Niemal już chyba wszyscy wiedzą że miałam wypadek. A Brutus był przy tym a potem przez długi czas był poza moją jurysdykcją.
Otóż on się bawił w momencie wypadku. Jak ja glebnęłam to moja koleżanka - on ją lubi i zna ale uwiązała go przy drzewie - tak jak swoje psy. Ja leżałam i płakałam i wiłam się z bólu a Brutus wyrywał sie do mnie. Przyjechało pogotowie, załadowali mnie do karetki i odjechałam a Brutus mało drzewa z korzeniami nie wyrwał. Choć go próbował znajomy (który doszedł później uspokoić). Koleżanka zaprowadziła go do siebie a potem wzięli go moi rodzice. Po 9 dniach wróciłam ze szpitala do rodziców. szalał z radości. Siedział cały czas przy mnie. gadałam do niego, głaskałam. Jednak nie byłam w stanie go karmić, wyprowadzać na spacery, bawić się z nim. Do tego nie miał tam łatwego życia. Nie wdając się w szczegóły choroba mojego ojca spowodowała ogromne zmiany i efekt jest taki że pies się go panicznie boi....
Po 3 tygodniach ja wróciłam do domu a psa zabrał mój eks do siebie. Nie miał tam źle....ale nie wolno mu było wchodzić do łóżka ani na kanapę, oraz do salonu. Jedzenie dawałam ja - karmili nadal Barfem choć zapewne resztki często były w psiej misce. Przed wypadkiem Brutus chodził na długie spacery ze swoim psim stadem, co sobota lub niedziela wyprawa wielogodzinna w lesie, nad Wisłą lub nad jezioro. U D miał 3 spacery po 30-40 minut. Czasem pobawił się z psem, czasem miał z psem spięcie. Żadnych większych wypraw a więc zdecydowanie mniej ruchu.
Po 4 miesiącach wrócił do domu. radość byłą wielka ....ale też dezorientacja gdy D wychodził...bez Brutusa.
Zrozumiałe że pies w jakiś sposób przyzwyczaił się do nowego miejsca i znalazł sie w rozterce.
Teraz są pewne problemy. I nie wiem czy przeczekać czy tez coś z tym zrobić o ile w tej chwili moja sprawność mi pozwoli.
1. marny apetyt. Niewiele mu na surowo smakuje, wogóle niewiele mu smakuje. Nawet po dniu głodówki nie chciał tknąć kury (nawet sparzonej wrzątkiem)
2. jest przyklejony do mnie - cały czas przy mnie, na kanapie, przy fotelu, w łózku ale ....jak do niego gadam lub zbliżam twarz to się odwraca jakby strzelał focha, jakby miał żal
3. na spacerach bardzo się pilnuje - wręcz podbiega i sprawdza czy wszystko ok. Swoich znajomych kumpli rozpoznał bez problemu i jest ok ale jak widzi obcego psa - od razu pełna postawa grożąca - sam nie leci z zębami. Rozumiem, że on wyczuwa moją słabość - to tak wygląda jak nadmierna opiekuńczość. Rozważałam czy przypadkiem nie chce przejąć pierwszych skrzypiec ale nie...pełna poddańczość w kontaktach ze mną, tylko to grożenie światu. Ostatnio odwiedził nas Duffel. Zostawiłąm Ewie otwarte drzwi, sama uciekłam na kanapę i myślałam że będzie szał zabawy - oni nadają na tych samych falach, bardzo są zżyci, bardzo pięknie się bawią i dogadują. Po pierwszym powitaniu - bardziej Ewy niż Duffa, Brutus wskoczył do mnie na kanapę i bił łapą Duffa jak kot wroga. Duffel przynosił mu zabawki, zachęcał do zabawy a Brutus nie wzruszony. Dziwna sytuacja. Dodam, że w tej chwili jeszcze jest dla mnie za wcześnie na spotkanie obu na dworzu - za bardzo boje się tej zabawy. Obecnie Brutus wychodzi na 3 spacery dziennie - każdy po ok godzinie - okrążenie wokół parku. Biega za światełkiem - trzeba mu odbudować nieco kondycję a poza tym zdaję sobie sprawę że sam spacer to dla niego za mało. Wieczorem wychodzimy z psimi kumplami -psy spokojne, zrównoważone "bezpieczne". Z obcymi psami, bądź znanymi ale takimi o których wiem, że są nieokiełznane nie pozwalam się bawić. Nie mam jak usiąść na ławce aby schować nogi i móc stabilnie przeczekać (śnieg na ławkach po pachy)
Generalnie widzę zmiany.
