![Smile :)](./images/smilies/icon_smile.gif)
i oczywiscie od razu pytanie....
w dlugi weekend zabralam Tymka na dzialke (Puszka zostala w domku, bo nadal jeszcze nie wykastrowana, a nie daje sie zapiac w smycz - nie chcialam ryzykowac ucieczki...). Zapakowalam mlodego w tranporterek i cala droga (40 km) to byl jeden wielki koszmar.... miauczenie, plakanie, drapanie.... zle mu nie bylo, ale mnie pekalo serce..... sa jakies rady na to, zeby lepiej to znosil? mam wrazenie ze zasadniczno przeszkadza mu klatka...
i druga sprawa.... zalozlam mu smyczke (nie chce go puszczac, bo leno innych dzikich kotow, a gdyby mi zwial to by mi serce peklo) i pierwszego dnia bylo ok - pochodzil, powachal.... a drugiego dnia, kiedy zalozylam mu smyczke i wynioslam do ogrodka, to wpadl w szal, zaczal sei wyrywac juz u mnie na rekach, wyplatal sie ze smyczy (!!! - jak ja prawidlowo zalozyc?....... bo ja chyba nie umiem:( ) no i oczywiscie zwial... byl caly przerazony, nie wiem dlaczsego, bo dookola bylo pusto i cicho..... cale szczescie zatrzymal sie przed dziura w plocie, ale dlugo go namawialam, zeby podszedl... no i caly weekend spedzil w domku, patrzac zalosnie przez okno, ale wolalam juz nie ryzykowac ;/
jakie rady?
ps. pomijam juz fakt, ze po powrocie Puszka byla ciezko obrazona i juz sie balam ze na nowo bedziemy oswajac koty....