Bernardynka - nowotwór nieoperacyjny....
: 20 listopada 2015, 11:01
Witam serdecznie,
Postanowiłam napisać, ponieważ bardzo chcę ratować moją sunię - 9 letnią Bernardynkę - Karmelę. Pies generalnie zdrowy i silny. Tydzień temu 14 listopada 2015 odkryliśmy wielkiego guza na jej tylnym prawym udzie, który osiągnął na zewnątrz rozmiar około 7 cm x 7 cm (wczesniej go nie było, dość często głaszczę psa, chyba, ze w środku)... Od jakichś około 3 dni strasznie się tam gryzła, więc podejrzewam, ze własnie tak momentalnie rósł... Do tego jeszcze miała końcówkę cieczki, więc to głośne "zachowanie" nie było niczym dziwnym... Przez weekend miała własnie taki dyży guz na zewnątrz, częściowo czarny na wierzchu, następnego dnia był już bardziej czarny i minimalnie mniejszy, ale jakby pod spodem "rozlany". Oczywiście zabraliśmy ją do kliniki, udało nam się to we wtorek. Lekarze wystawili opinię, ze to podobno częsty u Bernardynów nowotwór złośliwy i niestety NIEOPERACYJNY... I nie chcą się wypowiadać, ale wiadomo jaką decyzję powinniśmy podjąć... Do tego okazało się, ze ma początkową fazę ropomacicza, miała usg i teraz leczymy ja farmakologocznie, podobno jest szansa na wyleczenie, a przynajmniej, żeby jej to ropomacicze dodatkowo nie obciążało (przyjmuje od wtorku do najbliższej niedzieli antybiotyk i środek przeciwbólowo-przeciwzapalny - od wczoraj robimy zastrzyki sami w domu), ale na raka tego nie ma ratunku, jedyne co dostała i ma dostać dzisiaj to jakiś wyciąg z tarantuli czy coś takiego (nie mam pewności dokładnie, bo nie byłam osobiście), co to trochę jest "czary mary", ale podobno zdarza się, ze pomaga odrobinę... Problem w tym, że jak Karmelcia była w lecznicy w środę, to oglądał ją jakiś inny lekarz, i powiedział, ze wygląda to fatalnie!!! Pojechała z sączącą się raną otwartą, ponieważ WYGRYZŁA sobie tą kulę czarną.... Myślałam, ze ją jakoś zszyją lub chociaż opatrzą, ale powiedziano, ze z tym się nic nie zrobi i jedyne co mamy robić to psikać Octeniseptem, co z resztą czynię od początku. Wczoraj z kolei (czwartek) rana ta minimalnie się zamknęła (nadal jest wielka paskudna dziura, ale odrobineczkę mniejsza).... Ucieszyłam się, zwłaszcza w świetle tego, ze lekarz w środę powiedział, ze mamy przyjść w poniedziałek i wtedy .... podejmiemy decyzję co dalej.... jak to wygląda i czy to może być już czas na.... eutanazję.... Karmela ma tą chorą nóżkę 3 razy taka jak zdrową, jest BARDZO opuchnięta, ma przerzut na ramieniu, ale póki co to kulka ok 1,5 cm, podobno też się z nią nic nie robi.... Ogólnie jest bardzo radosna, bo to w ogóle wesoły pies, nie wygląda na swoje 9 lat (co powiedzieli tez lekarze) i co najważniejsze ma perfekcyjne wyniki badania krwi! OB oczywiście podwyższone, ale to chyba nie dziwne... Ale i tak jest za stara, bo ma 9 lat.... Więc reasumując: oglądało Ją 3 lekarzy w sumie, każdy nie bardzo daje Jej szansę twierdząc, ze to na pewno rak złośliwy (nie miała usg nogi) i nieoperacyjny (z resztą ma całą nogę zajętą aż do zadu prawie). Mam zrobione zdjęcia jakby co, jak to się zmienia każdego dnia.... Boję się, ze dają Jej za mało czasu na sprawdzenie, czy nie uda się Jej uratować, dać Jej trochę szczęśliwych dni, ona tak bardzo kocha nasze Dzieci, tuli się z nami, jest cudowna, ale rzeczywiście najważniejsze, zeby nie cierpiała.... Tylko jak to poznać, ma świetny apetyt, jest radosna troszkę kuleje, na pewno ją to boli, ale moze da się to jakoś obkurczyć, cokolwiek zrobić.... Zwracam się z wielką prośbą o opinię zwłaszcza Panów Weterynarzy czy jest jeszcze jakiś sposób, czy istnieje jakaś szansa, żeby nasza Sunia jeszcze troszkę pożyła szczęśliwie i żeby nie cierpiała...??? Czy zanim podejmiemy taką decyzję o ewentualnej eutanazji, to czy nie powinni nam zlecić lekarze jeszcze jakiś badań ...? Widać, że Ona jest silna i walczy... Z góry bardzo dziękuję za wszelkie porady....