Brutus jest w domu dokładnie od tygodnia. Dać mu jeszcze czas czy już działać? I jak to zrobić aby nie pogłebiać schizy?
Dodam, ze największy kłopot z tym apetytem...jak tak dalej pójdzie będzie wyglądać jak szkielet...a ja nie chce się łamać i mu gotować. zamrażalniki pełne żarcia...Z poprzednich lat (przed erą suprelorinu) jak był zakochany potrafił tydzień nic nie jesć. Jak próbowałam go nakarmić suchą karmą też. Jest twardy
Mały problem - czy przeczekać
Nie wiem czy powinnaś zwlekać.
Brutus nie tknie jedzenia nawet jako nagrody? Za jakieś sztuczki czy coś? Jak Shena miała wąty, że karma nie taka to po prostu posiłek porcjowałam na części i dostawała go w formie nagrody. Z surowym może to być trudniejsze do wykonania. U nas się to sprawdziło, może i u Brutka też?
Jego zachowanie się zmieniło, być może nabył wiele złych doświadczeń i po prostu Ci CSuje? Wiadomo co tam z nim robili, może po nachylaniu się następowało coś nieprzyjemnego dla niego?
Śmiem twierdzić, że Brutus nauczył się, że nieznany pies może być potencjalnym zagrożeniem, zwłaszcza jeśli miał spięcia z innymi psami. Przerywaj mu to zachowanie, odwołuj go, nie pozwalaj na poniewieranie innymi psami. Neya się nauczyła że atak może rozwiązać niekomfortowe dla niej spotkanie z innym psem i nie CSuje od razu stara się go przegonić. Może BAT albo spacery równoległe żeby odnowić mu umiejętność spokojnych kontaktów?
Brutus nie tknie jedzenia nawet jako nagrody? Za jakieś sztuczki czy coś? Jak Shena miała wąty, że karma nie taka to po prostu posiłek porcjowałam na części i dostawała go w formie nagrody. Z surowym może to być trudniejsze do wykonania. U nas się to sprawdziło, może i u Brutka też?
Jego zachowanie się zmieniło, być może nabył wiele złych doświadczeń i po prostu Ci CSuje? Wiadomo co tam z nim robili, może po nachylaniu się następowało coś nieprzyjemnego dla niego?
Śmiem twierdzić, że Brutus nauczył się, że nieznany pies może być potencjalnym zagrożeniem, zwłaszcza jeśli miał spięcia z innymi psami. Przerywaj mu to zachowanie, odwołuj go, nie pozwalaj na poniewieranie innymi psami. Neya się nauczyła że atak może rozwiązać niekomfortowe dla niej spotkanie z innym psem i nie CSuje od razu stara się go przegonić. Może BAT albo spacery równoległe żeby odnowić mu umiejętność spokojnych kontaktów?
-
- Posty:3475
- Rejestracja:12 listopada 2009, 20:36
Odnośnie jedzenia - zaczął sobie wybierać co zje...koźlina którą uwielbiał nie wchodzi, kura dotą lubiana nie wchodzi. Wczoraj stawiałam miskę z kurą plus nie zniesione żółtka - nie miał ochoty. Głodował tak cały dzień. Dziś rano kolejna próba - polizał żółtka. Z obiadu miałam taką samą kurę tylko z rosołu - dogotowałam tatą z miski - zjadł. Po czym wyciągnęłam z zamrażarnika łąpkę - z tej samej kury - zjadł zamrożoną. Drugą romroziłam - leży i pewnie wywalę. Łosoś surowy wchodzi. Podroby kurze - grymasił. Przepiórka zmielona weszła z olejem. Zołądki gęsie, serca gęsie - postał, pomyślał i zjadł. Skrzydło z indyka zjadł. Ale generalnie podchodzi do miski jak do jeża. Na jutro ma chrząstki z indyka - zobaczymy. Warzywa gotowane - jak cię mogę. Nawet gruszka nie wzbudziła nagłego ataku na nią jak zawsze do tej pory.
Na spacerze oprócz tych dwóch labów które przyjął Brutus na swoją klatę, osłaniając mnie nie ma spięć. Odwołuję, straszy i nie goni. Sam do psów nie lezie - jak zawsze. Staram się unikać teraz obcych psów, schodzić im z drogi bo w sumie niewiele mogę, jest ślisko.
On się zachowuje jakby strzelał focha, jakby był obrażony a jednocześnie spragniony kontaktu.Nie wiem jak to pisać. To raczej taki niuans. Przytulony ale nie twarzą. Tak w sumie nie wiem jak to pisać. Teraz na przykład siedzę w fotelu a Brutus leży przy moich nogach i trzyma mi łeb na kolanach. Ale jak się pochylę żeby wycałować nochala to łeb zabiera, i kładzie zaraz znowu.
