Artykuł Pana Piotra Stanisławskiego (tygodnik "Przekrój" nr. 48, 24 listopad 2005).
Dziekujemy Autorowi jak również redakcji za zgode na zamieszczenie artykułu na forum Krakvet:
Pieskie żarcie
Piotr Stanisławski
Gotowa karma dla psa czy kota – jakie to wygodne! Ale czy na pewno wiesz, co je twój zwierzak? Może zamiast wybornym mięsem jagnięcia karmisz go przetworzoną soją? Sprawdź, co powinny jeść domowe zwierzęta.
W zwolnionym tempie zdyszany i szczęśliwy pies pędzi, przeskakując kolejne przeszkody. Nic go nie może powstrzymać w drodze do miski ukochanego jedzenia. Gdy jej dopada, widać, że osiągnął pełnię psiego szczęścia. Producenci najpopularniejszych karm starają się, by właściciele zwierzaków żyli w przekonaniu, że najlepsze, co może spotkać ich psy, to jedzenie suchych, brązowych kulek niemających wiele wspólnego z mięsem. Jak jest naprawdę?
Niekoniecznie drapieżnie
Na początek proponuję mały test. Czym żywił się praprzodek dzisiejszych psów – i ratlerków, i dogów? Mięsem? Otóż nie do końca.
Psy mieszkają z ludźmi od około 150 tysięcy lat – genetyczne dowody wskazują, że mniej więcej w tym czasie od linii wilków oddzielił się przodek dzisiejszego psa. Same wilki żyły w pobliżu hominidów jeszcze dawniej – szacuje się, że nawet 400 tysięcy lat temu, gdy Homo sapiens jeszcze nie istniał. Już wtedy „prapsy” korzystały z bliskości dziwnego, dwunożnego gatunku, który rozrzucał wokół swoich siedzib mnóstwo interesujących rzeczy. Z czasem okazało się, że regularne polowanie jest znacznie mniej efektywne niż wykorzystywanie resztek po tych dwunożnych. Dla urozmaicenia diety warto było podjeść trochę trawy, liści, czasem ślimaka, czasem żuczka.
Psy już od momentu oddzielenia się od wilków ewoluowały jako zwierzęta raczej wszystkożerne niż jednoznacznie mięsożerne, a kilkaset tysięcy lat wspólnej historii z ludźmi tylko umocniło te upodobania. – O wszystkożerności psów świadczy stosunek długości przewodu pokarmowego do długości całego ciała – wyjaśnia doktor Michał Jank z Zakładu Dietetyki Katedry Nauk Fizjologicznych Wydziału Medycyny Weterynaryjnej SGGW. – U psów wynosi on 6:1, podczas gdy u kotów tylko 4:1. Im wartość tego stosunku jest wyższa, tym zwierzę lepiej przystosowane jest do trawienia pokarmów roślinnych. Na przykład u roślinożernego królika stosunek ten wynosi aż 10:1.
Jak widać, powszechny pogląd o drapieżnych psach osaczających w stadach dziki, a następnie pożerających ich mięso mija się z rzeczywistością.
Natomiast koty to typowi mięsożercy. – W naturze kot żywi się przede wszystkim surowym mięsem – mówi doktor Jank. – Bez niego, a dokładniej bez zawartej w nim tauryny, koty niezwykle często zapadają na choroby serca.
To właśnie wysokie zapotrzebowanie na taurynę, jeden z aminokwasów, sprawiło, że koty tak chętnie łapią myszy. Okazało się, że w przeliczeniu na masę ciała mysz zawiera najwięcej tauryny ze wszystkich rodzajów mięsa.
Psi fast food
Właściciele psów i kotów zwykle starają się dawać swoim zwierzakom jedzenie, które zaspokoi wytworzone przez ewolucję potrzeby. Jednak to, co jest dobre dla ludzi, niekoniecznie służy zwierzętom. Na przykład wszechobecna w naszej kuchni sól przyczynia się do powstawania chorób serca, a niedobory składników, bez których my możemy się obejść, bywają dla zwierząt zabójcze.
Dlatego coraz większą popularność zyskują gotowe karmy przystosowane do potrzeb gatunku, a nawet konkretnej rasy zwierzaków. Choć pomysł na takie jedzenie powstał pół wieku temu, to dopiero od kilkunastu lat potrafimy opracowywać naprawdę dobre karmy. To zasługa grubych milionów dolarów inwestowanych w badania nad jedzeniem dla psów i kotów. Na świecie istnieje kilkadziesiąt firm prowadzących laboratoria, w których określa się optymalny skład zwierzęcej diety i próbuje opracować karmę doskonałą. Kilka światowych organizacji zrzeszających producentów karmy wydaje zalecenia, w których określone są najważniejsze składniki niezbędne dla zdrowia psów i kotów.
