Tosia choruje - uporczywe wymioty :(
: 14 listopada 2012, 17:34
Moja 6-miesięczna kruszyna rasy jack russell choruje. Jest już co prawda o wiele lepiej ale nie wróciła jeszcze do normalnej formy. Od półtora tygodnia codziennie odwiedzamy lecznicę. Opiszę może pokrótce co się dzieje, proszę Was o sugestie - może ktoś przeżył podobne historie.
Zanim trafiliśmy na leczenie Tosia mniej więcej 1,5 tyg. wcześniej przestała zjadać całe porcje posiłków, mniej więcej połowa zostawała w misce. Dopiero po namoczeniu karmy reszta zostawała zjedzona. Tośka dostaje RC mini junior, zjadała go zawsze z wielkim smakiem.
01.11 - zaczyna kuleć na prawą tylną łapkę,
02.11-04.11 - kulawizna się powiększa, przestaje wskakiwać na łóżko,
05.11. - pon. - pierwsza wizyta u weta, łapka badana "ręcznie" ze wszystkich stron łacznie z rzepką, brak reakcji bólowej u psa, dostaje w zastrzyku Betamox, Meloxicam, doustnie Antrophyl 2xdziennie
06.11. - wt. - sytuacja trochę się poprawia, dalsze leczenie tymi samymi lekami
07.11. - śr. - kulawizna powoli ustępuje, w nocy 06/07 pojawiają się jednak wymioty, zwrócony zostaje praktycznie cały wieczorny posiłek, w czasie dnia 3,4 razy wymioty, rano podany tylko jeszcze Antrophyl wraz z kilkoma kuleczkami karmy ( po wcześniejszej konsultacji telefonicznej z wetką, żałuję że podałam tą tabletkę), wprowadzona całkowita głodówka
Wieczorem wizyta w przychodni, podany dalej Meloxicam, dodatkowo dożylnie Metoclopramid i kroplówka Glu 5%
08.11. - czw. - sytuacja się pogarsza, pies wymiociny fusowate z domieszką nabłonka, w okresach między wymiotami zachowuje się w zasadzie od samego początku normalnie, wstaje, chodzi, bawi się, wymioty powtarzają się jednak co jakiś czas, skurcze następują nawet wtedy gdy nie ma już czego zwracać.
Wieczorem wizyta u weta, kroplówka, podstawowe badanie krwi - wszystko w normie. Zaczynam zastanawiać się czy to nie jakieś ciało obce, robimy RTG bez kontrastu, nie wychodzi nic oprócz gazów. Podajemy kontrast, po powrocie do domu po kilku godzinach zaczyna się masakra. Rzyganie na maksa z domieszką krwi - ok. 6, 7 razy. Wpadam już po woli w panikę, zaczynam żałować że zdecydowałam się na podanie kontrastu. Jednak między jednym a drugim wymiotowaniem robi również kupkę - rozgrzebuję ją na maksa - jest ciemnej barwy, twarda, w środku sporo ludzkich włosów (???), zapach kwaskowy - trochę taki powiedziałabym fermentujący, podobny do kiszonej kapusty. Po zrobieniu kupki wszystko się uspokaja, mała idzie spać.
09.11. - piątek - nie pamiętam już czy wymiotowała przed wizytą, choć generalnie codzienny schemat wyglądał tak - od przedpołudnia do wieczora samopoczucie świetne, pogorszenie wieczorem po wizycie u weta i na drugi dzień rano. Jedziemy do przychodni na RTG z kontrastem. W jelitach mniej gazów, pozostałe niewielkie resztki kontrastu, brak ciał obcych. Na moją prośbę zostaje zmieniony lek anty wymiotny. W nocy jednak znowu wymioty
10.11. - sob. - widząc, że sytuacja nie ulega zmianie decydujemy się na wizytę w poleconej nam śląskiej klinice. Lekarka po badaniu klinicznym stwierdza: błony śluzowe wilgotne, różowe, skóra elastyczna, odwodnienie nieznacznego stopnia, brzuch miękki niebolesny, trochę przelewający, w razie poprawy wskazanie do wykonania endoskopii. Stwierdza też, że widoczna przestrzeń na zdjęciu po kontraście to może być jednak jakieś ciało obce, które w niej siedzi. Kilkukrotne próby wbicia wenflonu zakończone niepowodzeniem - żyły pękały (???), są ponoć zapadnięte (???). Tosia dostała anty wymiotną Cerenię, antybiotyk Synergal i rozkurczający Buscopan.
