Stan kota po 3-dniowej nieobecności w domu
Witam, mieszkam w bloku i mam dwa koty. Sa one regularnie wypuszczane i zawsze same przychodzą do domu, zbyt daleko się nie oddalają. W ubiegły piątek jeden nie powrócił na noc i został odnaleziony po 3 dniach daleko od mojego osiedla ( możliwe, że jakiś pieprzony sąsiad go wywiózł). Kot był bardzo głodny i średnio rozpoznaje mieszkanie. Drugi kot serdecznie go witał, lecz ten nie za bardzo reagował. Widać po jego oczach duże zmęczenie. Czy taki stan przejdzie mu gdy odpocznie czy to może coś poważniejszego?
Wybacz jeśli uznasz mnie za mało uprzejmą, jednak jeśli wypuszczasz koty regularnie mieszkając w bloku i masz w d*** co się z nimi dzieje gdy beztrosko hasają po osiedlu to nie dziw się, że mogło się coś w końcu im stać... Dla mnie jest to totalny brak odpowiedzialności z Twojej strony, a czemu to już nie będę się rozpisywać, bo to nie ma sensu.
Nie wiadomo co go spotkało na tym gigancie, więc może mu przejdzie a może nie.andresan pisze:Witam, mieszkam w bloku i mam dwa koty. Sa one regularnie wypuszczane i zawsze same przychodzą do domu, zbyt daleko się nie oddalają. W ubiegły piątek jeden nie powrócił na noc i został odnaleziony po 3 dniach daleko od mojego osiedla ( możliwe, że jakiś pieprzony sąsiad go wywiózł). Kot był bardzo głodny i średnio rozpoznaje mieszkanie. Drugi kot serdecznie go witał, lecz ten nie za bardzo reagował. Widać po jego oczach duże zmęczenie. Czy taki stan przejdzie mu gdy odpocznie czy to może coś poważniejszego?
Na Twoim miejscu zabrałabym kotka do weta, by zbadał czy kot nie ma jakichś urazów wewnętrznych.
astonia, wybacz ale:astonia pisze:Wybacz jeśli uznasz mnie za mało uprzejmą, jednak jeśli wypuszczasz koty regularnie mieszkając w bloku i masz w d*** co się z nimi dzieje gdy beztrosko hasają po osiedlu to nie dziw się, że mogło się coś w końcu im stać... Dla mnie jest to totalny brak odpowiedzialności z Twojej strony, a czemu to już nie będę się rozpisywać, bo to nie ma sensu.
* nie znasz andresan, nie wiesz w jakim jest wieku więc nie wiesz czy robi to bo nie jest świadoma wszystkich niebezpieczeństw czy też jest taka nieodpowiedzialna
* nie znasz jej kotów i wiesz czy wypuszcza je bo nie ma wyboru (ja znam takie koty, które bez wychodzenia <i to luzem> nie dałyby żyć nie tylko domownikom ale i sąsiadom)
* życzliwe wskazanie błędów najczęściej odności większy skutek w uświadamianiu popełnianych błędów, niż atak na dzieńdobry
Może i masz rację Amiko, może to mój błąd, ale jeśli ma podejrzenie, że "jakiś pieprzony sąsiad" mógł kota wywieźć, to znaczy, że ma świadomość potencjalnych niebezpieczeństw (choćby części z nich), więc całkiem pozbawiona/y wyobraźni nie jest, a mimo wszystko na to pozwala.
Jeśli chcesz pogłaskaj andresan po główce i powiedz, że zabranie kota do weta załatwi sprawę (do następnego razu ani razu). Ja nie pochwalam wypuszczania zwierząt luzem, więc skupiłam się najbardziej na tym aspekcie w/w wypowiedzi. Dobre dusze łagodnie wskazują błędy, złe zołzy reagują emocjonalnie, ot takie życie.
Jeśli chcesz pogłaskaj andresan po główce i powiedz, że zabranie kota do weta załatwi sprawę (do następnego razu ani razu). Ja nie pochwalam wypuszczania zwierząt luzem, więc skupiłam się najbardziej na tym aspekcie w/w wypowiedzi. Dobre dusze łagodnie wskazują błędy, złe zołzy reagują emocjonalnie, ot takie życie.