Jak ważne jest opisanie tych zasad, pokazuje choćby przykład wspomnianej tauryny. – Do lat 80. bardzo częstą chorobą wśród kotów były problemy z sercem: powiększenie, spadek kurczliwości – mówi kardiolog, doktor Rafał Niziołek. – Długo nie wiedziano, o co chodzi, aż odkryto, że przyczyną jest dieta pozbawiona surowego mięsa i zawartej w niej tauryny. Zaczęto dodawać ten aminokwas do karm i nagle problem zniknął. Teraz spotykam zaledwie kilka przypadków takich chorób rocznie.
Jednak samo przejście na gotowe karmy nie gwarantuje zdrowia. Trzeba sobie zdawać sprawę, że karmy różnią się od siebie, tak jak jedzenie z McDonald’s od posiłku w dobrej restauracji. – Niestety, w Polsce wciąż wielu ludzi nie rozróżnia rodzajów karmy dla zwierząt – ubolewa doktor Michał Jank. – Często uznaje się, że karma to karma – wszystko jedno, czy droższa, czy tańsza.
Tymczasem różnice mogą być naprawdę duże. Psie i kocie jedzenie sprzedawane w Polsce można podzielić na dwie grupy: podstawową i premium. Pierwsza z nich to to, co widzimy w każdym sklepie spożywczym: Pedigree, Chappi, Darling, Frolic, Kitekat czy Whiskas. Drugiej nie spotkamy w supermarketach czy sklepach osiedlowych – sprzedają ją wyspecjalizowane sklepy z artykułami dla zwierząt oraz lecznice weterynaryjne. Tu znajdziemy Royal Canin, Eukanubę, Hill’sa, Iamsa czy Purinę. Skąd tak zdecydowany podział?
To kwestia ceny. Za 10-kilowy worek karmy z segmentu podstawowego zapłacimy około 40 złotych. Za taką samą ilość karmy premium – około 160 złotych. Gdyby obie stały obok siebie na półce supermarketu, nikt nie sięgnąłby po tę droższą. Tymczasem specjalista jest w stanie wytłumaczyć, dlaczego warto zapłacić więcej.
Tanie inaczej
Na początek czysty rachunek ekonomiczny. Spójrzmy na dawkowanie obu rodzajów suchej karmy. Dzienna dawka Chappi dla psa ważącego 10 kilogramów wynosi 200 gramów. Jeśli pies będzie jadł Eukanubę, wystarczy mu około 110 gramów. Nagle okazuje się, że karma premium jest już tylko dwa, a nie cztery razy droższa. Dlaczego tak się dzieje? To kwestia zastosowanych składników. Dobre karmy są trawione w 92–95 procentach, podczas gdy te z niższej półki – tylko w 75–80 procentach. Zresztą dobrze widać to na naszych trawnikach: kupy giganty, w które regularnie wchodzimy, to właśnie wynik żywienia słabo przyswajalnym jedzeniem. Pies żywiony karmą premium robi kupkę miniaturkę.
W wyliczeniach warto też uwzględnić wpływ jedzenia na zdrowie zwierzaka. Nie można po prostu stwierdzić, że podstawowa karma jest niezdrowa. – Różnica polega na tym, że karmy premium są zawsze robione z tych samych składników w takim samym procesie – tłumaczy doktor Jank. – Tymczasem przy produkcji tańszej karmy dopuszczalne jest użycie tego, co akurat będzie najtańsze.
Jeśli na karmie premium jest napisane, że zawiera mięso z kurczaka, wiadomo, że użyto faktycznie dobrego mięsa. W karmie tańszej raz będzie to pierś, a raz zmielone wraz z pazurami łapy, dzioby i kości.
Trzeba też zwrócić uwagę na nazewnictwo stosowane na opakowaniach. Jak tłumaczy lekarz weterynarii Arkadiusz Silny, krajowy konsultant Eukanuby do spraw kontaktu z weterynarzami, zgodnie z przyjętymi na świecie przepisami rozróżnia się cztery odmiany karm. Pierwsza to mięsna, która musi zawierać ponad 26 procent mięsa. Jeśli jest go ponad 14 procent, karma zaliczana jest do produktów bogatych w mięso. Karmy podstawowe należą zwykle do trzeciej grupy, którą opisuje się jako „zawierającą mięso” – tu musi być go ponad 4 procent. Ostatnia kategoria to jedzenie o zapachu mięsa – tu zwykle nie ma śladu po faktycznym mięsie, wszystko załatwiają aromatyzatory.
Prawda jest więc taka, że w produkcie o nazwie „Mięsna uczta” jest około 4 procent mięsa – w dziennej, 200-gramowej porcji zaledwie 8 gramów, a więc nieco mniej, niż ważą dwie monety dwuzłotowe.
A co z resztą? – Większość każdej suchej karmy stanowią składniki pochodzenia roślinnego – wyjaśnia doktor Jank. – Najczęściej to skrobia i białko pochodzące z soi oraz kukurydzy.
