depresja i stres czy zatrucie ... a może coś innego ???
: 16 stycznia 2009, 22:29
Dzisiaj jest piątek. W sobotę z moją 2,5 letnią kotką przeprowadziłam się bardzo daleko od domu, za granicę.
16 godzinna podróż samochodem nie wydawała się specjalnym utrudnieniem dla kici. Spacerowała trochę po aucie, załatwiła się do podróżnej kuwetki i większość drogi przespała.
Podczas drogi dawałam jej tylko wodę do picia i nic do jedzenia. Tak zalecił nasz weterynarz.
Po dojechaniu na miejsce Misia obejrzała nowe mieszkanko, zjadła kolację, napiła się, poszła zrobić siusiu i kupę do kuwetki. No i poszła spać do swojego domku w którym zawsze śpi.
Wydawało się że wszystko jest w porządku ale .. koszmar zaczął się w niedziele rano.
Całą niedzielę Misia wymiotowała. Od 10 rano do 2 w nocy mniej więcej co godzinę. Na początku zwróciła wszystko co zjadła dzień wcześniej, a potem już tylko ślina i żółć (tak mi się wydaje bo żółte).
Koło godziny 17 przy kolejnym wymiotowaniu zauważyłam że kici zesztywniały tylne łapy. Nie mogła chodzić bo jej łapki były całkowicie sztywne, wyprostowane. wyglądało to przerażająco. Dodam, że czucie w łapkach było bo próbowała zabierać nogi gdy chciałam ją pogilac, (ma łaskotki na stopkach).
Nie wiedziałam co mam robić i postanowiłam iść do weterynarza w pon z rana. Ale w pon wydawało się, że wszystko jest lepiej. Paraliż ustąpił a kot nie wymiotował przez cały dzień, odsypiała. Zadzwoniłam do polskiego weta i powiedział, że paraliż mógł być spowodowany utratą dużej ilości elektrolitów. We wtorek rano nawet kicia coś zjadła i napiła się wody i mruczała dosyć radośnie.
No i zaczęło się znowu. po kilku godzinach zwymiotowała to co zjadła. i po południu wymiotowała jeszcze raz, i potem jeszcze raz na drugi dzień... Przy tym ostatnim razie kicia podczas wymiotowania wydała z siebie dziwny krzyk, brzmiący jak skrzek papugi. Coś strasznie ja musiało zaboleć w gardle albo przełyku.
Od wtorku rano Misia nie ruszyła nic do jedzenia .. od dwóch dni chodzi do miseczki z wodą .. ale kiedy pije wodę widać, że sprawia jej to duży problem .. jakby ruszanie językiem sprawiało jej ból.
Wczoraj, znaczy w czwartek w południe byliśmy u weterynarza.
Wykluczyliśmy od razu robaki, bo Misia była regularnie odrobaczana.
Kicia dostała 3 zastrzyki: coś na temperaturę, coś na żołądek i antybiotyk o zwolnionym tempie uwalniania.
Lekarz powiedział, że jak na stres po podróży to ten stan utrzymuje się za długo. w zasadzie jakiejś konkretnej diagnozy nie postawił. Chyba sam nie wiedział co jej jest. Powiedział że trzeba zaczekać na działanie leków i za 2-3 dni się wszystko okaże.
Minęło 29 godzin od zastrzyków i jedyną poprawę jaką widzę, to że kotek od 2 dni nie wymiotuje i że nie chowa już się pod łóżkiem na cały dzień. Chętniej pije wodę chociaż wciąż z wielkim trudem.
Dostałam od weterynarza karmę z Royala w postaci musu. Niestety Misia wciąż nie wykazuje zainteresowania jedzeniem. Walczę z nią i podaję jej co 2 godziny niewielką porcję wręcz na siłę .. przecież musi coś zjeść!!!!! Co najdziwniejsze ma siłę się bronic i wyrywać kiedy jej wkładam jedzenie do pyska.
