Zdaję sobie sprawę, że sytuacja , która mnie niestety spotkała jest trudna do zdiagnozowania (faktyczna przyczyna śmierci mojego psa) ale może ktoś z forumowiczów spotkał się z takim przypadkiem po kastracji.
Będąc w sierpniu na szczepieniach, zapytałem się lekarza o małe wyłysienie na ogonie mojego Goldena (w tamtym czasie 10,5 lat). Lekarz stwierdził za pomocą USG zmiany nowotworowe w obu jądrach (jeden z guzów jego zdaniem miał 1,5 cm) i zalecił kastrację. Mieliśmy poczekać jeszcze 1 ½ miesiąca, zrobić powtórne badanie i zobaczyć czy zmiany te rosną. Tak tez ponoć się stało (największy guz miał już mieć 2 cm) i dlatego została podjęta decyzja o kastracji (wyniki badań krwi były OK). Co roku pytałem się o to wyłysienie od ładnych paru lat i zawsze mi odpowiadano, że to nic takiego. Pomijam już fakt, że wet w ogóle nie poinformował mnie o możliwości wcześniejszego dokonania biopsji – czy jest złośliwy czy nie.
Po zabiegu, w czasie wizyt kontrolnych moszny (wszystko było OK) mówiłem lekarzom, że pies się zmienił, nie chce biegać, jest anemiczny etc. ale mówili mi, że w przypadku starego psa po kastracji tak może być. Skoro wet tak mówił przyjąłem to za pewnik i pogodziłem się z tym (korzystałem z tej kliniki od szczeniaka a szczerze mówiąc pies przez te prawie 11 lat nigdy na nic nie chorował (raz w młodym wieku miał Bebeszjozę).
Przez kolejne 3 miesiące pies był osowiały, w ogóle nie biegał, zauważyłem, że zmieniła mu się kolejność wypróżniania tzn. zawsze pierwsza po wyjściu defekacja, nie cieszył się do wyjścia na dwór. Jednakże normalnie jadł, szczekał etc. Powiedziałbym, że był taki jak przed kastracją ale „funkcjonował na jakby niższym biegu”. Tłumaczyłem sobie, że skoro powiedzieli mi, że starszy pies może się zmienić po zabiegu stwierdziłem, że powodem tego są zmiany hormonalne/wiek/estrogen etc.
Jednak to „podupadanie powiększało się” i udałem się do weta po 3 miesiącach po zabiegu kiedy zmiany te były już bardziej zauważalne (wiem za późno). Przedstawiłem sytuację weterynarzowi dot. dolegliwości psa. Ogólnie go obejrzała i stwierdziła, że najlepiej zrobić badania krwi. Co zostało uczynione (poza normą: płytki krwi – 84, ASPAT- 43, AIAT – 85, T4 -12). W tym samym dniu zadzwoniłem do niej w sprawie wyników badań i powiedziała mi, że ma niedoczynność tarczycy i żeby przyjechać po wyniki i lekarstwa. Zrobiłem to. Był inny lekarz i po obejrzeniu powiedział, że da leki na wątrobę bo są niskie wyniki. Gdy powiedziałem mu o wcześniejszej rozmowie z jego koleżanką o tarczycy zmienił zdanie i powiedział, że w takim razie zaczniemy od tego a później zajmiemy się wątrobą.
Po ok. 3 tyg podawania medykamentu (bez sukcesu) przyjechałem z psem do weterynarza (zgodnie z jego sugestią – w przypadku braku poprawy). Stwierdził, że coś jest z kręgosłupem i trzeba zrobić RTG, który faktycznie ponoć wykazał zmiany zwyrodnieniowe. Lekarz przepisał lek (8 tabletek Cimalgex), które miałem mu podawać 1 dziennie i powiedział, że gdyby coś się działo odstawić i przyjechać. Był to ten sam wet, który przeprowadzał 3 miesiące wcześniej kastrację. Powiedziałem mu, że kłopoty psa zaczęły się od operacji. Jednak po tej właśnie wizycie byłem przekonany, że została znaleziona przyczyna jego ospałości, słabego chodzenia etc. – zwyrodnienie kręgosłupa (dla mnie była to bardzo logiczna diagnoza z punktu widzenia jego dolegliwości).
