytulić ukochać jakbym się dusiła jakbym nie umiała w pełni zaczerpnąć oddechu.
-
- Posty:7
- Rejestracja:11 października 2019, 20:14
Przez ostatnie 7tyg nie byłam w stanie wejść w album zdjęć na telefonie aż do teraz, chwila impuls i obejrzałam wszystko jednym tchem. Wszystkie zdjęcia i filmiki. Dziękuje sobie samej, że jako maniak fotografii starałam się uwiecznić każdą chwilę, tylko tyle mi pozostało...
Płacze i płakać będę już zawsze patrząc na mojego Skarba. Chcę wierzyć w to, że patrzy na mnie z góry i słyszy co niego mówię. Chcę wierzyć, że jego dusza bawi się teraz z Waszymi pieskami i kotkami. Chcę wierzyć, że są nam wdzięczne za cudowne życie. Chcę wierzyć, że nad nami czuwają i pozwolą nam pokochać znowu. Nie żeby wpuścić kogoś do serca zamiast ale obok...
Płacze i płakać będę już zawsze patrząc na mojego Skarba. Chcę wierzyć w to, że patrzy na mnie z góry i słyszy co niego mówię. Chcę wierzyć, że jego dusza bawi się teraz z Waszymi pieskami i kotkami. Chcę wierzyć, że są nam wdzięczne za cudowne życie. Chcę wierzyć, że nad nami czuwają i pozwolą nam pokochać znowu. Nie żeby wpuścić kogoś do serca zamiast ale obok...
-
- Posty:13
- Rejestracja:24 października 2019, 05:03
Wiecie, kilka dni temu znalazlam na swoim starym telefonie nagranie z 2013 roku jej mruczenia. Nawet nie pamietalam ze takie cos mialam ale moze to ona kazala mi w jakis dziwny sposob tam poszukac. Puscilam to nagranie i jakby mi ktos ogromny ciezar zrzucil z serca, nawet sobie nie wyobrazacie jaki to byl cudowny moment! Jakby znowu lezala obok mnie i zamruczala mi do ucha... Moment. To byl tylko moment... Koniec nagrania i ciezar wrocil. Ale mam choc tyle. I zdjecia, tak jak mowicie. I kilka filmikow.. W jakims sensie moge choc przez chwile poczuc, ze te 8 lat z nia mi sie nie przysnily.
Chce zeby ten bol juz zelzal. Zeby byl mniej raniacy. Chce juz czuc spokoj taki jak ona mam nadzieje czuje. I chce by czekala na mnie, gdziekolwiek teraz jest, tak jak czekala tutaj. I wyszla mi naprzeciw kiedy nadejdzie moj czas.
Chce zeby ten bol juz zelzal. Zeby byl mniej raniacy. Chce juz czuc spokoj taki jak ona mam nadzieje czuje. I chce by czekala na mnie, gdziekolwiek teraz jest, tak jak czekala tutaj. I wyszla mi naprzeciw kiedy nadejdzie moj czas.
Witam Was dziewczyny. Ja niestety trochę dłużej od Was żyje juz bez mojego kochanego Pusia. 12 grudnia minie rok. Nie pociesze Was bo ten ból choć mniejszy bd trwał juz do końca zycia. Pustki tez nic i nikt nie wypełni. Przeżywałam wszystko to o czym mówi każda z Was. Złość zal obłęd strumienie łez sny w których albo biegał szczęśliwy albo nawet wracał do życia...miałam wsparcie tylko u siostry bo był naszym oczkiem w glowie choć ona pogodziła się z tym bardzo szybko.rok walki o każdy dzień i ostatnie 2 miesiące strachu kroplowek strzykawek leków błagania żeby jadł i łez. Nerki zabrały mi kogoś kogo kochałam miłością bezwarunkowa. Minął rok a ja rycze jak głupia pisząc to wszystko. Oddalabym lata swojego życia żeby chociaż na chwilę jeszcze wrócił do mnie. Moje życie nigdy już nie bd takie jak kiedys. Z czasem jest troszkę lżej bo oswoicie się z tym bólem. Ale to jest jak z raną. Zabliznia się ale za kazdym razem jak tylko ja rozrazisz boli znów niewyobrazanie
-
- Posty:13
- Rejestracja:24 października 2019, 05:03
Hej. Jak u Was dzisiaj? Dajecie rade?
Bo ja slabo... Znow placz po wejsciu do domu
Bo ja slabo... Znow placz po wejsciu do domu
Pewnie, że płaczę. Całą drogę z pracy płakałam potem w aucie siedziałam długo. Poddalam się. To się już nie zmieni. Już nie walczę. Został mi tylko smutek. Zrozumiałam, że straciłam radość dnia. Mimo że kocham moją rodzinę nie ma nic do czego śmieje się moje serce. Nie ma motywacji żeby szybko wracać do domu, żeby się z wszystkim uwinąć by było jak najwięcej czasu żeby zająć się nią, żeby spacer jak najdłuższy żeby nogi bolały a jej jęzor wisiał. Tak chciała żyć tyle miała energii nikt nie dawał jej tyłu lat, nawet chorobę maskowała bo przeciez musialo ja boleć albo ja jestem debilem że tego nie dostrzegłam. Nic nie ma. Zachorowałam na pustkę i smutek.