Witam, dzięki za odpowiedzi. Po pierwsze jestem chłopakiem i całe szczęście kotek już doszedł do siebie. Co do wypowiedzi astoni to zgadzam się z Tobą całkowicie. Historia z kotkami jest taka, że wprowadziły się one do mojej klatki rok temu. Ich właścicielki swobodnie je wypuszczały, a kotki niekiedy spędzając noc na polu wracały. Tak z czasem zahaczały o moje mieszkanie, że przyzwyczaiły się do nas całkowicie. Siedzą u nas całymi dniami, śpią, jedzą itp. Kotami opiekujemy sie najlepiej jak możemy, ale one muszą wychodzić na zewnątrz. Co do braku odpowiedzialności to wszystko to wygarnąłem lekko ich włascicielkom, bo potrafily wyjechac na 2 dni nic o tym nie mówiąc. Popadliśmy przez to z nimi w konflikt, bo one twierdziły, że 'dadzą sobie rade' ich głlupota mnie niestety przeraża, ale całe szczęscie my ratujemy caly czas ich skóry a one się wdzięcznie odpłacają. To tak na zakończenie. Pozdrawiam
-
- Posty:3459
- Rejestracja:28 stycznia 2011, 23:19
nie wydaje mi się, żeby dla kota przebywanie w domu 24/24h było lepsze niż hasanie sobie po osiedlu. a przecież kota nie da się upilnować... U mnie na osiedlu ludzie normalnie wypuszczają koty z mieszkań i nic złego się nie dzieje. A jak się stanie? Przepraszam bardzo ale ja wolałabym umrzeć młodo, a za to poużywać życia niż tkwić 100 lat zamknięta w 40 metrach kwadratowych. Okropnie samolubne podejście.
A ja uważam, że lepiej trzymać kota w domu niż pozwolić mu na "hasanie po osiedlu"... Dlaczego niby kot ma zginąć pod kołami samochodu, zostać zagryziony przez jakiegoś psa, skopany przez jakiegoś idiotę itd, itd ?? W kocim świecie nie istnieje takie coś jak samochody i ich kierowcy, jezdnie przed którymi należy się zatrzymać i rozejrzeć czy nic nie jedzie i dopiero bezpiecznie przejść. Jak to mówią jesteś odpowiedzialny za tych których oswajasz...
Kot podobno jest jak 2-3 letnie dziecko, więc dlaczego nikt samopas nie puszcza swoich pociech na takie hasanie??
Samolubnym podejściem jest skazywanie kota na pewną śmierć na swobodnych wycieczkach, bo w takich przypadkach to kwestia czasu...
Sorry, mój blok stoi właśnie przy ulicy i już się naoglądałam takich właśnie "szczęśliwych wychodzących kotków" zabitych przez auto. I nie ma co liczyć, że ktoś udzieli pomocy, że się zatrzyma kiedy kot będzie jeszcze żył, o nie nie, jeszcze mu poprawi, bo to przecież tylko zwierzę... Ale o czym tu mówić człowiekowi na chodniku też nikt nie pomoże, ot taki Ciemnogórogród i znieczulica.
Kot podobno jest jak 2-3 letnie dziecko, więc dlaczego nikt samopas nie puszcza swoich pociech na takie hasanie??
Samolubnym podejściem jest skazywanie kota na pewną śmierć na swobodnych wycieczkach, bo w takich przypadkach to kwestia czasu...
Sorry, mój blok stoi właśnie przy ulicy i już się naoglądałam takich właśnie "szczęśliwych wychodzących kotków" zabitych przez auto. I nie ma co liczyć, że ktoś udzieli pomocy, że się zatrzyma kiedy kot będzie jeszcze żył, o nie nie, jeszcze mu poprawi, bo to przecież tylko zwierzę... Ale o czym tu mówić człowiekowi na chodniku też nikt nie pomoże, ot taki Ciemnogórogród i znieczulica.
