Witam wszystkich po przerwie
i oczywiscie od razu pytanie....
w dlugi weekend zabralam Tymka na dzialke (Puszka zostala w domku, bo nadal jeszcze nie wykastrowana, a nie daje sie zapiac w smycz - nie chcialam ryzykowac ucieczki...). Zapakowalam mlodego w tranporterek i cala droga (40 km) to byl jeden wielki koszmar.... miauczenie, plakanie, drapanie.... zle mu nie bylo, ale mnie pekalo serce..... sa jakies rady na to, zeby lepiej to znosil? mam wrazenie ze zasadniczno przeszkadza mu klatka...
i druga sprawa.... zalozlam mu smyczke (nie chce go puszczac, bo leno innych dzikich kotow, a gdyby mi zwial to by mi serce peklo) i pierwszego dnia bylo ok - pochodzil, powachal.... a drugiego dnia, kiedy zalozylam mu smyczke i wynioslam do ogrodka, to wpadl w szal, zaczal sei wyrywac juz u mnie na rekach, wyplatal sie ze smyczy (!!! - jak ja prawidlowo zalozyc?....... bo ja chyba nie umiem:( ) no i oczywiscie zwial... byl caly przerazony, nie wiem dlaczsego, bo dookola bylo pusto i cicho..... cale szczescie zatrzymal sie przed dziura w plocie, ale dlugo go namawialam, zeby podszedl... no i caly weekend spedzil w domku, patrzac zalosnie przez okno, ale wolalam juz nie ryzykowac ;/
jakie rady?
ps. pomijam juz fakt, ze po powrocie Puszka byla ciezko obrazona i juz sie balam ze na nowo bedziemy oswajac koty....
kot w samochodzie
Moje koty zawsze jeździły luzem ,
ale nigdy nie same, któreś z dzieci lub wszyscy byli zajęci opieką nad kotami,
wtedy jedzie się wolniej i spokojnie zwłaszcza na zakrętach i przy hamowaniu, no ale my pokonywaliśmy max. 11 km w jedną stronę, więc wolniejsza jazda nie była dużym utrudnieniem,
miśka zazwyczaj stawała na kolanach któregoś z dzieci i z zaciekawieniem wyglądała przez okno, nelson układał się z tyłu na półce lub w kombiaku na rolecie i był dumny jak paw, nigdy nie biegały po samochodzie ani nie pchały się tam gdzie nie trzeba, tak od pierwszego razu (chyba mam jakieś zdolniachy), koty do tej pory(już nie muszą jeździć, chyba że do weta) jak widzą otwarty samochód to same wskakują zanim ja wysiądę i obchodzą cały, a wysiadają tylko tylnymi drzwiami lub klapą jak wyjmuję zakupy,
a co do szelek to cóż koty są sprytne i nie z takich opresji jak szelki wychodzą i jeśli ie chodzą w nich na co dzień to nie jest to najmilsza rzecz jaka je może spotkać.
ale nigdy nie same, któreś z dzieci lub wszyscy byli zajęci opieką nad kotami,
wtedy jedzie się wolniej i spokojnie zwłaszcza na zakrętach i przy hamowaniu, no ale my pokonywaliśmy max. 11 km w jedną stronę, więc wolniejsza jazda nie była dużym utrudnieniem,
miśka zazwyczaj stawała na kolanach któregoś z dzieci i z zaciekawieniem wyglądała przez okno, nelson układał się z tyłu na półce lub w kombiaku na rolecie i był dumny jak paw, nigdy nie biegały po samochodzie ani nie pchały się tam gdzie nie trzeba, tak od pierwszego razu (chyba mam jakieś zdolniachy), koty do tej pory(już nie muszą jeździć, chyba że do weta) jak widzą otwarty samochód to same wskakują zanim ja wysiądę i obchodzą cały, a wysiadają tylko tylnymi drzwiami lub klapą jak wyjmuję zakupy,
a co do szelek to cóż koty są sprytne i nie z takich opresji jak szelki wychodzą i jeśli ie chodzą w nich na co dzień to nie jest to najmilsza rzecz jaka je może spotkać.
Edytko, szelki są zdecydowanie lepsze do spacerów, bo nawet jeśli kociak wysunie główkę, jest jeszcze pasek na brzuszku.