Oczywiście im mniej mięsa, tym więcej musi być takiego wypełniacza. Chodzi o to, by karma spełniała standardy – na przykład poziom białka powinien wynosić około 16–20 procent. Tyle że białko białku nierówne. Te pochodzenia roślinnego są gorzej przyswajalne i mniej wartościowe od mięsnych. A w dodatku soja ma przykry zwyczaj wywoływania uczuleń.
Jak to się dzieje, że zwierzęta chcą jeść tę mieszankę dziwnych produktów, które w dodatku podawane są w postaci dziwnie wyglądających kulek, sześcianów czy gwiazdek? Najważniejsza jest tu rola węchu – liczy się pierwsze wrażenie po pochyleniu się nad miską. Producenci karmy o tym wiedzą i robią wszystko, by zapach jedzenia był możliwie atrakcyjny dla zwierząt i możliwie znośny dla ludzi. To niełatwe zadanie – badania pokazują, że psy najchętniej jadłyby karmę o zapachu tak odrażającym, że żaden właściciel nie zgodziłby się jej trzymać w domu.
Stosuje się więc inne metody – pokrywa się karmę warstwą tłuszczu oraz dodatków zapachowych i smakowych. Czasem są to przemielone ścięgna, kości, skóra i reszta nienadających się do niczego odpadków. W droższych stosuje się na przykład ekstrakty z wątroby, które nie tylko dają zapach, ale mają też wartości odżywcze. Okazuje się również, że dla zwierząt ma znaczenie kształt i faktura podawanego jedzenia. Bywa, że przy zmianie karmy psy i koty odmawiają nowego jedzenia, bo bardzo przyzwyczaiły się do kształtu poprzedniego.
Jest jeszcze spora grupa karm w puszkach. Zawierają one nawet 80 procent wody, a ich skład nie podlega tak ostrym regulacjom jak sucha karma. Żywienie zwierząt karmą z puszek jest zwykle znacznie droższe od stosowania suchej.
Przy wyborze trzeba zdawać sobie sprawę, że większe pieniądze płacone za lepszą karmę to rodzaj inwestycji. Zwierzę żywione stale karmą premium ma przed sobą dłuższe i zdrowsze życie w porównaniu z tym, które dostaje najtańsze jedzenie. Ma mniejsze szanse na zapadnięcie na choroby serca, nerek i wątroby, dłużej też zachowa sprawność, gdy będzie już stare.
Problemy pojawiające się przy ciągłym jedzeniu słabej karmy wynikają z obecnych w niej przypraw i składników mających przyciągać zwierzę do jedzenia, w którym są jedynie śladowe ilości prawdziwego mięsa. Szkodzą też sztuczne antyutleniacze i konserwanty. Z czasem mogą się pojawić niedobory składników potrzebnych do prawidłowego metabolizmu. To trochę tak jak z żywieniem się w barach fast food. Od tego jedzenia się nie umiera, ale trudno spodziewać się zdrowego życia.
Co kupowałby twój kot?
Oczywiście producenci nie mają najmniejszego zamiaru pozostawiać spraw własnemu biegowi. Sprzedaż karmy dla zwierząt to ogromne przedsięwzięcie marketingowe. O budżetach największych graczy świadczą pory emisji reklam telewizyjnych – 30 sekund między „Wiadomościami” a prognozą pogody w pierwszym programie telewizji kosztuje niemal 40 tysięcy złotych. Właśnie w tym czasie pojawiają się reklamy Pedigree, Whiskasa czy Frolica.
Karmy z niższej półki prezentowane są w charakterystyczny sposób. Reklamy nie odwołują się do wiedzy właściciela i nie opierają się na składzie karmy czy jej zaletach dietetycznych. Tu chodzi o czyste emocje – szczęśliwy pies biegnący przez słoneczną łąkę, kot mruczący z zadowolenia na kolanach właścicielki. Oczywiście kulminacyjnym momentem jest zawsze rozkosz jedzenia reklamowanej karmy.
Jeden z weterynarzy opowiadał, że przy kręceniu reklamy kociego pokarmu kot aktor nawet nie chciał spojrzeć na promowany produkt. Trzeba mu było dawać jedzenie przygotowane przez właściciela i całość filmować tak, by moment jedzenia kręcić z tyłu.
Szukając drogi do serc i portfeli klientów, firmy chętnie korzystają ze stereotypu mówiącego, że zwierzęta mają instynkt, który im podpowiada, co dla nich najlepsze. Hasło „Twój kot kupowałby Whiskas” ma mniej więcej taką wagę jak stwierdzenie „Twoje dziecko wybrałoby McDonald’s”. Pewnie to prawda, ale czy faktycznie o to nam chodzi?
Inaczej sprzedaje się produkty premium. Tu już nie chodzi o emocje. Właściciel powinien mieć wrażenie, że traktuje się go poważnie, jak fachowca, a dokonany przez niego wybór oparty jest na solidnej wiedzy. Dlatego właśnie poczekalnie lecznic weterynaryjnych pełne są ulotek informujących ze szczegółami o składzie każdej odmiany karmy i wyjaśniających zalety poszczególnych dodatków. Tu również liczą się pomysłowe zagrania marketingowe – firma Royal Canin wprowadziła karmy dla poszczególnych ras psów i kotów: oddzielnie dla wilczurów, labradorów, yorkshire terrierów, jamników czy bokserów. To doskonały pomysł na podniesienie sprzedaży – każdy lubi mieć wrażenie, że kupuje produkt przygotowany specjalnie dla niego.