Pies dostawał lek przez kolejne dni (poczynając od wtorku). Od piątku zaczął mieć większe problemy z chodzeniem (ale widzę to dopiero dzisiaj). W niedzielę pies zaczął lekko powłóczyć tylnymi łapami (ja byłem najpierw przekonany, że się skaleczył albo coś „wlazło mu między opuszki łap” – sprawdziłem ale nic nie było. Przyjąłem więc, że prawdopodobnie gdzieś mu podgiąłem łapy podczas wsadzania do bagażnika – w weekend byliśmy poza domem.
W poniedziałek zwymiotował w ogrodzie (jednokrotnie). Zdarzało mu się to często, ale jednak stwierdziłem, że zaprzestaję dawania leku a nazajutrz wizyta u weterynarza.
We wtorek od rana było gorzej – nie mógł przeskoczyć strumyka w lesie rano, dwa razy zwymiotował żółcią (po jego śmierci znalazłem w ogrodzie więcej mniejszych wymiocin). Stwierdziłem, że pojadę do weta u którego byłem ostatnio a on przyjmował od 1500. Doszedłem do wniosku, że pojadę do lekarza który zaaplikował mu ostatnio to lekarstwo.
Lekarz stwierdził, że trzeba zrobić najpierw badania krwi. Objawy (problemy z chodzeniem, wymioty, dreszcze) są spowodowane przez kręgosłup. Nie zbadał go w ogóle pomimo moich pytań. Powiedział, że nakładają się jakieś dwie rzeczy i podstawą do diagnozy muszą być wyniki badań krwi. Dał mu tylko jakiś zastrzyk (ponoć na wzmocnienie). W ciągu pozostałej części dnia raz dzwoniłem a raz pojechałem osobiście spytać się o wyniki ale ich ponoć nie było. Poprosiłem aby dzwoniono do mnie każdej poprze gdy będą (miały być o 1700). Czekałem na info od weta, który miał zadzwonić, nie zdawałem sobie sprawy ze stanu psa (praktycznie tylko spał – jak zwykle). Późnym wieczorem gdy chciałem z nim wyjść (zdecydowałem się pojechać jeszcze raz pomimo późnej godziny do weta) dwukrotnie zwymiotował i nie mógł już sam dojść do bramy. Nie mogłem już czekać zawiozłem go do weterynarza. Pani weterynarz stwierdziła: nie ma żadnych wylewów (USG), pies jest osłabiony więc potrzebuje 3 kroplówek co zajmie czas do 3 rano więc nie ma sensu czekać i żebym przyjechał rano a ona powie mi co mu dolega. Były już wyniki badań (podaję te poza normą)!
ASPAT – 170
AIAT - 105
ALP - 180
Glukoza – 65
Mocznik – 61
Segmentowane – 83
Rano pies już nie żył.
Cały czas tłumaczyłem sobie, że powodem jego spadku energii i witalności jest wiek (11 lat) a on był po prostu chory po kastracji czego nie zdiagnozowano a ww. tabletki Cimalgex go po prostu dobiły.
Wiem, że to co teraz napiszę to są tylko moje wymysły i imaginacje ale…Wydaje mi się, że w dniu kiedy pojechałem do weta z już poważnymi objawami on zdał sobie sprawę z tego, że pies nie przeżyje i nie chciał sobie zaniżać statystyk śmierci w klinice dlatego odesłał psa do domu a następnie nikt nie dzwonił w sprawie wyników. Teraz zdałem sobie sprawę, że po pobieraniu krwi (robił to innych lekarz w gabinecie obok, ja w tym czasie rozmawiałem ze „swoim” obok zostałem poproszony o to, żeby na chwilę wyjść z gabinetu do poczekalni a oni rozmawiali. Po tym powiedziano mi żebym wrócił – lekarz postawił diagnozę, że nakładają się jakieś dwie rzeczy i potrzebne są właśnie badania krwi do postawienia diagnozy. Poza tym myślę, że weterynarz (ten sam który operował psa 5 miesięcy wcześniej) zdał sobie w końcu sprawę, że być może popełnił jakiś błąd podczas operacji (może była reanimacja?) i bał się konsekwencji. Potwierdzałoby takie założenie również to, że po śmierci psa wet bardzo mnie namawiał abym go zostawił u nich do utylizacji. Ja jednak go zabrałem. Mam teraz wrażenie, że bali się, że pojadę do innego weta na sekcję zwłok. Oczywiście to tylko domysły dlatego nie podaję nazwy kliniki.