Moje koty mają wolierę na balkonie do której wchodzą kiedy chcą bezpośrednio z mieszkania, to przeleci mucha, to gołąb to coś fajnego się wydarzy na dworze tak, że rozrywka jest, a pomysł z wychodzeniem na smyczy spalił na panewce, bo niestety moje koty boją się panicznie obcych więc to jest bez sensu...
A ja tu mówię cały czas o wychodzeniu samopas, bo na smyczy to jest inna gadka.
A ja tu mówię cały czas o wychodzeniu samopas, bo na smyczy to jest inna gadka.
No to mam wyrzucić mojego z powrotem pod płot, gdzie go znaleziono zdychającego, pogryzionego i zamarzającego? Nie ma możliwości, aby wychodził z drugiego piętra na dużym osiedlu, poza tym panicznie boi się ludzi i nie da się z nim wychodzić na smyczy. Co w takim razie mam Dardamellu zrobić, aby nie wyjść na samoluba?Dardamell pisze:Jeżeli nie możesz wypuscić kota na dwór (czy wyjść z nim na smyczy) to zwyczajnie nie bierz kota. Można mieć rybki, chomika, inne. Popatrz na swojego kota, zobacz co on całymi dniami robi, jakie ma rozrywki w czterech ścianach, jakie nowe doświadczenia. A może cały czas śpi a przebudza się na karmienie, załatwioenie w kuwecie, godzinę zabawy dziennie czy opgłaskanie przez właściciela. Ja nie chciałabym spędzić całego życia w ten sposób...
Analogicznie, osoba przykuta do łóżka powinna od razu się zabić, bo nie może wychodzić. Nielogiczne to podejście. Wielu właścicieli zostało "obdarzonych" zwierzętami, które ktoś bezmyślnie rozmnożył lub których się pozbyto, albo trzeba było je wciągnąć ze złych warunków. Idąc Twoim tokiem rozumowania, jeśli ktoś mieszka w bloku, powinien przejść koło takiego zwierzaka obok - niech się inni znajdą, aby mu pomóc. Nie każdy ma dom z ogrodem i basenem.
I jeszcze jedna uwaga, wychodzenie z kotem i wypuszczanie kota, to zupełnie co innego niż wychodzenie z psem. Psa da się kontrolować, zawołać do siebie, a kot jest często nieszczęśliwy na smyczy, a wypuszczony - zupełnie niekontrolowany.
-
- Posty:3459
- Rejestracja:28 stycznia 2011, 23:19
ależ oczywiście że nie powinien. Jeśli jest taka możliwość to kota powinno się wypuszczać. U mnie ludzie normalnie puszczają koty po osiedlu (akurat jest to osiedle zamknięte, więc dużo hołoty się nie pląta), a wieczorkiem grzecznie czekają pod wejściami do klatek, aż je właściciel zabierze. Moje ciotki robiły kotom drabinki na 2 piętro. Mój kot pod koniec życia tak bardzo chciał wychodzić, że po prostu wypuszczałam go luzem na dziedziniec. Był taki szczęśliwy gryząc trawkę i grzejąc się na słonku (a był już całkowicie ślepy i ledwo chodził). Nawet gdyby uciekł, to kim ja jestem żeby mu zabraniać tego, co leży w jego naturze? Koty to w dalszym ciągu odkrywcy i myśliwi a nie zabawki kanapowe właścicieli. Nie da się kontrolować? Czyli boisz się że ucieknie? I widzisz, tu ta samolubność - bo może żyjąc w naturze byłoby mu lepiej niż w mieszkaniu. Nie myślisz o kocie, tylko o sobie. Bo to Tobie byłoby okrutnie przykro gdyby kot uciekł, a nie jemu. On by był szczęśliwy. A jeśli nie to wierz mi, z chęcią by do Ciebie wrócił.