Pierwszy raz po powrocie od weterynarza czuła się świetnie. Pod wieczór się pogorszyło, widać że zbierało ją na wymioty, które jednak nie wystąpiły. Pojawiła się kupka, znów ze sporą ilością włosów, zapach kwaśnawy tak jak poprzednio. Po tym wszystkim widać, że bardzo jej ulżyło - przespałyśmy w końcu całą noc
11.11. - niedz. - w południe do weta, powtórka - Cerenie + Synergal. Mała czuje się świetnie, po południu wprowadzam kleik - ryż z kurczakiem. Do wieczora nic się nie dzieje w nocy również.
12.11. - pon. - rano troszkę jej się ulewa, że tak to nazwę - na czczo,żółtawy płyn z odrobiną śliny. Nie jest to jednak typowy wymiot jak wcześniej. Kontynuujemy podawanie kleiku, o 12.00 kończy się działanie Cerenii, nic się nie dzieje, mała dostaje po 2 łyżeczki co 2 godziny.
13.11. - wt. - niestety o 4.00 rano znowu jej się "ulewa", ok 9.00 powtórka dwa razy - wymiot jednorazowym haustem. Po konsultacji telefonicznej decydujemy się w południe dalej podawać kleik. Objawy te występują tylko w momencie gdy żołądek jest pusty, wygląda to trochę jak refluks(?), zgaga, widać że małej cofają się soki żołądkowe, coś się podnosi do góry. Po wieczornej wizycie u weta sam Synergal, obserwujemy co będzie dalej. Po powrocie wszystko ok.
14.11. - śr. - niestety dzisiaj w nocy, mniej więcej co 2h - czyli tak jak podaję jedzenie wymiot jednym haustem - żółty płyn z pianą/śliną. Historia powtarza się jeszcze dwa razy. Rano spokój, nic się nie dzieje. Mała robi mikro kupkę, a w niej jeszcze trochę włosów ( chociaż już mniej niż poprzednio), czuć jeszcze taki kwaskowy zapach ( choć nie tak intensywny jak kilka dni temu). Odczekuję około 1 godziny, podaję małej porcję kleiku, przez 2 godziny wszystko gra. Podaję drugą porcję - po pół godziny zwraca. Po tym incydencie dostała jeszcze 2 razy po 2 łyżeczki kleiku bardziej rozrzedzonego, na razie nic się nie działo.
Zaznaczę raz jeszcze, że przez cały okres trwania choroby mała oprócz momentów po wymiotnych, że tak to nazwę zachowuje się normalnie - po wydaleniu drugiej kupki w sobotę to już w ogóle zachowuje się jak gdyby nigdy nic. Chętnie się bawi, ma apetyt, cały czas macha ogonkiem, nie jest osowiała.
Bardzo proszę o pomoc, ręce mi już opadają
Zanim trafiliśmy na leczenie Tosia mniej więcej 1,5 tyg. wcześniej przestała zjadać całe porcje posiłków, mniej więcej połowa zostawała w misce. Dopiero po namoczeniu karmy reszta zostawała zjedzona. Tośka dostaje RC mini junior, zjadała go zawsze z wielkim smakiem.
01.11 - zaczyna kuleć na prawą tylną łapkę,
02.11-04.11 - kulawizna się powiększa, przestaje wskakiwać na łóżko,
05.11. - pon. - pierwsza wizyta u weta, łapka badana "ręcznie" ze wszystkich stron łacznie z rzepką, brak reakcji bólowej u psa, dostaje w zastrzyku Betamox, Meloxicam, doustnie Antrophyl 2xdziennie
06.11. - wt. - sytuacja trochę się poprawia, dalsze leczenie tymi samymi lekami
07.11. - śr. - kulawizna powoli ustępuje, w nocy 06/07 pojawiają się jednak wymioty, zwrócony zostaje praktycznie cały wieczorny posiłek, w czasie dnia 3,4 razy wymioty, rano podany tylko jeszcze Antrophyl wraz z kilkoma kuleczkami karmy ( po wcześniejszej konsultacji telefonicznej z wetką, żałuję że podałam tą tabletkę), wprowadzona całkowita głodówka
Wieczorem wizyta w przychodni, podany dalej Meloxicam, dodatkowo dożylnie Metoclopramid i kroplówka Glu 5%
08.11. - czw. - sytuacja się pogarsza, pies wymiociny fusowate z domieszką nabłonka, w okresach między wymiotami zachowuje się w zasadzie od samego początku normalnie, wstaje, chodzi, bawi się, wymioty powtarzają się jednak co jakiś czas, skurcze następują nawet wtedy gdy nie ma już czego zwracać.