Wiem, że popełniłem wiele błędów ale wynikały one z faktu, że ten pies nigdy nie był chory, nigdy nie miał żadnych dolegliwości i stąd mój brak doświadczenia z objawami choroby etc. Był to ukochany pies rodziny , miał wszystko co najlepsze.
Wiem, że to co się stało jest nieodwracalne i nie zmienię tego ale dręczy mnie pytanie co mogło być przyczyną śmierci. Na początku wet sugerował (z czego później się wycofał – sprawdzając ks. szczepień) parwowirozę. Od ostatnich tygodni studiuję różne fora i to co mi przychodzi do głowy to .m.in
- tętniak, zakrzep pooperacyjny?;
- powikłania po narkozie (ale jakie)?;
- bakteryjne, pooperacyjne zapalenie stawów?;
- rak np. odbytu (a zmiany w jądrach już były przerzutami), podczas sierpniowego badania przed kastracją prostata ponoć była ok;
- zespół końskiego ogona?;
- gruczolak/chłoniak?
Gdyby ktoś się spotkał z takim przypadkiem (chyba raczej powikłań pooperacyjnych) po kastracji i finalnie działaniem leku Cimalgex będę wdzięczny za komentarz. Panie Jarku/Robercie – szczególnie od Panów.
Prawdopodobne powikłania po kastracji
-
- Posty:3463
- Rejestracja:28 stycznia 2011, 23:19
ja bym nie obwiniała weterynarza, nikt nie prowadzi żadnych statystyk śmiertelności zwierząt, bez przesady. przede wszystkim sądząc po badaniach krwi, śmierć Twojego psa nie była spowodowana niewydolnością narządową - a to nasuwa najprostszy wniosek czyli nowotwór ewentualnie sprawę neurologiczną. czy weterynarz u którego Twój pies był ostatni raz powiedział co było przyczyną jego śmierci? nie napisałeś jak była leczona tarczyca psa. nie napisałeś jakie badania krwi zostały psu przeprowadzone (istotne, nawet jeżeli wynik był w normie). czy badany był poziom wapnia? czy były odchylenia w morfologi? czy pies był badany neurologicznie? pęknięcie tętniaka czy też zakrzep dały by szybką śmierć bez wcześniejszych, długotrwałych dolegliwości, powiłkania po narkozie są narządowe, więc też nie. jeżeli morfologia była w normie to nie ma mowy o zakażeniu zagrażającym życiu. rak jest tu opcją wysoce prawdopodobną, zwłaszcza jeżeli proces nowotworzenia toczył się od dawna i mogło dojść do przerzutów. mój pies bardzo podobnie umierał na chłoniaka.
bardzo przykre, kiedy przyjaciel odchodzi, to normalne że próbujesz sobie jakoś wytłumaczyć jego śmieć, jednak nie sądzę żeby przyczyną śmierci była kastracja (lub jej powikłania) ani Cimaglex.
bardzo przykre, kiedy przyjaciel odchodzi, to normalne że próbujesz sobie jakoś wytłumaczyć jego śmieć, jednak nie sądzę żeby przyczyną śmierci była kastracja (lub jej powikłania) ani Cimaglex.
Dziękuje bardzo Pani za komentarz - dla mnie jest to naprawdę ważne.
Weterynarz po śmierci stwierdził, że określenie jej przyczyn bez sekcji (chciałem chciałem go pochować taki jaki był a nie po sekcji, należało mu się to. Chociaż teraz z perspektywy czasu, dręcząc się powodami śmierci chyba bym to zrobił) byłoby tylko gdybaniem.
Na tarczycę dostawał jakieś malutkie tabletki przez okres około 2 tyg. (nie pamiętam nazwy).
