guzy u kotki
Moja 11 letnia kotka ma kilka małych guzków koło sutków i dwa guzy na węźle chłonnym pod pacha zlane ze sobą wielkości do 4 cm można je łatwo przesuwać wszystkie są nieregularnego kształtu. Nie wiem co mam robić czy poddać kotkę operacji wycięcia guzów. Czy nie męczyć ją operacją? Jakie są szanse na wyzdrowienie? Nie chcę ja niepotrzebnie męczyć.
Przede wszystkim powinnaś iść z kotka do weta i zrobić badania. Dopiero wtedy lekarz będzie mógł doradzic cos konkretnego.
Ostatnio zmieniony 12 marca 2008, 14:43 przez Iza-Erin, łącznie zmieniany 1 raz.
byłam u wet i powiedział mi że to jest moja decyzja co robić. Powiedział że w 90% złośliwy ale to moja decyzja i mam mieszane uczucia. Bo jeżeli ma jej to pomóc to chce zrobić operacje ale jak mam dać przerzuty za kilka miesięcy to po co ja męczyć operacja a w moim mieście nie robią badań histopatologicznych więc wszystko opiera sie na domysłach. Znasz może podobne przypadki bo nikt mi nie może odpowiedzieć jakie mój kot ma szanse?
Niestety nie znam, ale może Dr Jarek coś podpowie.
Dominiko, moja kotka miała operowane guzy. Z tym, że ona miała również i ropnia na cycuszku. Miała także już wtedy drobne guzki na grzbiecie, ale te nie były operowane.
Na operację zdecydowalam się przede wszystkim z powodu tego bolesnego ropnia. Po operacji bardzo szybko doszła do siebie. Nawet wet się dziwił, że aż tak szybko, bo kotka miala 16 lat.
Przez pół roku bardzo dobrze się czuła i kiedy nasz strach o nią zaczął mijać nastąpił gwałtowny nawrót ..., nowe guzy i przerzuty na watrobę i płuca.
Nie wiem co Ci doradzić, bo stan mojej kotki chyba był wtedy gorszy ze względu na ten ropień. Ale nie żałuję, ukradliśmy losowi jeszcze pół roku całkiem dobrego życia dla Tusi. Potem już nie było żadnej szansy na więcej.
Kiedy zauważyłam, że już się poddała i cierpi, pomogłam jej odejść. To było ponad 7 m-cy po operacji.
Na operację zdecydowalam się przede wszystkim z powodu tego bolesnego ropnia. Po operacji bardzo szybko doszła do siebie. Nawet wet się dziwił, że aż tak szybko, bo kotka miala 16 lat.
Przez pół roku bardzo dobrze się czuła i kiedy nasz strach o nią zaczął mijać nastąpił gwałtowny nawrót ..., nowe guzy i przerzuty na watrobę i płuca.
Nie wiem co Ci doradzić, bo stan mojej kotki chyba był wtedy gorszy ze względu na ten ropień. Ale nie żałuję, ukradliśmy losowi jeszcze pół roku całkiem dobrego życia dla Tusi. Potem już nie było żadnej szansy na więcej.
Kiedy zauważyłam, że już się poddała i cierpi, pomogłam jej odejść. To było ponad 7 m-cy po operacji.
Dzięki za radę ucieszyłam sie że ktoś kto miał podobne problemy chce ze mną rozmawiać i mnie rozumie. Bo to nie jest taka prosta decyzja operacja czy nie. Boje sie że zrobię operacje i za kilka miesięcy będą nawroty i po co teraz ten ból operacyjny. Jestem umówiona na piątek z weterynarzem na mastektomie ale poważnie sie zastanawiam czy ja zrobić. Jeszcze raz dziękuje za odpowiedź
Moja kotka miała b. dużego guza od dolnego prawego sutka (tu był ten ropień) aż do do połowy uda. Mniejsze były przy górnych sutkach i dwa małe na węzełach chłonnych pod jedną nogą. Wycinane miała w 3 miejscach. Najdłuższy, prawie 10 cm szew był ten pierwszy. Wet ostrzegał nas, że kotka może utykać bo musiał usunąć również sporo mięśnia z wewnetrznej części uda. Kotka już na drugi dzień chodziła, jadła i bez problemu korzystała z kuwety.
Po tygodniu, gdyby nie szwy, nikt by nie powiedział, że przeszła tak poważną operację. Mimo obaw weta, po zdjęciu szwów nie kulała na tę tylną nogę.
Od operacji, guzy na grzbiecie i te niezoperowane na brzuchu, niewiele urosły przez resztę jej życia, ale pojawiło się kilka nowych malutkich guzków. Po 6 m-cach ta największa blizna, wcześniej pięknie zagojona i już porośnięta sierścią zaczęła się rozłazić i lekarz w Klinice przy AR już nie chciał się tym zająć. Wypłakałam jedynie dodatkowe badania, ale te wykazały przerzuty wewnetrzne.
Tylko dlatego już jej nie męczyłam, chociaż nie wiem czy postąpiłam właściwie. Może jednak powinnam się uprzeć i żadać kolejnej operacji, bo mimo tej otwartej rany, zachowywała sie normalnie i nie było po niej widać tej choroby. Po 3 tygodniach nagle się zdecydowanie pogorszyło i jakiś tydzień później odeszła od nas za TM.
Po tygodniu, gdyby nie szwy, nikt by nie powiedział, że przeszła tak poważną operację. Mimo obaw weta, po zdjęciu szwów nie kulała na tę tylną nogę.