W sumie trudno mi się powstrzymać żeby go cały czas nie miętosić, nie tulić. Tyle czasu go nie było. Wiem, że przeżył szok. Z jednej strony powinnam go traktować jak zawsze - czyli zainteresowanie jak ja mam ochotę, a jak nie mam to olewać. Ale jakoś nie potrafię...głupia miękka baba.
Zawsze wyjmowałam kolejne porcje z lodówki - wrzucałam do miski i tylko słyszałam chrupanie. Potem trzeba było tylko michę umyć. Teraz nie ma tego natychmiastowego zjadania, jest grymaszenie. Brak ruchu? Za mało tego mrozu mu się do tyłka dobiera?
Na spacerze oprócz tych dwóch labów które przyjął Brutus na swoją klatę, osłaniając mnie nie ma spięć. Odwołuję, straszy i nie goni. Sam do psów nie lezie - jak zawsze. Staram się unikać teraz obcych psów, schodzić im z drogi bo w sumie niewiele mogę, jest ślisko.
On się zachowuje jakby strzelał focha, jakby był obrażony a jednocześnie spragniony kontaktu.Nie wiem jak to pisać. To raczej taki niuans. Przytulony ale nie twarzą. Tak w sumie nie wiem jak to pisać. Teraz na przykład siedzę w fotelu a Brutus leży przy moich nogach i trzyma mi łeb na kolanach. Ale jak się pochylę żeby wycałować nochala to łeb zabiera, i kładzie zaraz znowu.
W sumie trudno mi się powstrzymać żeby go cały czas nie miętosić, nie tulić. Tyle czasu go nie było. Wiem, że przeżył szok. Z jednej strony powinnam go traktować jak zawsze - czyli zainteresowanie jak ja mam ochotę, a jak nie mam to olewać. Ale jakoś nie potrafię...głupia miękka baba.
Zawsze wyjmowałam kolejne porcje z lodówki - wrzucałam do miski i tylko słyszałam chrupanie. Potem trzeba było tylko michę umyć. Teraz nie ma tego natychmiastowego zjadania, jest grymaszenie. Brak ruchu? Za mało tego mrozu mu się do tyłka dobiera?
-
- Posty:3475
- Rejestracja:12 listopada 2009, 20:36
No włansie teoretycznie tym samym. D przywożąc Kingę co niedziela zabierał odpowiednią ilość porcji dla psa. To ja szykowałam mu mięso. czasem D dokupił jakis korpus czy kości. Różnica polegała jedynie na sposobie rozmrażania . U mnie dwa dni siedziało w lodówce zanim trafiło do miski a u D było rozmrażane w woreczku w gorącej wodzie. Może w tym przyczyna? Ale kura wrzucona do wrzątku też nie weszła... Zarzekają się, że żadnych gotowanych resztek pies nie dostawał ale wiadomo ...po co do śmietnika jak pod stołem siedzi kompostownik. Zresztą jak Brutus wrócił do domu to był raczej okrąglutki. Teraz po tygodniu wygląda nieco lepiej.
A może te kury są coś nie teges? To wsiowe kury...
A może te kury są coś nie teges? To wsiowe kury...
a może problem leży w misce, może tam miał pozłacaną, z kryształkami swarovskiego? a tak na poważnie to może spróbuj dać mu coś co raczej dostawał tam a ty nigdy byś mu tego nie dała, np. resztki zupy czy pyry z tłuszczem. jak to zje to znaczy że pies po prostu wali symulkę lub strzela focha, a jeżeli nawet tego nie ruszy to może problem jest większy/poważniejszy??
-
- Posty:3475
- Rejestracja:12 listopada 2009, 20:36
Miski miał swoje własne. Resztki ze stołu zawsze są mile widziane w czeluściach paszczy, Nawet teraz.
sama nie wiem...może to ja mam schize a nie pies?
sama nie wiem...może to ja mam schize a nie pies?
-
- Posty:3475
- Rejestracja:12 listopada 2009, 20:36
Też mi tak coś dzwoni...
Teraz to by mu się przydały ze dwa tygodnie porządnych spacerów po lesie ze mną...ale sie nie da jeszcze długo. I tak robie postępy. Bo zaraz po jego powrocie robiliśmy kółko 3/4 połowy parku. Teraz mamy całe okrążenie.
