Strona 1 z 1

Zapadająca tchawica u mopsa - zdiagnozowany IV stopień

: 09 lipca 2020, 12:45
autor: Beata1981
Witam serdecznie wszystkich miłośników piesków, właścicieli mopsików i lekarzy specjalistów.

Piszę tego z posta, ponieważ stanęłam przed bardzo trudną decyzją, którą muszę podjąć jak najszybciej.
Tutaj chciałabym się poradzić osób, które również miały styczność z chorobą jaką ma mój mopsik. To sunia w wieku 5,5 lat. Piesek od urodzenia nie szczeka, co już wcześniej wzbudzało moje podejrzenia, że może być to jakaś wada wrodzona krtani lub inna wada genetyczna.

Jednak po konsultacjach z lekarzami weterynarii otrzymywałam tylko informacje i odpowiedzi typu, że sunia jest jeszcze młoda, że mopsik najwidoczniej nie ma potrzeby szczekania czy też takie, że powinnam się cieszyć że nie szczeka, bo wiele osób chciałoby mieć tak cichego pieska. Temat ostatecznie został zbagatelizowany i nie drążyłam go dalej.

Po roku czasu u pieska wystąpiły jednak inne niepokojące objawy. Trudność w oddychaniu poprzez wydobywanie strasznie głośnych dźwięków charczenia, kasłania a nawet gęgania zwłaszcza kiedy piesek był podekscytowany czy zestresowany. Po kolejnych wielu wizytach u weterynarzy zdecydowałam się na wykonanie zabiegu. Była ówcześnie jeszcze młoda, więc uznałam, że to dobry czas na wykonanie u niej operacji podniebienia miękkiego. Co prawda mimo młodego wieku ( 2 lata) lekarz uprzedzał mnie, że mopsik może nie przeżyć narkozy.

Poddałam ją jednak operacji. Moja Shilka wybudziła się i doszła po kilku dniach do siebie. Jednakże po samym zabiegu, który był nie tyle co niebezpieczny ale też kosztowny - ja nie zauważyłam większej poprawy. Dźwięki charczenia wydobywała dalej. Lekarz mówił, że ma to związek z tym, że w gardełku ma szwy i dopiero jak się zagoją to piesek wróci do formy. Tak się niestety się nie stało. Piesek miał energię, chętnie wychodził na spacery, ale w dni jak było zbyt wilgotno czy ciepło a nawet po dłuższym spacerze mocno się męczył i charczał tak samo jak przed operacją. Odpuściłam przez rok wizyty u lekarzy i nie przemęczałam pieska.

Jednak w 4 roku problem powrócił i widać było postępy choroby. Zaczęłam znowu biegać po lekarzach. Tutaj wspomnę, że wizyty te zarówno dla mnie jak i psa były bardzo męczące. Charczała tak głośno, że słychać ją było z 1 km. Nie była w stanie się uspokoić. Lekarze ponownie kierowali ją na operację podniebienia miękkiego. Odpuściłam, bo wiedziałam, że to niewiele da. I jak się okazało bardzo dobrze, bo w końcu została postawiona właściwa diagnoza. Sama doczytałam i mogę to potwierdzić - zapad tchawicy.

Zanim jednak dowiedziałam się o tej chorobie to we wrześniu 2019 otrzymałam od jednego z lekarzy weterynarii skierowanie na badanie krwi, serca, i rtg klatki piersiowej, krtani i tchawicy.
Żaden z 10 weterynarzy wcześniej nie wspomniał nawet o tym, że może to być tchawica. Dziwię się teraz bo zawsze u weterynarza zachowywała się tak samo - głośno charczała, dusiła się.
A teraz zaczął się największy problem.

Objechałam w ciągu 3 tygodni 4 weterynarzy z polecenia. Rejestrowałam wizyty na godziny, płaciłam za wizyty a ten czas nie był w jakikolwiek sposób właściwie wykorzystany. Piesek był mi oddawany w stanie gorszym niż przed wizytą. Brak właściwych zaleceń, lekarstw, profilaktyki itp.

W dwóch gabinetach weterynaryjnych mój mopsik w ostatnim okresie dusił się tak bardzo, że zsiniał mu cały język, wydobywała się kleista wydzielina z pyszczka, woda z noska i mdlała na stole. Lekarze nie podejmowali się próby wykonania podstawowych badań z uwagi na bardzo zły stan zdrowia. Była poddawana tylko nebulizacji i wsadzona na chwilkę do kontenerka z tlenem. Nie wspomnę o tym, że w jednym z gabinetów weterynaryjnych zdjęli mojego mopsika ze stołu i pozwolili jej wybiec na zaplecze, żeby tam mogła sama poradzić sobie z problemem oddychania.