Wieczorem wizyta u weta, kroplówka, podstawowe badanie krwi - wszystko w normie. Zaczynam zastanawiać się czy to nie jakieś ciało obce, robimy RTG bez kontrastu, nie wychodzi nic oprócz gazów. Podajemy kontrast, po powrocie do domu po kilku godzinach zaczyna się masakra. Rzyganie na maksa z domieszką krwi - ok. 6, 7 razy. Wpadam już po woli w panikę, zaczynam żałować że zdecydowałam się na podanie kontrastu. Jednak między jednym a drugim wymiotowaniem robi również kupkę - rozgrzebuję ją na maksa - jest ciemnej barwy, twarda, w środku sporo ludzkich włosów (???), zapach kwaskowy - trochę taki powiedziałabym fermentujący, podobny do kiszonej kapusty. Po zrobieniu kupki wszystko się uspokaja, mała idzie spać.
09.11. - piątek - nie pamiętam już czy wymiotowała przed wizytą, choć generalnie codzienny schemat wyglądał tak - od przedpołudnia do wieczora samopoczucie świetne, pogorszenie wieczorem po wizycie u weta i na drugi dzień rano. Jedziemy do przychodni na RTG z kontrastem. W jelitach mniej gazów, pozostałe niewielkie resztki kontrastu, brak ciał obcych. Na moją prośbę zostaje zmieniony lek anty wymiotny. W nocy jednak znowu wymioty
10.11. - sob. - widząc, że sytuacja nie ulega zmianie decydujemy się na wizytę w poleconej nam śląskiej klinice. Lekarka po badaniu klinicznym stwierdza: błony śluzowe wilgotne, różowe, skóra elastyczna, odwodnienie nieznacznego stopnia, brzuch miękki niebolesny, trochę przelewający, w razie poprawy wskazanie do wykonania endoskopii. Stwierdza też, że widoczna przestrzeń na zdjęciu po kontraście to może być jednak jakieś ciało obce, które w niej siedzi. Kilkukrotne próby wbicia wenflonu zakończone niepowodzeniem - żyły pękały (???), są ponoć zapadnięte (???). Tosia dostała anty wymiotną Cerenię, antybiotyk Synergal i rozkurczający Buscopan.
Pierwszy raz po powrocie od weterynarza czuła się świetnie. Pod wieczór się pogorszyło, widać że zbierało ją na wymioty, które jednak nie wystąpiły. Pojawiła się kupka, znów ze sporą ilością włosów, zapach kwaśnawy tak jak poprzednio. Po tym wszystkim widać, że bardzo jej ulżyło - przespałyśmy w końcu całą noc
11.11. - niedz. - w południe do weta, powtórka - Cerenie + Synergal. Mała czuje się świetnie, po południu wprowadzam kleik - ryż z kurczakiem. Do wieczora nic się nie dzieje w nocy również.
12.11. - pon. - rano troszkę jej się ulewa, że tak to nazwę - na czczo,żółtawy płyn z odrobiną śliny. Nie jest to jednak typowy wymiot jak wcześniej. Kontynuujemy podawanie kleiku, o 12.00 kończy się działanie Cerenii, nic się nie dzieje, mała dostaje po 2 łyżeczki co 2 godziny.
13.11. - wt. - niestety o 4.00 rano znowu jej się "ulewa", ok 9.00 powtórka dwa razy - wymiot jednorazowym haustem. Po konsultacji telefonicznej decydujemy się w południe dalej podawać kleik. Objawy te występują tylko w momencie gdy żołądek jest pusty, wygląda to trochę jak refluks(?), zgaga, widać że małej cofają się soki żołądkowe, coś się podnosi do góry. Po wieczornej wizycie u weta sam Synergal, obserwujemy co będzie dalej. Po powrocie wszystko ok.
14.11. - śr. - niestety dzisiaj w nocy, mniej więcej co 2h - czyli tak jak podaję jedzenie wymiot jednym haustem - żółty płyn z pianą/śliną. Historia powtarza się jeszcze dwa razy. Rano spokój, nic się nie dzieje. Mała robi mikro kupkę, a w niej jeszcze trochę włosów ( chociaż już mniej niż poprzednio), czuć jeszcze taki kwaskowy zapach ( choć nie tak intensywny jak kilka dni temu). Odczekuję około 1 godziny, podaję małej porcję kleiku, przez 2 godziny wszystko gra. Podaję drugą porcję - po pół godziny zwraca. Po tym incydencie dostała jeszcze 2 razy po 2 łyżeczki kleiku bardziej rozrzedzonego, na razie nic się nie działo.
Zaznaczę raz jeszcze, że przez cały okres trwania choroby mała oprócz momentów po wymiotnych, że tak to nazwę zachowuje się normalnie - po wydaleniu drugiej kupki w sobotę to już w ogóle zachowuje się jak gdyby nigdy nic. Chętnie się bawi, ma apetyt, cały czas macha ogonkiem, nie jest osowiała.
Bardzo proszę o pomoc, ręce mi już opadają