walka z chorobami
: 27 grudnia 2014, 19:16
Chcę przedstawić historię chorób naszej suczki i opowiedzieć obecnym właścicielom aby ostrożnie podchodzili do diagnoz lekarzy i sami próbowali podejmować najważniejsze dla psa decyzje.
Bella trafiła do nas jako śliczny szczeniaczek 16 lat temu.
W wieku 11 dostała babeszjozy, na której nie poznał się weterynarz i stwierdził, że już nic jej nie pomoże ponieważ nie funkcjonują nerki. Nie mogliśmy się pogodzić z taką diagnozą, widzieliśmy w jej oczach wolę życia. Jeszcze jeden weterynarz, poliklinika na UWM w Olsztynie, gdzie dopiero tam stwierdzili babeszjozę i podali imizol. Stan Belci był ciężki, spadek o połowę krwinek czerwonych i inne kiepskie wyniki. Rokowania lekarzy były mizerne. Ale my wraz z Bellą nie poddawaliśmy się. Przetoczenie krwi postawiło ją powoli na nogi, z dnia na dzień było lepiej. Gdy ucieszyliśmy się, że już wszystko będzie dobrze, przyszedł ból w kręgosłupie. Prześwietlenie, na którym widoczny zanik kręgów szyjnych i diagnoza, że to szpiczak. Sterydy na przemian z lekami przeciwbólowymi (kombinacja zabójcza zastosowana wbrew opinii lekarzy) pomagały przetrwać naszej małej. Męczyła się bardzo, nie wiedzieliśmy czy to miało sens, czy już skrócić cierpienie czy czekać. Czekaliśmy, chociaż lekarze dawali kilka miesięcy życia, proponowali drogie leczenie, na które już się nie zgodziliśmy. Było coraz lepiej, nie konsultowaliśmy się już z lekarzami i po kilku tygodniach wszystko odpuściło. Bella funkcjonowała w dobrym zdrowiu jeszcze 4 lata, i wszystko się popsuło kiedy wyrósł jej na listwie mlecznej guz. Ponownie opinia lekarzy – pozostawić ona jest stara, nie przeżyje operacji, poza tym coś widocznego na płucach (chyba to była pomyłka, ponieważ w tym miejscu nie było później guza). Postanowiliśmy walczyć, operacja w narkozie wziewnej na UWM w Olsztynie, usunięty guz ale bez listwy mlecznej i sterylizacji. Teraz widzę, że lekarz postąpił źle, należało wykonać jednostronną całkowitą mastektomię i sterylizację, wg opinii kardiolog serce było super, więc wytrzymała by bez trudu zabieg . Belcia szybko doszła do siebie po operacji. Po kilku miesiącach następny guz. Następna operacja już z wycięciem jednostronnym listwy i ze sterylizacją. Też w miarę szybko doszła do siebie, ale były kłopoty z gojeniem się rany. Po kilku miesiącach następny guz. Prześwietlenie wykazało jakieś zmiany w okolicach serca, zdjęcie było poruszone więc nie było to pewne na 100 %, że są to zmiany ( z tego samego zdjęcia później inny lekarz stwierdził guz na płucach). Ta operacja nie była już potrzebna. Długo dochodziła tym razem do siebie po zabiegu. Zaczęła mniej jeść, dużo piła. Po miesiącu zbadaliśmy krew –diagnoza mocznica, nerki w co najmniej 75 % nie działają. Po 3 dniach kroplówek nic nie pomogło. Lekarz stwierdził, że zmiany są nieodwracalne i uśpienie będzie dobrą decyzją. Belcia już prawie nie jadła ale jeszcze piła. Nie mogliśmy się pogodzić z uśpieniem, tym bardziej, że nie widzieliśmy u niej bólu. Jeszcze jeden lekarz, badania i diagnoza guz na płucach uciskający serce, przez co nerki są niedokrwione i dlatego nie pracują. Poza mocznikiem i kreatyniną wszystkie wyniki łącznie z moczem OK. Dostała leki nasercowe, tak aby jeszcze przetrwać jakiś czas, ale rokowania były beznadziejne. Na drugi dzień wymioty, biegunka brak apetytu. Następny dzień to samo tylko jeszcze gorzej i po raz pierwszy zauważyliśmy, że ma bóle. Wieczorem podjęliśmy decyzję. Ciężko byłoby nam patrzeć jak ona się męczy. Skróciliśmy jej cierpienie. Odeszła na moich rękach w domu 21 grudnia 2014 r. Cały czas mam wyrzuty sumienia, że to było jeszcze za wcześnie, była silna, może jeszcze by dała radę. Ale tłumaczę sobie, że lepiej tydzień wcześniej niż godzinę za późno. Nie wiem czy pogodzę się z jej odejściem ale wiem jedno – już nie chcę więcej pieska, nie mógłbym znieść następnej takiej historii.
