Mój dziewięcioletni już ON-ek, dziś po południu miał problem z chodzeniem. Odmówiły mu posłuszeństwa dwie prawe łapy. Rano na spacerze zrobiliśmy 9 kilometrów marszu i nic nie sygnalizowało awarii. Po powrocie pies przez cały dzień przebywał w ogrodzie i normalnie przyszedł do domu koło 16-ej. Natomiast, gdy wybierałem się na wybieg godzine później, raptem łapy mu się rozjeżdżały, lecz wyraźńie było widać, że to właśnie prawe łapy mają awarię, bo prawa tylna była stawiana na podkurczonych palcach, a prawą przednią włóczył i jakby wyrzucał do przodu zahaczając o podłoże.
Pojechałem do lekarza i diagnoza brzmiała: Disospodylosis Th - L. Podjęte leczenie: Vetaflunix i Furosemid. Oczywiście, jutro obowiązkowa wizyta.
Teraz /godz.21.30/ mam wrażenie, że psie lewe oko jest jakby większe, a prawe patrzało w dół.
Czy po takim opisie można wywnioskować, czy pies wyjdzie z tego?
Widać wyraźnie, że jest zmęczony.
Pies powłóczy dwiema prawymi łapami.
Rozumiem, ze juz dawno zadalem pytanie. Pies jest pod kontrola lekarza, ale czy ktos kompetentny moglby jeszcze dodatkowo skonsultowac moj problem?
Mój 8,5 letni doberman cierpiał z powodu spondylozy 3 stopnia. Leczenie( tylko objawowe w celu poprawienia komfortu życia) trwało rok i psa trzeba było uśpić - pojawiły się niedowłady łap i paraliż.
Brał mnóstwo leków przeciwzapalnych, przeciwbólowych ( nastepstwem problemy z układem pokarmowym) witaminy z grupy B, glukozaminę do tego fizykoterapia, laseroterapia. W sumie zaczęło się spokojnie, jak choroba ruszyła z dnia na dzień bylo gorzej. Z tego co pamietam lekarz mówił że nie operuje się spondylozy i jest to choroba nieuleczalna, ale można ją spowolnić.
Odpowiednia terapia i mam nadzieje ze jeszcze długo bedziecie razem.
Brał mnóstwo leków przeciwzapalnych, przeciwbólowych ( nastepstwem problemy z układem pokarmowym) witaminy z grupy B, glukozaminę do tego fizykoterapia, laseroterapia. W sumie zaczęło się spokojnie, jak choroba ruszyła z dnia na dzień bylo gorzej. Z tego co pamietam lekarz mówił że nie operuje się spondylozy i jest to choroba nieuleczalna, ale można ją spowolnić.
Odpowiednia terapia i mam nadzieje ze jeszcze długo bedziecie razem.
Oby. Mój wet powiedział, że jeszcze nigdy nie udało mu się wyprowadzić psa z tego, liczę się z najgorszym, tym bardziej, że pies nie oddaje moczu .
Teraz wracam z konsultacji z innym lekarzem, który wykrył jeszcze wodobrzusze, które to może być jak powiedział, efektem złej czynności nerek, serca i wątroby. Zipa dumna .
Mój pies doczekał szczęśliwych Dziewięciu lat. Jest jeszcze z nami, ale wiem, że nie będzie to długo. Jest kochanym psem, takim, jakiego sobie wymarzyłem. I takim zostanie w moim sercu.
Mój pies doczekał szczęśliwych Dziewięciu lat. Jest jeszcze z nami, ale wiem, że nie będzie to długo. Jest kochanym psem, takim, jakiego sobie wymarzyłem. I takim zostanie w moim sercu.
Kiedy zaczął piszczeć z bólu mimo lekow i zaczęły się problemy z wypróżnianiem podjeliśmy tę straszną decyzję. Miał tylko 8,5 roku, kochalismy go ponad zycie i na zawsze pozostanie w naszych sercach.
Musicie dobrać leki, odpowiednie dawki i zobaczyć czy skutkują.
Choroba jest nieuleczalna, nie ma co ukrywać. Współczuję i trzymam kciuki.Wszystkiego dobrego.
Musicie dobrać leki, odpowiednie dawki i zobaczyć czy skutkują.
Choroba jest nieuleczalna, nie ma co ukrywać. Współczuję i trzymam kciuki.Wszystkiego dobrego.
Mój ON-ek słabnie z chwili na chwile. Nie chce jeść, jedynie wode pije. Na spacerze, który musi być krótki, bo nie daje rady dłużej, przystaje, widać, że każdy ruch stwarza mu problem. Nawet teraz, po spacerze, nie chciał podejść do mnie na podłogę, mimo tego, że kiedyś, gdy siadałem na podłodze, sam od razu przybiegał nie zapraszany.
