a ja kastrowalam oje dwa spanielki w wakacje...
pisze szczerze jak bylo, bo zanim je poddalam zabiegowi naczytalam sie duzo typu: na drugi dzien juz biega, 4 godziny po operacji sie bawi, zabieg jest bezpieczny i wszystko superawo!!!
wow!
pojechalam do weta zostawilam spanielki dwa, najpierw zabieg mial miec jeden pozniej drugi... myslalam ze serce mi peknie jak wsiadlam do auta bez nich
tak szczekaly za mna jakby chcialy powiedziec zebym ich samych nie zostawiala... dlugo sie z mezem zastanawialismy najpierw, bralismy pod uwage zastrzyki i inne metody, ale widok ich kopulujacych sie bardzooo czesto nas zachecil troche do tej decyzji, zreszta byly jakies agresywniejsze w stosunku do innych zwierzat niz kiedys i buntownicze - bardzooo...
wiec pojechalam na zakupy po wyplakaniu sie w kierownice i telefonie do meza czy napewno dobrze robimy...
jakies dwie godzinki pozniej mielismy je odebrac, przez droge probowalam sie pozbierac...
weszlismy do weta o one leza na stole... mimo ze sie nie ruszaly nie mogly jeszcze po narkozie to jak otwieralismy drzwi i zaczelismy szeptac miedzy soba ze nasze biedaczki wypoczywaja to widac ze bylo im ciezko ale machaly ogonkami
poagadalismy z wetem, jeden z nich bardziej krwawil bo miedy lapkami mial duzo krwi na ciałku, zabralismy nasze lezace spanielki i jedziemy do domku
probowaly sie podniesc ale im nie wychodzilo
w domku zaczela sie jazda, po okolo godzinie moze dluzej juz zaczely stawac na cztery lapy, siusiu i na poduche spac, a w nocy
popiskiwania, skomlenia... nie wiedzialam ze to poczatek
nastepny dzien duzo spaly ale jak nie spaly to piszczaly, chodzily w kolko prawie, skamlaly...
mimo ubrane i kolnierzy jeden z nich zlizal i sciagnal jakos szwy... rana sie otworzyla
do weta, smarowanie mascia, probowaly siadac ale im nie wychodzilo, wygladalo to tak ze sie siadaly na sekunde, pisk, szly kawalek dalej, siadaly, pisk i w kolko
pilnowalismy biszkopta z rozerwanymi szwami na zmiane na noc, do polnocy ja czatowalam zeby sobie tej rany jeszcze gorzej nie uszkodzil, po polnocy maz... padalismy na nosy!!!
tak zlecial tydzien, na drugi tydzien juz zaczely chodzic normalniej, nadal piszczaly po siadnieciu ale widac bylo juz poprawe, a! biszkopcikowi kupilismy kaganiec ze skory zeby sobie nie lizal bo zawsze znalazl sposob nawet z kolnierzem i ubraniem
trzeci tydzien proba zdjecia kolnierzy
jeden wszystko okej czasami cos tam go zaswedzialo ale mowilismy: nie wolno i bylo spoko,
biszkopcik mial przed soba jeszcze 1,5 tygodnia w kolnierzu
PRZESZLISMY KOSZMAR!!! WSZYSCY!!!
ale dzis powiem tak: niewiem czy dalibysmy rade jeszcze raz tak cierpiec bo nam sie to tez bardzooo udzielalo
ale, ale... jestesmy super zadowoleni!!!!!!!!!!!!!!!!!
psiaki nie mysla o koplulacji, bawia sie z sukami nawet z cieczka, nie uciekaja, widac ze trzymaja sie blizej nogi, sa jakby bardziej radosne, oczekuja mnostwo uwagi od nas, czarnuszek jak sie usiade na schodach to potrafi sie przytulac, kladzie mi pysk na ramie i macha ogonkiem, albo delikatnie liznie po policzku! biszkopcik - sie zachowuje jak szczeniaczek!
bylismy nad morzem, normalnie to inne psy, ludzie, byloby szczekanie, nerwy, gonitwa za nimi, krzyczenie ze nie wolno... rety! jak z nimi bylo ekstra! wyastarczyla pilka z automatu i zabawa przez 3 godziny!
same pilnowaly zebysmy im nie uciekli
nie bylo warczen na inne psy, chyba ze one zaczely
cudnie!!!
przezylismy koszmar ale nadeszly piekniejsze dni