Specjalnie się zarejestrowałem aby wypowiedziec sie w tej kwestii. Hodowle komercyjne w większości nastawione są na zysk - to jest praca, więc nie można sobie pozwolić na duże straty. Co więcej hodowle komercyjne to nie jest jeden pies (suka)... zwierząt rozpłodowych musi być wiele aby właściciel mógł się utrzymać. Co za tym idzie? Są to hodowle kenelowe - klatkowe / kojcowe - jak kto woli. Zwierzęta mają ograniczony ruch i kontakt z człowiekiem, są przygotowywane do wystaw w wieku młodzienczym, aby później zyskac jak najwyższą cenę za szczenięta. Ofszem, hodowle takie gwarantują "zgodność ze wzorcem" i w pewnym stopniu eliminują choroby dziedziczne.
Tzw pseudohodowle - to w dużej większości pojedyncze epizody = ktoś ma suke "w typie" lub może nawet z rodowodem i chce mieć szczeniaki. Poród i rozwój szczeniaków odbywa się często w domu/ mieszkaniu / bloku. Szczeniaki są w towarzystwie ludzi (czesto całej rodziny).
W jednym i w drugim przypadku możemy trafić na okaz wyjątkowo udany, jak również kiepski. NIE DOSTAJEMY GWARANCJI , że pies będzie championem. W przypadku psa z "pseudohodowli" nie możemy zbytnio zagłębić się w hobby jakim jest kynologia, bo wystawy etc są zarezerwowane dla psów z papierem. Jednak sposób w jaki piętnowane są "pseudohodowle" (juz nawet sama nazwa) to gruba przesada. Z pseudohodowli nie da się wyżyć.
Moim zdaniem nie powinno się uogolniać.
pytanie o pseudohodowle
-
- Posty:184
- Rejestracja:19 sierpnia 2011, 15:10
Z dobrej hodowli zarejestrowanej w związku tez się nie wyżyje są składki członkowskie badania suk to wszystko kosztuje 3 wystawy minimum i to z dobrymi ocenami. Nie można dobrze pokazac psa z hodowli klatkowej ponieważ ma zwichrowaną psychike to też jest oceniane na wystawach. Suki nie można rozmnarzac co cieczke tylko co rok albo i połtora. Szczepienia i odrobaczanie szczeniąt tez misi byc dokumentowane. W pseudohodowlach suki moga rodzić co cieczke nikogo nie obchodzi pokrewienstwo rodziców i tam właśnie trzyma sie psy w klatkach szczeniaki maja dużo chorob i robaki. Ludzie którym niechcąco urodziły się szczeniaki jeśli są rozsądni nie powinni ich sprzedawac a jedynie mogą poprosic nowego właściciela o pokrycie kosztów szczepień. Od przyszłego roku sprzedaz psów bez papierów będzie przestępstwem.
Sama widzisz - związek, opłaty, wystawy ... to wszystko kosztuje i jest wieeeeele ludzi którzy z tego żyją - to jest busines! I moim zdaniem stąd jest taka nagonka na pseudohodowców: bo oni nie płacą. Lobby kynologiczne jest silne, to co najmniej kilka tysięcy osób, którym bardzo zależy na tym, by jednak mieć pracę.
odnośnie:
Sam jestem przeciwko pseudo hodowlom, ale pseudo wg mnie to: każda hodowla nie gwarantująca dobrego utrzymania zwierząt . I nie uogólniałbym tu tylko do psów a również: kotów, koni, ptaków i innych zwierząt. Temat jest zbyt rozległy by uogólniać.
odnośnie:
to nie tak: trzeba będzie prowadzic działalność zwiazaną z hodowlą i bedzie moża sprzedawać zwierzeta wyłącznie w hodowki (nie na targu). Ograniczy to ilość kartonów z psami przed wejściem na wystawy psów, ale zostaje jeszcze internet ...czarno_czerwona pisze: Od przyszłego roku sprzedaz psów bez papierów będzie przestępstwem.
Sam jestem przeciwko pseudo hodowlom, ale pseudo wg mnie to: każda hodowla nie gwarantująca dobrego utrzymania zwierząt . I nie uogólniałbym tu tylko do psów a również: kotów, koni, ptaków i innych zwierząt. Temat jest zbyt rozległy by uogólniać.
-
- Posty:184
- Rejestracja:19 sierpnia 2011, 15:10
Ale oplaty i wystawy to gwarancja zdrowia pochodzenia i minimalizacja wad genetycznych u szczeniąt jesli kogos nie stac an te opłaty to nie stac go na szczeniaki jeśli kogos nie stac na zakup psa z papierami to nie stac go na poźniejsze utrzymanie.
-
- Posty:184
- Rejestracja:19 sierpnia 2011, 15:10
Ma dużo wspolnego z rzeczywistością sama jeżdze na wystawy i znam wielu hodowców ja nie biore się za hodowle bo uważam że mnie na to nie stać i wole zadbac dobrze o mojego jednego psa niż źle o całą gromadke a zysków z nawet 10 szczeniaków nie ma.