Specjaliści są dosyć sceptyczni i opowiadają się raczej za tradycyjnym podziałem na rasy małe, średnie i duże. Ale przecież producenci wiedzą, że właściciele jamników czy yorków to dość specyficzna grupa ludzi, którzy traktują psy jak najważniejszych członków rodziny i gotowi są na wszelkie poświęcenia.
Trzeba też pamiętać, że świat producentów karmy nie dzieli się na złych i dobrych. Marki Pedigree, Whiskas oraz Royal Canin należą do tej samej firmy Mars, która poza tym produkuje na przykład znane batoniki. Również Purina pojawia się jako tania karma Darling oraz ponaddwukrotnie droższy Pro Plan.
Nie ma jak w domu?
Może więc warto zrezygnować z tych wszystkich wynalazków i karmić zwierzaka ryżem, makaronem, mięsem i warzywami? Cóż, jeśli mamy mnóstwo czasu i dobrych chęci, można spróbować. Tyle że dla psów czy kotów trzeba gotować oddzielnie – ich jedzenie nie powinno być solone ani przyprawiane, lepiej też unikać smażenia. Trzeba po prostu prowadzić oddzielną kuchnię dla ludzi, a oddzielną dla zwierząt.
Doktor Michał Jank przypomina też, że takie jedzenie może nie zawierać wszystkich niezbędnych składników – choćby tauryny czy karnityny. Dlatego dobrze jest, a w przypadku szczeniąt koniecznie trzeba używać suplementów diety zawierających witaminy, składniki mineralne czy dodatkowe aminokwasy.
Gdy zsumujemy wszystkie wydatki, może się okazać, że znowu droga dieta premium będzie tańsza niż „tanie” domowe jedzenie.
Trzeba też pamiętać o rzeczy pozornie oczywistej, choć nie przez wszystkich akceptowanej – pies to nie człowiek. Inna budowa przewodu pokarmowego i inne potrzeby powodują, że pies żywiony samymi ziemniakami i makaronem z pewnością nie będzie zdrowy. Weterynarze opowiadają anegdoty o właścicielach wegetarianach, którzy wychodzą z założenia, że skoro oni mięsa nie jedzą, to zwierzątko też nie musi.
Specjaliści zwracają uwagę na jeszcze jedną wadę żywienia domowego. Gdy kot lub pies zachorują na nerki, wątrobę czy serce, może się okazać konieczne wprowadzenie specjalnej diety leczniczej (patrz ramka), która sprzedawana jest w postaci suchej karmy. Tymczasem zwierzak przyzwyczajony do domowego jedzenia z pewnością nie będzie chciał przestawić się na gotową karmę. Psa w końcu do jedzenia zmusi głód, ale w przypadku kota kilkudniowy post może doprowadzić do uszkodzenia wątroby. Dlatego lepiej od samego początku karmić zwierzaka gotową karmą – w razie czego oszczędzimy sobie i jemu nerwów.
Gdy się drapie
Jednym z problemów, na jakie napotykają właściciele psów żywionych gotowymi karmami, jest drapanie się i zmiany na skórze zwierząt. Powszechnie nazywa się je uczuleniem, jednak jak uważa doktor Michał Jank, sprawa jest bardziej złożona. Jego zdaniem klasyczne alergie pokarmowe są u zwierząt stosunkowo rzadkie. Zazwyczaj problemy skórne są wynikiem niedoboru pewnych składników w pożywieniu i pojawiają się u tych, które przez długi czas jedzą stale tę samą karmę. Dlatego warto raz na kilka miesięcy zmieniać jedzenie, by dieta była bardziej urozmaicona.
Pan kotek był chory...
Poza normalnymi karmami do codziennego stosowania producenci oferują też pokarmy profilaktyczne lub lecznicze. To jedzenie dla psów i kotów chorych na serce, wątrobę, nerki, mających problemy ze stawami czy alergią.
Na przykład karmy dla psów chorych na serce zawierają kilkakrotnie mniej sodu niż zwykłe jedzenie. Jednocześnie, aby pies chciał jeść niesłony pokarm, stosuje się dodatkowe środki zapachowe i smakowe.
Powstają też karmy przystosowane specjalnie do potrzeb danej rasy psów czy kotów. Wyspecjalizowane pokarmy tworzy się na przykład dla kotów długowłosych, które czyszcząc sierść, połykają swoje włosy. W żołądku kota tworzy się z czasem kulka zbitej sierści mogąca zablokować jelito. Koty krótkowłose radzą sobie, wymiotując, jednak persy czy kolorpointy często nie są w stanie zwrócić dużej kulki. Dlatego karma dla nich przeznaczona zawiera dużo tłuszczu i substancji sprawiających, że połknięte włosy mogą gładko przejść przez układ pokarmowy.