Samochodu póki co nei posiadam, więc w tej kwestii może poradzi Ci jakiś doświadczony kierowca.
A co poza tym u Was?
Samochodu póki co nei posiadam, więc w tej kwestii może poradzi Ci jakiś doświadczony kierowca.
A co poza tym u Was?
Nelson - ja niestety jechalam sama i balam sie go puscic luzem bo nasluchalam sie o zwierzakch wchodzących np pod pedal hamulca
na ogrodku tez luzem boje sie go puscic z wczesniej juz opisanych powodow wiec zostaje tylko smyczka....
Iza - a spokojnie... czasem sie lejemy, czasem kochamy znaczy koty
na ogrodku tez luzem boje sie go puscic z wczesniej juz opisanych powodow wiec zostaje tylko smyczka....
Iza - a spokojnie... czasem sie lejemy, czasem kochamy znaczy koty
Ja też nie jestem zmotoryzowana, ale nigdy nie odważyłabym się wieźć kota luzem. Musiałby przynajmniej mieć na sobie szelki, żeby można było w każdym momencie zareagować i futro przytrzymać. Niektóre koty są nieprzewidywalne, byle co może je wystraszyć, czy zdenerwować, dlatego wożenie kota bez żadnego zabezpieczenia wydaje mi się ryzykowne. Mój kot w samochodzie jest zawsze bardzo spokojny, przy czym jeździ w transporterze osłoniętym ze wszystkich stron, z jedyną otwartą częścią skierowanym w moją stronę. Drzwiczki miewa otwarte, ale nigdy nie próbował wychodzić - bezpieczniej czuje się w swoim "przewoźnym" domku . Co do szeleczek to faktycznie koty są tak plastyczne, że potrafią się uwolnić praktycznie z każdej uprzęży. Trzeba dość ciasno zapinać obrożę, bo jeśli głowa się uwolni to z resztą już nie ma problemu. No i oswajanie kociastego z "wolnością" może trochę potrwać. Trzeba to robić maleńkimi kroczkami, bo kociasty może się zrazić. Borysek ma w tych sprawach doświadczenie, więc pewnie coś więcej doradzi
W sprawie transporterku niestety nic nie doradzę, bo Pola akurat uwielbia podróżować i zawsze grzecznie w nim siedzi (większą część drogi najczęściej przesypia). Nigdy też nie puszczałem Poli samej w samochodzie, bo uważam, że to zbyt duże ryzyko nawet w jej przypadku.
No i w sprawie szeleczek też niewiele pomogę bo Pola jest bezproblemowym kotem i baaardzo lubi w nich chodzić (wcześniej była troszkę do nich przuczana w domu). Będąc na działce w zeszłym roku wychodziłem z nią na spacery o mniej więcej stałych porach i zawsze kiedy zbliżał się czas wyjścia na dwór (możecie mi nie wierzyć ) - kicia siadała pod drzwiami, kręciła się i mruczała dając wyraźnie do zrozumienia, że chce wyjść (podczas zakładania szelek motorek miała włączony cały czas) Jestem baaardzo ciekawy, jak to będzie w tym roku, bo jeszcze nie byliśmy na wsi
I ja też raz przeżyłem chwile grozy, bo zapiąłem Polę zbyt luźno i udało się jej oswobodzić (na działce). Na całe szczęście podbiegła tylko do płotu i po przywołaniu bez problemu wróciła (ale przyznam, że miałem przez moment serce w gardle, bo bałem się, że jak poczuje wolność, to ją wybierze i pobiegnie sobie w siną dal... ale wybrała na szczęście pańcia ). Od tamtej pory zapinam jej te szelki ciaśniej (ale bez przesady ).
No i w sprawie szeleczek też niewiele pomogę bo Pola jest bezproblemowym kotem i baaardzo lubi w nich chodzić (wcześniej była troszkę do nich przuczana w domu). Będąc na działce w zeszłym roku wychodziłem z nią na spacery o mniej więcej stałych porach i zawsze kiedy zbliżał się czas wyjścia na dwór (możecie mi nie wierzyć ) - kicia siadała pod drzwiami, kręciła się i mruczała dając wyraźnie do zrozumienia, że chce wyjść (podczas zakładania szelek motorek miała włączony cały czas) Jestem baaardzo ciekawy, jak to będzie w tym roku, bo jeszcze nie byliśmy na wsi
I ja też raz przeżyłem chwile grozy, bo zapiąłem Polę zbyt luźno i udało się jej oswobodzić (na działce). Na całe szczęście podbiegła tylko do płotu i po przywołaniu bez problemu wróciła (ale przyznam, że miałem przez moment serce w gardle, bo bałem się, że jak poczuje wolność, to ją wybierze i pobiegnie sobie w siną dal... ale wybrała na szczęście pańcia ). Od tamtej pory zapinam jej te szelki ciaśniej (ale bez przesady ).