Opłaty i wystawy nie są gwarancją urody i zdrowia. Ładnie by to było, i łatwo
Gwarancją są :
- wykonane badania w linii rodziców , rodzeństwa oraz samych rodziców
- oceny oraz tytulatura uzyskane na wystawie
Wystawy , badania to wielkie koszty, to co się bierze za szczeniaki wkłada się z powrotem w psy jeszcze dokłądając.
A jakoś tak się składa że większość ludzi żyjących z psów to właśnie pseudohodowcy, handlarze , "miłośnicy" którzy rozmnażają "raz ukochaną suczkę" ... co pół roku wciskając ten sam kit ... bo tam nie kosztuje ani dobry reproduktor, ani badania, ani wystawy, ani żadne koszy typu prawidłowe odchowanie ...
Bettar - w Polsce mamy aż 1 hodowlę kennelową z czego połowa psów zyje sobie w swoich domkach a figuruje na właścicielkę, z reszty połowa żyje w domu a reszta - psy duże mają zapewnioną pełną socjalizację i mają swoich opiekunów. Realnie ŻADEN pies z takiej opisanej "klatkowej" hodowli nie przechodzi przez wystawy bo szwankuje psychika, co istotnie wpływa na ocenę. Ale masz rację że taki wychów doskonale widać po tym jaką psychikę prezentują "golden labradory" i "jorki"
Gwarancją są :
- wykonane badania w linii rodziców , rodzeństwa oraz samych rodziców
- oceny oraz tytulatura uzyskane na wystawie
Wystawy , badania to wielkie koszty, to co się bierze za szczeniaki wkłada się z powrotem w psy jeszcze dokłądając.
A jakoś tak się składa że większość ludzi żyjących z psów to właśnie pseudohodowcy, handlarze , "miłośnicy" którzy rozmnażają "raz ukochaną suczkę" ... co pół roku wciskając ten sam kit ... bo tam nie kosztuje ani dobry reproduktor, ani badania, ani wystawy, ani żadne koszy typu prawidłowe odchowanie ...
Bettar - w Polsce mamy aż 1 hodowlę kennelową z czego połowa psów zyje sobie w swoich domkach a figuruje na właścicielkę, z reszty połowa żyje w domu a reszta - psy duże mają zapewnioną pełną socjalizację i mają swoich opiekunów. Realnie ŻADEN pies z takiej opisanej "klatkowej" hodowli nie przechodzi przez wystawy bo szwankuje psychika, co istotnie wpływa na ocenę. Ale masz rację że taki wychów doskonale widać po tym jaką psychikę prezentują "golden labradory" i "jorki"
-
- Posty:3475
- Rejestracja:12 listopada 2009, 20:36
Nie wiem jakie dane masz Pianistko ale wiem napewno i istnieniu jednek klatkowej hodowli papierowej haszczaków, jednej ONKów, i jednej podhalanów. Widziałam je na własne oczka....
Jednego haszczaka z tej hodowli znam osobiście - pies nie jest wart swojej ceny a hodowca palcem chyba nie kiwnął przy szczeniakach...niestety. Obecny właściciel ma mnóstwo roboty....
Jednego haszczaka z tej hodowli znam osobiście - pies nie jest wart swojej ceny a hodowca palcem chyba nie kiwnął przy szczeniakach...niestety. Obecny właściciel ma mnóstwo roboty....
- cockermanka
- Posty:169
- Rejestracja:25 stycznia 2007, 10:40
- Lokalizacja:Beskidy
Jakie masz kryterium dla określenia "hodowla kennelowa" ?pianistka pisze:Bettar - w Polsce mamy aż 1 hodowlę kennelową
W mojej rasie są co najmniej dwie...
oj jak to łatwo się liczy pieniądze w cudzej kieszeni, co?
dlatego nie ma sensu tłumaczyć, bo przysłowiowy Kowalski i tak wie lepiej, ile taki hodowca zarabia i że są to krocie, bo na pewno ma minimum 5 suk, które kryje dwa razy do roku [raz szczeniaki z papierami sprzedaje a raz bez] i to tym samym, własnym reproduktorem. a do tego nie jeździ na wystawy, bo po co, skoro wystarczy zrobić hodowlankę i czesać potem po 2500zł za szczeniaka a mioty z pewnością są liczne
rozśmieszają żenujące pytania, "skoro hodowca nie zarabia to po co to robi??" - ano każdy mierzy innych własną miarą i jak sam nie posiada hobby innego niż oglądanie telewizji, ani żadnej pasji a najważniejsza dla niego w życiu jest forsa, to nie zrozumie ani hodowcy, który jest hodowcą z zamiłowania, ani miłośnika starych motocykli [do których, żeby jeżdziły i prezentowały się pięknie, tylko się dokłada] ani płetwonurków, którzy każda zarobioną złotówkę wydają na sprzęt i wyprawy nurkowe, tylko będzie klepał swoją mantrę "ile? ile?" i się zaślini przy tym cały.
