Kamica? - Wynalazek plastikowych torebek?
: 05 stycznia 2009, 01:35
Pisałam w poprzednim temacie o tym, jak nieszczęśliwie nasz kotek został nafaszerowany końską dawką antybiotyku... Wiedziona nadzieją na optymistyczne zakończenie tego okropnego zdarzenia - bo przecież nie może być inaczej; już rozmyślam o dalszych zdrowotnych perypetiach naszego Kwazara. Kwazar to niespełna roczny kocurek, rasy cornich rex. Do pewnego czasu nie stwarzał żadnych problemów wychowawczych: bardzo towarzyski, bystry, posłuszny, chętny do zabawy, spacerów na smyczy, łatwy w "tresurze" ( popisowo aportuje, szybko przyzwyczaił się też do oddawania swoich potrzeb do ubikacji: zawsze woła, nie potrzeba kuwety, czy kłopotliwego żwirku, który nieraz przyczepiwszy się do łapek, siłą rzeczy lądował na wykładzinach i różnych kątach w mieszkaniu).
Jednak ostatnio Kwazar zrobił się bardziej niespokojny, szybciej się denerwował, zdarzały się z jego strony ataki na córkę: niebezpieczne zadrapnięcia. Zaczął też siusiać w niestosownych miejscach. Ponieważ u kotków rasowych dojrzewanie następuję nieco później, pomyśleliśmy, że to już ten czas. Marzyliśmy o tym, że nasz pupilek już zawsze będzie taki grzeczny i nie będzie trzeba go pozbawiać męskości, w celu wyeliminowania uciążliwych zachowań; teraz ( od ok. trzech tygodni) z uwagi na przygody jakie nam funduje, zaczęliśmy poważnie się zastanawiać nad kastracją. Wybraliśmy się więc do weterynarza, na początek rutynowo przed zabiegiem badania; i tutaj zaskoczenie, że nasz kociak jest chory. Silne zapalenie dróg moczowych, kamica, odwodnienie...
Jak na razie z leczeniem jest pod górkę, ale jesteśmy dobrej myśli - bo tak trzeba. Myślę, że stan zapalny uda się wkrótce opanować,
ALE CO DALEJ?
Kot ma niespełna rok, a tu kamica. Trudno powiedzieć, czy problemy z zachowaniem to efekt stanu chorobowego, czy może to typowe zmiany zachowania u kotów z powodu wchodzenia w fazę dojrzałości płciowej. Czasami zdarza się, że koty pomimo pełnego rozwoju nie wykazują znanych nam wszystkim uciążliwych zachowań. Zdaję sobie sprawę, że to niewielki odsetek, ale bardzo chciałabym znaleźć się w jego zasięgu. Wszystko okaże się po przeleczeniu kotka.
Okaże się? No tak, tylko co dalej... Skoro kot ma kamicę już w tak młodym wieku, a wiadomo, że kastracja sprzyja tej chorobie to co począć? Nawet jeśli teraz jeszcze będzie spokojny, to przecież nie ma gwarancji, że jego zachowanie nie ulegnie zmianie, z nadejściem wiosny; a kotów w okolicy nie brakuje.. Potem, po szale hormonów, ciężko będzie go uciszyć. I stojąc tak nad tymi wszystkimi dylematami, coraz bardziej mnie irytuje temat popularnej u kotów - KAMICY o różnym przebiegu. A to "stalagmity", a to "stalaktyty", ciągłe perypetie z karmami... Przyznaję: jestem laikiem w "kocich sprawach", przeczytałam kilka, no może kilkadziesiąt wypowiedzi strapionych właścicieli uroczych sierściuszków, ale jedno co mi przychodzi do głowy to to, że te wszystkie karmy są jakieś felerne. Może i wygodne, bo łatwe w podaniu i kupki po nich bardziej zwięzłe, ale czy przypadkiem nie nazbyt ubogie? Nie jestem naukowcem, może ponosi mnie zbytnia wrażliwość idealistyczno-artystyczna, ale uważam, że karmy z torebek to kupa śmieci. Nie da się zastąpić pełnowartościowego pożywienia granulatem niepewnego pochodzenia. I znowu kłania się wygoda, a reklamy takie kolorowe i zastosowanie tak przekonywujące... Nie wierzę w żarcie z tytek, w żadne "mielone myszki", zbilansowany "papier toaletowy" konserwowane dobrymi intencjami.
TAK, obwiniam się, że swojemu małemu kłębuszkowi, podawałam te wszystkie "specyfiki", choć z najlepszej półki, a sama jem tylko zdrową (na ile to tylko możliwe w dzisiejszych czasach), wyselekcjonowaną, świeżą żywność. Bo przecież JESTEŚMY TYM CO SPOŻYWAMY!
