Strona 1 z 1

Walczymy o życie naszej ukochanej suni

: 28 lipca 2010, 16:50
autor: Radosław
W dniu 9 lipca 2010 na godz. 9:00 miałem umówioną wizytę na sterylizację mojej suczki Poziomki w lecznicy weterynaryjnej xxxxxxxxxx Warszawie. Zabieg miał przeprowadzić chirurg weterynarz xxxxxxxxxxx. Jednak na skutek działań doktora xxxxxxxx w obecnej chwili mój pies jest w stanie bardzo ciężkim.


Poziomkę znalazłem jako malutkiego szczeniaczka (miała wtedy około 3 miesięcy) wałęsającą się w lesie w Izabelinie. Z mamą nazwaliśmy tę rasę ‘Sznałpon', bo to mieszanka sznaucera z owczarkiem nizinnym. Pies był zawsze radosny, kochany, śliczny, podobny do piesków z filmów Walta Disneya.

Zawsze bardzo dbałem o jej zdrowie, wiem jak ważna jest profilaktyka i wczesne wykrywanie chorób potencjalnie zagrażających życiu. Regularnie robiłem jej badania. Piesek był zdrowy jak koń: krew w porządku, serduszko też, poziom cukru w normie. Do tego chodziła na zabiegi pielęgnacyjne (strzyżenie, przycinanie pazurków). Kiedy w 2007 zaczął się u niej dziwny kaszel zrobiliśmy RTG tchawicy, po którym okazało się, że ma lekkie mechaniczne uszkodzenie, tzw. „zapadanie tchawicy”, niegroźne dla jej zdrowia.

Piątek, 09 lipca 2010 r.

Na zabieg sterylizacji chirurg przyszedł spóźniony około 1 godziny i 15 minut, pani anestezjolog jeszcze nie było. Naszym zdaniem powinna być od początku zabiegu. Gdybyśmy zostali wcześniej poinformowani, że anestezjologa nie będzie, to nigdy nie zgodzilibyśmy się na zabieg. Pracownik obsługi lecznicy powiedział, że chirurg się spóźnia, ponieważ, cytuję: „zna swoją wartość”. Pan xxxxxxxxxxx- jak słyszałem od innych weterynarzy - cieszy się bardzo dobrą reputacją, co nie znaczy że nie jest nieomylny. Czekałem cierpliwie.


Po podaniu przez chirurga „głupiego jasia” (mieszanki leków do premedykacji) piesek usnął na moich kolanach i po kilku godzinach miałem odebrać ją po zabiegu. Niestety tak się nie stało. W trakcie zabiegu chirurg własnoręcznie zaintubował psa i podał narkozę wziewną. Po (jak sądzimy) nieprawidłowo podanej narkozie nastąpiło zatrzymanie akcji serca. Na ten moment natrafiła pani anestezjolog, która przypadkiem tego dnia przyszła do kliniki (później okazało się, że chirurgxxxxxxxxxxxnawet nie umówił jej do asystowania przy zabiegu). Po 15 minutowej walce pieskowi udało się przywrócić funkcje życiowe dzięki masażowi serca i środkach, które jej podano. Zabiegu sterylizacji nie wykonano. Kazano nam dzwonić mniej więcej co dwie godziny i pytać się o stan pieska. Sunia do godziny 20.00 była w lecznicy. Leżała nieprzytomna pod wpływem leków uspakajających, miała silne skurcze mięśni, piszczała. Pani oddając nam pieska, powiedziała, że do rana będzie wszystko normalnie, piesek się wybudzi, ale na wszelki wypadek podała nam adres lecznicy całodobowej na xxxxxxxxx (na marginesie: dowiedzieliśmy się i potwierdziliśmy tę informację, że pan xxxxxxxxxxxxi jest współwłaścicielem xxxxxxxx. Czyli nie dość, że wziął pieniądze w xxxx za zrobienie mi z psa warzywa, to jeszcze zarabia na leczeniu jej na xxx), pewnie pomyślicie sobie `` to zabierzcie ją z xxxxx!!!``, niestety nie jest to możliwe, ponieważ stan pieska jest poważny i ryzykowne byłoby przenosić ją do innej lecznicy.Poza tym są tam inni lekarze, którzy wspaniale opiekują się zwierzakami.Około 20:00 przyjechaliśmy do domu z nadzieją, że wszystko powoli dojdzie do normy. Poziomka podczas transportu bardzo ciężko i szybko oddychała. Około godziny 22:00 piesek dostał regularnych drgawek, mocno się prężył i wyginał. Byliśmy bezradni. Natychmiast zabraliśmy maleńką do lecznicy na xxxxxxxxxx. Tam zostały jej podane leki uspakajające i tlen. Tego dnia nic więcej już nie mogliśmy zrobić, wróciliśmy więc załamani do domu. Przez pół nocy nie zmrużyłem oka, płakałem, moja mama również. Z tego co wiemy xxxxxxxxxpo reanimacji Poziomki nie zainteresował się ani razu swoim pacjentem do godziny 20.00.

