Sara moja ukochana pisze: ↑17 lipca 2021, 20:58
Łącze się w bólu dwa dni temu pożegnałam moją ukochaną sunie Sarę Sarenke Sareneczkę 12,5 letnią biszkoptową labradorke do tej pory zdrowa parę tłuszczaków i narośl przy sutku guzek ale zaczęło się od tak jakby kaszlu i odruchu wymiotnego ze śliną antybiotyk ciut lepiej lecz po kilku dniach nawrót i ogólnie gorsze samopoczucia brak apetytu karmiłam z ręki mokrą karmą bo suchej nie chciała narośl przy sutku zaczęła rosnąć USG guz rak listwy mlecznej guz na śledzionie następnie krew ANEMIA stąd też żelazo które nie pomagało wyniki hemoglobiny coraz gorsze kroplówa steryd nie wychodziła już o własnych siłach o 11.00 mieliśmy zaplanowaną wizytę na transfuzję nad ranem kłopoty z oddychaniem pojechałam pod lecznice weterynarz przyjechał rozłożył ręce miała języczek z boku oddychała sapała szybko dusiła się prosiłam żeby ją leczył odmówił powiedział że cierpi zgodziłam się na uśpienie ale może mogłam w popłochu szybko jechać do innego ŻAŁUJĘ wystraszyłam się tego że się dusi dlaczego nie mógł jej ratować
Ja w marcu dowiedziałam się, że ma guzka na moja 16 letnia suczka beagle ma guzka na śledzionie, zeszłego roku w lipcu miała usg i jeszcze go nie było (albo nie zauważyli), więc musiał się jakoś jesienią/zimą pojawić i szybko urosnąć, bo w marcu miał 2,5-2,7 cm, biopsja nie wykazała nowotworu złośliwego, ale to wciąż nie było na 100%. Ze względu na wiek, pogorszone parametry nerkowe i stany zapalne jelit, weterynarze poradzili, aby ją monitorować, jak będzie się coś działo, to wtedy będzie decyzja do podjęcia, ale mój zaprzyjazniony wet powiedział, że w zdrowiu przeżyła ponad miarę, więc z jej wynikami jak przyjdzie znaczne pogorszenie, to większe szanse, że zejdzie podczas operacji albo zaraz po i sobie nie poradzi bez śledziony, miała długie dobre życie i lepiej to zapamiętać. Radziłyśmy sobie, monitorowałyśmy, dostawała leki, ale w międzyczasie zaczynała dostawać raz w miesiącu dziwnych splątań i drgawek, mimo jedzenia chudła, jak ją na ostatniej wizycie postawiłam na wagę, to się wystraszylam, bo w dwa miesiące poszło prawie 2 kilo, zaczęły się robić zaniki mięśniowe w tylnich łapkach. W ten piątek po poł€dniu dostała gorączki, telepawek, poleciałam do weta, dostała leki, uśmiechnęła się do mnie, pomerdała ogonem, potarzała w swoim legowisku, zostawiłam ją do spania, żeby odpoczeła. Następnego dnia drgawki znowu wystąpiły, stan podgorączkowy, byłyśmy umówione na badania kontrolne, zrobiłśmy, pani doktor była zaskoczona, że tak drastyczne poleciały, morfologia tragedia, trzebaby zaraz myśleć o przetaczaniu krwi, potem operacja, nie wiadomo, czy w ogóle przeżyje, bo i nagle trzuska zapalenie i wątroba, a jeszcze w ubiegłym miesiącu było ok. Jakby przeżyła, to trzebaby i neurologicznie się badać i ustalać skąd drgawski, walczyć o nogi, a i za chwilę mogły by paść. Płakałam, ale nie mogłam jej tego zrobić. Zresztą położyła się na ziemi u weta i poszła spać, nigdy tak się nie zachowywała. Zawołałam męża, daliśmy jej zastrzyk, odpłynęła przy ulubionej piosence, bardzo szybko. Teraz też płaczę, czy się pospieszyłam, ale wiadomo emocje, wszyscy mi mówią, że dobrze zrobiłam.