dlatego nie ma sensu tłumaczyć, bo przysłowiowy Kowalski i tak wie lepiej, ile taki hodowca zarabia i że są to krocie, bo na pewno ma minimum 5 suk, które kryje dwa razy do roku [raz szczeniaki z papierami sprzedaje a raz bez] i to tym samym, własnym reproduktorem. a do tego nie jeździ na wystawy, bo po co, skoro wystarczy zrobić hodowlankę i czesać potem po 2500zł za szczeniaka a mioty z pewnością są liczne
rozśmieszają żenujące pytania, "skoro hodowca nie zarabia to po co to robi??" - ano każdy mierzy innych własną miarą i jak sam nie posiada hobby innego niż oglądanie telewizji, ani żadnej pasji a najważniejsza dla niego w życiu jest forsa, to nie zrozumie ani hodowcy, który jest hodowcą z zamiłowania, ani miłośnika starych motocykli [do których, żeby jeżdziły i prezentowały się pięknie, tylko się dokłada] ani płetwonurków, którzy każda zarobioną złotówkę wydają na sprzęt i wyprawy nurkowe, tylko będzie klepał swoją mantrę "ile? ile?" i się zaślini przy tym cały.
GriggonHof - bardzo dobrze ujęte
Masz rację, że każdy widzi tylko "po ile" a nie ile to kosztowało .... i tak jest z wszystkim , w rolnictwie, w produkcji, w sklepie itd.
Cockermanko, sorki teraz dopiero widzę Twoje pytanie, chodzi mi o hodowlę pani S. gdzie psy podlegają regularnej pracy nad nimi a jest ich dużo.
A klatkowa to nie jest od razu kennel.
Też znam hodowlę husky gdzie psy są trzymane w kojcach na zewnątrz, ale klatkową bym tego nie nazwała, bo psy mają swoje pomieszczenia w ogrzewanym budynku i osobne wybiegi z nich na zewnątrz oraz padok na wspólny wybieg, psy pracują regularnie a szczyle które tam widziałam były rozróżniane doskonale przez hodowcę i reagowały prawidłowo na obce dla nich osoby.
Masz rację, że każdy widzi tylko "po ile" a nie ile to kosztowało .... i tak jest z wszystkim , w rolnictwie, w produkcji, w sklepie itd.
Cockermanko, sorki teraz dopiero widzę Twoje pytanie, chodzi mi o hodowlę pani S. gdzie psy podlegają regularnej pracy nad nimi a jest ich dużo.
A klatkowa to nie jest od razu kennel.
Też znam hodowlę husky gdzie psy są trzymane w kojcach na zewnątrz, ale klatkową bym tego nie nazwała, bo psy mają swoje pomieszczenia w ogrzewanym budynku i osobne wybiegi z nich na zewnątrz oraz padok na wspólny wybieg, psy pracują regularnie a szczyle które tam widziałam były rozróżniane doskonale przez hodowcę i reagowały prawidłowo na obce dla nich osoby.
Od razu do głowy przychodzi mi moja "koleżanka" (zresztą już o tym mówiłam). Na moje pytanie dlaczego biały bokser jest droższy od rodzeństwa i skąd w ogóle taka cena a nie inna, spotkałam się ze straszną wrogością. Nie potrafiła odpowiedzieć dlaczego wymyśliła sobie taka cenę, gadała tylko że z rodowodem kosztują 2 tys(i co ona na tym nie zarobiła? Oczekiwała nabywców z pytaniami co psy jedzą.), cóż przynajmniej tamci nabywcy wiedzą za co płacą. Ostatnio weszłam na jedną ze stron dobermanów i az przetarłam oczy ze zdumienia, psy miały wypisane taką ilość badań że mnie zatkało. Liczne sukcesy i badania... z takiej hodowli aż chce się brać. Zawszę jak tłumaczę że hodowle nie przynoszą takiego zysku jak wszyscy myślą to ZAWSZE pada pytanie:" po co hodują psy w takim razie?" Ciężko niektórym zrozumieć że ktoś może to robić z miłości do psów. Kasa, kasa i kasa- jeśli dla kogoś to są priorytety to bardzo mi go żal, musi być bardzo nieszczęśliwy.
ieniądze same się rodzą - czyli interes na hodowlach
Autor: michalm Data: 2008-06-10 00:09:26
Hodowla to świetny interes. Wystarczy kupić kotkę lub suczkę z rodowodem, pokryć samcem tej samej rasy, zaczekać na maluchy i po dwóch miesiącach od porodu zgarnąć za każdego, powiedzmy, 1500 zł. Jeśli zdecydowaliśmy się na bardziej ekskluzywną rasę i/lub rodzice są utytułowani, kosimy oczywiście odpowiednio więcej. Zatem do dzieła!
Najpierw kupujemy matkę naszych cennych wychowanków. Co?! Aż tyle?! Mowa często o kilku tysiącach złotych… No dobra, rzeczywiście to nie może być jakiś przeciętniak, tylko mieszcząca się w standardzie przedstawicielka danej rasy – zdrowa, bez wad, przeznaczona do hodowli, a to musi kosztować. Uff, całe szczęście, że to jednorazowy wydatek, tylko na początku.