- Kasia i Maniuś
- Posty:696
- Rejestracja:13 sierpnia 2007, 19:46
- Lokalizacja:Kraków
Co do jazdy kota luzem w samochodzie o ile dobrze kojarzę przepisy kodeksu drogowego - niestety zabraniają.
Ja Mańka początkowo woziłam w transporterku, ale było jedno wielkie miauczenie, drapanie ścianek, bardzo rzadko udawała się podróż w ciszy i spokoju. W tej chwili kupiłam szelki przypinane do pasów samochodowych i podróż jest jakby trochę spokojniejsza, szczególnie po mieście. Niestety jak uzna, że jedziemy zbyt długo, to też zaczyna się koncert. Choć ostatnio muszę go pochwalić przespał 160 km z 200 km trasy. Pełen sukces
Ja Mańka początkowo woziłam w transporterku, ale było jedno wielkie miauczenie, drapanie ścianek, bardzo rzadko udawała się podróż w ciszy i spokoju. W tej chwili kupiłam szelki przypinane do pasów samochodowych i podróż jest jakby trochę spokojniejsza, szczególnie po mieście. Niestety jak uzna, że jedziemy zbyt długo, to też zaczyna się koncert. Choć ostatnio muszę go pochwalić przespał 160 km z 200 km trasy. Pełen sukces
to ja Wam powiem cos smiesznego, tzn lecznica ( akurat tak sie sklada ze najlepsza chyba w CK) jest jakies 500 m od mojego bloku, a ja i tak woze kota samochodem:)moze to glupie, ale przy tym ze tak latwo jest ją rozchorowac, to wole w ten sposob:)oczywsicie w transporterku, w ktorym lezy poduszka. no i kicia wlazi pod ta poduszke i udaje ze jej nie ma, bo oczywiscie wie gdzie jedziemy. zdradza jej obecnosc jednak to ze cala sie trzesie ze strachu. i transporter chodzi jak by byl podlaczony do pradu. biedactwo:)
vvilemo pierwszy raz spotkalam kogos tez z kielc na forum:) no nie kazdy wpisuje w profilu miasto, ale milo spotkac kogos z wlasnego miasta.a w sandomierzu jadlam pyszne nalesniki:) widze ze twoj kociasty ma fajnie, spacery, podroze:)
zdjecia super;)
ps- leczysz kicie w kielcach? jesli tak to gdzie?
moja po takim spacerze zaraz byla by chora. zreszta nawet by nie wyszla z wlasnej nieprzymuszonej woli:0
zdjecia super;)
ps- leczysz kicie w kielcach? jesli tak to gdzie?
moja po takim spacerze zaraz byla by chora. zreszta nawet by nie wyszla z wlasnej nieprzymuszonej woli:0
Hej Aniu! Bardzo fajnie spotkać na forum kogoś kto mieszka w tym samym mieście, Kielce dobre miejsce hehe.
Jak jesteśmy w Kielcach to korzystamy z Lecznicy weterynaryjnej /Łukasz Kwieciński/ na ulicy Wrzosowej 9 i jesteśmy z niej zadowoleni A wy gdzie się leczycie?
Czemu mówisz, że Twoja kicia byłaby chora po spacerze? Pewnie by się jej spodobało, świerze powietrze, trawka, drzewka, robaczki i te sprawy
Btw masz bardzo śliczną kicie, jak długo razem mieszkacie? Jak się u Ciebie znalazła?
Pozdrawiamy cieplutko /w ten deszczowy dzień brrr/
Jak jesteśmy w Kielcach to korzystamy z Lecznicy weterynaryjnej /Łukasz Kwieciński/ na ulicy Wrzosowej 9 i jesteśmy z niej zadowoleni A wy gdzie się leczycie?
