witam
pracuję nad moim kotkiem Magikiem od dłuższego czasu i wyglądało to tak:
-przyzwyczajanie do szelek-leżał lub chodził w nich po domu i tym sposobem nauczył się na nie nie reagować; uczyłam od małego, to pewnie ułatwiło sprawę
-wynosiłam go na rękach na dwór (dla krakusów-na pole, hehe) żeby się przyzwyczaił do dźwięków, hałasów itp
-stawiałam na trawniczku coby się z nim obeznał i tak sobie stałam nad nim albo lazłam gdzie on chciał
-teraz generalnie to w 70% idę za Magikiem, ale fajno jest
Nie mam ambicji chodzić z nim jak z psem, tylko trochę świata chcę mu pokazać i widzę że jakoś to idzie-jak go ciągnę smyczą to w miarę ochoty idzie za mną. Kupiłam smycz wyciąganą parometrową, czasem siadam na trawie i czytam a on sobie chodzi wokół mnie. Spacerów się troche domaga, to fakt, ale cieszę się że zna coś więcej niż moje cztery ściany
Pozdrawiam i życzę cierpliwości w naukach
jak nauczyc kota wychodzenia na spacer?
-
- Posty:3
- Rejestracja:24 maja 2006, 16:26
pierwszy sukces!!!
Kajtek/Pimpek/Zibi/Siersciuch NIE ZJADL SZELEK.
gratulacje prosze skladac telefonicznie.. ;]
Kajtek/Pimpek/Zibi/Siersciuch NIE ZJADL SZELEK.
gratulacje prosze skladac telefonicznie.. ;]
Ja od około miesiąca jestem szczęśliwym posiadaczem Lolusia. Kotek przyniesiony z wieliej nędzy szybko przyzwyczaił się do mieszkania w bloku. Miał wtedy ok. 10 tygodni. Od drugiego dnia przyzwyczajany był do spacerów w szeleczkach - nic sobie z nich nie robił, najpierw smyczkę miał krótką (ok 1 m), póżniej dowiązałem kawałek sznurka. Następnym etapem było puszczanie smyczki luzem i Loliczek tak sobie spacerował a w razie potrzeby łatwiej było go złapać z akoniec smyczki i wyciągnąć z krzaków. Potem odczepiałem smyczkę i biegał w samych szelkach. Nie uciekał, trzymał się blisko swojego Pancia (czyli mnie). Teraz wychodzę z Loliczkiem bez szelek, biega w pobliżu, czasami tylko trzeba go wołać i zwabiać jakąś "zabawka" - np. patyczkiem poruszanym po ziemi. Jak spacerujemy w obcym dla niego miejscu - zostaje troszkę z tyłu ale szybko nadbiega głośno miaucząc "JAK MOGŁEŚ MNIE TAK ZOSTAWIĆ". Chcę przyzwyczaić go do samodzielnych spacerów, a opisane etapy nauki miały pomóc mu poznać teren w którym mieszka i w którym będzie spacerował. Oczywiście gdy puszczę go po raz pierwszy bedę miał duszę na ramienu. Ale nie unieszczęśliwię go trzymając biedne zwierzę w 40metrowym mieszkaniu całe kocie życie. ALE SIE SPISAŁEM
Kiedyś byłam na spacerze z jedną z moich kotek.
Na początku rozpłaszczyła się na trawniku, ale później coraz śmielej badała "co w trawie piszczy". Spacerowicze się nią zachwycali, a ja byłam dumna jak paw.
Do czasu.
Nagle, nie wiadomo skąd, wyskoczyło wielkie psisko, które najwyraźniej miało ochotę na zabawę z kicią. Ta, przerażona, wspięła się po mnie jak po drzewku i wczepiła się pazurkami w moje ramiona.
Była tak przerażona, że długo nie mogłam jej uspokoić. Schowała się pod moją bluzę i wyszła dopiero w domu.