Wapń nie był robiony jak również badania neurologiczne ale po Pani pytaniu teraz przypominam sobie, że od jakiegoś czasu musiałem "trzymać go cały czas na oku" w lesie do którego chodziliśmy na spacery bo potrafił się kilka razy po prostu zgubić (szedł za mną i w pewnym momencie stwierdzałem, że go nie ma - tak jakby poszedł w innym kierunku). Poza tym miałem wrażenie, że zaczyna słabiej widzieć (czasami miałem właśnie wrażenie, że nie widzi mnie z małej nawet odległości gdy stoję między drzewami).
Zmiany w kręgosłupie o których pisałem, zdaniem lekarza były znaczące. Jedna ze szczelin (w odcinku szyjnym) była, nie wiem czy to fachowe określenie, bardzo zarośnięta.
Inne objawy, które miał to przede wszystkim bardzo "ciężkie" wstawanie tylnymi łapami no i to robienie od razu kupy po wejściu do lasu (w ostatnim okresie przed smiercią zdarzało mu się dwukrotnie nie "donieść" kupy do lasu tylko zrobił juz na ulicy a raz nawet w domu w nocy.
Poczytałem, po Pani komentarzu, o chłoniaku i między innymi w artykułach był poruszony problem węzłów chłonnych. Wydaje mi się teraz, że miał coś powiększone w miejscu przejścia szyi w odcinek przednich łap (tak jakby odłozyło mu sie więcej tłuszczu w tym miejscu). Był to duży/puszysty pies. Do szczupłych nie należał więc właśnie myślałem, że to tłuszcz, teraz nie jestem pewien czy to nie przypadkiem węzły chłonne.
Być może był to rak ale czy przerzuty i efekt tego mógł nastąpić tak gwałtownie (w ciągu kilku dni a praktycznie od razu jakieś efekty - ospałość i wolne chodzenie) po kastracji. Usunięcie jąder i od razu przerzuty? Żałuję, że nie miał zrobionych badań moczu i kału bo może to było coś wspólnego z nerkami. Jeśli był to nowotwór/chłoniak dlaczego nie było tego "widać" w badaniach krwi?
Najbardziej mnie boli to, że odszedł w taki sposób - w sumie bez pożegnania. Powiedziałem mu tylko w nocy gdy go zostawiałem pod kroplówką "trzymaj się chopie, przyjadę po ciebie rano". Nie spodziewałem się nawet odrobinę, że coś pójdzie nie tak
Poniżej załączam wyniki badań.
Wyniki badań przed kastracja z dnia 09.2013
Wyniki badań z dnia 01.2014
Badanie na 12 godzin przed śmiercią w dniu końca lutego 2014
Jeszcze raz dziękuję za komentarz
Weterynarz po śmierci stwierdził, że określenie jej przyczyn bez sekcji (chciałem chciałem go pochować taki jaki był a nie po sekcji, należało mu się to. Chociaż teraz z perspektywy czasu, dręcząc się powodami śmierci chyba bym to zrobił) byłoby tylko gdybaniem.
Na tarczycę dostawał jakieś malutkie tabletki przez okres około 2 tyg. (nie pamiętam nazwy).
Wapń nie był robiony jak również badania neurologiczne ale po Pani pytaniu teraz przypominam sobie, że od jakiegoś czasu musiałem "trzymać go cały czas na oku" w lesie do którego chodziliśmy na spacery bo potrafił się kilka razy po prostu zgubić (szedł za mną i w pewnym momencie stwierdzałem, że go nie ma - tak jakby poszedł w innym kierunku). Poza tym miałem wrażenie, że zaczyna słabiej widzieć (czasami miałem właśnie wrażenie, że nie widzi mnie z małej nawet odległości gdy stoję między drzewami).
Zmiany w kręgosłupie o których pisałem, zdaniem lekarza były znaczące. Jedna ze szczelin (w odcinku szyjnym) była, nie wiem czy to fachowe określenie, bardzo zarośnięta.
Inne objawy, które miał to przede wszystkim bardzo "ciężkie" wstawanie tylnymi łapami no i to robienie od razu kupy po wejściu do lasu (w ostatnim okresie przed smiercią zdarzało mu się dwukrotnie nie "donieść" kupy do lasu tylko zrobił juz na ulicy a raz nawet w domu w nocy.
