Refleksje psiego przewodnika
: 14 grudnia 2012, 17:16
Mój sześcioletni ON-ek jest po operacji zerwanego więzadła krzyżowego. Wspominam sobie czas, kiedy z psem wychodziłem na wybieg przez pierwsze tygodnie. Otóż nie były one dla mnie fajne, bo na nowo po długiej przerwie trzeba było przyzwyczaić się do wyprowadzania psa o bardzo wczesnych porach ze względu na pracę i trzeci, ostatni raz w ciągu dnia, późną nocą. Nie wiem, czy Wy też tak mieliście na początku psiej przygody, ale ja przez pierwsze dwa tygodnie byłem zmęczony, zanim na dobre przywykłem do wychodzenia na wybieg.
Jak pisałem na początku, mój 42 kilogramowy pies jest po operacji zerwanego więzadła krzyżowego. W związku z tym moje "ciężkie" pierwsze tygodnie 6 lat temu z psem to był PIKUŚ w stosunku do tego, co teraz mam. Teraz dopiero wiem, że mam psa, wiem ile waży, jak odczuwa się ten jego ciężar, jak bolą bicepsy . Ponieważ nie może stawać w pełni na te chorą łapę, muszę go asekurować szelkami rehabilitacyjnymi i nosić mu to ciężkie dupsko . Jeszcze z góry, to pół biedy, bo większy ciężar to on przejmuje na klate. Gorzej jest pod górę, gdzie to ja przejmuję jego dwie trzecie ciężaru, a mieszkamy na czwartym piętrze w bloku bez windy. W terenie zaś też nie jest słodko, bo idąc z tyłu ciężko jest nim kierować, by szedł tam, gdzie ja chcę i czasem zdarza się, że idzie tam, gdzie on chce akurat się wysikać. A zanim znajdzie miejsce do grubszych spraw.......... to tymczasem już wiele razy zdążę zmienić obolałą rękę . Wbrew pozorom wcale nie jest do śmiechu, bo te jednorazowe parę minut z nim, teraz mogę porównać do pięciokilometrowego biegu. Wychodzę lekko ubrany, a wracam spocony .
Pozdrawiam wszystkich psiarzy, a szczególnie tych, których pupile dotknięte są ortopedyczną chorobą.
Jak pisałem na początku, mój 42 kilogramowy pies jest po operacji zerwanego więzadła krzyżowego. W związku z tym moje "ciężkie" pierwsze tygodnie 6 lat temu z psem to był PIKUŚ w stosunku do tego, co teraz mam. Teraz dopiero wiem, że mam psa, wiem ile waży, jak odczuwa się ten jego ciężar, jak bolą bicepsy . Ponieważ nie może stawać w pełni na te chorą łapę, muszę go asekurować szelkami rehabilitacyjnymi i nosić mu to ciężkie dupsko . Jeszcze z góry, to pół biedy, bo większy ciężar to on przejmuje na klate. Gorzej jest pod górę, gdzie to ja przejmuję jego dwie trzecie ciężaru, a mieszkamy na czwartym piętrze w bloku bez windy. W terenie zaś też nie jest słodko, bo idąc z tyłu ciężko jest nim kierować, by szedł tam, gdzie ja chcę i czasem zdarza się, że idzie tam, gdzie on chce akurat się wysikać. A zanim znajdzie miejsce do grubszych spraw.......... to tymczasem już wiele razy zdążę zmienić obolałą rękę . Wbrew pozorom wcale nie jest do śmiechu, bo te jednorazowe parę minut z nim, teraz mogę porównać do pięciokilometrowego biegu. Wychodzę lekko ubrany, a wracam spocony .
Pozdrawiam wszystkich psiarzy, a szczególnie tych, których pupile dotknięte są ortopedyczną chorobą.