szpilka pisze:Wiem, żę za bardzo się tym przejmuję, ale jestem z nią strasznie związana. Wzięłam ją z piwnicy jak miała ok.4 tyg. Miała papierosy przypalone na brzuszku, a matki nie było (pewnie przez tych "mądrych" ludzi
)
Szpilko , myślałam, że się popłaczę jak czytałam Twój ostatni post
Nie wyobrażam sobie, co Twoja koteczka musiała przeżywać w pierwszych dniach swojego życia
W takich momentach jestem jak najbardziej za powrotem kar cielestych i gdybym dorwała takich drani, poucinałabym im rączki i nóżki i porozrzucała na 4 strony swiata
- ku przestrodze innym bandytom!
Wierzyć się nie chce, że takie POTWORY chodzą po tym świecie
Dobrze, że maleństwo znalazło kochający dom i teraz jest szczęśliwe
Całkowiecie Cię rozumiem, bo ja moją niunię mam ze schroniska, a znalazła się tam, gdyż komuś się "znudziła" i w środku zimy została wyrzucona na mróz
I tak jak Twoja kicia nie odstępowała mnie i nie odstępuje mnie na krok
Chodzi za mną jak piesek, tuli, pieści i okazuje swoją wdzięczność
Na zabieg sterylizacji zdecydowałam się zaraz na początku naszej wspólnej koegzystencji. Tym bardziej przykro było patrzeć na jej ból, bo bałam się, żeby nie pomyślała, że z znów ktoś chce zrobić jej krzywdę
Operację miała o 8 rano, odebrałam ją o 11 i zawiozłam do domu. Nie była w stanie stać na łapkach, jedynie się czołgała podpierając łebkiem
Na zalecenie weta, położyłam ją w zaciemnionym pokoju i przykryłam, by zapewnić ciepło.
Pierwszego dnia miałam ją tylko dopajać i nic nie dawać jeść. Perełka zwlokła się tylko do kuwety, gdzie zasnęła biedaczka, wieczorem przyczołgała do łazienki, by mi asystować przy kąpieli
Drugiego dnia było w zasadzie tak samo, może mniej spała, ale w każdym razie nic nie jadła, nawet pić nie miała siły. Obawiałam się bardzo o nią, ale trzeciego dnia miałam kontrolę u weta i okazało się, że takie zachowanie jest jak najbardziej normalne i wszystko wróci do normy.
3-o dnia dostała jeszcze antybiotyk i środek przeciwbólowy.
Kolejne dni były coraz lepsze - chciała nawet skakać i szaleć, ale ją temperowałam, by nie zrobiła sobie krzywdy.
7-8 dnia chyba zaczęło ją swędzieć, bo zainteresowała się swoją raną i chciała ją wylizywać (wcześniej tak jakby nic nie miała). Założyłam jej "fartuszek" na te 3 dni i specjalnie nie wykazywała zdenewowania.
10-ego dnia miała mieć usunięty węzełek (założono jej nici rozpuszczalne), który zresztą usunęłam jej sama
Cięcie ładnie się zagoiło, tylko sierść później długo odrastała
Po tych 10-u dniach znów byłyśmy na kontroli i okazało się, że wszystko pięknie się zagoiło i jest OK!
Więc się nie martw! - ja strasznie się denerwowałam w czasie samego zabiegu!
Kazano mi przyjechać po nią za 2 godz. i gdy przyjechałam i weszłam go gabinetu by odebrać Perełkę, Pani wet powiedziała, bym wyszła na korytarz i poczekała
Co ja wtedy przeżyłam, to moje
Byłam przekonana, że operacja się nie udała, że są jakieś komplikacje, no i oczywiście to najgorsze...
Ale za chwilkę wyniosła mi transporterek z moją kochaną niuniusią i odetchnęłam
Tak więc szpilko!
Głowa do góry!
Najgorsze już za Tobą, a teraz już "z górki"
Trzymajcie się obie i napisz jak ma się Twoja kicia