Do tego jest jeszcze kilka objawów, które mnie niepokoją:
- Misia ma dreszcze co jakiś czas. Co jakiś czas kuli się i jakby sztywnieje, a przy tym "pracuje" przednimi łapkami, tak jak kotki to robią, jakby zaciskała piąstki
- kładzie się na parapetach i ciągle wpatruje się tempo w dal
- do tego jest cała zimna, ma zimne uszki i łapki (ale to może przez to że z okna trochę ciągnie zimno)
- jak próbuje chodzić to zatacza się jakby była pijana. nie jest w stanie utrzymać się prosto na tylnych łapkach. Nie wiem czy to dlatego, że nic nie jadła tak dawno (od 6 dni praktycznie) czy może dalej są to skutki tego paraliżu
- ma bardzo wąskie źrenice, nie cały czas, ale nawet w słabo oświetlonym pokoju nie rozszerza ich tak jak zawsze.
- Misia oddycha przez otwarty pyszczek albo siedzi z koniuszkiem języka na wierzchu
Nie wiem co z nią robić. Czy to kocia depresja po przeprowadzce i miłość jej wystarczy. Po przytuleniu kotka dreszcze i skurcze ustają.
Czy może akurat teraz po tej podróży po osłabieniu organizmu przez stres zaatakowała ją jakaś paskudna choroba.
Jest sczepiona na wszystkie podstawowe kocie choroby, i jest wysterylizowana.
Mogłabym też założyc zatrucie. Podczas jazdy kicia spała trochę na dywanikach w samochodzie a potem się lizała. Może jakies paskudztwo mogliśmy przynieśc na butach do auta. !!!
Żal mi strasznie mojej kici. Nie może się cieszyć nowym domkiem, ani ja jej obecnością.
Zwykle jest bardzo ciekawskim i wrażliwym na pieszczoty łobuziakiem. Nawet nie zauważyła kwiatków stojących na parapecie. Normalnie nie przetrwałyby jednej nocy
nie bawi się swoimi zabawkami, ulubioną piłeczką ani sznurówką
Może ktoś ma pomysły co mogę podpowiedzieć weterynarzowi. Jeśli jej stan się nie zmieni w poniedziałek idę z nią ponownie do weta.
Wolałabym wiedzieć co mu zasugerować, bo jestem obecnie w Holandii i trochę muszę się przygotować słownikowo do rozmowy :/
Z góry dziękuję za wszelkie sugestię i przepraszam jeśli moja historia jest zbyt długa... Chciałam tylko dokładnie wszystko opisać... bo już popadam w paranoję ... moja kicia jest coraz słabsza ... ratunku
16 godzinna podróż samochodem nie wydawała się specjalnym utrudnieniem dla kici. Spacerowała trochę po aucie, załatwiła się do podróżnej kuwetki i większość drogi przespała.
Podczas drogi dawałam jej tylko wodę do picia i nic do jedzenia. Tak zalecił nasz weterynarz.
Po dojechaniu na miejsce Misia obejrzała nowe mieszkanko, zjadła kolację, napiła się, poszła zrobić siusiu i kupę do kuwetki. No i poszła spać do swojego domku w którym zawsze śpi.
Wydawało się że wszystko jest w porządku ale .. koszmar zaczął się w niedziele rano.
Całą niedzielę Misia wymiotowała. Od 10 rano do 2 w nocy mniej więcej co godzinę. Na początku zwróciła wszystko co zjadła dzień wcześniej, a potem już tylko ślina i żółć (tak mi się wydaje bo żółte).
Koło godziny 17 przy kolejnym wymiotowaniu zauważyłam że kici zesztywniały tylne łapy. Nie mogła chodzić bo jej łapki były całkowicie sztywne, wyprostowane. wyglądało to przerażająco. Dodam, że czucie w łapkach było bo próbowała zabierać nogi gdy chciałam ją pogilac, (ma łaskotki na stopkach).
Nie wiedziałam co mam robić i postanowiłam iść do weterynarza w pon z rana. Ale w pon wydawało się, że wszystko jest lepiej. Paraliż ustąpił a kot nie wymiotował przez cały dzień, odsypiała. Zadzwoniłam do polskiego weta i powiedział, że paraliż mógł być spowodowany utratą dużej ilości elektrolitów. We wtorek rano nawet kicia coś zjadła i napiła się wody i mruczała dosyć radośnie.
No i zaczęło się znowu. po kilku godzinach zwymiotowała to co zjadła. i po południu wymiotowała jeszcze raz, i potem jeszcze raz na drugi dzień... Przy tym ostatnim razie kicia podczas wymiotowania wydała z siebie dziwny krzyk, brzmiący jak skrzek papugi. Coś strasznie ja musiało zaboleć w gardle albo przełyku.
