o śmierci pupila - PYTANIE i przestroga:robcie sekcje!
: 05 grudnia 2007, 13:19
Minęło 30 dni odkąd w domu pozostaje puste miejsce po moim ukochanym pupilu.
To wszystko dziwne a piszę o tym, by ku przestrodze pozostawić wiadomość. I zapytać, wiem, że postawienie diagnozy jest prawie niemożliwe, ale choć jakąś podpowiedź.
Mój kocur miał 3 lata i 6 miesięcy. Kiedy był mały wet stwierdził (po ciągle zaczerwienionych dziąsłach), że kot ma białaczkę. Kiedy pytałam o jakieś testy tu i tam po lecznicach, wszyscy mnie zbywali, więc doszłam do wniosku, że należy dbać najlepiej o kota, by jak najwygodniej mu się żyło.
Niestety po kastracji mój kocur z drobnego kotka stał się nagle 9-kilowym wielkoludem. I pomimo moich wysiłków w odchudzania, niewiele dawało się go odchudzić (trudności wynikały głównie z tego powodu, że kot był leniwcem, a nadto kochał suche jedzenie!; dodam też, że posiadałam jeszcze 2 kotki, więc osobne karmienie i wydzielanie pokarmu było ciężkie).
Ponad rok temu mój kot pierwszy raz przestał siusiać. Zrobiłam badania krwi i moczu i usg. Był cewnikowany, źle wybudzał się z narkozy. W nerkach miał piasek. Dostał RC Urinary i dolegliwości minęły. Niestety po 5-6 miesiącach sytuacja się powtórzyła. Na USG znów był tylko piasek, ponownie kot był cewnikowy. Wyniki były znacznie lepsze niźli poprzednio.
I znów było wszystko w porządku. Starałam się Zygfryda dopilnować, żeby choć odrobinę schudł. Był spokojnym kotem.
30 dni temu o 20:30 kocur zaczął biegać po całym mieszkaniu. Nie mogliśmy go zupełnie złapać. Oczy miał straszliwie powiększone i zaczął się ślinić. W końcu siłą wpakowaliśmy go do kontenerka i pojechaliśmy do całonocnej lecznicy. Tam kot dalej ślinił się i wydawał się nie poznawać w ogóle nas. Był agresywny i musieliśmy trzymać go we dwójkę, żeby wet w ogóle mógł zrobić mu zastrzyk. W międzyczasie od kota zaczęło potwornie śmierdzieć – zapach przypominał jakby wymioty pomieszane z zapachem biegunki... jestem odporna na zapach, ale ten był potworny.
Kot oddał w międzyczasie kał. W gabinecie igłą z kału wydrapałam kawałek folii wielkości dwóch paznokci, od kociego jedzenia. Kot dostał bioketan 20ml, vecort 20 1 ml, betamox LA 1ml. Uspokoił się. Miał 41,2 stopnie gorączki. Pozostaliśmy na kroplówce z natrium chloratum 0,9% butelka.
Od g.22-giej z minutami do 4 rano przesiedziałam z kotem na rękach. Tulił się do mnie i układał na kolanach. Był jakby słabszy i nieco pijany. Rano wstał powoli i ostrożnie i załatwił się do kuwety. Potem głównie leżał. Kiedy nagle zauważyłam, że wstaje, jakby czymś przestraszony, drgają mu wąsy i górne wargi, przysiada, unosi jakoś tak nienaturalnie ogon do góry i załatwia się jakby mimowolnie. I zaraz odbiega, jakby nie zdając sobie sprawy z tego, co zrobił.
W ciągu dnia pojechałam do mojego weta. Osłuchał go, zaglądnął w mordkę, uciskał brzuch. Ale kot wyglądał, jakby nic się nie stało. Umówiłam się, że popołudniu przyjadę znów i powiem, czy zaszły jakieś zmiany w zachowaniu.
Przez cały dzień kocio był jak nigdy-tulił się na dywanie do mnie, zupełnie nie spał, tylko leżał z zamkniętymi powiekami i burczał, żeby głaskać go po brzuchu. Starałam się uciskać ten brzuch, żeby sprawdzić, czy kot odczuwa jakąś bolesność, ale nic takiego nie było.
Popołudniu wet pobrał mu krew i zaniosłam mocz. Wet zaaplikował mu nospę i powstrzymał się z dalszym leczeniem do wyników badań. Miałam zgłosić się dnia następnego na RTG. Ale zaraz godzinę po powrocie z gabinetu kot zaczął straszliwie miauczeć. Przysiadał nienaturalnie, jakby kucał, wąsy i mordka mu cała drgała i znów pozostawiał za sobą kałuże moczu. I uciekał jakby spłoszony. Trafiłam ok.22-giej znów do weta. Podłączył kotu kroplówkę i ponownie dał nospę. Czekaliśmy na wyniki.