Wczoraj musiałam podejść do rodziców. Nie brałam Brutka ze sobą bo musiałby sie ciągnąć ze mną powolutku i na smyczy po chodniku posolonym na grubo. Jak wychodziłam bardzo cichutko płakał - takie żałosne wycie, cichuteńkie. Takiego jeszcze nie słyszałam...jak wyje normalnie to jak syrena okrętowa
Teraz to by mu się przydały ze dwa tygodnie porządnych spacerów po lesie ze mną...ale sie nie da jeszcze długo. I tak robie postępy. Bo zaraz po jego powrocie robiliśmy kółko 3/4 połowy parku. Teraz mamy całe okrążenie.
Wczoraj musiałam podejść do rodziców. Nie brałam Brutka ze sobą bo musiałby sie ciągnąć ze mną powolutku i na smyczy po chodniku posolonym na grubo. Jak wychodziłam bardzo cichutko płakał - takie żałosne wycie, cichuteńkie. Takiego jeszcze nie słyszałam...jak wyje normalnie to jak syrena okrętowa
-
- Posty:3463
- Rejestracja:28 stycznia 2011, 23:19
ja bym nie panikowała i dała mu jeszcze tydzień żeby wrócić do normalności. faktycznie może być tak, że Twoja nieporadność fizyczna na niego wpływa, zwłaszcza jeżeli jest to ten typ, który potrzebuje stabilnego, spokojnego przewodnika, ale myślę że tydzień to za mało żeby to rozstrzygnąć. zauważ, że nie jest do końca tak, że wystarczy że Brutek przestawi się z jednego trybu życia na drugi - co byłoby dla niego prostsze, tylko musi się jeszcze wpasować w to co się w międzyczasie u Ciebie zmieniło. ja bym mu dała jeszcze trochę czasu, przy czym zachowywała się jak dotychczas jeśli chodzi o wychowanie.
co do jedzenia - w końcu się przestawi, tylko się z nim nie cackaj. nie chce jeść to trudno, poczeka do następnego karmienia .
co do jedzenia - w końcu się przestawi, tylko się z nim nie cackaj. nie chce jeść to trudno, poczeka do następnego karmienia .
-
- Posty:3475
- Rejestracja:12 listopada 2009, 20:36
Dziś rano makrela surowa na śniadanie - miska wylizana do czysta...zobaczymy jak pójdą chrząstki
-
- Posty:3475
- Rejestracja:12 listopada 2009, 20:36
A ja muszę się pochwalić. Brutus odpuścił obcym psom w momencie gdy zobaczył, ze sama sobie poradziłam z szarżującym labem.
A dziś w naszym parku wielki festyn. Motocykliści dzieciom dar życia - stoi krwiobus i można oddawać krew. Mnóstwo ludzi, stoi scena na której coś się ciagle dzieje, stoiska z pierdołami i kielbasą z grilla, dzieciaki z balonami, ryk motorów, wojsko w tym jednostki specjalne w swoich bojowych ubrankach, strażacy, policja, karetki. Jednym słowem koszmarna koszmarność.
Założyliśmy nasze szelki K-9, ja swoje odpowiednie ubranko i poszliśmy z zapasem smaczków potrenować. Przespacerowaliśmy się tą najbardziej tłoczną aleją, między tłumem i w najgorszym hałasie. Rozproszenie 100%. Pies pięknie skupiony na mnie, tuż przy nodze, slalomem między ludźmi. Nawet polazłam do tych cudaków ubranych na bojowo. I było wszystko pięknie. Zastanawiałam się czy ich nie porosić żeby zaczęli robić jakieś głupie ruchy...
Po południu powtórka z treningu...
Bardzo mnie cieszyły komentarze ludzi...jestem dumna z Brutka!
A dziś w naszym parku wielki festyn. Motocykliści dzieciom dar życia - stoi krwiobus i można oddawać krew. Mnóstwo ludzi, stoi scena na której coś się ciagle dzieje, stoiska z pierdołami i kielbasą z grilla, dzieciaki z balonami, ryk motorów, wojsko w tym jednostki specjalne w swoich bojowych ubrankach, strażacy, policja, karetki. Jednym słowem koszmarna koszmarność.
Założyliśmy nasze szelki K-9, ja swoje odpowiednie ubranko i poszliśmy z zapasem smaczków potrenować. Przespacerowaliśmy się tą najbardziej tłoczną aleją, między tłumem i w najgorszym hałasie. Rozproszenie 100%. Pies pięknie skupiony na mnie, tuż przy nodze, slalomem między ludźmi. Nawet polazłam do tych cudaków ubranych na bojowo. I było wszystko pięknie. Zastanawiałam się czy ich nie porosić żeby zaczęli robić jakieś głupie ruchy...
Po południu powtórka z treningu...
Bardzo mnie cieszyły komentarze ludzi...jestem dumna z Brutka!