Artykuł z Przekroju "PSIE RZĄDY"
: 20 lipca 2006, 10:54
Psie rządy
Nie dajmy się terrorowi właścicieli psów
Wszystko im wolno. Brudzą, gryzą, szczekają po nocy. Właścicielom brak wyobraźni, władzy - stanowczości.
Jest ich w Polsce ponad osiem milionów. Żyją w co drugim gospodarstwie domowym. Nikt nie zaprzeczy - psy są naszymi najlepszymi przyjaciółmi. Strzegą domu, dotrzymują towarzystwa, ratują życie.
Większość z nas woli widzieć w psach tylko wiernych i bezwarunkowo kochających towarzyszy. Nie chcemy słyszeć ich uporczywego nocnego szczekania, widzieć ton psich odchodów szpecących ulice polskich miast, pamiętać o tym, że co roku zostaje pogryzionych 10 tysięcy osób - w tym kilkanaście śmiertelnie.
Gryzą i brudzą, bo taka ich natura - ale my, Polacy, jakoś nie potrafimy zrozumieć, że nasze psy powinna obowiązywać taka sama dyscyplina i reguły współżycia jak ludzi. I choć każda fala drastycznych pogryzień niesie za sobą próbę zmiany prawa, to każda taka próba jest natychmiast torpedowana, a przepisy bojkotowane. Psy uprzykrzają nam życie, a ich właściciele wmawiają, że to ich święte prawo. "Przekrój" zbadał, dlaczego psy wlazły nam na głowę, a Polacy stali się kynoterrorystami. Sprawdziliśmy też, jak w innych krajach z psich terrorystów robi się Dobrych Psich Obywateli.
Czerwiec 2006. Podwrocławska wieś Buków. Pięcioletnia Natalka bawi się na podwórku. Obok niej leży pies jej wujka - łagodny kundel podobny do owczarka podhalańskiego. Zna dziewczynkę, często się z nią bawi i nigdy nie bywa agresywny. Nagle mama dziewczynki słyszy z domu dziwne szczekanie. Wybiega. Natalka ma całą buzię we krwi. Pies się oblizuje. Lekarze zaszyli dziecku dwie rany na policzkach i jedną na głowie.
W zeszłym roku w sierpniu Polską wstrząsnęła sprawa pięciomiesięcznej Agatki z podpoznańskiej Starołęki. Dziewczynka leżała w ogrodzie, w wózku. Płakała, a rottweiler dziadków wyciągnął ją z wózka i zagryzł.
Czy doszłoby do tych tragedii, gdyby w Polsce obowiązywały ostrzejsze przepisy dotyczące agresywnych psów? Politycy już nieraz brali się za bary z tym problemem, ale ciągle napotykają na opór kynologów, którzy sprawę bagatelizują. - Nie ma psów agresywnych, są tylko źle wychowane - przekonuje mnie szef Polskiego Związku Kynologicznego Andrzej Mania. Nie przyjmuje argumentu, że jednak rottweilery zostały przez człowieka wyhodowane do innych celów niż pudle.
Psycholog zwierzęcy Andrzej Kłosiński: - Ludzie zapominają, że przez lata niektóre rasy były selekcjonowane do walki albo do obrony. Rottweilery strzegły niemieckich rzeźni, pitbulle czy tosa inu to psy do walki. Tylko bardzo staranne wychowanie jest w stanie zrobić z nich towarzyszy ludzkiego życia.
Już w 1998 roku, po serii pogryzień, MSW sporządziło listę 11 groźnych ras podlegających rejestracji. Nabywca psa z listy w ciągu 30 dni musiał się zgłosić do urzędu, by wnieść opłatę 76 złotych. Psy nie musiały przejść specjalnego szkolenia. W 2003 roku zrezygnowano nawet z 30-dniowego terminu rejestracji.