Dziś jade z nim do weta..., pies nie sika, oddaje kał na wybiegu i.....cierpi chyba, bo coś mruczy cicho, jakby pojękiwał od czasu do czasu.
Wolałbym, żeby odszedł w domu, niż go usypiać , a do weta tylko po formalność.....
"Wszystko pod niebem ma swój czas. Jest czas przywitań i jest czas pożegnań..." Księga kaznodziei Salomona
Dziś jade z nim do weta..., pies nie sika, oddaje kał na wybiegu i.....cierpi chyba, bo coś mruczy cicho, jakby pojękiwał od czasu do czasu.
Wolałbym, żeby odszedł w domu, niż go usypiać , a do weta tylko po formalność.....
"Wszystko pod niebem ma swój czas. Jest czas przywitań i jest czas pożegnań..." Księga kaznodziei Salomona
Maks dzień przed coś przeczuwał, leżąc ( już nie wstawał) podniósł pyszczek i długo patrzył mi w oczy, a te jego oczy były jeszcze takie młode, ciało przegrało bo umysł chciał się bawić. Następnego dnia wizyta i ..... marzyłam by odszedł sam, niestety, nie udało się..
Trzymaj się dzielnie, korzystaj z każdej chwili. Na każdego przyjdzie czas, a kto by chciał żyć w takim stanie kiedy każda chwila to cierpienie...zresztą każdy musi odejść na odpoczynek bo życie potrafi zmęczyć.
ściskam cieplutko, wytarmoś go ode mnie.
Trzymaj się dzielnie, korzystaj z każdej chwili. Na każdego przyjdzie czas, a kto by chciał żyć w takim stanie kiedy każda chwila to cierpienie...zresztą każdy musi odejść na odpoczynek bo życie potrafi zmęczyć.
ściskam cieplutko, wytarmoś go ode mnie.
Współczuję, wiem o czym piszecie, dwa lata temu przyszło mi rozstać się z ukochanym psim przyjacielem, trzeba być jednak mocnym i umożliwić odejście w odpowiednim czasie, niech się nie męczy niepotrzebnie.
Walczyć dopóki istnieje iskierka nadziei, a jak przygasa i przychodzi ten czas to .........
Walczyć dopóki istnieje iskierka nadziei, a jak przygasa i przychodzi ten czas to .........
Niestety, musiałem psu pozwolić odejść .
Szóstego października w samo południe odszedł, pękł mu pęcherz. Każdy ruch sprawiał mu problem. Po porannym, krótkim spacerze położył się na swoim legowisku, a ja usiadłem na podłodze. Gdy był zdrowy, przychodził wówczas do mnie sam, nawet nie zachęcany, a w tym dniu musiałem go kilkakrotnie prosić. Przyszedł, ale ciężko mu było. Tak, jak mnie było ciężko, gdy jechałem z nim do weta. Jechałem po pomoc, jeszcze się łudziłem, że może ta pomoc coś da........, ale serce we mnie się tłukło, podpowiadając, że to ostatni nasz wspólny wyjazd .
Tak, jak był spokojny, taki jaki miał charakter, tak usypiał. Zastrzyk usypiający nie powodował żadnych drgawek. Nasz Rinuś odszedł z głowa na moich kolanach .
Przepraszam, że w tym wątku piszę o odejściu, ale zacząłem od szukania leczenia......
Dziękuję za Wasze komentarze i wsparcie.
Pozdrawiam.
Szóstego października w samo południe odszedł, pękł mu pęcherz. Każdy ruch sprawiał mu problem. Po porannym, krótkim spacerze położył się na swoim legowisku, a ja usiadłem na podłodze. Gdy był zdrowy, przychodził wówczas do mnie sam, nawet nie zachęcany, a w tym dniu musiałem go kilkakrotnie prosić. Przyszedł, ale ciężko mu było. Tak, jak mnie było ciężko, gdy jechałem z nim do weta. Jechałem po pomoc, jeszcze się łudziłem, że może ta pomoc coś da........, ale serce we mnie się tłukło, podpowiadając, że to ostatni nasz wspólny wyjazd .
Tak, jak był spokojny, taki jaki miał charakter, tak usypiał. Zastrzyk usypiający nie powodował żadnych drgawek. Nasz Rinuś odszedł z głowa na moich kolanach .
Przepraszam, że w tym wątku piszę o odejściu, ale zacząłem od szukania leczenia......
Dziękuję za Wasze komentarze i wsparcie.
Pozdrawiam.
I tej nadziei sie trzymajmy. Dzięki raz jeszcze za ciepłe słowa.
Możliwe, że kiedyś i my się tam spotkamy. Ostatecznie nikt z nas wiecznie tu przebywać nie będzie, a więc.....do zobaczenia na słonecznej stronie życia i z naszymi pupilami.