Poczytałem, po Pani komentarzu, o chłoniaku i między innymi w artykułach był poruszony problem węzłów chłonnych. Wydaje mi się teraz, że miał coś powiększone w miejscu przejścia szyi w odcinek przednich łap (tak jakby odłozyło mu sie więcej tłuszczu w tym miejscu). Był to duży/puszysty pies. Do szczupłych nie należał więc właśnie myślałem, że to tłuszcz, teraz nie jestem pewien czy to nie przypadkiem węzły chłonne.
Być może był to rak ale czy przerzuty i efekt tego mógł nastąpić tak gwałtownie (w ciągu kilku dni a praktycznie od razu jakieś efekty - ospałość i wolne chodzenie) po kastracji. Usunięcie jąder i od razu przerzuty? Żałuję, że nie miał zrobionych badań moczu i kału bo może to było coś wspólnego z nerkami. Jeśli był to nowotwór/chłoniak dlaczego nie było tego "widać" w badaniach krwi?
Najbardziej mnie boli to, że odszedł w taki sposób - w sumie bez pożegnania. Powiedziałem mu tylko w nocy gdy go zostawiałem pod kroplówką "trzymaj się chopie, przyjadę po ciebie rano". Nie spodziewałem się nawet odrobinę, że coś pójdzie nie tak
Poniżej załączam wyniki badań.
Wyniki badań przed kastracja z dnia 09.2013
Wyniki badań z dnia 01.2014
Badanie na 12 godzin przed śmiercią w dniu końca lutego 2014
Jeszcze raz dziękuję za komentarz
Może po prostu tak miało być,nadszedł jego czas z czym trudno się pogodzić właścicielowi
jest to bardzo złożona sytuacja o jakiej piszesz . Tu prawdopodobnie nałożyło się kilka elementów. Najczarniejsze scenariusze typu reanimacja o której nie wiedziałeś, źle wykonany zabieg . Odrzucam , bo nie mówiąc o reanimacji lekarz ryzykuje strasznie , bo trzeba się liczyć z powikłaniami po niej typu zaburzenia neurologiczne, padaczka , kłopoty ze wzrokiem ,chodzeniem , słuchem oczywiście nie wiadomo co z tego będzie i jak się to potoczy , ale informuje się właściciela o tym fakcie w założeniach mając powikłania. Źle wykastrować psa to trzeba się bardzo starać aby tak zrobić . Źle się stało , że to trwało 5 miesięcy. Zawsze wychodzę z założenia , że właściciel jest rewelacyjnym obserwatorem i mimo , że ja w badaniu nic nie widzę to zakładam , że mówi prawdę i szukam do upadłego co się dzieje. Tutaj czas działał na jego niekorzyść. Bardzo zastanawia mnie fakt wysokiego AST. Czy kontrolowany był kardiologicznie? Kręgosłup też miał wpływ na tą sytuację , ale on nie kończy się śmiercią. Wymioty były już mega niepokojące. Można domniemywać przerzuty itd, ale nie rozstrzygniemy tego . Złym lekarzem stał się czas i on skutecznie "wyleczył " psa. Każdy zabieg nawet najmniejszy niesie ryzyko śmierci to też trzeba założyć , jak i poważnych powikłań ale trzeba je znaleźć. Żadna lecznica i klinika nie prowadzi statystyk śmiertelności.
Dziękuję Panie Jarku za odpowiedź i zgadzam się z Panem odnośnie "czasu" i mojego udziału w tym co się niestety działo. W normalnej sytuacji (jakichkolwiek problemów psa - nawet najmniejszych) przez 11 lat od razu zgłaszałem się do weta. W tym przypadku bazowałem na wizytach kontrolnych po kastracji i na tym co mi powiedziano. Kardiologicznie nie był sprawdzany. Wiem, że moje rozważania ewentualnych błędów lekarskich są czysto teoretyczne dlatego nie używałem żadnych nazw. Czy czytał Pan mój post z dzisiaj z 09.45 (również sprawy neurologiczne o których Pan wspominał)?