Przede wszystkim inwestycje
Zanim przystąpimy do interesu, trzeba jeszcze wyrobić licencję hodowlaną. Zwykle niezbędne są badania potwierdzające, że potencjalna matka jest wolna od charakterystycznych dla danej rasy chorób. Na przykład większość dużych psów trzeba prześwietlić pod kątem dysplazji stawów (jest to bardzo bolesna choroba prowadząca często do śmierci, więc zwierzęta obciążone tą przypadłością nie dostają licencji, by nie przekazywać następnym pokoleniom wadliwych genów), a persy pod kątem torbielowatości nerek (powód jak wyżej). Szczegółowe badania kosztują od kilkuset do kilku tysięcy złotych, pieniędzy „na rozruch” cały czas ubywa, ale to też inwestycja na lata.
Dalej wystawy, oceny sędziów. Na wystawę trzeba pojechać, spędzić tam kilka dni, razem z noclegami to ok. 500 zł – jeśli pokazujemy się w kraju, bo koszty zależą też od odległości. I tak wszystko zależy teraz nie od wydatków, ale od naszego pupila: suczka czy kotka musi mieć znakomitą budowę ciała, proporcje, postawę, odpowiednią długość, umaszczenie i fakturę sierści.
W przypadku psa decydujące jest także zachowanie wobec ludzi. Jeśli oceniany czworonóg przejawia agresję (nawet w odpowiedzi na działania zupełnie obcej osoby, która obmacuje mu podbrzusze i zagląda w zęby – a o coś takiego przecież każdy zwierzak ma prawo się obrazić), lęk lub niezrównoważeni, na pewno nie dostanie od sędziego oceny kwalifikującej do hodowli.
Pozytywnie „zaliczonych” wystaw musi być kilka, za to licencja jest dożywotnia (no tak, przynajmniej teoretycznie, bo w praktyce np. suczka może rodzić do piątego roku życia, a wyjątkowo, jeśli jest w świetnej kondycji, do ósmego).
Zjadają zyski
Dodatkowo szybko znaleźliśmy jej wspaniałego partnera. Krycie też kosztuje? Tyle co maluch? Trudno, przecież zwierzak utytułowany, więc i maluchy będą śliczne. Jedziemy więc do przyszłego tatusia, kryjemy… i czekamy.
Szczęście nas nie opuszcza: wypieszczona panna zaszła w ciążę (inaczej trzeba by oczywiście powtarzać krycie, a to znowu koszty). Karmimy ją świetną karmą, żeby była zdrowa i urodziła zdrowe dzieci. Odżywki, witaminy, wizyty u lekarza, większe posłanie… Kiedy wreszcie zarobimy?!
Co za fart. Samodzielny poród, bez cesarki, w dodatku tak szybki, że nie trzeba w środku nocy dzwonić do weterynarza, by przyjechał z nocną wizytą. Oczywiście i tak rano trzeba zrobić szczęśliwej mamusi USG, żeby mieć pewność, że urodziła wszystkie małe, a same kociaki czy szczeniaki lekarz musi obejrzeć.
Przez pierwsze kilka tygodni ssą wyłącznie mleko matki, więc jedyne koszty z naszej strony to nieprzespane noce (bo jeden kaszle, bo chyba jest trochę mniejszy od pozostałych, bo oczko zaropiałe, podwyższona temperatura…). Rzecz jasna tylko dlatego, że nasza dobra passa trwa nadal: żaden z maluchów nie choruje, więc zamiast leków za setki złotych albo jeszcze droższych operacji mamy zwykłe kontrole.
Rosnące szkraby potrzebują oczywiście dużo więcej. Zaczynają jeść karmę (oczywiście inną niż matka, musi to być wersja dla dzieci) i świeże mięso. Trzeba je odrobaczyć (co najmniej dwukrotnie), potem zaszczepić, kupić zabawki, znowu większe posłanko, bo tamto już całkiem pogryzione. Podobnie jak meble, buty i telefon, bo przecież świeżo odkryte ząbki trzeba na czymś ostrzyć.
Po tych wszystkich trudach wystarczy dać ogłoszenia w specjalistycznej prasie i czekać na kolejki chętnych do płacenia…
Wszystkie trudy już za nami: kotka/suczka dostała licencję hodowlaną, szczęśliwie przebyła ciążę, urodziła maluchy, które odchowaliśmy na wesołe, zdrowe zwierzaki.
Wreszcie ubijemy interes! Psiaki możemy „wypuścić w świat” po ukończeniu 8 tygodnia życia, kociaki – po skończeniu 12 tygodni. W trzecim miesiącu nie są już one co prawda zależne od matki, ale socjalizują się ze sobą nawzajem i z dorosłymi kotami, co ma znaczenie niemal takie samo jak żywienie. Oczywiście w międzyczasie wyrastają już na spore futrzaki, które ostrzą pazurki gdzie się da, brykają, biegają i skaczą po meblach, zrzucają wszystko ze stołów i półek…
Podpisujemy umowy, wydajemy maluchy – i robimy rozliczenie. Powiedzmy, że rasę wybraliśmy atrakcyjną, wszystkie szkraby są ładne i szybko znalazły dom, a za każdego dostaliśmy 1500 zł.