- Ta lista to idiotyzm - twierdzi Andrzej Mania, szef PZK. - Wprawdzie kontroluje ona psy, ale tylko rodowodowe. A takim psom nasz związek przeprowadza testy psychologiczne. Jeśli wykazują odchylenia, możemy nie dopuścić do rozrodu.
Kup sobie chihuahua
Nakaz rejestracji psów rasowych doprowadził tylko do tego, że w Polsce rozkwitły hodowle nierodowodowe. Tym bardziej że narastała moda na psy agresywne - od rottweilerów po pitbulle. - Właściciel nie rejestruje psa z takiej hodowli, nikt też nie sprawdza parametrów psychicznych szczeniaków ani warunków, w jakich rosną - mówi Mania.
70 procent polskich psów według badań OBOP to kundle, dalej są psy bardzo podobne do konkretnej rasy - "prawie" wilczury, dobermany, rottweilery. Większość pogryzień, których liczba szacowana jest na 10 tysięcy rocznie, to właśnie sprawka mieszańców lub psów nierodowodowych.
Status tych ostatnich miała doprecyzować nowelizacja ustawy o ochronie zwierząt przygotowana jeszcze przez rząd Leszka Millera. Projekt ustawy wzorowany na prawodawstwie niemieckim oprócz psów rodowodowych uwzględniał także psy "w typie rasy" - jak politycy określili mieszańce do złudzenia przypominające rasowe psy. Ich właściciel musiałby przechodzić badania psychologiczne, przedstawić nienaganną opinię od miejskiej policji oraz zaświadczenie o niekaralności za przestępstwa umyślne. Większość sejmowa myślała jak poseł Wiesław Woda (PSL): - Przeciwnikom tych rygorów można doradzić, by sobie kupili psa rasy chihuahua i wtedy nie będą mieli problemów.
Chronić obywateli przed obywatelami
Ustawa wzbudziła jednak zastrzeżenia w środowisku psiarzy. Głównie poszło o sformułowanie "w typie rasy". Andrzej Mania: - Jakie parametry miałyby o tym decydować? Kto ma oceniać, czy pies jest, czy nie jest "w typie"?
Obrońcy zwierząt twierdzili, że w wyniku tych przepisów właściciele będą się pozbywali psów. Wizji "psiego holocaustu" uległ prezydent Kwaśniewski i ustawę zawetował.
- Jeśli powtórzą się tragiczne zdarzenia z udziałem psów, być może trzeba będzie do ustawy wrócić - przyznaje dziś poseł Marek Suski z PiS. Rok temu przekonywał w Sejmie:
- PiS uważa, że należy chronić obywateli przed obywatelami niebezpiecznymi, i to niezależnie od tego, czy używają oni broni, noża, czy też zwierzęcia do swojego niecnego procederu.
Katarzyna Piekarska, posłanka SLD, właścicielka jamnika, przyznaje, że już się zastanawiała nad ponownym zgłoszeniem tego samego projektu. Z jedną zmianą - drogie badania psychologiczne zastąpiłby wywiad środowiskowy przeprowadzany przez dzielnicowego. Ale na razie Piekarska domaga się surowego egzekwowania istniejących przepisów. - Byłam teraz tydzień nad morzem, a tam jest koszmar! Masa ludzi z dużymi psami bez kagańca i smyczy, nawet dzieci z amstaffami. Policja i straż miejska zamiast sprawdzaniem, czy babcie na straganie mają pozwolenie na sprzedaż pumeksu, powinny zająć się upominaniem właścicieli dużych psów - denerwuje się posłanka.
Właściciele sami się bali
Nawet kynolodzy opowiadają się za surowym egzekwowaniem kar dla niefrasobliwych właścicieli. - Pies nie chce nikomu zrobić krzywdy. Broni się, bo się boi - przekonuje Mania. - Ta pięciomiesięczna dziewczynka płakała. On chciał ją uciszyć, tak jak suka ucisza szczeniaki. To wina dorosłych opiekunów, że psa nie dopilnowali. Gdyby był w kagańcu, nie doszłoby do tragedii.