Sobota, 10 lipca 2010

Ten dzień był dla mnie jeszcze gorszy od poprzedniego. Lekarze z xxx nie dali nam przy odbiorze pieska żadnych dokumentów. Dopiero kiedy moja mama wraz z naszą przyjaciółką osobiście pofatygowała się do xxxxxx, dostała wypis wraz z odręcznie napisanym opisem reanimacji i odręcznie napisanym rachunkiem. W karcie brak było jednak kluczowej informacji o rodzaju i ilości podanej narkozy (w dodatku opis badania RTG tchawicy nie zgadzał się wcale z tym co było w opisie badania z 2007 roku). Po moich usilnych naleganiach chirurg skontaktował się ze mną i powiedział co jej podawał. Na koniec życzył nam „powodzenia”, co było szczytem nietaktu. Ponieważ jest współwłaścicielem xxxxxx, zadzwonił również tam i podał telefonicznie składniki narkozy. Poinformował też lekarza z kliniki, że piesek z jego lecznicy, czyli xxxxxxxxxx, wyszedł na własnych nóżkach, co jest perfidnym kłamstwem i wskazuje na chęć wybielenia się wobec zaistniałej sytuacji (mam na to niepodważalny dowód i świadków).

Pojechaliśmy na xxxxxx około godziny 11.00 z nadzieją na poprawę stanu pieska. Pani weterynarz xxxxxxxxx, której jesteśmy bardzo wdzięczni za pomoc i opiekę nad pieskiem, powiedziała, że nasz pupil może obudzić się jeśli przy nim pobędziemy, jeśli poczuje nasz zapach i usłyszy nasz głos. Wierzcie mi, również miałem taką nadzieję. Wchodząc już do szpitala usłyszałem straszny skowyt swojego psa. Zobaczyłem moją biedną kruszynę w klatce wijącą się i prężącą łapy. W dodatku wydzielała strasznie nieprzyjemny zapach podawanych jej leków. Przenieśliśmy sunię do oddzielnego pokoju. Plan wydawał się prosty. Jeżeli piesek podczas ataku przez 15 minut nie mógł się uspokoić dzięki naszej obecności, to dostawał leki na uspokojenie. W czasie ich działania głaskaliśmy ją, mówiliśmy do niej cicho i obiecywaliśmy różne wspaniałości żeby tylko się obudziła. Po ok. 1-2 godz. uspokajacz przestawał działać i atak się powtarzał. Niestety pomimo naszych starań Poziomka nie potrafiła się przebudzić. Jęczała tylko, prężyła się odchylając mocno głowę do tyłu, nie reagowała na nasze słowa… Może nas słyszała, ale tego nie wiemy... Po pięciu godzinach tej bezskutecznej walki opuściliśmy klinikę, nie chcieliśmy męczyć więcej naszego pieska. Maleńka dostała lek na uspokojenie i z powrotem została przeniesiona do klatki.

Niedziela, 11 lipca 2010

U pieska nastąpiła lekka poprawa. Tym razem przynajmniej nie skomlała, ale również miała prężenie łap (piesek podczas zatrzymania akcji serca miał niedotlenienie mózgu czego następstwem mogło być uszkodzenie kory mózgowej. Mam nadzieję, że te efekty są odwracalne).