Za dobrze
Weterynarze wspominają o „syndromie pierwszego psa”. Młode małżeństwo ma mieszkanie, samochód, dziecko i stwierdza, że czas na psa. Kupują drogiego szczeniaka i postanawiają dać mu wszystko, co najlepsze. Drogie karmy wzbogacają suplementami i patrzą, jak piesek rośnie. A rośnie fatalnie. Szczególnie u dużych ras pojawiają się problemy z kośćmi, stawami i ścięgnami. Pies rośnie za szybko i jego układ ruchu nie nadąża z rozwojem. Część hodowców sugeruje nawet rezygnację z podawania najlepszych karm i zejście do poziomu jedzenia średniej klasy.
Pełna micha?
Jak karmić zwierzaki? Czy wsypywać im pełną miskę jedzenia i pozwalać jeść według potrzeb, czy może podawać posiłki raz dzienne?
Sprawa jest dość prosta w przypadku kotów. Ewolucja przystosowała je do częstego jedzenia małych porcji. To zwyczaj z czasów, gdy wspólny przodek wszystkich kotów, kot nubijski, żywił się drobnymi kręgowcami. Jedna upolowana mysz miała około 30 kilokalorii i do dziś kot stojący przed miską pełną jedzenia zje tyle, by jednorazowo przyjąć właśnie 30 kilokalorii. Oczywiście zdarzają się odchylenia i jest nieco kotów, które pożrą tyle, ile zdołają.
Inaczej ma się sprawa z psami. Tu działa mechanizm: „zjem, ile dam radę, bo nie wiadomo, kiedy znowu będzie coś do żarcia”. Dlatego większość psów zjada natychmiast wszystko, co ma w misce.
Część doświadczonych hodowców twierdzi jednak, że psa można przyzwyczaić do jedzenia sposobem kocim. Jeśli przez dłuższy czas podaje mu się tyle jedzenia, ile chce, to po kilku dniach wielkiego żarcia zwierzę uczy się, że jedzenia jest zawsze pod dostatkiem, i samo zaczyna dobierać sobie porcje.
Co się je
Zebraliśmy najpopularniejsze marki psiej i kociej karmy, jakie można znaleźć w sklepach spożywczych oraz specjalistycznych. Kolorem żółtym oznaczone są produkty zaliczane do grupy premium, a białym – podstawowej. Widać, że mimo nawet czterokrotnie wyższej ceny za kilogram koszt żywienia karmą premium jest tylko dwa razy wyższy. Zestawiliśmy koszty dla 10-kilogramowego psa i 4–5-kilogramowego kota.
Tajemnicze składniki
Na opakowaniach karm dla zwierząt pojawiają się czasami niezwykle brzmiące nazwy składników w rodzaju słowiczych języczków, króliczych łapek lub przynajmniej wątroby dzika. Taki napis zobowiązuje, więc producenci faktycznie dodają opisany składnik. Tyle że jego zawartość jest zazwyczaj śladowa – wrzucenie do setek kilogramów masy kilku kilogramów egzotycznego składnika nie kosztuje wiele, a daje doskonały efekt marketingowy.
Wiele wątpliwości wśród właścicieli wzbudza umieszczana w składzie karmy pozycja „popiół”. Nie chodzi tu jednak o dodawanie jakiejś spalenizny – w ten sposób określa się zawartość składników, które by pozostały, gdyby karmę spalić w specjalnych warunkach. To zazwyczaj składniki mineralne i inne elementy, które nie ulegają strawieniu, ale są niezbędne, by pokarm był pełnowartościowy.
Maszyna do karmy
Jak sprawić, by mięso, warzywa i pozostałe składniki karmy przybrały znaną właścicielom zwierząt postać niewielkich, porowatych kulek? Wszystko, co ma się znaleźć w gotowym produkcie, trafia do ekstrudera – urządzenia przypominającego działaniem wielką maszynkę do mięsa. Wewnątrz panuje ciśnienie kilku atmosfer i temperatura sięgająca 150 stopni. W tych warunkach masa zawierająca dużo skrobi zaczyna się pienić i jest przepychana przez otwory nadające karmie odpowiedni kształt. Gwałtowne schłodzenie sprawia, że spieniony pokarm zastyga w postaci porowatych i łatwych do pogryzienia granulek. Na koniec na gotową karmę natryskiwany jest tłuszcz i substancje nadające zapach, a całość zamykana jest w hermetycznych opakowaniach. Jeśli pokarm ma zachować swoją wartość, a przede wszystkim ważny dla zwierzęcia atrakcyjny zapach, powinien być przechowywany bez dostępu powietrza. Dlatego nie należy kupować karmy sprzedawanej na wagę z otwartych worków – producenci przygotowują zwykle opakowania o różnej masie, by każdy właściciel dobrał odpowiadającą jego potrzebom porcję.