Dochód na rok
Samo odchowanie pojedynczego szczeniaka lub kociaka razem z opieką lekarską, dokumentami typu karta krycia, karta miotu i metryka (podstawa do wyrobienia rodowodu) kosztowało około 300-400 zł. Znowu mieliśmy szczęście, bo nie urodziło się np. jedno maleństwo, tylko aż sześć (u kotów rzadkość, ale też się zdarza). Teoretycznie na jednym miocie zarobiliśmy więc nawet 7200 zł. No dobrze, na krycie wydaliśmy 1500 zł, więc zysk to 5700 zł. I tak nieźle, prawda?
Oczywiście przy założeniu, że mieliśmy idealnie zdrowie, idealnie niekłopotliwe, przy tym liczne maluchy… Następnym razem mogą wystąpić komplikacje przy porodzie, na świat przyjdzie dwójka małych, z których jeden będzie chorował (na leczenie łatwo możemy wydać znacznie więcej, niż „zarobimy”), a drugi będzie miał np. umaszczenie niezgodne z wzorcem rasy, więc i cena będzie o połowę niższa. Wtedy miot przyniesie nam… 500 zł. Naturalnie możemy być optymistami i wierzyć, że za każdym razem dopisze ogromne szczęście, dzięki któremu do naszego portfela trafi 5-6 tysięcy.
Kurczę, tylko to ma wystarczyć na dwanaście miesięcy… Przecież nasza pupilka może mieć tylko jeden miot w roku (więcej po prostu nie dostanie rodowodu), żeby zapobiec nadmiernej eksploatacji organizmu.
W podsumowaniu nie wzięliśmy też pod uwagę kosztów samej hodowli: żywienia, ogólnego utrzymania i w razie potrzeby leczenia matki, zakupu „sprzętów” typu drapak, zabawki, gryzaki, miski, legowiska, kuwety, żwirek… Zyski maleją błyskawicznie, w dodatku trzeba pomyśleć o zakończeniu kariery macierzyńskiej ukochanego zwierzaka, którego będziemy „bezproduktywnie” trzymać w domu jeszcze przez całe lata po tym, jak urodzi ostatnie dzieci.
Cel: rozwój
Wreszcie: wcale nie chodzi o to, żeby po prostu wydawać na świat kolejne szczeniaki i kociaki. Hodowca chce się rozwijać, doskonalić rasę, podkreślać jej cechy zewnętrzne i wewnętrzne albo dążyć do nowej, rzadkiej linii kolorystycznej. Wtedy trzeba jeździć po różnych wystawach, szukać nowych kotek czy suczek, które najlepiej sprawdziłyby się w tej konkretnej hodowli, na krycie pojechać do Francji czy Norwegii, bo tylko tam znaleźliśmy wymarzonego samca, wystawiać także maluchy, by uzyskać opinię sędziów oraz innych hodowców…
W rezultacie hodowcy, zamiast podliczać zyski i pławić się w luksusach – mają po prostu nadzieję, że nie dokładają do swojego „interesu” lub dokładają możliwie mało. Na to kosztowne (pod względem zarówno finansowym, jak i czasowym) hobby zarabiają zwykłą pracą.
Niestety, nie wszędzie dbają o zwierzaki tak, by w ogóle nie myśleć o dochodzie. Zdarzają się „hodowcy”, którzy na czworonogach po prostu oszczędzają, dlatego warto odróżnić ich od prawdziwych miłośników rasy. Jak to zrobić – podpowiemy już wkrótce.
źródło : http://ulubiency.wp.pl/
_________________
Autor: michalm Data: 2008-06-10 00:09:26
Hodowla to świetny interes. Wystarczy kupić kotkę lub suczkę z rodowodem, pokryć samcem tej samej rasy, zaczekać na maluchy i po dwóch miesiącach od porodu zgarnąć za każdego, powiedzmy, 1500 zł. Jeśli zdecydowaliśmy się na bardziej ekskluzywną rasę i/lub rodzice są utytułowani, kosimy oczywiście odpowiednio więcej. Zatem do dzieła!
Najpierw kupujemy matkę naszych cennych wychowanków. Co?! Aż tyle?! Mowa często o kilku tysiącach złotych… No dobra, rzeczywiście to nie może być jakiś przeciętniak, tylko mieszcząca się w standardzie przedstawicielka danej rasy – zdrowa, bez wad, przeznaczona do hodowli, a to musi kosztować. Uff, całe szczęście, że to jednorazowy wydatek, tylko na początku.
Przede wszystkim inwestycje
Zanim przystąpimy do interesu, trzeba jeszcze wyrobić licencję hodowlaną. Zwykle niezbędne są badania potwierdzające, że potencjalna matka jest wolna od charakterystycznych dla danej rasy chorób. Na przykład większość dużych psów trzeba prześwietlić pod kątem dysplazji stawów (jest to bardzo bolesna choroba prowadząca często do śmierci, więc zwierzęta obciążone tą przypadłością nie dostają licencji, by nie przekazywać następnym pokoleniom wadliwych genów), a persy pod kątem torbielowatości nerek (powód jak wyżej). Szczegółowe badania kosztują od kilkuset do kilku tysięcy złotych, pieniędzy „na rozruch” cały czas ubywa, ale to też inwestycja na lata.
