to ja pozwolę sobie wkleić zlepek informacji o eutanazji, zebrane przez osobę przed uśpieniem kotka. cyt ze strony
www.swinkimorskie.org może pomoże Ci to zrozumieć co się działo podczas tego zabiegu.
Tematem eutanazji od strony medycznej zaczęłam zajmować się mniej więcej 9 miesięcy przed odejściem mojej Kocicy. Wiedziałam, że nie będę mogła jej uratować i że ten moment może nastąpić w każdej chwili. Chciałam być jednak dobrze przygotowana, jak najlepiej rozumieć, co się dzieje w tym ostatnim momencie z moją Przyjaciółką, i nie pozostawić niczego przypadkowi, gdy nie będę potrafiła myśleć logicznie. Emocje są złym towarzyszem w podejmowaniu decyzji. Emocje są tym bardziej złym towarzyszem w podejmowaniu decyzji, gdy się strasznie miotamy, bo nie mamy nawet tej „wyrywkowej” wiedzy na temat choroby własnego stworzenia. Nie jestem jednak osobą pozbawioną emocji, wręcz przeciwnie, bardzo przeżyłam tę śmierć. Wiem jednak, że przeżyłam ją świadomie i przytomnie, rozumiejąc każdą wykonywaną czynność. Ta wiedza dała mi wewnętrzny spokój i pomogła mi pogodzić się z losem.
Najlepszym rozwiązaniem, zarówno dla zwierzęcia, jaki i dla właściciela byłaby eutanazja w domu, gdyż eliminuje ona w dużej mierze czynnik potwornego stresu.
Premedykacja (leki zmniejszające lęk, działające przeciwbólowo i rozluźniająco) jest najwłaściwszym wyborem i daje opiekunowi dodatkowo możliwość, o czym sama się przekonałam, pożegnania się w ciszy i spokoju z przyjacielem, zanim nastąpi ten decydujący moment.
Niestety, wizyta lekarza w domu nie jest zawsze możliwa. Kiedy jednak udajemy się do lecznicy, lekarz nie ma prawa wypraszać nas z gabinetu podczas eutanazji. W moich oczach to nie lekarz, tylko jakiś wyzbyty uczuć ludzkich potwór. Takiego „lekarza” nie poprosiłabym nigdy w życiu o przeprowadzenie eutanazji. Weterynarz nie musi razem z nami opłakiwać straty stworzenia. Tego nie możemy od niego oczekiwać. Rutyna zawodowa uodparnia, ale nie ma w tym przecież nic złego. Czasem lekarz zaciska zęby, żeby nie pokazać po sobie wzruszenia. Najważniejsze jednak, żeby nam pozwolił na smutek i uszanował naszą wolę.
Właściciel (opiekun) ma, moim zdaniem, obowiązek zostać i towarzyszyć swemu przyjacielowi do samego końca. Każde zwierzę zasługuje sobie na to. Cytaty: „Nie mogłam / mogłem na to patrzyć.” lub „Tego bym nie zniosła /zniósł.” świadczą bardziej o egoizmie niż o miłości do swojego czworonożnego przyjaciela. Nigdy, ale to nigdy, nie powinno się liczyć to, co jest w stanie wytrzymać właściciel, tylko jedynie to, co jest najlepsze dla zwierzęcia.
Każdy szanujący się lekarz weterynarii powinien również poinformować właściciela prostymi słowami o przebiegu eutanazji. Powinien uświadomić właściciela, że zwierzę zarówno podczas narkozy, jak i po podaniu śmiercionośnego zastrzyku nie zamyka oczu, powinien powiedzieć, że po fakcie mogą wystąpić drgawki, że mogą się wypróżnić jelita lub pęcherz. Powinien powiedzieć też, że po śmierci z pyszczka może wydostawać się płyn ustrojowy wraz z krwią i że należy pomyśleć o jakiejś pieluszce i ceratce, żeby podłożyć ją pod ciałko, gdy kociak umiera w domu na kanapie. Lekarz powinien też poinformować właściciela, że w następnych godzinach po śmierci ciało zaczyna sztywnieć. Jest to bardzo ważne, jeśli chcemy pochować nasze zwierzę dopiero następnego dnia. Ciało należy po śmierci ułożyć tak, żeby mogło się zmieścić do trumienki lub jakiegoś pudełka, i żebyśmy w razie czego mogli je bez problemów przetransportować, jeśli zaistnieje taka konieczność. Zmiana pozycji, np. zagięcie łapek jest przez następne 24 godziny niemożliwe. Zesztywnienie ciała ustępuje powoli dopiero po ok. 24 godzinach.
To nie lekarz weterynarii powinien wybierać sposób zabijania, tylko właściciel. Dla mnie zupełnie nieważne są jego preferencje, ważny jest jedynie jak najbardziej humanitarny i bezbolesny sposób eutanazji. Dlatego każdy właściciel powinien się do tego wcześniej starannie fachowo przygotować. Tylko wtedy będzie można uniknąć jakichkolwiek błędów lub późniejszej traumy.
Premedykację wykonuje się standardowo takimi substancjami czynnymi jak: domitor, ketamina, acepromazyna, ksylazyna, romifidyna ect.
Środki te najczęściej kombinuje się ze sobą ze względu na ich uzupełniające się właściwości, przede wszystkim przy premedykacji do zabiegów operacyjnych, np. domitor z ketaminą lub ksylazynę z ketaminą. Moi weci przy premedykacji do zabiegów operacyjnych preferują osobiście domitor + ketaminę, uzasadniając, że po ksylazynie koty bardzo często wymiotują. Przy eutanazji stosują do premedykacji również standardowo domitor razem z ketaminą.
Premedykacja podawana jest prawie zawsze domięśniowo. Najczęściej stosowaną metodą po sedacji jest wstrzyknięcie pentobarbitalu (morbitalu) dożylnie po wcześniejszym założeniu wenflonu. Istnieją oczywiście niekiedy sytuacje, gdy jest to niemożliwe (np. malutkie zwierzęta). Wtedy wybiera się sposób podawania dootrzewnowo. Należy jednak w takich przypadkach koniecznie pamiętać, że zwierzę umiera wtedy z reguły dłużej niż przy metodzie dożylnej, gdyż środek musi się najpierw rozprzestrzenić w organizmie.
Niektórzy lekarze weterynarii podają morbital dożylnie bez wcześniejszej premedykacji, co jest oczywiście możliwe, ale nie jest chyba tą najlepszą dla stworzenia metodą. Jeśli jednak podaje się zastrzyk dosercowo lub doopłucnowo, premedykacja ze względu na bolesność iniekcji jest konieczna.
Nie pragnę swoim „elaboratem, pisanym w pocie czoła”, „narzucać nikomu swoich racji i poglądów”. Nie jest też moją intencją „przymusowe edukowanie”.