Śmierć psa - przyczyny i ochrona innych psów przed śmiercią
: 21 sierpnia 2016, 23:24
Witam,
W tym tygodniu przegrałem walkę o życie moje Agata - owczarek niemiecki, lat 9. W poniedziałek zaczęło się wymiotami oraz wypróżnianiem się cuchnącą kałużą krwi (dosłownie leciała z niego, coś w rodzaju biegunki). Szybko zainterweniowałem, zawiozłem go do weterynarza, a wet przypuszczał parwowirozę. Podał antybiotyki i leki na wstrzymanie biegunki - badanie krwi -wszystko w normie, brak gorączki. tabletki zadziałały, biegunka i wymioty minęły, pies miał się ku dobremu powrotowi do zdrowia, zaczął jeść na drugi dzień. W środę rano zdrowy stolec. W środę i czwartek już nie chciał jeść nawet tabletek. W czwartek wykąpałem go i wyczesałem. Rano w piątek spotkałem go leżącego w kojcu, wyglądał coraz gorzej, siedziały na nim dziesiątki much - na ciele i na kufie, dosłownie jak na padlinie. Coś wyglądało nie tak. Po kilku godzinach wraz z ojcem postanowiliśmy, że czas na kolejną wizytę u weterynarza. Wyciągnęliśmy go z kojca i już nie dawał rady chodzić, wstawał, szedł parę kroków i się przewracał. Na ciele miał złożone jaj much ( nie miał ich dzień wcześniej podczas czesania i kąpania). Zawieźliśmy i ZANIEŚLIŚMY go na rękach do weterynarza, pod włosem na skórze miał MILIONY, dosłownie, larw, które chodziły po nim. Wet zaczął go golić, a tam na grzbiecie dziury w skórze a z nich wychodzące larwy. Coś niewyobrażalnego, weterynarz powiedział : " Zaraz zwymiotuje". Rany , ( "jak po śrucie" ), krew i zapalenie skórne. Wyglądało to nie do opisania. Zaznaczam, że dzień wcześniej był czesany i nic takiego nie było. Lekarz po tym zajął się psem, który wyglądał coraz gorzej, zmierzył mu temperaturę i wynosiła 41,7 !!! Dostał zastrzyk na zbicie i nie zadziałał, nastepnie weterynarz podał steryd na zbicie temperatury i kroplówkę. Badanie krwi - wszystko w normie, wykluczona żółtaczka. Temperatura zaczęła spadać bardzo powoli, zawieźliśmy go do domu po dwóch- trzech godzinach. Po pół godziny w domu zaczęło mu cieknąć z nosa i zaczął mieć pianę w pysku, godzinę później mocno dychnął i padł.
Nie znam się na medycynie zwierząt, stąd moje pytanie : co to mogło być ? Parwowiroza w takim wieku ? Nosówka ? Leptospiroza ? Nowotwór ?
Czy można było psa uratować ? Czy weterynarz mógł zrobić więcej ? (usg, inne badania ?)
Dodam jeszcze, że pies od kilku miesięcy miał takie dziwne zachowanie - po spacerze lub w jego trakcie, nagle chwiały mu się nogi, padał jak rażony na ziemie i jakby trafił kontrole nad ciałem na 10-15 sekund ( ruszał tylko oczyma), od kilku lat już miał problemy z dysplazją.
I wreszcie co mam począć z moimi dwoma Yorkami... Miały pośredni kontakt z psem, dolatywały do kojca czasami, nigdy nie miały kontaktu bezpośredniego. Po każdym kontakcie z chorym psem myłem się i rzeczy dawałem do prania, podobnie rodzice. Podjąłem decyzję o szczepieniu młodych psów ponownie na nosówkę, ale boję się, że jeśli to wirus, to może zaatakować z opóźnieniem moje Yorki. Co mogę zrobić, by zapobiec ich ewentualnej chorobie ? Proszę o pomoc...
W tym tygodniu przegrałem walkę o życie moje Agata - owczarek niemiecki, lat 9. W poniedziałek zaczęło się wymiotami oraz wypróżnianiem się cuchnącą kałużą krwi (dosłownie leciała z niego, coś w rodzaju biegunki). Szybko zainterweniowałem, zawiozłem go do weterynarza, a wet przypuszczał parwowirozę. Podał antybiotyki i leki na wstrzymanie biegunki - badanie krwi -wszystko w normie, brak gorączki. tabletki zadziałały, biegunka i wymioty minęły, pies miał się ku dobremu powrotowi do zdrowia, zaczął jeść na drugi dzień. W środę rano zdrowy stolec. W środę i czwartek już nie chciał jeść nawet tabletek. W czwartek wykąpałem go i wyczesałem. Rano w piątek spotkałem go leżącego w kojcu, wyglądał coraz gorzej, siedziały na nim dziesiątki much - na ciele i na kufie, dosłownie jak na padlinie. Coś wyglądało nie tak. Po kilku godzinach wraz z ojcem postanowiliśmy, że czas na kolejną wizytę u weterynarza. Wyciągnęliśmy go z kojca i już nie dawał rady chodzić, wstawał, szedł parę kroków i się przewracał. Na ciele miał złożone jaj much ( nie miał ich dzień wcześniej podczas czesania i kąpania). Zawieźliśmy i ZANIEŚLIŚMY go na rękach do weterynarza, pod włosem na skórze miał MILIONY, dosłownie, larw, które chodziły po nim. Wet zaczął go golić, a tam na grzbiecie dziury w skórze a z nich wychodzące larwy. Coś niewyobrażalnego, weterynarz powiedział : " Zaraz zwymiotuje". Rany , ( "jak po śrucie" ), krew i zapalenie skórne. Wyglądało to nie do opisania. Zaznaczam, że dzień wcześniej był czesany i nic takiego nie było. Lekarz po tym zajął się psem, który wyglądał coraz gorzej, zmierzył mu temperaturę i wynosiła 41,7 !!! Dostał zastrzyk na zbicie i nie zadziałał, nastepnie weterynarz podał steryd na zbicie temperatury i kroplówkę. Badanie krwi - wszystko w normie, wykluczona żółtaczka. Temperatura zaczęła spadać bardzo powoli, zawieźliśmy go do domu po dwóch- trzech godzinach. Po pół godziny w domu zaczęło mu cieknąć z nosa i zaczął mieć pianę w pysku, godzinę później mocno dychnął i padł.
Nie znam się na medycynie zwierząt, stąd moje pytanie : co to mogło być ? Parwowiroza w takim wieku ? Nosówka ? Leptospiroza ? Nowotwór ?
Czy można było psa uratować ? Czy weterynarz mógł zrobić więcej ? (usg, inne badania ?)
Dodam jeszcze, że pies od kilku miesięcy miał takie dziwne zachowanie - po spacerze lub w jego trakcie, nagle chwiały mu się nogi, padał jak rażony na ziemie i jakby trafił kontrole nad ciałem na 10-15 sekund ( ruszał tylko oczyma), od kilku lat już miał problemy z dysplazją.
I wreszcie co mam począć z moimi dwoma Yorkami... Miały pośredni kontakt z psem, dolatywały do kojca czasami, nigdy nie miały kontaktu bezpośredniego. Po każdym kontakcie z chorym psem myłem się i rzeczy dawałem do prania, podobnie rodzice. Podjąłem decyzję o szczepieniu młodych psów ponownie na nosówkę, ale boję się, że jeśli to wirus, to może zaatakować z opóźnieniem moje Yorki. Co mogę zrobić, by zapobiec ich ewentualnej chorobie ? Proszę o pomoc...