Zapytanie o ew. przczynę zgonu
: 21 sierpnia 2014, 20:16
Witam,
niewątpliwe piszę już po fakcie, nie mniej celem poszerzenia wiedzy. I być może ku przestrodze, tym bardziej, że mam jeszcze drugiego psa. Jeśli zły dział, proszę o przeniesienie.
Wczoraj wieczorem zdechł mi pies. Lat 10,5; kundelek mały (ok 10 kg wagi), niekastrowany, przez całe życie bardzo ruchliwy, energiczny, do tego dominujący (podporządkował sobie drugiego psa, notabene "wujka swego", lat 11,5). Akurat był to ostatni dzień przed powrotem do domu z 10 dniowej podróży. Psy zostawione pod opieką, jak co roku.
Znaleziony (ok 18) pod zaparkowanym samochodem, z przygryzionym, mocno fioletowym/sinym językiem. Leżał na boku. Znalazł go opiekun, ja zobaczyłem dopiero 24 h później. Z rana (ok. 5 rano) w dniu śmierci był jeszcze normalny.
Wziąłem jeszcze zwłoki do weterynarza, ten od niechcenia rzucił okiem, stwierdził, że zawał w oparciu wyłącznie o język. Nie chcę podważać opinii weterynarza, bo się nie znam, nie mniej jednak dziwi mnie to, że zawał i bez objawów? Może tak być? Przed wyjazdem pies bez zarzutu, w trakcie wg opinii opiekuna także. Co przemawia za zawałem jedynie to fakt, że pies był dość strachliwy jeśli o hałas idzie, jak przychodziła burza to uciekał do garażu, chował się pod rzeczami, itd. Czy ewentualnie stres powodowany rozłąką (wychowywany od szczeniaka) mógł być tak wielki, by go zabić? Żadnej burzy nie było w międzyczasie.
Skręt żołądka wykluczony. Otrucie raczej odpada, acz teoretycznie mogły mieć miejsce.
Męczy mnie to, bo strata boli. A istotne jest dla mnie, że drugi pies jest blisko spokrewniony, jest starszy, ma szereg fobii (acz nie reaguje tak panicznie na hałas) i też widać po nim smutek. Dość powiedzieć, że jak mnie zobaczył to cały roztrzęsiony i prowadził do drugiego.
niewątpliwe piszę już po fakcie, nie mniej celem poszerzenia wiedzy. I być może ku przestrodze, tym bardziej, że mam jeszcze drugiego psa. Jeśli zły dział, proszę o przeniesienie.
Wczoraj wieczorem zdechł mi pies. Lat 10,5; kundelek mały (ok 10 kg wagi), niekastrowany, przez całe życie bardzo ruchliwy, energiczny, do tego dominujący (podporządkował sobie drugiego psa, notabene "wujka swego", lat 11,5). Akurat był to ostatni dzień przed powrotem do domu z 10 dniowej podróży. Psy zostawione pod opieką, jak co roku.
Znaleziony (ok 18) pod zaparkowanym samochodem, z przygryzionym, mocno fioletowym/sinym językiem. Leżał na boku. Znalazł go opiekun, ja zobaczyłem dopiero 24 h później. Z rana (ok. 5 rano) w dniu śmierci był jeszcze normalny.
Wziąłem jeszcze zwłoki do weterynarza, ten od niechcenia rzucił okiem, stwierdził, że zawał w oparciu wyłącznie o język. Nie chcę podważać opinii weterynarza, bo się nie znam, nie mniej jednak dziwi mnie to, że zawał i bez objawów? Może tak być? Przed wyjazdem pies bez zarzutu, w trakcie wg opinii opiekuna także. Co przemawia za zawałem jedynie to fakt, że pies był dość strachliwy jeśli o hałas idzie, jak przychodziła burza to uciekał do garażu, chował się pod rzeczami, itd. Czy ewentualnie stres powodowany rozłąką (wychowywany od szczeniaka) mógł być tak wielki, by go zabić? Żadnej burzy nie było w międzyczasie.
Skręt żołądka wykluczony. Otrucie raczej odpada, acz teoretycznie mogły mieć miejsce.
Męczy mnie to, bo strata boli. A istotne jest dla mnie, że drugi pies jest blisko spokrewniony, jest starszy, ma szereg fobii (acz nie reaguje tak panicznie na hałas) i też widać po nim smutek. Dość powiedzieć, że jak mnie zobaczył to cały roztrzęsiony i prowadził do drugiego.