To moje osobiste wywody, nikt nie musi ich brać do serca, ale może warto sobie zadać pytanie, dlaczego każda z tych wspaniałych karm, jak pokazuje doświadczenie; sprzyja określonym dolegliwościom chorobowym ( rodzaje kamicy)
Więc zapytam - czy tak na logikę, wprowadzenie naturalnej diety nie nasuwa wniosku zdrowego funkcjonowania kocich ( i nie tylko ) organizmów?
Jednak ostatnio Kwazar zrobił się bardziej niespokojny, szybciej się denerwował, zdarzały się z jego strony ataki na córkę: niebezpieczne zadrapnięcia. Zaczął też siusiać w niestosownych miejscach. Ponieważ u kotków rasowych dojrzewanie następuję nieco później, pomyśleliśmy, że to już ten czas. Marzyliśmy o tym, że nasz pupilek już zawsze będzie taki grzeczny i nie będzie trzeba go pozbawiać męskości, w celu wyeliminowania uciążliwych zachowań; teraz ( od ok. trzech tygodni) z uwagi na przygody jakie nam funduje, zaczęliśmy poważnie się zastanawiać nad kastracją. Wybraliśmy się więc do weterynarza, na początek rutynowo przed zabiegiem badania; i tutaj zaskoczenie, że nasz kociak jest chory. Silne zapalenie dróg moczowych, kamica, odwodnienie...
Jak na razie z leczeniem jest pod górkę, ale jesteśmy dobrej myśli - bo tak trzeba. Myślę, że stan zapalny uda się wkrótce opanować,
ALE CO DALEJ?
Kot ma niespełna rok, a tu kamica. Trudno powiedzieć, czy problemy z zachowaniem to efekt stanu chorobowego, czy może to typowe zmiany zachowania u kotów z powodu wchodzenia w fazę dojrzałości płciowej. Czasami zdarza się, że koty pomimo pełnego rozwoju nie wykazują znanych nam wszystkim uciążliwych zachowań. Zdaję sobie sprawę, że to niewielki odsetek, ale bardzo chciałabym znaleźć się w jego zasięgu. Wszystko okaże się po przeleczeniu kotka.
Okaże się? No tak, tylko co dalej... Skoro kot ma kamicę już w tak młodym wieku, a wiadomo, że kastracja sprzyja tej chorobie to co począć? Nawet jeśli teraz jeszcze będzie spokojny, to przecież nie ma gwarancji, że jego zachowanie nie ulegnie zmianie, z nadejściem wiosny; a kotów w okolicy nie brakuje.. Potem, po szale hormonów, ciężko będzie go uciszyć. I stojąc tak nad tymi wszystkimi dylematami, coraz bardziej mnie irytuje temat popularnej u kotów - KAMICY o różnym przebiegu. A to "stalagmity", a to "stalaktyty", ciągłe perypetie z karmami... Przyznaję: jestem laikiem w "kocich sprawach", przeczytałam kilka, no może kilkadziesiąt wypowiedzi strapionych właścicieli uroczych sierściuszków, ale jedno co mi przychodzi do głowy to to, że te wszystkie karmy są jakieś felerne. Może i wygodne, bo łatwe w podaniu i kupki po nich bardziej zwięzłe, ale czy przypadkiem nie nazbyt ubogie? Nie jestem naukowcem, może ponosi mnie zbytnia wrażliwość idealistyczno-artystyczna, ale uważam, że karmy z torebek to kupa śmieci. Nie da się zastąpić pełnowartościowego pożywienia granulatem niepewnego pochodzenia. I znowu kłania się wygoda, a reklamy takie kolorowe i zastosowanie tak przekonywujące... Nie wierzę w żarcie z tytek, w żadne "mielone myszki", zbilansowany "papier toaletowy" konserwowane dobrymi intencjami.
TAK, obwiniam się, że swojemu małemu kłębuszkowi, podawałam te wszystkie "specyfiki", choć z najlepszej półki, a sama jem tylko zdrową (na ile to tylko możliwe w dzisiejszych czasach), wyselekcjonowaną, świeżą żywność. Bo przecież JESTEŚMY TYM CO SPOŻYWAMY!
To moje osobiste wywody, nikt nie musi ich brać do serca, ale może warto sobie zadać pytanie, dlaczego każda z tych wspaniałych karm, jak pokazuje doświadczenie; sprzyja określonym dolegliwościom chorobowym ( rodzaje kamicy)
Więc zapytam - czy tak na logikę, wprowadzenie naturalnej diety nie nasuwa wniosku zdrowego funkcjonowania kocich ( i nie tylko ) organizmów?