KARMA DLA PSÓW / CENA ZA KILOGRAM (W ZŁOTYCH) / DZIENNA DAWKA KARMY (W GRAMACH) / DZIENNY KOSZT ŻYWIENIA (W ZŁOTYCH)
Eukanuba Adult Medium Normal Activity 21,67 115 2,49
Euro Premium Adult Regular 19,00 120 2,28
Hill’s Adult Lamb & Rice 20,67 180 3,72
Nutra Nuggets Maintenance for Dog 13,33 150 2,00
Purina Dog Chow Adult with Turkey & Rice 7,00 180 1,26
Purina Pro Plan Adult Rich in Chicken & Rice 18,67 150 2,80
Royal Canin Medium Adult 18,50 180 3,33
Royal Canin Mini Adult 22,00 170 3,74
Chappi z wołowiną i drobiem 4,67 200 0,93
Darling z mięsem 5,43 200 1,09
Frolic 8,70 200 1,74
Pedigree z wołowiną i warzywami 4,86 180 0,88
Pupil Classic Vital 3,00 250 0,75
KARMA DLA KOTÓW CENA ZA KILOGRAM / DZIENNA DAWKA KARMY (W GRAMACH) / DZIENNY KOSZT ŻYWIENIA (W ZŁOTYCH)
Eukanuba Adult Chicken & Liver 33,00 50 1,65
Hill’s Adult with Lamb 25,00 70 1,75
Iams Adult Lamb 21,00 55 1,16
Nutra Nuggets Normaly Active 16,33 66 1,08
Purina Pro Plan Adult 22,00 75 1,65
Royal Canin Beauty & Fit 30,50 75 2,29
Albert kompletna karma 4,00 85 0,34
Darling z mięsem 7,50 95 0,71
Euro Shopper 3,00 85 0,26
Friskies Adult 9,50 90 0,86
Kitekat z tuńczykiem 8,00 75 0,60
Whiskas z tuńczykiem 10,33 80 0,83
Artykuł o karmach "Przekrój" 28 listopad 2005
Nie wierze. Co za stek bzdur ladnie zasponsorowany przez producentow karmy. Ludzie, nie ma tak dobrze. Bo jakby bylo no to dlaczego nie wymysla takiej cudownej karmy dla ludzi - zeby miala wszystkie witaminy i mineraly i mozna by bylo byc pewnym ze jemy to co trzeba. Nikt mi nie powie ze wysoko przetwarzane zarcie w granulkach jest lepsze od miesa ugotowanego bez soli, z warzywami i brazowym ryzem.
Przetwarzabe zarcie to przeklenstwo, popatrzcie na Ameryke i UK, tyja na potege bo nikt juz nike gotuje z podstawowych skladnikow. Wszystko jest przetworzone, bezcukrowe, beztluszczowe, bezglutenowe z dodatkiem witamin, przygotowane i zareklamowane ze tylko wrzucasz na talerz i juz masz obiad z pieciu dan, cos a'la te karmy dla psow. Nie ma cudow, nic nie zastapi dobrze dobranych swiezych skladnikow.
Przetwarzabe zarcie to przeklenstwo, popatrzcie na Ameryke i UK, tyja na potege bo nikt juz nike gotuje z podstawowych skladnikow. Wszystko jest przetworzone, bezcukrowe, beztluszczowe, bezglutenowe z dodatkiem witamin, przygotowane i zareklamowane ze tylko wrzucasz na talerz i juz masz obiad z pieciu dan, cos a'la te karmy dla psow. Nie ma cudow, nic nie zastapi dobrze dobranych swiezych skladnikow.