Od wtorku rano Misia nie ruszyła nic do jedzenia .. od dwóch dni chodzi do miseczki z wodą .. ale kiedy pije wodę widać, że sprawia jej to duży problem .. jakby ruszanie językiem sprawiało jej ból.
Wczoraj, znaczy w czwartek w południe byliśmy u weterynarza.
Wykluczyliśmy od razu robaki, bo Misia była regularnie odrobaczana.
Kicia dostała 3 zastrzyki: coś na temperaturę, coś na żołądek i antybiotyk o zwolnionym tempie uwalniania.
Lekarz powiedział, że jak na stres po podróży to ten stan utrzymuje się za długo. w zasadzie jakiejś konkretnej diagnozy nie postawił. Chyba sam nie wiedział co jej jest. Powiedział że trzeba zaczekać na działanie leków i za 2-3 dni się wszystko okaże.
Minęło 29 godzin od zastrzyków i jedyną poprawę jaką widzę, to że kotek od 2 dni nie wymiotuje i że nie chowa już się pod łóżkiem na cały dzień. Chętniej pije wodę chociaż wciąż z wielkim trudem.
Dostałam od weterynarza karmę z Royala w postaci musu. Niestety Misia wciąż nie wykazuje zainteresowania jedzeniem. Walczę z nią i podaję jej co 2 godziny niewielką porcję wręcz na siłę .. przecież musi coś zjeść!!!!! Co najdziwniejsze ma siłę się bronic i wyrywać kiedy jej wkładam jedzenie do pyska.
Do tego jest jeszcze kilka objawów, które mnie niepokoją:
- Misia ma dreszcze co jakiś czas. Co jakiś czas kuli się i jakby sztywnieje, a przy tym "pracuje" przednimi łapkami, tak jak kotki to robią, jakby zaciskała piąstki
- kładzie się na parapetach i ciągle wpatruje się tempo w dal
- do tego jest cała zimna, ma zimne uszki i łapki (ale to może przez to że z okna trochę ciągnie zimno)
- jak próbuje chodzić to zatacza się jakby była pijana. nie jest w stanie utrzymać się prosto na tylnych łapkach. Nie wiem czy to dlatego, że nic nie jadła tak dawno (od 6 dni praktycznie) czy może dalej są to skutki tego paraliżu
- ma bardzo wąskie źrenice, nie cały czas, ale nawet w słabo oświetlonym pokoju nie rozszerza ich tak jak zawsze.
- Misia oddycha przez otwarty pyszczek albo siedzi z koniuszkiem języka na wierzchu
Nie wiem co z nią robić. Czy to kocia depresja po przeprowadzce i miłość jej wystarczy. Po przytuleniu kotka dreszcze i skurcze ustają.
Czy może akurat teraz po tej podróży po osłabieniu organizmu przez stres zaatakowała ją jakaś paskudna choroba.
Jest sczepiona na wszystkie podstawowe kocie choroby, i jest wysterylizowana.
Mogłabym też założyc zatrucie. Podczas jazdy kicia spała trochę na dywanikach w samochodzie a potem się lizała. Może jakies paskudztwo mogliśmy przynieśc na butach do auta. !!!
Żal mi strasznie mojej kici. Nie może się cieszyć nowym domkiem, ani ja jej obecnością.
Zwykle jest bardzo ciekawskim i wrażliwym na pieszczoty łobuziakiem. Nawet nie zauważyła kwiatków stojących na parapecie. Normalnie nie przetrwałyby jednej nocy
nie bawi się swoimi zabawkami, ulubioną piłeczką ani sznurówką
Może ktoś ma pomysły co mogę podpowiedzieć weterynarzowi. Jeśli jej stan się nie zmieni w poniedziałek idę z nią ponownie do weta.
Wolałabym wiedzieć co mu zasugerować, bo jestem obecnie w Holandii i trochę muszę się przygotować słownikowo do rozmowy :/
Z góry dziękuję za wszelkie sugestię i przepraszam jeśli moja historia jest zbyt długa... Chciałam tylko dokładnie wszystko opisać... bo już popadam w paranoję ... moja kicia jest coraz słabsza ... ratunku