Ja tam do kuchni wchodzę, ale kiedy Pysia przychodzi i noski mi daje tak rezolutnie, że potrafi nawet mnie kinolkiem w gałkę oczną pacnąć z całej siły , to nie mam sumienia jej odmawiać Pucuś jest jeszcze malutki i tego nie rozumie, ale zważywszy na to jaki z niego łobuz, obawiam się, że za jakiś czas może nawet pobić siostrę w tym sępieniuligia75 pisze:No właśnie, ja chyba nie jestem asertywna - ograniczanie jedzenia kotu w moim wydaniu wygląda tak, że kot dostaje to, co ma dostać do miseczek, a ja szybko uciekam z kuchni i już tam nie wchodzę Poza tym sama też nic nie mogę jeść w domu, bo najmniejszy ruch przeżuwający moich szczęk = 5 (naprawdę pięć...) kilo kota na kolanach połączone z intensywnym i uporczywym patrzeniem w oczy.
Tak więc 4 kg to pikuś, wierz mi Chociaż muszę przyznać, że do otyłości to mojej jeszcze brakuje - jest dość duża, ale ten brzuszek to naprawdę jest zbędny.
Z tym, że, z drugiej strony, ja naprawdę nie mam serca jej drastycznie odchudzać - jest sprawna, żywa, ruchliwa (czasami aż za bardzo), zdrowa, to uznałam, że będę tylko po prostu uważać, żeby już bardziej nie przytyła.
Hm... trochę nam się z tematu zjechało...
Natomiast co do odchudzania to po prostu daję kociakom mięsko kiedy proszą, ale w mniejszych ilościach i staram się zapewnić im sporo ruchu. Zresztą nie jest to trudne, bo one i tak szaleją, zwłaszcza nad ranem kiedy marzę o tym, żeby sobie jeszcze pospać