szczęśliwy/biedny kot
: 19 sierpnia 2009, 13:37
Witam wszystkich serdecznie, jestem tutaj w Waszym gronie nowa. Mam spory problem z moim kocurem i postanowiłam poszukać wsparcia wśród innych kociarzy.
Mój Kocuś pojawił się w moim domu 2 lata temu w sierpniu. Wyszedł pod koła mojego samochodu, był cały poparzony - bez futra, a na pyszczku miał strupy - wyglądał strasznie. Oczywiście zabrałam go do weterynarza i po licznych zabiegach pielęgnacyjnych stał się prawdziwym, pięknym kocurem.
Oczywiście miał wiele przygód, bił się z innymi kotami, itp. ale o tym innym razem. W czerwcu tego roku pojawiła się trzecia powieka - podobno z przemęczenia, jednakże pod koniec lipca okazało się że to nie tylko z przemęczenia ale przez 'śrud' który wbił się w pyszczek. Został usunięty i wszystko wróciło do normy.
Trzy tygodnie temu został postrzelony w bok i 'śrud' utkwił w mięśniu nad kręgosłupem...oczywiście operacja - udało się wszystko, siedział w domu (jest kotem wychodzącym) ale wszędzie go było pełno. Cieszyłam się że chodzi i że obeszło się bez większych obrażeń.
Ale moja radość trwała krótko...w niedzielę ( 16.08 ) około godziny 23, dostał paraliżu tylniej łapy, po godzinie drugiej...bardzo płakał, z samego rana pojechałam do weterynarza, okazało się że zator
Teraz leży, praktycznie jak już musi to czołga się, tylnie łapy zimne, jedna sztywna. Dostaje zastrzyki, nie chce jeść i pić dlatego też muszę podawać mu praktycznie na siłę jedzenie i wodę aby wątroba nie padła.
2/3 kotów z tego nie wychodzi ale ja jestem dobrej myśli - wiem że skoro tyle przeszedł w swoim krótkim życiu (ma 2 latka) to także i z tym da rade.
Dzisiaj zaczął ruszać ogonem i tak jakby sztywa łapa troszkę ustąpiła i jest bardziej giętka, niestety nadal są zimne i sine.
Na szczęście zaczął się załatwiać - to jest dobry objaw.
Nie wiem czemu jednego małego kota może 'dotykać' tak wiele złych rzeczy...a co do mnie to siedzę z nim 24h i pilnuję aby już nic mu się nie stało...
Mój Kocuś pojawił się w moim domu 2 lata temu w sierpniu. Wyszedł pod koła mojego samochodu, był cały poparzony - bez futra, a na pyszczku miał strupy - wyglądał strasznie. Oczywiście zabrałam go do weterynarza i po licznych zabiegach pielęgnacyjnych stał się prawdziwym, pięknym kocurem.
Oczywiście miał wiele przygód, bił się z innymi kotami, itp. ale o tym innym razem. W czerwcu tego roku pojawiła się trzecia powieka - podobno z przemęczenia, jednakże pod koniec lipca okazało się że to nie tylko z przemęczenia ale przez 'śrud' który wbił się w pyszczek. Został usunięty i wszystko wróciło do normy.
Trzy tygodnie temu został postrzelony w bok i 'śrud' utkwił w mięśniu nad kręgosłupem...oczywiście operacja - udało się wszystko, siedział w domu (jest kotem wychodzącym) ale wszędzie go było pełno. Cieszyłam się że chodzi i że obeszło się bez większych obrażeń.
Ale moja radość trwała krótko...w niedzielę ( 16.08 ) około godziny 23, dostał paraliżu tylniej łapy, po godzinie drugiej...bardzo płakał, z samego rana pojechałam do weterynarza, okazało się że zator
Teraz leży, praktycznie jak już musi to czołga się, tylnie łapy zimne, jedna sztywna. Dostaje zastrzyki, nie chce jeść i pić dlatego też muszę podawać mu praktycznie na siłę jedzenie i wodę aby wątroba nie padła.
2/3 kotów z tego nie wychodzi ale ja jestem dobrej myśli - wiem że skoro tyle przeszedł w swoim krótkim życiu (ma 2 latka) to także i z tym da rade.
Dzisiaj zaczął ruszać ogonem i tak jakby sztywa łapa troszkę ustąpiła i jest bardziej giętka, niestety nadal są zimne i sine.
Na szczęście zaczął się załatwiać - to jest dobry objaw.
Nie wiem czemu jednego małego kota może 'dotykać' tak wiele złych rzeczy...a co do mnie to siedzę z nim 24h i pilnuję aby już nic mu się nie stało...