Czemu mówisz, że Twoja kicia byłaby chora po spacerze? Pewnie by się jej spodobało, świerze powietrze, trawka, drzewka, robaczki i te sprawy
Btw masz bardzo śliczną kicie, jak długo razem mieszkacie? Jak się u Ciebie znalazła?
Pozdrawiamy cieplutko /w ten deszczowy dzień brrr/
Dzieki za komplementy pod adresem kici:) Znalazla sie u mnie w taki sposob ze sasiedzi przywozili sobie rudego kocurka, i dzien wczesniej zażartowalam zeby wzieli i dla mnie. Na 2gi dzien dostalam telefon zebym wyszla przed blok , a w pudelku siedzialy 2 małe koty. wziełam tego maluszka i sie w nim zakochalam od pierwszej chwili i zostalo do dzisiaj:)po czesci byl to przypadek, a z drugiej strony juz od jakiegos czasu szukalam po znajomych kota, tylko nie sadzilam ze pojawi sie akurat wtedy , akurat od nich:0 A rok skonczyla 1 maja:)
Czemu nie wyszla by na dwor? Widzisz moja kicia z zalozenia jest kotem nie wychodzacym ale nie sadzilam ze az tak sobie to wezmie do serca, bo po 2 przypadkowych probach pobytu przy oknie, wyladowala w lecznicy z chorym gardlem;/ wlasnie wczoraj przestal dziaiac jej antybiotyk...
A leczymy sie w 4 lapach , na moim osiedlu. bardzo jestem zadowolona , nie tylko dlatego ze mam blisko. jest czynne 24 h/dobe, a przede wszystkim lekarze sa bardzo mili i od razu widac ze maja swietne podejscie do zwierzat:)
No wlasnie z ta pogoda to mozna nerwicy dostac:/ Ciesze sie ze chociaz zajec nie ma na uczelni:)Pozdrawiam tez:)
Czemu nie wyszla by na dwor? Widzisz moja kicia z zalozenia jest kotem nie wychodzacym ale nie sadzilam ze az tak sobie to wezmie do serca, bo po 2 przypadkowych probach pobytu przy oknie, wyladowala w lecznicy z chorym gardlem;/ wlasnie wczoraj przestal dziaiac jej antybiotyk...
A leczymy sie w 4 lapach , na moim osiedlu. bardzo jestem zadowolona , nie tylko dlatego ze mam blisko. jest czynne 24 h/dobe, a przede wszystkim lekarze sa bardzo mili i od razu widac ze maja swietne podejscie do zwierzat:)
No wlasnie z ta pogoda to mozna nerwicy dostac:/ Ciesze sie ze chociaz zajec nie ma na uczelni:)Pozdrawiam tez:)
w tym roku było jasne , kot musi jechać z nami samochodem na wakacje ( 500 km)
pomalutku przyzwyczajaliśmy go do autka ( krótkie trasy raz do weta, raz do moich rodziców ) no nie było dobrze, w transporterku wycie, kupilismy pas do szelek do wpinania w pas bezpieczeństwa , troche lepiej, ale po jakis 15 minutach panika ( dyszenie i miałczenie ) oj źle źle .....
droga powrotna już spokojnie, zuch kotek przytulanki i gadanie no widzisz ....
trasę 500 km przeszedł nadzwyczaj spokojnie
polecamy :
tylnie siedzenie całe dla kota, szelki + pas
otwarty transpotrerek jakby co ( czasami wchodził tam sobie i spał )
dobre wyścielenie zakamarków i ulubiony kocyk
i koniecznie od czasu do czasu spryskanie kocimiętką
przerwy co 100 km , nie korzystał z kuwety chociaż do niej zaglądał ( była w bagazniku gotowa )
nie chciał pić, moczyliśmy mu nosek wodą
no i ciągłe kontrolowanie przez pasażera czy wszystko z nim ok
To też dużo zalezt od kota. Moja kicia jak musiała pojechac samochodem (przeprowadzka, jakieś 20km) to myślałam ze na zawał padnie. Cał a droge panika, nieważne czy w koszu czy na rękach. Chyba tego nie lubi po prostu. Kicia moich dziadków co roku jeździła z nami na działkę (na 2 miesiące) i w samochodzie czuła się jak w domu. Siadała na kolanach i całą droge patrzyła przez okno, zero stresu.
-
- Informacje
-
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 10 gości