Jeszcze raz dziękuję
Jeszcze raz dziękuję
a problemy z chodzeniem pojawiały sie tylko po zabiegu? nigdy wczesniej do takowych nie dochodziło?
Nie. Przed kastracją miał w miarę sprężysty chód, a przede wszystkim bardzo lubił chodzić do lasu a to objawiało się tym, że po prostu po otwarciu furtki wbiegał jak szalony (oczywiście krótki odcinek bo wiek już nie był ten sam jak kiedyś). Po kastracji już się to nie powtórzyło. W początkowych dniach po kastracji - no wydaje mi się to narmalne. Przy ostatniej wizycie po 10 dniach spytałem się o to weta - odpowiedź była, że stary pies po kastracji tak może reagować. dodam też, że po zabiegu miał kołnierz ale w ogóle nie interesowała go ta partia "ciała", w ogóle (jakby go nie swędziało). Już po śmierci czytałem na forach, że psy stają się "normalne" (biegają etc. nawet następnego dnia). Mój pies pierwsze dni z tego co pamiętam leżał i był osowiały cały czas. Z niechęcią wychodził z kojca.
Poza tym nie powiedziałbym, że w początkowym okresie miał problemy z chodzeniem, tak tego nie odbierałem. Raczej że po prostu chodził dużo wolniej, ospale i mniej sprężyście. Od momentu kastracji jadł normalnie, cieszył się jak wracaliśmy z pracy etc. Ale z miesiąca na miesiąc powiedziałbym "gasł". Z mniejszą chęcią chodził do lasu, coraz krótsze dystanse, musiałem czekać na niego etc. Stąd moja wizyta u weta. Ewidentnie miał problemy z tylnymi łapami. Objawiało się to cięzkim wstawaniem i nie wskakiwał już do bagaznika samochodu (najpierw tylko tylnymi bo przednie były OK). Nie wiem, może to ciężkie wstawanie pojawiło się jeszcze przed kastracją ale nie jestem pewien, może?
Dzięki
Poza tym nie powiedziałbym, że w początkowym okresie miał problemy z chodzeniem, tak tego nie odbierałem. Raczej że po prostu chodził dużo wolniej, ospale i mniej sprężyście. Od momentu kastracji jadł normalnie, cieszył się jak wracaliśmy z pracy etc. Ale z miesiąca na miesiąc powiedziałbym "gasł". Z mniejszą chęcią chodził do lasu, coraz krótsze dystanse, musiałem czekać na niego etc. Stąd moja wizyta u weta. Ewidentnie miał problemy z tylnymi łapami. Objawiało się to cięzkim wstawaniem i nie wskakiwał już do bagaznika samochodu (najpierw tylko tylnymi bo przednie były OK). Nie wiem, może to ciężkie wstawanie pojawiło się jeszcze przed kastracją ale nie jestem pewien, może?
Dzięki
-
- Posty:3463
- Rejestracja:28 stycznia 2011, 23:19
wypowiadanie się w takim temacie wychodzi poza moją wiedzę i kompetencję, więc zostawiam odpowiedz dr Jarkowi.
Po długich poszukiwaniach wydaje mi się, że znalazłem odpowiedź odnośnie przyczyn śmierci mojego psa. Bezpośredni powód zgonu to nietolerancja leku z rodziny NLPZ Cimalgex (zbyt późne zauważenie przeze mnie i skojarzenie pewnych objawów (finalnie wymiotów) oraz moim zdaniem zbyt późne podjęcie interwencji (czekanie na wyniki badań krwi) przez weterynarza. Jeśli chodzi o początkowe podłoże dolegliwości psa to moim zdaniem sprawa przedstawia się następująco. Objawy jakie miał pies odbierane były jako osowiałość i apatię a był to jednak ból kręgosłupa (niestety nie wychwyciłem tego). Faktycznie lekarz w lutym postawił trafną diagnozę tzn. zwyrodnienie kręgosłupa. Moim zdaniem (pokazywał mi RTG) była to spondyloza - takie same zdjęcia znalazłem na internecie (identyczne). Skąd spondyloza? Występuje w wieku starszym u psów dużych ras ale również spowodowana może być przez Teileriozę u psów/ Piroplazmozę psów występującą w krajach
Basenu Morza Środziemnego i powodowane są przez pierwotniaki z rodzaju Babesia spp. oraz Theileria spp. Najczęściej pierwotniaki te występują w Hiszpanii a szczególnie w Portugalii. Jaki to ma związek? Pies przebywał ze mną przez 3 lata w jednym z tych krajów i prawdopodobnie zaraził się tym pierwotniakiem. Niestety. Dlaczego jej zaawansowane objawy pojawiły się akurat po kastracji - prawdopodobnie "aktywacja" bólu w którymś z kręgów kręgosłupa podczas przenoszenia bezwładnego psa w narkozie (mogło się zdarzyć, nie obwiniam o to nikogo).