Widać że się wogóle nie orientujesz w żywieniu psów... P.S. W średniowieczu królowie i rycerze jedli wyłącznie mięso i w wieku 30 lat (góra!!!) nie mieli zębów, oto jak dobrze działa samo mięsko bez witamin Smacznego dla ciebie i twoich biednych Psów
artykuł bardzo ciekawy i warty dyskusji tylko po co się zacietrzewiać,każdy ma swój sposób na dobre karmienie i wychowywanie psa i tyle,ja mam już drugiego psa obecny ma prawie 3 lata(duży)poprzedni dożył18 lat w znakomitym zdrowiu pudel[średni],moim psom podaje jedzenie mieszane codziennie dostają porcje gotowanego mięsa z warzywami i ryżem i makaronem i kaszą i suchą karmę którą co jakiś czas zmieniam nie tylko producenta ale i smakowo i na te light i te extra energi i senior i normalne,czasem podaje witaminki psy same mi mówią kiedy są im one potrzebne,pozatym u mnie zawsze pies ma w misce jest głodny to je ile chce,psy się do tego przyzwyczają i nie przejadają,nie mają nadwagi ani nie dowagi,tylko w ciepłe dni trzeba oilnować żeby gotowane nie sfermentowało,no i codziennie dać świeże resztki wyrzucić,dodam że gotuje bez przypraw,i zmieniam też rodzaj używanego mięska drób,wołowinka,wieprzowinka,podroby....można tak pisac i pisać temat rzeka i każdy musi znaleźć swój złoty środek przy którym psisko będzie pełne energi,zdrowe,ślniące,zadowolone....jeszcze wpomnę tylko dlaczego zmieniam karmy z light do extra energi-bo pies w róznych porach roku ma różne zapotrzebowanie,różny apetyt,my tez nie poświęcamy każdego dnia tyle samo czasu mu na spacery i raz większość dnia przesypia raz biega i skacze...pozdrawiam
dodam jeszcze że każdy psiak jest inny i trzeba troszkę za każdym razem dostosować nasz złoty środek do psa pierwszy pies preferował bardziej gotowane mięso z kurczakiem potrzebował więcej witamin,terażniejszy raz je więcej suchej raz gotowanej i potrzeba witaminowa też się wacha dużo bardzie niż w przypadku pierwszego psiaka,mieszkając z psem uczymy się jego potrzeb tak jak on naszychpod warunkiem że będziemy wyrażać minimum chęci do stworzenia tej niepowtarzalnej więzi z przyjacielem
Jak mozna wierzyc w to co ten Pan pisze. Juz sam fakt,ze cytuje lekarza weterynarii p.A Silny, krajowego konsultanta Eukanuby, siostrzanej firmy Iams slynnej z bulwersujacych,bezdusznych i bezsensownych eksperymentow na zywych psach i kotach. Wiadomo nie od dzis, ze sklad owych "super karm" slynnych firm jak Whiskas,Royal,Hill's, Eukanuba to nic innego jak dobrze zakamuflowane oszustwo.Produkty te nafaszerowane chemia,dlatego wlasnie sa testowane w bestialski sposob na zwierzetach by moc uzyskac efekt koncowy tzw. "wysokojakosciowej karmy".To co jest napisane na opakowaniu nie ma nic wspolnego z tym co jest w srodku.A to z prostej przyczyny,ze zadna firma (na calym swiecie) produkujaca karme dla zwierzat nie ma obowiazku prawnego wynikajacego z ustawy o zywieniu zwierzat podawania dokladnego skladu owej karmy tak jak jest to w przypadku zywnosci dla ludzi. To jest jedno wielkie oszustwo majace na celu wyciagniecie pieniedzy od wlascicieli swoich ukochanych pupili, pozwalajace im wierzyc, ze robia to dla dobra swoich zwierzat!!!
To jest niezłeMarek pisze:. Zresztą dobrze widać to na naszych trawnikach: kupy giganty, w które regularnie wchodzimy, to właśnie wynik żywienia słabo przyswajalnym jedzeniem. Pies żywiony karmą premium robi kupkę miniaturkę.
Poniżej artykuł znaleziony w necie na temat żywienia - jako głos w dyskusji na ten pasjonujący temat:
Uprzedzam, że poniższy tekst to mało konwencjonalne podejście do tematu, ale oparte na rzetelnej wiedzy. W dużej części nie pokrywa się z wiedzą podręcznikową.
Pytanie pozornie banalne. Na 100 zapytanych osób, 95 odpowie bez namysłu, że mięso, bo wiadomo, drapieżnik – wilk – polowania, itd. Pozostałe 5 skomentuje zgryźliwie, że głównym pożywieniem psa są meble, buty bądź nogawki od spodni – zależnie od tego, co właśnie ,,rozpracował” ich pupilek. Wydawałoby się więc, że problematyka żywienia psów nie powinna nastręczać większych kłopotów, zwłaszcza wśród znawców przedmiotu.
Nic bardziej mylnego, o czym przekonał się każdy, kto ,,dorobił się” własnego psa.
Nawet dla urodzonych psiarzy, którzy wychowywali się w domach pełnych zwierząt, sprawy żywieniowe to temat trochę mglisty, bo z reguły ,,było ugotowane’’ i wystarczyło przełożyć z garnka do miski. Pies jadł, co mu dano, w międzyczasie coś tam podkradał, coś tam użebrał u domowników i zakończył życie w wieku lat 18-tu, do ostatnich dni ciesząc się doskonałym apetytem i cokolwiek zaokrągloną figurą.
No, ale teraz mamy własny dom i własnego czworonoga, dla którego chcemy jak najlepiej i naukowo. Zwłaszcza, że to pies rasowy, a wiadomo – zwłaszcza przy dużych ,,mięśniakach” – żywienie to podstawa prawidłowego rozwoju. No to ,,zasięgamy języka’’ i zaczyna się...
- Na czym gotować? No, kasza manna, jęczmienna...
- Co, jęczmienna? W życiu! Tylko gryczana albo ryż!
- Jaka kasza? Odbiło ci? Pies tego nie trawi! Tylko makaron!
- Tylko pamiętaj, żadnych kasz ani makaronów! Jedynie płatki owsiane!
- A nie próbuj czasem dawać płatków owsianych, tylko kasza jęczmienna!