Bella trafiła do nas jako śliczny szczeniaczek 16 lat temu.
W wieku 11 dostała babeszjozy, na której nie poznał się weterynarz i stwierdził, że już nic jej nie pomoże ponieważ nie funkcjonują nerki. Nie mogliśmy się pogodzić z taką diagnozą, widzieliśmy w jej oczach wolę życia. Jeszcze jeden weterynarz, poliklinika na UWM w Olsztynie, gdzie dopiero tam stwierdzili babeszjozę i podali imizol. Stan Belci był ciężki, spadek o połowę krwinek czerwonych i inne kiepskie wyniki. Rokowania lekarzy były mizerne. Ale my wraz z Bellą nie poddawaliśmy się. Przetoczenie krwi postawiło ją powoli na nogi, z dnia na dzień było lepiej. Gdy ucieszyliśmy się, że już wszystko będzie dobrze, przyszedł ból w kręgosłupie. Prześwietlenie, na którym widoczny zanik kręgów szyjnych i diagnoza, że to szpiczak. Sterydy na przemian z lekami przeciwbólowymi (kombinacja zabójcza zastosowana wbrew opinii lekarzy) pomagały przetrwać naszej małej. Męczyła się bardzo, nie wiedzieliśmy czy to miało sens, czy już skrócić cierpienie czy czekać. Czekaliśmy, chociaż lekarze dawali kilka miesięcy życia, proponowali drogie leczenie, na które już się nie zgodziliśmy. Było coraz lepiej, nie konsultowaliśmy się już z lekarzami i po kilku tygodniach wszystko odpuściło. Bella funkcjonowała w dobrym zdrowiu jeszcze 4 lata, i wszystko się popsuło kiedy wyrósł jej na listwie mlecznej guz. Ponownie opinia lekarzy – pozostawić ona jest stara, nie przeżyje operacji, poza tym coś widocznego na płucach (chyba to była pomyłka, ponieważ w tym miejscu nie było później guza). Postanowiliśmy walczyć, operacja w narkozie wziewnej na UWM w Olsztynie, usunięty guz ale bez listwy mlecznej i sterylizacji. Teraz widzę, że lekarz postąpił źle, należało wykonać jednostronną całkowitą mastektomię i sterylizację, wg opinii kardiolog serce było super, więc wytrzymała by bez trudu zabieg . Belcia szybko doszła do siebie po operacji. Po kilku miesiącach następny guz. Następna operacja już z wycięciem jednostronnym listwy i ze sterylizacją. Też w miarę szybko doszła do siebie, ale były kłopoty z gojeniem się rany. Po kilku miesiącach następny guz. Prześwietlenie wykazało jakieś zmiany w okolicach serca, zdjęcie było poruszone więc nie było to pewne na 100 %, że są to zmiany ( z tego samego zdjęcia później inny lekarz stwierdził guz na płucach). Ta operacja nie była już potrzebna. Długo dochodziła tym razem do siebie po zabiegu. Zaczęła mniej jeść, dużo piła. Po miesiącu zbadaliśmy krew –diagnoza mocznica, nerki w co najmniej 75 % nie działają. Po 3 dniach kroplówek nic nie pomogło. Lekarz stwierdził, że zmiany są nieodwracalne i uśpienie będzie dobrą decyzją. Belcia już prawie nie jadła ale jeszcze piła. Nie mogliśmy się pogodzić z uśpieniem, tym bardziej, że nie widzieliśmy u niej bólu. Jeszcze jeden lekarz, badania i diagnoza guz na płucach uciskający serce, przez co nerki są niedokrwione i dlatego nie pracują. Poza mocznikiem i kreatyniną wszystkie wyniki łącznie z moczem OK. Dostała leki nasercowe, tak aby jeszcze przetrwać jakiś czas, ale rokowania były beznadziejne. Na drugi dzień wymioty, biegunka brak apetytu. Następny dzień to samo tylko jeszcze gorzej i po raz pierwszy zauważyliśmy, że ma bóle. Wieczorem podjęliśmy decyzję. Ciężko byłoby nam patrzeć jak ona się męczy. Skróciliśmy jej cierpienie. Odeszła na moich rękach w domu 21 grudnia 2014 r. Cały czas mam wyrzuty sumienia, że to było jeszcze za wcześnie, była silna, może jeszcze by dała radę. Ale tłumaczę sobie, że lepiej tydzień wcześniej niż godzinę za późno. Nie wiem czy pogodzę się z jej odejściem ale wiem jedno – już nie chcę więcej pieska, nie mógłbym znieść następnej takiej historii.