A co by było, gdyby pies miał złe zamiary?
To wybiło mi z głowy spacery z kotem.
Chociaż, ostatnio widziałam w Sopocie jak dziewczyna szła z maine coonem na smyczy, a jego wyprężony, puszysty ogon powiewał na wietrze. Wyglądali rewelacyjnie.
Na początku rozpłaszczyła się na trawniku, ale później coraz śmielej badała "co w trawie piszczy". Spacerowicze się nią zachwycali, a ja byłam dumna jak paw.
Do czasu.
Nagle, nie wiadomo skąd, wyskoczyło wielkie psisko, które najwyraźniej miało ochotę na zabawę z kicią. Ta, przerażona, wspięła się po mnie jak po drzewku i wczepiła się pazurkami w moje ramiona.
Była tak przerażona, że długo nie mogłam jej uspokoić. Schowała się pod moją bluzę i wyszła dopiero w domu.
A co by było, gdyby pies miał złe zamiary?
To wybiło mi z głowy spacery z kotem.
Chociaż, ostatnio widziałam w Sopocie jak dziewczyna szła z maine coonem na smyczy, a jego wyprężony, puszysty ogon powiewał na wietrze. Wyglądali rewelacyjnie.
Każdy zakocony ma inne zdanie na temat wychodzenia z kotem na smyczy i puszczania samopas.
Niestety ja mam tylko niemiłe wspomnienia, jedno wręcz tragiczne.
5 lat temu na ulicy znalazłam małego koteczka. Od samego początku chodziła
z nami i koło nas jak pies. Reagowała na każde zawołanie. W swojej głupocie /był to pierwszy kot w moim domowym i dorosłym życiu/ myślałam,że zawsze tak będzie. Przez ponad rok czasu tak się nas wszędzie słuchała. I wystarczył - jeden przypadek. Sama do dzisiaj nie wiem co ją tak strasznie wystraszyło.
I niestety nigdy jej już nie znalazłam, choć szukaliśmy jej ponad 4 miesiące.
Wtenczas sobie obiecałam, że już nigdy nie powtórzę tego błędu. Jak większość wie - nigdy nie wiadomo co koteczkowi strzeli do łebka, czego nagle trzeba się bać. I chyba najgorsze jest to, że nawet własnego opiekuna też trzeba się bać i przed nim uciekać. Pisząc o tym mam na myśli miasto i mieszkanie w bloku oraz jego otoczenie.
Niestety ja mam tylko niemiłe wspomnienia, jedno wręcz tragiczne.
5 lat temu na ulicy znalazłam małego koteczka. Od samego początku chodziła
z nami i koło nas jak pies. Reagowała na każde zawołanie. W swojej głupocie /był to pierwszy kot w moim domowym i dorosłym życiu/ myślałam,że zawsze tak będzie. Przez ponad rok czasu tak się nas wszędzie słuchała. I wystarczył - jeden przypadek. Sama do dzisiaj nie wiem co ją tak strasznie wystraszyło.
I niestety nigdy jej już nie znalazłam, choć szukaliśmy jej ponad 4 miesiące.
Wtenczas sobie obiecałam, że już nigdy nie powtórzę tego błędu. Jak większość wie - nigdy nie wiadomo co koteczkowi strzeli do łebka, czego nagle trzeba się bać. I chyba najgorsze jest to, że nawet własnego opiekuna też trzeba się bać i przed nim uciekać. Pisząc o tym mam na myśli miasto i mieszkanie w bloku oraz jego otoczenie.
Jak mój kociak był mały łaził po podwórku i w nosie miał wszystkie zagrożenia dokoła. Później przeniósł się ze mną do mieszkania, dużego i z miejscem do wychodzenia na powietrze, ale odzwyczaił się od podwórka, więc zaczęłam go zabierać w mniej zaludnione miejsca, żeby znów się oswoił. A potem nie jeździł i odzwyczaił się na dobre.
