wczoraj wieczorem był rozlew krwi.
Zaczelo sie wypuszczenia Tymka na wlosci Puszki. Bylo oczywiscie syczenie i warczenie, az w koncu Puchon nie wytrzymal i przegonil Tymka z jednego do drugiego pokoju. To jeszcze jednak bylo w ok - lapy byly w ruchu, ale krwi nei bylo. Pucha poszla pod kanape, Tymek zostal za fotelem i powoli sie zza niego wydostawal. Niestety kiedy probowal przejsc do drugiego pokoju, Pucha znow go dopadla, pogonila do kuchni, stamtad z powrotem do pokju pod stol i tam byl juz dziki jazgot
![Sad :(](./images/smilies/icon_sad.gif)
Cale szczescie rozdzielily sie same, Puchon znow pod kanape, Tymek do katka - widzialay sie wzajemnie. Nie bardzo wiedzialam co mam zrobic. Powolutku podeszlam do Tymka od drugieh storny, zeby Puchon nie widzial, poglaskalam go (Boze, jak on zaczal mruczec... chlopak strasznie teg potrzebowal) - poszedl za moja reka, i przeszeedl do "swojego" pokoju. Tam go obejrzalam i okazalo sie, ze Pucha byla uprzejma wyrwac mu mala kepke sierscie z uszka (tak ok. 2-3 mm), krew sie nie lala, ale mial wyrwana sierc do krwi i lekkie jeszcze zadrapanie nizej. Poszlam z powrotem do Puszki, usiadlam na fotelu, a ta mala zolza jak gdyby nigdy nic wlazla mi na kolana. Pomizialam ja, potem zeszla i zauwazylam ze kuleje. Z kada minuta kulala jakby bardziej, wiec znow sie zestresowalam, zwabilam ja na kolana, otulilam w kocyk (inaczej pewnie ze mnie lalaby sie krew), zapakowalam do transportera i zawiozlam do weta do lecznicy przy Akademii Rolniczej. Cudowna pani doktor zbadala Puche, a Pucha w ogole nie wykazywala oznak bolu, wiec nie wiem, co to bylo. DOstala zastrzk przeciwbolowy i wet kazal ja oberswowac i jakby co w poniedzialek przywiezc na przeswietlenie. Dzis juz jest ok, wiec moze byc tak, jak mowil wet, ze ganiajac Tymka na kafelkach naciagnela sobie sciegno, albo skrecila lapke na ostrym zakrecie. Poza tym wet zalecil, zeby jednak dopuszczac do kontaktu stopniowo, zeby najpierw zaczely sie chociaz ignorowac. Tak wiec juz sama nie wiem co robic
![Sad :(](./images/smilies/icon_sad.gif)
wygladalo to wszystko wczoraj tragicznie....
![Sad :(](./images/smilies/icon_sad.gif)
Dzisiaj TYmek i Pucha ok, poszlam do niego, wymknal sie z pokoju, oczywisice byl syk i warczenie Puszki, wiec zamknelam go z powrotem. Potem zamknelam Puszke, jego wypuscilam, zeby zostawil swiezy zapach.... Pucha wie, ze on jest w mieszkaniu (bo oczywiscie tez w kotryms momencie wymknela sie na mieszkanie) ale pcha sie poza pokoj. Jak Tymus byl zamkniety i rozrabial u siebie, Pucha nasluchiwala w pewnej odleglosci od jego drzwi.....
Troche zaczynam sie martwic, bo TZ boi sie, ze one sie nie dogadaja i wtedy bedzie trzeba ktores oddac, a ja bym chyba tego nie przezyla
NIe wiem, co mam zrobic..... z jednej strony musze dopuscic do kontaktu bo inaczej przeices nigdy sie nie dogadaja, ale strasznie sie boje, ze zrobia sobie krzywde.... Powiem szczerze, ze troche sie nawet zaczelam bac Puchy, bo wlazi mi na kolana, mizia sie i nagle mnie gryzie i paca lapa i to dosc mocno.... Dzis spala ze mna i gdy chcialam sie podniesc, juz byla cala nastroszona, na przygietych lapach, uszy plozone i gotowa do ataku....
Zalamka
![Sad :(](./images/smilies/icon_sad.gif)