Ostatecznie trafiłam do gabinetu, gdzie miała mieć wykonane badanie rtg i badanie krwi. Poinformowano mnie telefonicznie że jak będzie niespokojna to dostanie tzw. głupiego jasia. Na miejscu nie zastosowali tego. Udało się zrobić tylko jedno zdjęcie na którym nie widać w ogóle tchawicy. Myślę ze to zdjęcie było zrobione w momencie jak piesek się już dusił i praktycznie nie oddychał. Nie może być zatem podstawą do wyciągnięcia aż takich wniosków jakie usłyszałam. Pani doktor uznała na podstawie tego zdjęcia, że piesek ma zapad tchawicy IV stopnia. Musi zostać poddany natychmiastowej hospitalizacji. Hospitalizacja z samymi badaniami wstępnymi tj, oskrzela, krtań, tchawica, serduszko to koszt rzędu 2 500 zł. Taka wycena została mi przedstawiona. Następnie będzie można dokonać operacji wstawienia stentu wewnątrztchawicowego – koszt 3.500 zł.
Jeśli jednak piesek z uwagi na stan zdrowia nie będzie mógł być poddany zabiegowi to zalecana jest eutanazja :(. To informacje od ostatniego lekarza weterynarii.

W czym jednak jest największy problem. Zauważyłam, że mój mopsik oddycha normalnie jak nie jest ani podekscytowany czy zestresowany. Śpi spokojnie i nie chrapie. Potrafi pięknie oddychać noskiem. Jest cichutko. W momencie jak oddycha przez pyszczek a dzieje się to tylko w momentach stresu czy ekscytacji zaczyna się to przeraźliwe gęganie, charczenie, kasłanie i duszenie. Sama myśl, że powinnam ją uśpić, rozrywa moje serce na pół. Z drugiej strony nie chcę żeby się męczyła. Niemoc oddychania to bardzo straszna przypadłość. Ale ona daje radę tak już od 4 lat, bo żaden weterynarz nawet nie zasugerował mi wcześniej że może to być problem z tchawica. Zawsze był brany pod uwagę przerost podniebienia miękkiego, pomimo ze jedną operację już przeszła.

Teraz mam dokonać szybkiej decyzji.
I tak, z jednej strony słyszę, że nie robiąc nic czy próbując ją lecząc to przedłużam jej cierpienie, a z drugiej strony że powinnam się starać. Nie mam jednak żadnych wyników badań, bo żaden z weterynarzy ich nie wykonał. Bał się bo piesek siniał.

Nie wierzę również w to również, że pozostawiając ją samą w obcym miejscu (szpital) wyciszy się i uspokoi. Będzie na pewno bardzo tęskniła za mną i stresowała się dodatkowo nowym miejscem. Nie wierzę też, że zostaną wykonane jakiekolwiek badania i będą one wiarygodne. Ponadto jestem pewna, że w psim szpitalu będzie musiała przebywać dużo dłużej niż 1 doba. A to znowu wiąże się z bardzo dużymi kosztami (około 300-400 zł za dobę samego pobytu).

Ponadto znam mojego pieska i wiem, że ona się nie uspokoi, ponieważ denerwuje się nawet przy wyjściu na spacer, spotkaniu innego psa czy obcinaniu pazurków. Nie wspomnę już o jeździe samochodem kiedy to jest ze mną. Myślę więc, że taka hospitalizacja niczego nie wniesie. Natomiast bez podstawowych badań nie ma sensu pieska poddawać operacji wstawienia stentu. Ponadto nie wiem czy jej serduszko wytrzyma narkozę, czy ma zdrowe płuca, oskrzela, krtań czy inne narządy. Wszystkie badania i operacje to już koszt sięgający nawet 10.000 zł. Sama operacja wstawienia stentu, przeprowadzenia podstawowych badań do wykonania tej operacji oraz hospitalizacja to koszt ponad 6.000 zł. A co z resztą organów? Gdzie gwarancja?

Wiem, że to wada genetyczna. Czytałam, że po wstawieniu stentu może tchawica zapaść się w innym miejscu a piesek nie będzie nigdy zdrowy. I tutaj pojawiają się pytania:
1. Czy ktoś poddał pieska takiej operacji, jak ona przebiegła? W jakim wieku był mopsik?
2. Czy mopsik zniesie narkozę w wieku 5,5 roku po 4 letnim okresie rozwijania się i zapadania tchawicy?
3. Czy jak piesek dobrze oddycha przez nos a charczy i dusi sie w momencie oddychania pyszczkiem to jest to zapad tchawicy czy może być inny powód?
3. Czy uwidoczniły się po operacji jakieś inne problemy u piesków?
4. Na jaki czas jej ta operacja pomoże?
5. Czy poddali by Państwo pieska eutanazji czy pozwolili mu tak żyć i umrzeć śmiercią naturalną? ( zaznaczam ze w ciągu 24 godzin przez dobre 16-20 godzin piesek w momencie jak się nie denerwuje i nie ekscytuje jest spokojny i oddycha przez nosek normalnie)
6. Czy podali by Państwo pieska leczeniu w ww. kosztach z bardzo dużym prawdopodobieństwem, że nie przeżyje narkozy a pieniądze jakie zapłacę za samą decyzję zostawię u weterynarza?

Jestem kompletnie rozbita i nie wiem co robić. Nie chcę, aby się męczyła. Na dany moment nie jestem też gotowa, aby zdecydować się na eutanazję. Każda wskazówka i każde zdanie czy to miłośnika psa, czy osoby która miała z tą przypadłością do czynienia, a także weterynarza czy zoopsychologa będzie dla mnie bardzo cenna/cenne.

Z góry ślicznie dziękuję.