Teraz ma ponad 4 lata, ledwo mieści się w szelki i dostaje wytrzeszczu ze strachu na jakikolwiek dźwięk, kiedy gdzieś wychodzimy. Ale nic to, popróbuję jeszcze trochę, jak nie będzie chciał, to zmuszać go nie będę, chociaż przydałoby się mu trochę ruchu
Teraz ma ponad 4 lata, ledwo mieści się w szelki i dostaje wytrzeszczu ze strachu na jakikolwiek dźwięk, kiedy gdzieś wychodzimy. Ale nic to, popróbuję jeszcze trochę, jak nie będzie chciał, to zmuszać go nie będę, chociaż przydałoby się mu trochę ruchu
Zazdroszczę Ci Andzia, żeby to moje tak się dworu bały Jak kiciuś nie chce to go na siłę nie wyciągaj, w sumie na szeleczkach mógłby troszkę pochodzić ale to też niekoniecznie, bez nadzoru oczywiście nie radzę wypuszczać (tak profilaktycznie mówię, bo kitek i tak niechętny do dworku )
Pozdrawiam
Ania i koty
Pozdrawiam
Ania i koty
Gdyby jeszcze człowiek miał za dużo czasu, to codziennie mógłby pędzić z kociakiem na dwór, a tak to tylko czasami i biedak nie może się przyzwyczaić. A jeszcze teraz zima idzie, to już w ogóle.
Ja mam dom z ogródkiem..więc koty były wypuszczane na ogród.najpierw trzymaly sie blizko schodów.Na każdy głośniejszy hałas reagowały paniczną ucieczką do domu..az sie pzryzwyczaiły tak,że to ja musiałam ich szukać,,nie były kastrowane wiec problemy zaczynaly sie na wiosne koty uciekały i wracały brudne glodne....Kupiłam persa wysterylizowałam kotka i trzymal sie domu..nie wyszedł na krok za ogrodzenie mimo że nie mamy jeszcze bramy..Teraz mam kaleńka koteczkę.ale nie wypuszcze jej samą na ogród..zbyt wiele czycha niebezpieczeństw,albo pies,albo auto,albo czlowiek.....
Witam! Mam 11tygodniową kotę, jak już przejdzie wszystkie szczepienia, będziemy chodzić na spacery. W związku z tym mam kilka pytań:
jeśli zabieracie kota na spacer to na jakieś stałe trasy? zastanawiam się, czy koty nie traktują takich spacerów jako obchodu terenu łowieckiego i czy w związku z tym nie protestują przy zmianie szlaku.
jak często i jak długo spacerujecie? łazicie w okolicy domu czy raczej transportujecie kota do najbliższego parku?
z góry dzięki za odpowiedzi
pozdrawiam,
fiore.
jeśli zabieracie kota na spacer to na jakieś stałe trasy? zastanawiam się, czy koty nie traktują takich spacerów jako obchodu terenu łowieckiego i czy w związku z tym nie protestują przy zmianie szlaku.
jak często i jak długo spacerujecie? łazicie w okolicy domu czy raczej transportujecie kota do najbliższego parku?
z góry dzięki za odpowiedzi
pozdrawiam,
fiore.
Na początku wychodżcie na kilkuminutowe spacerki po najbliższej okolicy (osiedle, podwórko itp.). Z czasem dopiero wydłużajcie trasy i zapuszczajcie się gdzieś dalej. Jak macie jakiś park niedaleko możecie się wybrać pieszo, jeśli nie, to myślę, że warto byłoby co jakiś czas załadować kociastego w transporter i powieźc go tam, gdzie jest troszkę ludzi, żeby potem nie było problemu z miejscami publicznymi. Na codzień możecie łazić po okolicy, po polach albo łąkach. Myślę, że nie należy non stop chodzić tymi samymi ścieżkami i w to samo miejsce.
Ja zabijam, bo święta bez bałwana to nie święta
-
- Informacje
-
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 7 gości