Basenu Morza Środziemnego i powodowane są przez pierwotniaki z rodzaju Babesia spp. oraz Theileria spp. Najczęściej pierwotniaki te występują w Hiszpanii a szczególnie w Portugalii. Jaki to ma związek? Pies przebywał ze mną przez 3 lata w jednym z tych krajów i prawdopodobnie zaraził się tym pierwotniakiem. Niestety. Dlaczego jej zaawansowane objawy pojawiły się akurat po kastracji - prawdopodobnie "aktywacja" bólu w którymś z kręgów kręgosłupa podczas przenoszenia bezwładnego psa w narkozie (mogło się zdarzyć, nie obwiniam o to nikogo).
-
- Posty:3475
- Rejestracja:12 listopada 2009, 20:36
Troszeczkę pofantazjowałeś...
1. przy spondylozie pies ma poztępujacy bezwład tylnych łap, spondyloza nie zabija...
Połozyłes 10 letniego psa na stół... bez badań. Przedtem tez badań nie robiłeś przez te wszystkie lata. Teraz się to zemściło. Pies od lat cierpiał na niedoczynnośc tarczycy - pociągało to patologiczne zmiany w układzie nerwowym oraz coraz bardziej postepujace zmiany w sercu (zmiany o charakterze kardiomiopatii). Serce też nie było badane... gdyby było - zostałoby to wychwycone.
Golden = obowiązek podstawowych badań okulistycznych, kardilogicznych i kontrola tarczycy. Niedoczynność tarczycy nie rozwija sie nagle. Trwa latami stając się cichym zabojcą. Po latach takiego działania pies trafił na stół... no cóz... raczej nie miał szans na przeżycie...
Niedoczynność tarczycy jest tak banalna w prowadzeniu - dwa razy dziennie tabletki tanie jak szczaw...i kontrola raz do roku. Tylko tyle. Przy niedoczynności tarczycy anestezjolog postepuje inaczej z psem na stole podczas znieczulania i potem podczas wybudzania - ponieważ organizm z niedoczynnością tarczycy ma znacznie zwolniony metabolizm...
Pies z osłabionym, przerośnietym sercem trafił na stół, serce dostało dodatkowe obciążenie. I finał mógł byc tylko jeden.
Znacznie wczesniej pies miał wyłysiały ogon - dlaczego to nikogo nie zaalarmowało? Dlaczego pies nigdy nie miał robionych badań kontrolnych? Dlaczego nigdy nikt go choć nie osłuchał? (przy zwyczajnym osłuchu wet stwierdziłby zwolnioną prace serca...)
Na te pytania chyba żadne z nas tutaj - obecnych na forum nie odpowie.
Teraz szukanie winnych? Ty powinieneś doczytac o rasie... wet powinien sumiennie podchodzić do swoich obowiązków. Oboje zawaliliście.
Pisałes - pies zawsze zdrowy - widzisz jak się marnie skończyło jego "zdrowie"
Może niechaj ta opowieśc pozostanie na zawsze przestrogą dla innych - tych, którzy zadają pytanie podstawowe - "po co badania? Przeciez pies zdrowy". Aż do dnia kiedy zdrowy pies umiera ot tak po prostu.
1. przy spondylozie pies ma poztępujacy bezwład tylnych łap, spondyloza nie zabija...