Jeśli do niej dochodzi, zwykle karany jest pies. - Gdy pies kogoś pogryzie, trafia na obserwację. Rocznie z samego Poznania i okolic mamy około 700 psów - wylicza Ireneusz Sobiak, powiatowy lekarz weterynarii w Poznaniu. To do niego trafił na obserwację Hektor, zabójca Agatki. - Jeżeli pies nikogo nie zabił, obrażenia były lekkie i nie stwierdzimy wścieklizny, po dwóch tygodniach wraca do właściciela.
Do właścicieli wróciły dwa pitbulle z Poznania, które w 2004 roku na ich oczach oskalpowały sąsiadkę i odgryzły jej uszy. Właściciele, mężczyzna i kobieta, zostali skazani na rok i pół roku więzienia w zawieszeniu. Para trafiła pod opiekę kuratora. Gdy pani kurator odwiedziła podopiecznych, pitbulle rzuciły się na nią. Właściciele nie interweniowali, zabarykadowali się w drugim pokoju, bo sami się bali. Kuratorka trafiła na dwa dni do szpitala. Miała pogryzioną głowę, ramiona i klatkę piersiową.
- Podjęliśmy decyzję o uśpieniu psów. Właścicielowi odwieszono karę i odsiaduje wyrok - informuje weterynarz Sobiak. Rottweiler Hektor, który zagryzł Agatkę, także trafił do uśpienia, ale jego właściciele, dziadkowie dziewczynki, nie ponieśli żadnych konsekwencji.
Sprawą ataku na pięcioletnią Natalkę zajmuje się prokuratura. Pies został na podwórku i obserwuje go miejscowy weterynarz. Natalka pewnie już nigdy nie zbliży się do psa, ale jej tragedia nie była wystarczająco krwawa, by poruszyć serca polityków. Może czekają na kolejną falę pogryzień.
I co Wy na to
Nie dajmy się terrorowi właścicieli psów
Wszystko im wolno. Brudzą, gryzą, szczekają po nocy. Właścicielom brak wyobraźni, władzy - stanowczości.
Jest ich w Polsce ponad osiem milionów. Żyją w co drugim gospodarstwie domowym. Nikt nie zaprzeczy - psy są naszymi najlepszymi przyjaciółmi. Strzegą domu, dotrzymują towarzystwa, ratują życie.
Większość z nas woli widzieć w psach tylko wiernych i bezwarunkowo kochających towarzyszy. Nie chcemy słyszeć ich uporczywego nocnego szczekania, widzieć ton psich odchodów szpecących ulice polskich miast, pamiętać o tym, że co roku zostaje pogryzionych 10 tysięcy osób - w tym kilkanaście śmiertelnie.
Gryzą i brudzą, bo taka ich natura - ale my, Polacy, jakoś nie potrafimy zrozumieć, że nasze psy powinna obowiązywać taka sama dyscyplina i reguły współżycia jak ludzi. I choć każda fala drastycznych pogryzień niesie za sobą próbę zmiany prawa, to każda taka próba jest natychmiast torpedowana, a przepisy bojkotowane. Psy uprzykrzają nam życie, a ich właściciele wmawiają, że to ich święte prawo. "Przekrój" zbadał, dlaczego psy wlazły nam na głowę, a Polacy stali się kynoterrorystami. Sprawdziliśmy też, jak w innych krajach z psich terrorystów robi się Dobrych Psich Obywateli.
Czerwiec 2006. Podwrocławska wieś Buków. Pięcioletnia Natalka bawi się na podwórku. Obok niej leży pies jej wujka - łagodny kundel podobny do owczarka podhalańskiego. Zna dziewczynkę, często się z nią bawi i nigdy nie bywa agresywny. Nagle mama dziewczynki słyszy z domu dziwne szczekanie. Wybiega. Natalka ma całą buzię we krwi. Pies się oblizuje. Lekarze zaszyli dziecku dwie rany na policzkach i jedną na głowie.
