Witam serdecznie.
Mam pytanie do kocich ekspertów... Historia długa i trochę smutna, więc mam nadzieję, że zainteresowani wytrwają do końca
Ok.4 lata temu pożegnałam swoją znalezioną kotkę, którą kochała moja mama. Przez to, że mama po utracie kotki źle się czuła, postanowiłam podarować jej kociaka, który trochę by nadał mamie sił do działania. Wtedy miałam już jednego psa i jednego kota. Mała kotka, Florka przyjechała razem ze swoim bratem, Jazz'em do mnie aż z Norwegii i żyje ze mną do dzisiajszego dnia. Starszy kot, Franek zaakceptował ją bez problemów, tak samo i pies. Jazz'a przygarnęła koleżanka mojej mamy. Po 3 latach, babcia znalazła małego kociaka w ogródku i oczywiście został u mnie. Starszy kot zaakceptował Felka bez problemów, Florka miała małe problemy z akceptacją, ale dała radę i teraz wszystkie koty się akceptują i nie ma z nimi problemów. Koty oczywiście są wykastrowane, do tego Franek i Felek są kotami, które mają możliwość przebywania na zewnątrz kiedy tylko chcą, ponieważ mieszkam w domku jednorodzinnym z dużym ogrodem. Florka wychodzi na zewnątrz na smyczy.
I tu historia zaczyna robić się smutna, bo przechodzę do opisania historii Jazz'a. A mianowicie... Trafił do znajomej mamy, która z mężem bardzo kota pokochała. Razem z mężem zapewniali mu znakomity dom. Po roku, kobieta zaszła w ciążę. Urodziła dziecko i już wcześniej rozważała opcję oddania kota, pod wpływem namowy mało doinformowanego otoczenia... Po narodzinach dziecka, Jazz żył z nimi jeszcze przez kilka miesięcy. Padła decyzja, że kot zostanie oddany. I tak też się stało. Gdy usłyszałam tą wiadomość, od razu się przejęłam i zaczęłam poszukiwania kota, ponieważ czułam się odpowiedzialna za jego nieszczęście, za to że trafił do Polski i wędruje z rąk do rąk. W końcu to ja, za pomocą koleżanki go tu sprowadziłam i tym samym zgotowałam mu taki los, więc nie było innej opcji oprócz tej, aby znaleźć Jazz'a i zapewnic mu dach nad głową. "Stajesz się odpowiedzialny na zawsze za to, co oswoiłeś.", mając taką myśl w głowie, kot musiał trafic do mnie.
Długo nie było wieści co się z kotem stało... Pierwsza właścicielka mówiła, że oddała go pewnej kobiecie, następnie się dowiedziałam, że trafił na wioskę... Więc konkretnie nie wiem przez ile rąk ostatecznie przeszedł. Po długich poszukiwaniach, mama przez przypadek znalazła informację na facebook'u, że kot Jazz szuka domu. Do tego zdjęcia. To był on! Powodem, dla którego trafił do adopcji jest to, że zmarła jego właścicielka. Od razu podekscytowana zadzwoniłam pod dany numer, powiedziałam jak wygląda sytuacja i o 22:00 zabrałam Jazz'a z cała wyprawką do siebie. Można by twierdzić, że wszystko jest cacy i fajnie się skończyło, jednak tak nie jest... Jazz, za brzdąca przebywał tylko w mieszkaniu. Miał bardzo mało bodźców z zewnątrz i to niestety teraz wychodzi na zewnątrz... Boi się wielu nowych odgłosów np. uruchamiajaca się drukarka.
Oczywiście takie braki w socjalizacji powodują wiele kłopotów... Jazz atakuje mojego psa, który jest od niego chyba o połowę lżejszy. Boję się tego co będzie z resztą stada, nie bardzo wiem jak mogę pogodzić wszystkie koty ze sobą. Na razie pozwalałam im na obserwację siebie przez otwarte drzwi z asekuracją, do tego oczywiście wymiana zabawek, moje koty wąchały jego zabawki, legowiska czy łopatkę z kuwety, Jazz robił to samo z przedmiotami moich kotów. Wiem, zapoznanie kotów ze soba będzie procesem mozolnym, bardzo pracochłonnym i pewnie pełnym nerwów...
Dlatego chciała bym się zapytać w jaki sposób najlepiej pogodzić koty ze sobą, aby nie było za dużo stresu? Tak aby były w stanie ze sobą żyć i znosić swoją obecność. Aby zaczęły się tolerować, nie muszą się kochać i się ze sobą bawić, wystarczy mi tylko to aby się nie biły i było obojętne co do siebie.
Jeśli koty będą się tolerowały, Jazz znajdzie u mnie dom. Jeśli nie... cóż będę musiała znaleźć mu nowy dom Postaram się jakoś na dniach dodać zdjęcia Jazz'a
Bardzo bardzo proszę was o rady i odpowiedzi, bo na prawdę mi na tym kociaku zależy.
Pozdrawiam serdecznie
Martyna
jak pogodzić ze sobą dorosłe koty?
Znajoma uratowała od smierci kot, którego ktoś wyrzycił z domu i który kilka miesięcy błakał się po podwórkach. W końcu poraniony i bliski śmierci miał szczeście - znajoma wyleczyła go i zabrała do siebie. Niestety kotek nie tolerował rezydenkta, atakował go przy każdej okazji. Przez prawie dwa lata(!!!) wszyscy domownicy pilnowali, żeby koty nie przebywały same w tym samym pomieszczeniu. Stopniowo sytuacja sie unormowała, ale anielskiej cierpliwoc i i wytrwałości to wymagało...
-
- Posty:1
- Rejestracja:29 czerwca 2015, 13:20
Ja z moimi nic nie robiłam. Przez miesiąc się umikały i biły, a po 2 spały przytulone razem
-
- Posty:1
- Rejestracja:29 czerwca 2015, 14:31
Witam serdecznie, to mój pierwszy wpis.
Interesuje mnie jak ludzie radzą sobie w przypadku posiadania kilku zwierzaków i agresji jednego z nich w stosunku do pozostałych.
Ja mam cztery koty, mieszkają ze sobą już 10 lat. Niestety najstarszy, od jakiegoś roku, bije pozostałe. I to tak na poważnie.
Podobno nie ma w Warszawie dobrego behawiorysty od kotów. A izolowanie kotów w małym mieszkaniu jest dość uciążliwe.
Interesuje mnie jak ludzie radzą sobie w przypadku posiadania kilku zwierzaków i agresji jednego z nich w stosunku do pozostałych.
Ja mam cztery koty, mieszkają ze sobą już 10 lat. Niestety najstarszy, od jakiegoś roku, bije pozostałe. I to tak na poważnie.
Podobno nie ma w Warszawie dobrego behawiorysty od kotów. A izolowanie kotów w małym mieszkaniu jest dość uciążliwe.
-
- Informacje
-
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 15 gości