Połozyłes 10 letniego psa na stół... bez badań. Przedtem tez badań nie robiłeś przez te wszystkie lata. Teraz się to zemściło. Pies od lat cierpiał na niedoczynnośc tarczycy - pociągało to patologiczne zmiany w układzie nerwowym oraz coraz bardziej postepujace zmiany w sercu (zmiany o charakterze kardiomiopatii). Serce też nie było badane... gdyby było - zostałoby to wychwycone.
Golden = obowiązek podstawowych badań okulistycznych, kardilogicznych i kontrola tarczycy. Niedoczynność tarczycy nie rozwija sie nagle. Trwa latami stając się cichym zabojcą. Po latach takiego działania pies trafił na stół... no cóz... raczej nie miał szans na przeżycie...
Niedoczynność tarczycy jest tak banalna w prowadzeniu - dwa razy dziennie tabletki tanie jak szczaw...i kontrola raz do roku. Tylko tyle. Przy niedoczynności tarczycy anestezjolog postepuje inaczej z psem na stole podczas znieczulania i potem podczas wybudzania - ponieważ organizm z niedoczynnością tarczycy ma znacznie zwolniony metabolizm...
Pies z osłabionym, przerośnietym sercem trafił na stół, serce dostało dodatkowe obciążenie. I finał mógł byc tylko jeden.
Znacznie wczesniej pies miał wyłysiały ogon - dlaczego to nikogo nie zaalarmowało? Dlaczego pies nigdy nie miał robionych badań kontrolnych? Dlaczego nigdy nikt go choć nie osłuchał? (przy zwyczajnym osłuchu wet stwierdziłby zwolnioną prace serca...)
Na te pytania chyba żadne z nas tutaj - obecnych na forum nie odpowie.
Teraz szukanie winnych? Ty powinieneś doczytac o rasie... wet powinien sumiennie podchodzić do swoich obowiązków. Oboje zawaliliście.
Pisałes - pies zawsze zdrowy - widzisz jak się marnie skończyło jego "zdrowie"
Może niechaj ta opowieśc pozostanie na zawsze przestrogą dla innych - tych, którzy zadają pytanie podstawowe - "po co badania? Przeciez pies zdrowy". Aż do dnia kiedy zdrowy pies umiera ot tak po prostu.
Isabelle30,
Trochę to nie jest tak jak piszesz.
1. Przed operacją pies miał zrobione badania które zalecił wet - pełne badanie krwi. Wszystko było jego zdaniem OK. Odchylenia, które były to :Erytrocyty: 5,27; MCH - 1,55, Glukoza - 57. Nie jestem lekarzem a wet powiedział, że można operować.
2. Przynajmniej raz w roku (podczas szczepień) był badany/osłuchiwany etc. i robione były badania krwi. Fakt - nigdy nie zasugerowano mi badania tarczycy.
3. Wyłysiały mały wycinek ogona. Pytałem o to corocznie (miał to od około 6-7 lat i nie powiększało się)- odpowiedź była zawsze ta sama tzn. że nie ma żadnego problemu (estrogeny). Aż do tego lata gdzie wet powiedział, że może to być związane z jądrami. Gdybym w tym roku nie zapytał.........
Tak więc widzisz, że twoja negatywna ocena mojego postępowania jest co najmniej trochę przesadzona.
Trochę to nie jest tak jak piszesz.
1. Przed operacją pies miał zrobione badania które zalecił wet - pełne badanie krwi. Wszystko było jego zdaniem OK. Odchylenia, które były to :Erytrocyty: 5,27; MCH - 1,55, Glukoza - 57. Nie jestem lekarzem a wet powiedział, że można operować.
2. Przynajmniej raz w roku (podczas szczepień) był badany/osłuchiwany etc. i robione były badania krwi. Fakt - nigdy nie zasugerowano mi badania tarczycy.
3. Wyłysiały mały wycinek ogona. Pytałem o to corocznie (miał to od około 6-7 lat i nie powiększało się)- odpowiedź była zawsze ta sama tzn. że nie ma żadnego problemu (estrogeny). Aż do tego lata gdzie wet powiedział, że może to być związane z jądrami. Gdybym w tym roku nie zapytał.........
Tak więc widzisz, że twoja negatywna ocena mojego postępowania jest co najmniej trochę przesadzona.
-
- Informacje
-
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 28 gości