W zeszłym roku w sierpniu Polską wstrząsnęła sprawa pięciomiesięcznej Agatki z podpoznańskiej Starołęki. Dziewczynka leżała w ogrodzie, w wózku. Płakała, a rottweiler dziadków wyciągnął ją z wózka i zagryzł.
Czy doszłoby do tych tragedii, gdyby w Polsce obowiązywały ostrzejsze przepisy dotyczące agresywnych psów? Politycy już nieraz brali się za bary z tym problemem, ale ciągle napotykają na opór kynologów, którzy sprawę bagatelizują. - Nie ma psów agresywnych, są tylko źle wychowane - przekonuje mnie szef Polskiego Związku Kynologicznego Andrzej Mania. Nie przyjmuje argumentu, że jednak rottweilery zostały przez człowieka wyhodowane do innych celów niż pudle.
Psycholog zwierzęcy Andrzej Kłosiński: - Ludzie zapominają, że przez lata niektóre rasy były selekcjonowane do walki albo do obrony. Rottweilery strzegły niemieckich rzeźni, pitbulle czy tosa inu to psy do walki. Tylko bardzo staranne wychowanie jest w stanie zrobić z nich towarzyszy ludzkiego życia.
Już w 1998 roku, po serii pogryzień, MSW sporządziło listę 11 groźnych ras podlegających rejestracji. Nabywca psa z listy w ciągu 30 dni musiał się zgłosić do urzędu, by wnieść opłatę 76 złotych. Psy nie musiały przejść specjalnego szkolenia. W 2003 roku zrezygnowano nawet z 30-dniowego terminu rejestracji.
- Ta lista to idiotyzm - twierdzi Andrzej Mania, szef PZK. - Wprawdzie kontroluje ona psy, ale tylko rodowodowe. A takim psom nasz związek przeprowadza testy psychologiczne. Jeśli wykazują odchylenia, możemy nie dopuścić do rozrodu.
Kup sobie chihuahua
Nakaz rejestracji psów rasowych doprowadził tylko do tego, że w Polsce rozkwitły hodowle nierodowodowe. Tym bardziej że narastała moda na psy agresywne - od rottweilerów po pitbulle. - Właściciel nie rejestruje psa z takiej hodowli, nikt też nie sprawdza parametrów psychicznych szczeniaków ani warunków, w jakich rosną - mówi Mania.
70 procent polskich psów według badań OBOP to kundle, dalej są psy bardzo podobne do konkretnej rasy - "prawie" wilczury, dobermany, rottweilery. Większość pogryzień, których liczba szacowana jest na 10 tysięcy rocznie, to właśnie sprawka mieszańców lub psów nierodowodowych.
Status tych ostatnich miała doprecyzować nowelizacja ustawy o ochronie zwierząt przygotowana jeszcze przez rząd Leszka Millera. Projekt ustawy wzorowany na prawodawstwie niemieckim oprócz psów rodowodowych uwzględniał także psy "w typie rasy" - jak politycy określili mieszańce do złudzenia przypominające rasowe psy. Ich właściciel musiałby przechodzić badania psychologiczne, przedstawić nienaganną opinię od miejskiej policji oraz zaświadczenie o niekaralności za przestępstwa umyślne. Większość sejmowa myślała jak poseł Wiesław Woda (PSL): - Przeciwnikom tych rygorów można doradzić, by sobie kupili psa rasy chihuahua i wtedy nie będą mieli problemów.
Chronić obywateli przed obywatelami
Ustawa wzbudziła jednak zastrzeżenia w środowisku psiarzy. Głównie poszło o sformułowanie "w typie rasy". Andrzej Mania: - Jakie parametry miałyby o tym decydować? Kto ma oceniać, czy pies jest, czy nie jest "w typie"?