Mój kot ma 3 łapy, białaczkę i chroniczne zapalenie spojówek. Kiedyś sobie "wyszedł" i dwa dni wył w piwnicy, a ja siedziałam tam i nie mogłam go wyciągnąć. Stres związany z tym nie wyszedł mu na zdrowie(białaczkowcy mają za wszelka cenę uniknąć stresu) Na pewno byłby szczęśliwy, gdyby na niego młodzieńcy z szalikami i butelkami po piwie rozwalanymi conocnie polowali. A nawet same koty, bo był bardzo pogryziony i podrapany przez koty, jak pierwszy raz zaniosłam go do weta. Jasne, że wolałabym, żeby mieszkał z moją mamą w domu z ogródkiem na osiedlu domków jednorodzinnych, jak jej kotka, ale mama mu codziennie nie poda leków, nie będzie kilkakrotnie przemywać oczu i nie będzie latała z każdym kichnięciem do lekarza, a w przypadku Stacha to konieczność. A kot i tak nie byłby szczęśliwy, bo pragnie się rozmnażać, a każdy kocur da mu radę. I widziałam tę jego radość, jak podczas wielodniowych ulew siedział pod drzewkiem, kiedy nikt nie chciał się nim zaopiekować.SleepingSun pisze:ależ oczywiście że nie powinien. Jeśli jest taka możliwość to kota powinno się wypuszczać. U mnie ludzie normalnie puszczają koty po osiedlu (akurat jest to osiedle zamknięte, więc dużo hołoty się nie pląta), a wieczorkiem grzecznie czekają pod wejściami do klatek, aż je właściciel zabierze. Moje ciotki robiły kotom drabinki na 2 piętro. Mój kot pod koniec życia tak bardzo chciał wychodzić, że po prostu wypuszczałam go luzem na dziedziniec. Był taki szczęśliwy gryząc trawkę i grzejąc się na słonku (a był już całkowicie ślepy i ledwo chodził). Nawet gdyby uciekł, to kim ja jestem żeby mu zabraniać tego, co leży w jego naturze? Koty to w dalszym ciągu odkrywcy i myśliwi a nie zabawki kanapowe właścicieli. Nie da się kontrolować? Czyli boisz się że ucieknie? I widzisz, tu ta samolubność - bo może żyjąc w naturze byłoby mu lepiej niż w mieszkaniu. Nie myślisz o kocie, tylko o sobie. Bo to Tobie byłoby okrutnie przykro gdyby kot uciekł, a nie jemu. On by był szczęśliwy. A jeśli nie to wierz mi, z chęcią by do Ciebie wrócił.
Każdy ma inną sytuację i nie można od linijki rąbać opinii, jeśli kot może wędrować w świat, to bardzo fajnie, ale pamiętam rozmowę z weterynarzem u mojej mamy, że mają już diewiątego kota, bo mieszkają niedaleko ulicy i jakoś tak wpadają pod samochód coraz to. Ale tego kwiatu jest pół światu przecież.
Ostatnio zmieniony 09 lipca 2012, 19:05 przez dobbinka, łącznie zmieniany 1 raz.
Do SleepingSun:
Ludzie też kiedyś żyli w jaskiniach, ziemiankach lub szałasach, porozumiewali się za pomocą sygnałów dymnych i chodzili na polowania. Teraz przesiedli się w samochody, zamieszkali w betonowych blokowiskach lub rezydencjach. Chodzą po zakupy do marketu i jedzą jakieś świnstwa nafaszerowane chemią. Porozumiewają sie przez komórki, internet itp. Znajdziesz kogoś, kto chciałby się cofnąć wstecz i walczyć o ogień ? Powodzenia.
Ludzie też kiedyś żyli w jaskiniach, ziemiankach lub szałasach, porozumiewali się za pomocą sygnałów dymnych i chodzili na polowania. Teraz przesiedli się w samochody, zamieszkali w betonowych blokowiskach lub rezydencjach. Chodzą po zakupy do marketu i jedzą jakieś świnstwa nafaszerowane chemią. Porozumiewają sie przez komórki, internet itp. Znajdziesz kogoś, kto chciałby się cofnąć wstecz i walczyć o ogień ? Powodzenia.
-
- Informacje
-
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 11 gości