Pozdrawiam, Katarzyna S.
Postanowiłam napisać, ponieważ bardzo chcę ratować moją sunię - 9 letnią Bernardynkę - Karmelę. Pies generalnie zdrowy i silny. Tydzień temu 14 listopada 2015 odkryliśmy wielkiego guza na jej tylnym prawym udzie, który osiągnął na zewnątrz rozmiar około 7 cm x 7 cm (wczesniej go nie było, dość często głaszczę psa, chyba, ze w środku)... Od jakichś około 3 dni strasznie się tam gryzła, więc podejrzewam, ze własnie tak momentalnie rósł... Do tego jeszcze miała końcówkę cieczki, więc to głośne "zachowanie" nie było niczym dziwnym... Przez weekend miała własnie taki dyży guz na zewnątrz, częściowo czarny na wierzchu, następnego dnia był już bardziej czarny i minimalnie mniejszy, ale jakby pod spodem "rozlany". Oczywiście zabraliśmy ją do kliniki, udało nam się to we wtorek. Lekarze wystawili opinię, ze to podobno częsty u Bernardynów nowotwór złośliwy i niestety NIEOPERACYJNY... I nie chcą się wypowiadać, ale wiadomo jaką decyzję powinniśmy podjąć... Do tego okazało się, ze ma początkową fazę ropomacicza, miała usg i teraz leczymy ja farmakologocznie, podobno jest szansa na wyleczenie, a przynajmniej, żeby jej to ropomacicze dodatkowo nie obciążało (przyjmuje od wtorku do najbliższej niedzieli antybiotyk i środek przeciwbólowo-przeciwzapalny - od wczoraj robimy zastrzyki sami w domu), ale na raka tego nie ma ratunku, jedyne co dostała i ma dostać dzisiaj to jakiś wyciąg z tarantuli czy coś takiego (nie mam pewności dokładnie, bo nie byłam osobiście), co to trochę jest "czary mary", ale podobno zdarza się, ze pomaga odrobinę... Problem w tym, że jak Karmelcia była w lecznicy w środę, to oglądał ją jakiś inny lekarz, i powiedział, ze wygląda to fatalnie!!! Pojechała z sączącą się raną otwartą, ponieważ WYGRYZŁA sobie tą kulę czarną.... Myślałam, ze ją jakoś zszyją lub chociaż opatrzą, ale powiedziano, ze z tym się nic nie zrobi i jedyne co mamy robić to psikać Octeniseptem, co z resztą czynię od początku. Wczoraj z kolei (czwartek) rana ta minimalnie się zamknęła (nadal jest wielka paskudna dziura, ale odrobineczkę mniejsza).... Ucieszyłam się, zwłaszcza w świetle tego, ze lekarz w środę powiedział, ze mamy przyjść w poniedziałek i wtedy .... podejmiemy decyzję co dalej.... jak to wygląda i czy to może być już czas na.... eutanazję.... Karmela ma tą chorą nóżkę 3 razy taka jak zdrową, jest BARDZO opuchnięta, ma przerzut na ramieniu, ale póki co to kulka ok 1,5 cm, podobno też się z nią nic nie robi.... Ogólnie jest bardzo radosna, bo to w ogóle wesoły pies, nie wygląda na swoje 9 lat (co powiedzieli tez lekarze) i co najważniejsze ma perfekcyjne wyniki badania krwi! OB oczywiście podwyższone, ale to chyba nie dziwne... Ale i tak jest za stara, bo ma 9 lat.... Więc reasumując: oglądało Ją 3 lekarzy w sumie, każdy nie bardzo daje Jej szansę twierdząc, ze to na pewno rak złośliwy (nie miała usg nogi) i nieoperacyjny (z resztą ma całą nogę zajętą aż do zadu prawie). Mam zrobione zdjęcia jakby co, jak to się zmienia każdego dnia.... Boję się, ze dają Jej za mało czasu na sprawdzenie, czy nie uda się Jej uratować, dać Jej trochę szczęśliwych dni, ona tak bardzo kocha nasze Dzieci, tuli się z nami, jest cudowna, ale rzeczywiście najważniejsze, zeby nie cierpiała.... Tylko jak to poznać, ma świetny apetyt, jest radosna troszkę kuleje, na pewno ją to boli, ale moze da się to jakoś obkurczyć, cokolwiek zrobić.... Zwracam się z wielką prośbą o opinię zwłaszcza Panów Weterynarzy czy jest jeszcze jakiś sposób, czy istnieje jakaś szansa, żeby nasza Sunia jeszcze troszkę pożyła szczęśliwie i żeby nie cierpiała...??? Czy zanim podejmiemy taką decyzję o ewentualnej eutanazji, to czy nie powinni nam zlecić lekarze jeszcze jakiś badań ...? Widać, że Ona jest silna i walczy... Z góry bardzo dziękuję za wszelkie porady....
Pozdrawiam, Katarzyna S.