Dalej wystawy, oceny sędziów. Na wystawę trzeba pojechać, spędzić tam kilka dni, razem z noclegami to ok. 500 zł – jeśli pokazujemy się w kraju, bo koszty zależą też od odległości. I tak wszystko zależy teraz nie od wydatków, ale od naszego pupila: suczka czy kotka musi mieć znakomitą budowę ciała, proporcje, postawę, odpowiednią długość, umaszczenie i fakturę sierści.
W przypadku psa decydujące jest także zachowanie wobec ludzi. Jeśli oceniany czworonóg przejawia agresję (nawet w odpowiedzi na działania zupełnie obcej osoby, która obmacuje mu podbrzusze i zagląda w zęby – a o coś takiego przecież każdy zwierzak ma prawo się obrazić), lęk lub niezrównoważeni, na pewno nie dostanie od sędziego oceny kwalifikującej do hodowli.
Pozytywnie „zaliczonych” wystaw musi być kilka, za to licencja jest dożywotnia (no tak, przynajmniej teoretycznie, bo w praktyce np. suczka może rodzić do piątego roku życia, a wyjątkowo, jeśli jest w świetnej kondycji, do ósmego).
Zjadają zyski
Dodatkowo szybko znaleźliśmy jej wspaniałego partnera. Krycie też kosztuje? Tyle co maluch? Trudno, przecież zwierzak utytułowany, więc i maluchy będą śliczne. Jedziemy więc do przyszłego tatusia, kryjemy… i czekamy.
Szczęście nas nie opuszcza: wypieszczona panna zaszła w ciążę (inaczej trzeba by oczywiście powtarzać krycie, a to znowu koszty). Karmimy ją świetną karmą, żeby była zdrowa i urodziła zdrowe dzieci. Odżywki, witaminy, wizyty u lekarza, większe posłanie… Kiedy wreszcie zarobimy?!
Co za fart. Samodzielny poród, bez cesarki, w dodatku tak szybki, że nie trzeba w środku nocy dzwonić do weterynarza, by przyjechał z nocną wizytą. Oczywiście i tak rano trzeba zrobić szczęśliwej mamusi USG, żeby mieć pewność, że urodziła wszystkie małe, a same kociaki czy szczeniaki lekarz musi obejrzeć.
Przez pierwsze kilka tygodni ssą wyłącznie mleko matki, więc jedyne koszty z naszej strony to nieprzespane noce (bo jeden kaszle, bo chyba jest trochę mniejszy od pozostałych, bo oczko zaropiałe, podwyższona temperatura…). Rzecz jasna tylko dlatego, że nasza dobra passa trwa nadal: żaden z maluchów nie choruje, więc zamiast leków za setki złotych albo jeszcze droższych operacji mamy zwykłe kontrole.
Rosnące szkraby potrzebują oczywiście dużo więcej. Zaczynają jeść karmę (oczywiście inną niż matka, musi to być wersja dla dzieci) i świeże mięso. Trzeba je odrobaczyć (co najmniej dwukrotnie), potem zaszczepić, kupić zabawki, znowu większe posłanko, bo tamto już całkiem pogryzione. Podobnie jak meble, buty i telefon, bo przecież świeżo odkryte ząbki trzeba na czymś ostrzyć.
Po tych wszystkich trudach wystarczy dać ogłoszenia w specjalistycznej prasie i czekać na kolejki chętnych do płacenia…
Wszystkie trudy już za nami: kotka/suczka dostała licencję hodowlaną, szczęśliwie przebyła ciążę, urodziła maluchy, które odchowaliśmy na wesołe, zdrowe zwierzaki.
Wreszcie ubijemy interes! Psiaki możemy „wypuścić w świat” po ukończeniu 8 tygodnia życia, kociaki – po skończeniu 12 tygodni. W trzecim miesiącu nie są już one co prawda zależne od matki, ale socjalizują się ze sobą nawzajem i z dorosłymi kotami, co ma znaczenie niemal takie samo jak żywienie. Oczywiście w międzyczasie wyrastają już na spore futrzaki, które ostrzą pazurki gdzie się da, brykają, biegają i skaczą po meblach, zrzucają wszystko ze stołów i półek…
Podpisujemy umowy, wydajemy maluchy – i robimy rozliczenie. Powiedzmy, że rasę wybraliśmy atrakcyjną, wszystkie szkraby są ładne i szybko znalazły dom, a za każdego dostaliśmy 1500 zł.
Dochód na rok
Samo odchowanie pojedynczego szczeniaka lub kociaka razem z opieką lekarską, dokumentami typu karta krycia, karta miotu i metryka (podstawa do wyrobienia rodowodu) kosztowało około 300-400 zł. Znowu mieliśmy szczęście, bo nie urodziło się np. jedno maleństwo, tylko aż sześć (u kotów rzadkość, ale też się zdarza). Teoretycznie na jednym miocie zarobiliśmy więc nawet 7200 zł. No dobrze, na krycie wydaliśmy 1500 zł, więc zysk to 5700 zł. I tak nieźle, prawda?
