Witam,
jestem tu po raz pierwszy. Przejrzałam formu i jestem pod wrażeniem
Niestety nie znalazłam odpowiedzi na dręczące mnie pytania.
Od półtora roku mamy czarnego Milusia. Zabrany jako kociak ze schroniska, więc nie pamięta co złego go w życiu spotkało.
Potem przyplątał się Łapuś. Pobity, albo potrącony. Wyleczony był naszą wielką radością. Wesoły, miziasty i bardzo cierpliwy zmienił naszego pierworodnego. Po miesiącu syczenia rozpoczęła się wielka braterska miłość. Harce, hulanki, przytulanki, wspólna kąpiel....
Niestety nie wykastrowałam go na czas. Poszedł i któegoś dnia rano znaleźliśmy do martwego. Miluś - kastrat też wychodzi na ogródek, ale trzyma się domku. Nawet nie wiedziałam, że koty też czują żałobę. Miluś chyba wuczuł śmierć Łapka. Przez kilka dni tulił się do mnie, nie odstępował mnie na krok, nie chciał się bawić, prawie nie jadł.
Wzwiązku z tym postanowiliśmu, że Miluś nigy noe będzie sam. Wzięliśmy ze schroniska dorosłą koteczkę. Na początku było strasznie. Pierwszy dzień spędziła "na płasko" pod szafką w kuchni. Na zimnych pewnie brudnych kafelkach. Pogryzła mnie i podrapała. Po 4 dniach zjadła whiskaski z mojej ręki. Wiem, że będzie naszą radością. Za 2 tygodnie jedziemy do kastracji. Drugi raz tego błędu nie popełnię.
Pozdrawiam kociarzy