Niestety nie mam tych wyników. Tylko słyszałam stwierdzenie dwójki lekarzy, że wyniki zupełnie prawidłowe i nie ma w nich nic, co by wskazywało na takie zachowanie kota.(wyniki były z krwi, biochemia i mocz).
Kocio znów po kroplówce uspokoił się i wróciliśmy do domu. Ok. 23:30 znów wąsy zaczęły mu drgać i stał się jakby agresywny. Ogon postawił w pióropusz, na grzbiecie stała mu sierść. Co chwilę wydawał z siebie straszny pisk i wyglądał tak jakby chciał się załatwić. Zauważyłam jak wydalił dwukrotnie odrobinę kału wielkości paznokcia – straszliwie suchego i twardego.
Z trudem włożyliśmy go znów do transportera. Źrenice miał straszliwie powiększone, okropnie się ślinił i wypadał mu jakby język. Lekarz w pogotowiu weterynaryjnym ustalał przez telefon z moim wetem, co tamten mu podał. Napełnił strzykawkę czymś różowym a potem białym... i powiedziałam – DLACZEGO ON NIE ODDYCHA??
Lekarz był straszliwie zmieszany... patrzył na stół z lekami, zamknął jakieś drzwi i osuchiwał kota parokrotnie... a potem powiedział, że rzeczywiście kot nie żyje.
I tu przestroga... wiem, jaki ból i co teraz czuję.
Kiedy zabierałam z tamtej lecznicy mojego kocia szybko pozbywałam się z jego żył tych plastikowych wlewów do kroplówki. Myłam Jego ogonek i tylne łapki, bo oddał mimowolnie siusiu... i pochowałam Go. Nie zrobiłam sekcji! Wydawało mi się, że należy Mu się ten spokój bo tak ciężkiej dobie.
Wiem już, że to bardzo ciężko, ale każdemu kto pożegna własnego pupila mówię: zróbcie sekcję!
Minęło 30 dni! Straszliwie żałuję, że nie wiem, co było przyczyną, że mój kocur odszedł ode mnie. I choć w międzyczasie kocio przeszedł przez troje różnych lekarzy, żaden nie postawił diagnozy. Żadnej diagnozy.
Mam w domu jeszcze 5 kotów – w różnym wieku. Chciałabym dowiedzieć się jak w przyszłości mogłabym wiedzieć o ich zdrowiu więcej. Jakie i jak często wykonywać badania u kotów? I czy zrobić testy i na ile wyniki tych testów są w stanie przewidzieć takie okoliczności, w jakich zszedł mój ukochany kocur.
Czy ktoś może mi choć podpowiedzieć jaka mogła być przyczyna tej śmierci????! PROSZĘ!!!
To wszystko dziwne a piszę o tym, by ku przestrodze pozostawić wiadomość. I zapytać, wiem, że postawienie diagnozy jest prawie niemożliwe, ale choć jakąś podpowiedź.
Mój kocur miał 3 lata i 6 miesięcy. Kiedy był mały wet stwierdził (po ciągle zaczerwienionych dziąsłach), że kot ma białaczkę. Kiedy pytałam o jakieś testy tu i tam po lecznicach, wszyscy mnie zbywali, więc doszłam do wniosku, że należy dbać najlepiej o kota, by jak najwygodniej mu się żyło.
Niestety po kastracji mój kocur z drobnego kotka stał się nagle 9-kilowym wielkoludem. I pomimo moich wysiłków w odchudzania, niewiele dawało się go odchudzić (trudności wynikały głównie z tego powodu, że kot był leniwcem, a nadto kochał suche jedzenie!; dodam też, że posiadałam jeszcze 2 kotki, więc osobne karmienie i wydzielanie pokarmu było ciężkie).
Ponad rok temu mój kot pierwszy raz przestał siusiać. Zrobiłam badania krwi i moczu i usg. Był cewnikowany, źle wybudzał się z narkozy. W nerkach miał piasek. Dostał RC Urinary i dolegliwości minęły. Niestety po 5-6 miesiącach sytuacja się powtórzyła. Na USG znów był tylko piasek, ponownie kot był cewnikowy. Wyniki były znacznie lepsze niźli poprzednio.
I znów było wszystko w porządku. Starałam się Zygfryda dopilnować, żeby choć odrobinę schudł. Był spokojnym kotem.
30 dni temu o 20:30 kocur zaczął biegać po całym mieszkaniu. Nie mogliśmy go zupełnie złapać. Oczy miał straszliwie powiększone i zaczął się ślinić. W końcu siłą wpakowaliśmy go do kontenerka i pojechaliśmy do całonocnej lecznicy. Tam kot dalej ślinił się i wydawał się nie poznawać w ogóle nas. Był agresywny i musieliśmy trzymać go we dwójkę, żeby wet w ogóle mógł zrobić mu zastrzyk. W międzyczasie od kota zaczęło potwornie śmierdzieć – zapach przypominał jakby wymioty pomieszane z zapachem biegunki... jestem odporna na zapach, ale ten był potworny.
