Witam.
Sprawa ma się następująco: mam kocicę w wieku +/- 12-13 lat (dokładnie nie wiadomo, gdyż jak miała jakieś 2-3 lata to się przybłąkała), której zaczęło świrować zdrowie. Może opiszę od soboty, bo wtedy się to zaczęło (nie było jej w piątek w domu):
Sobota:
Kasia rano przyszła do domu i była jakaś dziwna. Zauważyłam, że nie ma dolnego kła. Zatoczyła mi się ze 2 razy, nic nie jadła, była osłabiona. Strasznie zionęło jej z pyszczka. Chciałam ją jakoś podbudować, to dałam jej trochę mleka (tak wiem.. ale nienawidzi wody). Po kilku godzinach zwymiotowała. Zaczęłam szukać weta, ale jedyny jaki był dostępny to ten, który uśpił nam już kota, a drugiego próbował, więc odpada.. Wieczorem pojechaliśmy do Świdnicy do naszego weterynarza. Po drodze znowu zwymiotowała.
Wet ją oglądnął, pomacał brzuszek, zaglądnął do pyszczka. Dokładniej: temp 37,8, zwierzę odwodnione, fetor ex ore, kamień nazębny, zapalenie błony śluzowej w jamie ustnej po prawej stronie, podano płyny p/wymiotne, antybiotyk.
Dodatkowo podał jej kroplówkę i Furosemid na siusianie. Leki: Natrium Chloratum, Synergal, Melovem, Cerenia.
Spokojnie wróciliśmy do domu, bez przygód, spała całą drogę. W domu duże siusiu. Napiła się mleka.
Niedziela:
Kaśka bardziej kontaktowa, słaba, zatacza się. Ożywiła się, kiedy wyszła na dwór pod nadzorem . Bez wymiotów. Bez jedzenia. Pochlipała trochę mleka i rosół. Porcję rosołową chciała zjeść, ale tylko jej malutkie cząsteczki, które rozdrobniłam, polizała. Kupiliśmy saszetki dla kotków 1rocznych, też tylko liznęła. Kupka była - po analizie - kupka kłaczków + woda. Kupka poszła do pojemniczka, wieczorem do weta (przed kliniką siusiu w trawce i grzeczne 1h oczekawanie na słoneczku, irytacja, że nie może zwiedzać, tylko musi siedzieć): zakłaczenie. Podany antybiotyk i lek wzmacniający domięśniowo. Dostaliśmy puszkę papki Puriny i działkę z antybiotykiem na jutro. Pytam się co z tym zapaleniem: wet nie chciał jej faszerować wszystkim naraz, mówi, żebyśmy zadzwonili, we wtorek, jak nic nie będzie jadła. I co jej podawać na kopa: mleko z cukrem. Temperatura okej. Zachowanie kotki całkiem inne.
W drodze powrotnej biegunka z kłaczkiem (dużo mniejszym niż tamte) na tylnym dywaniku .
Poniedziałek:
Nic nie przyjmuje oprócz mleka z cukrem (rosół, zupa jarzynowa, papka, nic..). Bez wymiotów. Siusiu na spacerze. Z pupy wodnista kałuża w ilości minimalnej, wieczorem duża kałuża.
Wtorek:
Nic nie przyjmuje oprócz mleka z cukrem. Rano siedzi nad nami nad łóżkiem! Poszwędała się za nami, chciała wyjść na spacer to poszłam z nią. I ta irytacja, czemu za mną chodzisz kobieto.. Już dzisiaj x3 od 7 rano. Smarowałam jej 3x pyszczek tą papką.. Posłapa trochę, znowu chciała na dwór, ale nie poszłyśmy, adhd na okno, sen, wymioty.. sen. Osłabiona, ale chce walczyć. Jak cholera ciągnie ją na dwór. Znowu pije mleko. I poszła siusiu
I znowu gada, że chce na dwór. I jak tutaj jej wytłumaczyć, że nie może, bo jest chora?
Moje pytanie: co się z nią dzieje? NIGDY nie chorowała. Już dostała pogadankę, że ma być silna, że pomożemy jej ile będziemy w stanie. Masuję jej brzuszek.. Dzisiaj chcemy pojechać do weta wieczorem i głowimy się co robić. Zrobiłabym wszystkie możliwe badania, ale nie pozwala mi na to sytuacja fin. Morfologia + zastrzyk na zapalenie w pyszczku??
Też wiem, że mleko, rosołki, pierdołki nie są wskazane dla kotów - ale chyba zrozumiecie sytuację, że chcę jej dostarczyć chociaż tak jakąkolwiek ilość energii. Dodam, że czasami zdarza jej się liznąć żwirek z kuwety, ale zaraz ją stamtąd wyganiam.
Dzisiaj zaczęła bardziej chodzić. Nie ciągnie jej już w ciemny regał.
Pomóżcie uratować Kaśkę!
Niestety potrzebna są dodatkowe badania. Analiza krwi, ewentualnie RTG i/lub usg brzucha.
Za późno.. o kilka lat za późno.. o 19. 50 niunia została uśpiona.. nerki siadły...
Ile ja bym dała, żeby myśleć wcześniej, wiedzieć tyle, co teraz wiem.. Nie mam dzieci, ale dosłownie traktowałam ją jak swoje dziecko. Spała nam nawet na głowie.. nie radzimy sobie z tym. Dwa bobry ryczące.
JEŻELI możecie, róbcie badania kotom.
JEŻELI możecie, to pomagajcie.
I kochajcie je, ile starczy sił.
Ile ja bym dała, żeby myśleć wcześniej, wiedzieć tyle, co teraz wiem.. Nie mam dzieci, ale dosłownie traktowałam ją jak swoje dziecko. Spała nam nawet na głowie.. nie radzimy sobie z tym. Dwa bobry ryczące.
JEŻELI możecie, róbcie badania kotom.
JEŻELI możecie, to pomagajcie.
I kochajcie je, ile starczy sił.
-
- Informacje
-
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 25 gości