Oczywiście przy założeniu, że mieliśmy idealnie zdrowie, idealnie niekłopotliwe, przy tym liczne maluchy… Następnym razem mogą wystąpić komplikacje przy porodzie, na świat przyjdzie dwójka małych, z których jeden będzie chorował (na leczenie łatwo możemy wydać znacznie więcej, niż „zarobimy”), a drugi będzie miał np. umaszczenie niezgodne z wzorcem rasy, więc i cena będzie o połowę niższa. Wtedy miot przyniesie nam… 500 zł. Naturalnie możemy być optymistami i wierzyć, że za każdym razem dopisze ogromne szczęście, dzięki któremu do naszego portfela trafi 5-6 tysięcy.
Kurczę, tylko to ma wystarczyć na dwanaście miesięcy… Przecież nasza pupilka może mieć tylko jeden miot w roku (więcej po prostu nie dostanie rodowodu), żeby zapobiec nadmiernej eksploatacji organizmu.
W podsumowaniu nie wzięliśmy też pod uwagę kosztów samej hodowli: żywienia, ogólnego utrzymania i w razie potrzeby leczenia matki, zakupu „sprzętów” typu drapak, zabawki, gryzaki, miski, legowiska, kuwety, żwirek… Zyski maleją błyskawicznie, w dodatku trzeba pomyśleć o zakończeniu kariery macierzyńskiej ukochanego zwierzaka, którego będziemy „bezproduktywnie” trzymać w domu jeszcze przez całe lata po tym, jak urodzi ostatnie dzieci.
Cel: rozwój
Wreszcie: wcale nie chodzi o to, żeby po prostu wydawać na świat kolejne szczeniaki i kociaki. Hodowca chce się rozwijać, doskonalić rasę, podkreślać jej cechy zewnętrzne i wewnętrzne albo dążyć do nowej, rzadkiej linii kolorystycznej. Wtedy trzeba jeździć po różnych wystawach, szukać nowych kotek czy suczek, które najlepiej sprawdziłyby się w tej konkretnej hodowli, na krycie pojechać do Francji czy Norwegii, bo tylko tam znaleźliśmy wymarzonego samca, wystawiać także maluchy, by uzyskać opinię sędziów oraz innych hodowców…
W rezultacie hodowcy, zamiast podliczać zyski i pławić się w luksusach – mają po prostu nadzieję, że nie dokładają do swojego „interesu” lub dokładają możliwie mało. Na to kosztowne (pod względem zarówno finansowym, jak i czasowym) hobby zarabiają zwykłą pracą.
Niestety, nie wszędzie dbają o zwierzaki tak, by w ogóle nie myśleć o dochodzie. Zdarzają się „hodowcy”, którzy na czworonogach po prostu oszczędzają, dlatego warto odróżnić ich od prawdziwych miłośników rasy. Jak to zrobić – podpowiemy już wkrótce.
źródło : http://ulubiency.wp.pl/
_________________
"Hodowla – zespół zabiegów i procesów w wytwarzanych sztucznie optymalnych warunkach dla rozwoju hodowanego zwierzęcia bądź rośliny, mający na celu otrzymanie w warunkach stworzonych przez człowieka organizmów żywych (np. doświadczalnych w nauce).lewandowska.marzena pisze:Jeżeli ci wasi pseudohodowcy, mają nierasowe psy, ale dbają o nie, psiaki są zadbane, znajdują im dobrych, kochających właścicieli, to przepraszam w czym tkwi problem? No chyba, że dla was każdy pies bez rodowodu, to pseudopies, który jest nic nie warty. Waszym argumentem jest, że z tego biorą się niekochane kundelki, ale to absurd. Mam psa bez rodowodu, i ma bardzo dobrze, a pewnie i lepiej niż nie jeden rodowodowy pies, z super hodowli. To jak pies skończy zależy tylko i wyłącznie od właściciela, hodowcy, może i są dobrzy i źli, bo jedni dbają o te psiaki, kiedy są z nimi, mają wszystko zapewnione i trafiają do dobrych domów, inne są traktowane jako rzecz na sprzedaż, ale tak samo i "prawdziwi hodowcy" bo też spotkałam się z opiniami, że zdarzają się również tacy, którym zależy na jak najdroższej sprzedaży, a psy są karmione pedigree. I co, taka hodowla jest hodowlą? A pieski obdarzone miłością, zadbane są z pseudohodowli? Nie ma takiego pojęcia w słowniku, tak po prostu ktoś nazwał hodowlę psów bez rodowodu, i tak się przyjęło. http://pl.wikipedia.org/wiki/Hodowla w samym pojęciu "hodowla" nie ma ani słowa, o rozmnażaniu osobników, które mają rodowód, są czystej krwi, więc proszę, nie wmawiaj mi, że hodowla bez papierów to pseudohodowla. Słowo hodowla nie wyklucza rozmnażania bez papierów, a słowa pseudohodowla nie ma w żadnej encyklopedii.