Kot oddał w międzyczasie kał. W gabinecie igłą z kału wydrapałam kawałek folii wielkości dwóch paznokci, od kociego jedzenia. Kot dostał bioketan 20ml, vecort 20 1 ml, betamox LA 1ml. Uspokoił się. Miał 41,2 stopnie gorączki. Pozostaliśmy na kroplówce z natrium chloratum 0,9% butelka.
Od g.22-giej z minutami do 4 rano przesiedziałam z kotem na rękach. Tulił się do mnie i układał na kolanach. Był jakby słabszy i nieco pijany. Rano wstał powoli i ostrożnie i załatwił się do kuwety. Potem głównie leżał. Kiedy nagle zauważyłam, że wstaje, jakby czymś przestraszony, drgają mu wąsy i górne wargi, przysiada, unosi jakoś tak nienaturalnie ogon do góry i załatwia się jakby mimowolnie. I zaraz odbiega, jakby nie zdając sobie sprawy z tego, co zrobił.
W ciągu dnia pojechałam do mojego weta. Osłuchał go, zaglądnął w mordkę, uciskał brzuch. Ale kot wyglądał, jakby nic się nie stało. Umówiłam się, że popołudniu przyjadę znów i powiem, czy zaszły jakieś zmiany w zachowaniu.
Przez cały dzień kocio był jak nigdy-tulił się na dywanie do mnie, zupełnie nie spał, tylko leżał z zamkniętymi powiekami i burczał, żeby głaskać go po brzuchu. Starałam się uciskać ten brzuch, żeby sprawdzić, czy kot odczuwa jakąś bolesność, ale nic takiego nie było.
Popołudniu wet pobrał mu krew i zaniosłam mocz. Wet zaaplikował mu nospę i powstrzymał się z dalszym leczeniem do wyników badań. Miałam zgłosić się dnia następnego na RTG. Ale zaraz godzinę po powrocie z gabinetu kot zaczął straszliwie miauczeć. Przysiadał nienaturalnie, jakby kucał, wąsy i mordka mu cała drgała i znów pozostawiał za sobą kałuże moczu. I uciekał jakby spłoszony. Trafiłam ok.22-giej znów do weta. Podłączył kotu kroplówkę i ponownie dał nospę. Czekaliśmy na wyniki.
Niestety nie mam tych wyników. Tylko słyszałam stwierdzenie dwójki lekarzy, że wyniki zupełnie prawidłowe i nie ma w nich nic, co by wskazywało na takie zachowanie kota.(wyniki były z krwi, biochemia i mocz).
Kocio znów po kroplówce uspokoił się i wróciliśmy do domu. Ok. 23:30 znów wąsy zaczęły mu drgać i stał się jakby agresywny. Ogon postawił w pióropusz, na grzbiecie stała mu sierść. Co chwilę wydawał z siebie straszny pisk i wyglądał tak jakby chciał się załatwić. Zauważyłam jak wydalił dwukrotnie odrobinę kału wielkości paznokcia – straszliwie suchego i twardego.
Z trudem włożyliśmy go znów do transportera. Źrenice miał straszliwie powiększone, okropnie się ślinił i wypadał mu jakby język. Lekarz w pogotowiu weterynaryjnym ustalał przez telefon z moim wetem, co tamten mu podał. Napełnił strzykawkę czymś różowym a potem białym... i powiedziałam – DLACZEGO ON NIE ODDYCHA??
Lekarz był straszliwie zmieszany... patrzył na stół z lekami, zamknął jakieś drzwi i osuchiwał kota parokrotnie... a potem powiedział, że rzeczywiście kot nie żyje.
I tu przestroga... wiem, jaki ból i co teraz czuję.
Kiedy zabierałam z tamtej lecznicy mojego kocia szybko pozbywałam się z jego żył tych plastikowych wlewów do kroplówki. Myłam Jego ogonek i tylne łapki, bo oddał mimowolnie siusiu... i pochowałam Go. Nie zrobiłam sekcji! Wydawało mi się, że należy Mu się ten spokój bo tak ciężkiej dobie.
Wiem już, że to bardzo ciężko, ale każdemu kto pożegna własnego pupila mówię: zróbcie sekcję!
Minęło 30 dni! Straszliwie żałuję, że nie wiem, co było przyczyną, że mój kocur odszedł ode mnie. I choć w międzyczasie kocio przeszedł przez troje różnych lekarzy, żaden nie postawił diagnozy. Żadnej diagnozy.
Mam w domu jeszcze 5 kotów – w różnym wieku. Chciałabym dowiedzieć się jak w przyszłości mogłabym wiedzieć o ich zdrowiu więcej. Jakie i jak często wykonywać badania u kotów? I czy zrobić testy i na ile wyniki tych testów są w stanie przewidzieć takie okoliczności, w jakich zszedł mój ukochany kocur.
Czy ktoś może mi choć podpowiedzieć jaka mogła być przyczyna tej śmierci????! PROSZĘ!!!