Wizyta u weta. Czy za każdym razem zastrzyk uspokajający?
: 05 stycznia 2009, 23:45
Praktycznie za każdym razem jak jestem z kociskami u weta, dostają zastrzyk uspokajający.
W sumie byłam z kotami (odpukać w niemalowane) 4 razy.
Pierwszy raz ze Łapusiem ze świerzbem. Łapuś był (niestety zginął
tragicznie) bardzo cierpliwy. Jakby rozumiał, że chcemy mu pomóc.
Pozwalał mi gmerać w uszach ile chciałam, mimo, że próbował się drapać.
No, jeszcze rozumiem, ten pierwszy raz u weta, bo czyszczenie uszu było
długie i pewnie męczące. Kot po zastrzyku zwymiotował. Spał z 10 godzin
potem i cały czas musiałam pilnować, żeby miał oczy zamknięte, bo mu się otwierały.
Ale czy potrzebny był drugi raz przy kontroli, kiedy on naprawdę był grzeczniusi, a gmeranko krótkie.
Teraz byłam z pierworodnym. Coś mi się ślinić zaczął i na wardze miał jakieś krawiące ranki. Okazało się, że to zapalanie gardła.
Miluś już nie taki grzeczny, ale był tak spanikowany, że ze strachu nie bardzo się "kłócił" ze mną.
Do obejrzenia gardła dostał podwójną dawkę, bo po pierwszej jeszcze chciał ze stołu skakać.
1 minuta oglądania gardła, a kot mi cały dzień choruje. Jest naćpany już od 8 godzin. Ledwie łazi. Do tego co zjada to zwymiotuje. Jest chory po tym zastrzyku bardziej niż przez chorobę.
Czy to normalne podejście wszystkich lekarzy, czy ten nasz "tak ma"?
Wolę wiedziec. nim zacznę protestować.
Rozumiem, ze oni nie planują podrapanych rąk. Tylko wydaje mi się, że w niektórych sytuacjach właściwe trzymanie kota przez właściciela wystarczy.
W sumie byłam z kotami (odpukać w niemalowane) 4 razy.
Pierwszy raz ze Łapusiem ze świerzbem. Łapuś był (niestety zginął
tragicznie) bardzo cierpliwy. Jakby rozumiał, że chcemy mu pomóc.
Pozwalał mi gmerać w uszach ile chciałam, mimo, że próbował się drapać.
No, jeszcze rozumiem, ten pierwszy raz u weta, bo czyszczenie uszu było
długie i pewnie męczące. Kot po zastrzyku zwymiotował. Spał z 10 godzin
potem i cały czas musiałam pilnować, żeby miał oczy zamknięte, bo mu się otwierały.
Ale czy potrzebny był drugi raz przy kontroli, kiedy on naprawdę był grzeczniusi, a gmeranko krótkie.
Teraz byłam z pierworodnym. Coś mi się ślinić zaczął i na wardze miał jakieś krawiące ranki. Okazało się, że to zapalanie gardła.
Miluś już nie taki grzeczny, ale był tak spanikowany, że ze strachu nie bardzo się "kłócił" ze mną.
Do obejrzenia gardła dostał podwójną dawkę, bo po pierwszej jeszcze chciał ze stołu skakać.
1 minuta oglądania gardła, a kot mi cały dzień choruje. Jest naćpany już od 8 godzin. Ledwie łazi. Do tego co zjada to zwymiotuje. Jest chory po tym zastrzyku bardziej niż przez chorobę.
Czy to normalne podejście wszystkich lekarzy, czy ten nasz "tak ma"?
Wolę wiedziec. nim zacznę protestować.
Rozumiem, ze oni nie planują podrapanych rąk. Tylko wydaje mi się, że w niektórych sytuacjach właściwe trzymanie kota przez właściciela wystarczy.