Hodowla uszlachetniająca ma na celu otrzymanie bardziej wartościowych pod względem genetycznym i komercyjnym odmian albo ras.
Inaczej można hodowlę uszlachetniającą określić jako świadome działanie człowieka mające na celu poprawę populacji genetycznej zwierząt, aby pokolenie potomne było lepsze od pokolenia rodzicielskiego."
to jest cytat z linku powiedz mi proszę jak uszlachetnia się kundelki na podstawie czego możesz powiedzieć dzieci są lepsze od rodziców, jest także użyte słowo RAS
Pseudohdowla to nie jest jest to rozmnażalnia dla zysku
A jak nazwiesz fakt, że przychodzą co ZK ludzie i mają "coś" na ręce ....
Teoretycznie niby coś podobnego do cavika ..... ale "tatuś to champion" - tak zapewnił wielki chotoffca prawdopodobnie wciskając ludziom psa za "połowę ceny" .... piesek z cechami ewidentnie domieszki , a rzekomy "tatuś" . Oj żałuję, że nie udało się dowiedzieć jakiego psa oszust podszył jako rzekomego "tatusia" do kantowania nabywcow - sprawa mogłaby by się skończyć w sądzie ale więcej by nie oszukiwał .... A tak za pół roku znowu w okolicy pojawią się "rasowe bez papierów po championie" ....
Takich sytuacji jest pełno, podszywanie pod prawdziwe hodowlane psy, kradzieże danych ze stron w tym wydruki dokumentów (!) i podszywanie sie pod osiągniecia i wciskanie na podstawie nie swoich danych zwykłych mieszańców (!) , i potem się dziwić że przychodzi do ZK wysokonożny krótkowłosy "york" po "rodowodowych rodzicach" za jedyne 1000 zeta , "miniaturka pekińczyk krótkowłosy po rasowych papierowych rodzicach " itd ... to tylko bilans ostatniego miesiąca października ...
W zeszłym był "dog", "labrador", "husky", "chihuahua" - to tylko ci co przyszli się dopytać do ZK dlaczego ich "rasowe po rodowodowych" nie wyglądają jak rasowe .... inni nie przychodzą, inni się dopytują po forach czemu ich piesek ma przebarwienia , z czemu mu włosy nie rosną ... Ale był to zakup okazyjny, tylko za "połowę" ceny ....
I dobrze, jeżeli takie psiaki są zdrowe, bo "husky" w wieku 6 msc ledwo chodził, miał b.wysoką widoczną kulawiznę wskazujacą na b.poważną dysplazję odziedziczoną po jakimś przodku w typie owczarka niemieckiego, ale za to kosztował okazja "tylko" 600 zeta ....
I kto tu zarabia ?
Bo jakoś widze, że pseudo są na niezłym plusie .... do tego oszukując ile wlezie.
Bo jak się komuś zdarzy przypadek to nie wciska kitów tylko szczeniaki rozdaje za darmo.
Teoretycznie niby coś podobnego do cavika ..... ale "tatuś to champion" - tak zapewnił wielki chotoffca prawdopodobnie wciskając ludziom psa za "połowę ceny" .... piesek z cechami ewidentnie domieszki , a rzekomy "tatuś" . Oj żałuję, że nie udało się dowiedzieć jakiego psa oszust podszył jako rzekomego "tatusia" do kantowania nabywcow - sprawa mogłaby by się skończyć w sądzie ale więcej by nie oszukiwał .... A tak za pół roku znowu w okolicy pojawią się "rasowe bez papierów po championie" ....
Takich sytuacji jest pełno, podszywanie pod prawdziwe hodowlane psy, kradzieże danych ze stron w tym wydruki dokumentów (!) i podszywanie sie pod osiągniecia i wciskanie na podstawie nie swoich danych zwykłych mieszańców (!) , i potem się dziwić że przychodzi do ZK wysokonożny krótkowłosy "york" po "rodowodowych rodzicach" za jedyne 1000 zeta , "miniaturka pekińczyk krótkowłosy po rasowych papierowych rodzicach " itd ... to tylko bilans ostatniego miesiąca października ...
W zeszłym był "dog", "labrador", "husky", "chihuahua" - to tylko ci co przyszli się dopytać do ZK dlaczego ich "rasowe po rodowodowych" nie wyglądają jak rasowe .... inni nie przychodzą, inni się dopytują po forach czemu ich piesek ma przebarwienia , z czemu mu włosy nie rosną ... Ale był to zakup okazyjny, tylko za "połowę" ceny ....
I dobrze, jeżeli takie psiaki są zdrowe, bo "husky" w wieku 6 msc ledwo chodził, miał b.wysoką widoczną kulawiznę wskazujacą na b.poważną dysplazję odziedziczoną po jakimś przodku w typie owczarka niemieckiego, ale za to kosztował okazja "tylko" 600 zeta ....
I kto tu zarabia ?
Bo jakoś widze, że pseudo są na niezłym plusie .... do tego oszukując ile wlezie.
Bo jak się komuś zdarzy przypadek to nie wciska kitów tylko szczeniaki rozdaje za darmo.
-
- Informacje
-
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 17 gości