Obrońcy zwierząt twierdzili, że w wyniku tych przepisów właściciele będą się pozbywali psów. Wizji "psiego holocaustu" uległ prezydent Kwaśniewski i ustawę zawetował.
- Jeśli powtórzą się tragiczne zdarzenia z udziałem psów, być może trzeba będzie do ustawy wrócić - przyznaje dziś poseł Marek Suski z PiS. Rok temu przekonywał w Sejmie:
- PiS uważa, że należy chronić obywateli przed obywatelami niebezpiecznymi, i to niezależnie od tego, czy używają oni broni, noża, czy też zwierzęcia do swojego niecnego procederu.
Katarzyna Piekarska, posłanka SLD, właścicielka jamnika, przyznaje, że już się zastanawiała nad ponownym zgłoszeniem tego samego projektu. Z jedną zmianą - drogie badania psychologiczne zastąpiłby wywiad środowiskowy przeprowadzany przez dzielnicowego. Ale na razie Piekarska domaga się surowego egzekwowania istniejących przepisów. - Byłam teraz tydzień nad morzem, a tam jest koszmar! Masa ludzi z dużymi psami bez kagańca i smyczy, nawet dzieci z amstaffami. Policja i straż miejska zamiast sprawdzaniem, czy babcie na straganie mają pozwolenie na sprzedaż pumeksu, powinny zająć się upominaniem właścicieli dużych psów - denerwuje się posłanka.
Właściciele sami się bali
Nawet kynolodzy opowiadają się za surowym egzekwowaniem kar dla niefrasobliwych właścicieli. - Pies nie chce nikomu zrobić krzywdy. Broni się, bo się boi - przekonuje Mania. - Ta pięciomiesięczna dziewczynka płakała. On chciał ją uciszyć, tak jak suka ucisza szczeniaki. To wina dorosłych opiekunów, że psa nie dopilnowali. Gdyby był w kagańcu, nie doszłoby do tragedii.
Jeśli do niej dochodzi, zwykle karany jest pies. - Gdy pies kogoś pogryzie, trafia na obserwację. Rocznie z samego Poznania i okolic mamy około 700 psów - wylicza Ireneusz Sobiak, powiatowy lekarz weterynarii w Poznaniu. To do niego trafił na obserwację Hektor, zabójca Agatki. - Jeżeli pies nikogo nie zabił, obrażenia były lekkie i nie stwierdzimy wścieklizny, po dwóch tygodniach wraca do właściciela.
Do właścicieli wróciły dwa pitbulle z Poznania, które w 2004 roku na ich oczach oskalpowały sąsiadkę i odgryzły jej uszy. Właściciele, mężczyzna i kobieta, zostali skazani na rok i pół roku więzienia w zawieszeniu. Para trafiła pod opiekę kuratora. Gdy pani kurator odwiedziła podopiecznych, pitbulle rzuciły się na nią. Właściciele nie interweniowali, zabarykadowali się w drugim pokoju, bo sami się bali. Kuratorka trafiła na dwa dni do szpitala. Miała pogryzioną głowę, ramiona i klatkę piersiową.
- Podjęliśmy decyzję o uśpieniu psów. Właścicielowi odwieszono karę i odsiaduje wyrok - informuje weterynarz Sobiak. Rottweiler Hektor, który zagryzł Agatkę, także trafił do uśpienia, ale jego właściciele, dziadkowie dziewczynki, nie ponieśli żadnych konsekwencji.
Sprawą ataku na pięcioletnią Natalkę zajmuje się prokuratura. Pies został na podwórku i obserwuje go miejscowy weterynarz. Natalka pewnie już nigdy nie zbliży się do psa, ale jej tragedia nie była wystarczająco krwawa, by poruszyć serca polityków. Może czekają na kolejną falę pogryzień.
I co Wy na to