W sobotę i w niedzielę przyjąłem rolę detektywa i starałem się dowiedzieć co nieco o działalności doktora xxxxxxxxxx. Ostrzegamy! Weterynarzy takich jak pan Wiśniewski należy pozbawiać praw do wykonywania zawodu, tym bardziej, że nasz przypadek nie jest jedynym w jego karierze zawodowej, o czym niestety dowiedzieliśmy się zbyt późno. Niefachowość pana doktora jest zjawiskiem powtarzającym się, na co dowody można odnaleźć na forach internetowych.

Do dziś nie usłyszeliśmy od niego słowa „przepraszam”.

Tutaj są opisane trzy przypadki braku profesjonalizmu xxxxxxxxxx
Linki:xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx

xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx

xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx


Tutaj zamieszczam tylko opisy stanu Poziomki do 15 lipca bez podawania leków jakie dostała:



Środa, 21 lipca 2010

Stan pieska znacznie się poprawił przez te dni, próbuje wstać, ale jest jeszcze bardzo słabiutka. Potrafi ułożyć się w pozycję mostkową, brak oczopląsu poziomego. Niestety Poziomka narazie nie widzi, być może jest uszkodzona część kory mózgowej, która jest odpowiedzialna za wzrok. Dzisiaj o godzinie 13. 00 była bardzo pobudzona, kiedy przyjechałem z trudem było ją utrzymać, po około 15 minutach masażu i głaskania uspokoiła się. Nakarmiłem ją wywarem z rosołu, żeby ją wzmocnić. Jestem dobrej myśli, ale przed Poziomką jeszcze długi okres rehabilitacyjny, mam nadzieję, że będzie tylko lepiej.



23-26 lipca 2010



23 lipca zabraliśmy Poziomkę z xxxxxxxxxx, jak powiedzieli lekarze jej stan jest na tyle stabilny, że powolutku zmniejszyli jej podawane wcześniej leki. Ważne żeby tylko piła i jadła. Badania kontrolne (krwi) mają się odbyć w środę 28 lipca. Stan pieska w porównaniu z tym co się działo dwa tygodnie temu jest lepszy. Poziomka dalej nie widzi, jej uszy reagują na dźwięk, ale niestety nie reaguje na nas i na inne osoby. Kiedy chcemy ją pogłaskać odrazu ucieka w róg legowiska. Trzy razy dziennie wychodzę z nią na spacerek na pobliski trawnik. Od soboty dobrze sobie radzi, potrafi już się utrzymać na łapkach. Chwiejnym krokiem zrobi może z metr maks dwa metry do przodu. Jej ruchy nie są skoordynowane, często upada lub kręci się w kółko, ponieważ nie widzi. Dzisiaj (niedziela 26 lipca, zauważyłem u niej oczopląs poziomy, dalej nie ma odruchu grożenia). Martwię się o jej psychikę, ciągle się boi i piszczy pomimo tego, że jest w domku otoczona wzorową opieką. 27 lipca skontaktujemy się z psim neurologiem i zobaczymy co powie.....



Na Allegro zrobiliśmy aukcję charytatywną. Leki, leczenie są bardzo drogie już nie mówiąc o rehabilitacji, która również jest kosztowna. Bardzo prosimy o pomoc, kwota nie jest ustalona, każda złotówka jest na wagę złota. Podaję link do strony na allegro:

http://allegro.pl/item1156015302_walczy ... iomki.html

Jeżeli komuś z was zdarzył się podobny przypadek z udziałem tego weterynarza i chcielibyście nam pomóc bardzo proszę o kontakt na maila: informator2006@onet.eu

Telefon komórkowy: 793-688-856

Re: Walczymy o życie naszej ukochanej suni

: 21 sierpnia 2010, 13:24
autor: gerardbutler
co z poziomką/ byliście u innego weta?

Re: Walczymy o życie naszej ukochanej suni

: 28 sierpnia 2010, 16:25
autor: gambo
Strasznie mi przykro z powodu pupila :cry:
Wiem, że to marne pocieszenie, ale możesz wnieść skargę do Izby Lekarsko-Weterynaryjnej