Od operacji, guzy na grzbiecie i te niezoperowane na brzuchu, niewiele urosły przez resztę jej życia, ale pojawiło się kilka nowych malutkich guzków. Po 6 m-cach ta największa blizna, wcześniej pięknie zagojona i już porośnięta sierścią zaczęła się rozłazić i lekarz w Klinice przy AR już nie chciał się tym zająć. Wypłakałam jedynie dodatkowe badania, ale te wykazały przerzuty wewnetrzne.
Tylko dlatego już jej nie męczyłam, chociaż nie wiem czy postąpiłam właściwie. Może jednak powinnam się uprzeć i żadać kolejnej operacji, bo mimo tej otwartej rany, zachowywała sie normalnie i nie było po niej widać tej choroby. Po 3 tygodniach nagle się zdecydowanie pogorszyło i jakiś tydzień później odeszła od nas za TM.
Dominika, nie ma dwóch identycznych przypadków. Nie sugeruj sie historią mojej Tusi. Czytałam na miau, że po usunięciu guzów kotka żyła ponad 3 lata bez żadnych objawów i dopiero potem nastąpił nawrót, w dodatku wcale nie taki drastyczny jak u mojej kotki.
Nie chcę Ci niczego sugerować, ale weź pod uwagę, że Twoja kotka jest dużo młodsza, niż moja wtedy była. Zrób jej badania czy nie ma przerzutów wewnętrznych (bo same węzły chłonne, to jeszcze nie ostateczny wyrok) i wtedy dopiero zdecydujesz.
Życzę kici zdrowia, a Tobie byś nie miała wątpliwości przy podjmowaniu decyzji, jakakolwiek by ona nie była.
Może dr. Jarek tu zajrzy i coś Ci doradzi.
Nie chcę Ci niczego sugerować, ale weź pod uwagę, że Twoja kotka jest dużo młodsza, niż moja wtedy była. Zrób jej badania czy nie ma przerzutów wewnętrznych (bo same węzły chłonne, to jeszcze nie ostateczny wyrok) i wtedy dopiero zdecydujesz.
Życzę kici zdrowia, a Tobie byś nie miała wątpliwości przy podjmowaniu decyzji, jakakolwiek by ona nie była.
Może dr. Jarek tu zajrzy i coś Ci doradzi.
Witam
Moja kotka ponad rok temu przeszła operacje wycięcia listew mlecznych. Wycięte zostaly w odstepie miesiąca jedna po drugiej. Z badań histopat. wynikało , że nie jest to zmiana złośliwa ale źle rokująca na przyszłośc. Ja decyzje o poważnej operacji podjęłam konsultując wyniki badań z Panem Jarkiem. Dobrze nam wtedy doradził, wszystko się udało swietnie a kotka żyje juz ponad rok od operacji i świetnie się trzyma. Węzłów nie miała powiekszonych ale guzki maleńkie były rozsiane przy wszystkich sutkach. Chętnie odpowiem na różne pytania z tego tematu. Pozdrawiam.
Moja kotka ponad rok temu przeszła operacje wycięcia listew mlecznych. Wycięte zostaly w odstepie miesiąca jedna po drugiej. Z badań histopat. wynikało , że nie jest to zmiana złośliwa ale źle rokująca na przyszłośc. Ja decyzje o poważnej operacji podjęłam konsultując wyniki badań z Panem Jarkiem. Dobrze nam wtedy doradził, wszystko się udało swietnie a kotka żyje juz ponad rok od operacji i świetnie się trzyma. Węzłów nie miała powiekszonych ale guzki maleńkie były rozsiane przy wszystkich sutkach. Chętnie odpowiem na różne pytania z tego tematu. Pozdrawiam.
Zapomniałam jeszcze dopisac , że moja kotka tez miała 11 lat w czasie tych operacji, rana po wycięciu listwy mlecznej jest bardzo duża ( od łapki do łapki) ale o dziwo szybciej sie goiła niż po wycięciu samego pojedynczego sutka W sumie moja kicia miała 4 operacje, trauma ogromna, kotka teraz u weta wpada w histerię ale w domu jest normalna i bardzo wesoła. Po operacji rana goiła sie jej w ciągu 2-3 tyg. cały czas nosiła kubraczek zabezpieczający i trzeba było ją ciągle pilnowac. Ciężko było ale nie załuję. Przed operacją miała robione badania histopatologiczne i prześwietlenie co miało wykluczy przerzuty.
Moja kotka była operowana mniej więcej 2-3 lata po pokazaniu się pierwszych guzków, bo miejscowi weci odradzali operację ze względu na jej wiek (miała 13-14 lat).
Kiedy (po 2-3 latach) zrobił się jej ten ropień, to tylko go trochę nacięli i wydusili ropę na żywca. To było straszne i tak mnie przeraziło ich podejście, że zaczęłam szukać pomocy w Lublinie. Niestety stanowczo za późno.
Bardzo żałuję, że moja wiedza była wtedy taka mizerna i że nie zrobiłam tego wcześniej.
Kiedy (po 2-3 latach) zrobił się jej ten ropień, to tylko go trochę nacięli i wydusili ropę na żywca. To było straszne i tak mnie przeraziło ich podejście, że zaczęłam szukać pomocy w Lublinie. Niestety stanowczo za późno.
Bardzo żałuję, że moja wiedza była wtedy taka mizerna i że nie zrobiłam tego wcześniej.
-
- Informacje
-
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 29 gości