Po ustaleniu ( J ) bazy podstawowej, przychodzi kolej na resztę. Dowiadujemy się, że najlepsza jest: wołowina / cielęcina / konina / baranina / mięso z nutrii lub królika / drób (niepotrzebne skreślić), przy czym mięso ma być: surowe / obgotowane / gotowane i podawane: w dużych kawałkach / siekane / mielone. Podroby – tak, kości – nie. Podroby – nie, kości – tak. Kości: młodemu – tak, staremu – nie. Kości: młodemu – nie, staremu – tak. Jajka: ile się chce, najwyżej jedno na tydzień; tylko surowe, tylko gotowane – na twardo / miękko, tylko żółtko! I koniecznie podawaj..., bo... . I pamiętaj, nigdy nie dawaj psu...., bo...
Listy ciągną się długo; zalecenia, dlaczego należy/nie należy podawać tej czy innej karmy stają się coraz bardziej fantazyjne i powoli dochodzimy do wniosku, że każdy z doradców mówi o innym gatunku zwierząt, w dodatku z dość kontrowersyjną fizjologią i przemianą materii. I każdy powołuje się na autorytety hodowlane i weterynaryjne, przytacza książki, z których wyczytał owe mądrości i zaklina się, że on zawsze tak żywił, i proszę – demonstruje dorodny psi okaz.
Lekko oszołomieni tym natłokiem mniej lub bardziej sprzecznych rad, zaczynamy rozważać, że może jednak sucha karma, przynajmniej na początek...
W hipermarkecie kolejny zawrót głowy. Kolorowe torby z roześmianymi psimi pyskami i oczywiście: ,,nr 1 w Europie’’, ,,pokarm championów” itd... Każda z najlepszych składników, polecana przez najlepszych hodowców, w pełni pokrywa zapotrzebowanie twojego psa. Czytamy ulotkę, może skład nam coś powie: z tasiemcowej listy substancji, o połowie nawet nie słyszeliśmy; część znamy, ale nie sądziliśmy, że nadają się do jedzenia. I to wszystko okraszone suto naukowym żargonem: aglutynowane, chelatowane, postać skoagulowana, identyczne z naturalnym, liofilizowane, naturalnie stabilizowane, z dodatkiem substancji poprawiających właściwości takie i siakie...
Poddajemy się i kupujemy tą z najładniejszym obrazkiem. W drodze do domu zaglądamy do specjalistycznego sklepu. Rzeczywiście, sprzedawca zna towar i potrafi doradzić, chociaż ceny pasz są tu zdecydowanie wyższe. Dowiadujemy się, że karma z marketu ,,to nie to’’ a poza tym i tak musimy dokupić odżywki, bo to ,,sama karma nie wystarcza, a błędy żywieniowe z młodości...”
Te słowa znamy na pamięć, więc cierpliwie obserwujemy jak na ladzie pojawiają się słoiki i pudełeczka z kolejnymi specyfikami: ten na sierść, ten na mineralizację kości, ten na stawy, jeszcze coś przeciw krzywicy i mieszanka mikroelementowa, i kolejna – witaminy. Stos rośnie, suma na kasie również. Chcemy zaprotestować, że to chyba przesada, ale oczami wyobraźni widzimy wielki billboard ze zdjęciem naszego pupila: rachitycznego, pokrzywionego, bez sierści i zębów oraz podpisem ,,bo moi właściciele oszczędzali na jedzeniu”. Płacimy.
Jeszcze tylko apteka i środki, które ,,koniecznie’’ zalecił weterynarz i nareszcie do domu. I tu przekonujemy się, że nasz pies kompletnie lekceważy zasady prawidłowego odżywiania; jakimś cudem udało mu się upolować gołębia, którego pożarł z apetytem i większością piór, mając w głębokiej pogardzie kwestie siekania, mielenia i gotowania.
Oczywiście, powyższy scenariusz został trochę przerysowany, ale tylko trochę!. Każdy ,,psiarz’’ pamięta nieskończone dyskusje nad wartością takiej a nie innej karmy, gdy dochodziło niemal do śmiertelnej obrazy ,,bo ja czytałam, że...”. Mnożą się racje i argumenty, przytaczane są wyniki badań naukowych. Padają mrożące krew w żyłach przykłady jak ten i ów podawał psu (bądź nie podawał) to czy tamto i w efekcie.... Zwolennicy ,,suchego’’ gotowi są niemal przysięgać, że psy wynaleziono razem z granulowaniem pasz, zwolennicy ,,mokrego’’ – że ich system żywienia jest bardziej naturalny. I każdy jest święcie przekonany o swojej słuszności.
Po czyjej stronie jest więc racja? I co ma zrobić biedny właściciel psa, który chce jak najlepiej dla swojego czworonoga?
Prawda jest taka, że nie ma ,,jedynej słusznej’’ diety, o czym możemy przekonać się choćby na przykładzie ludzi. Obok ,,mięsożerców” żyją jarosze, wegetarianie, makrobiotycy, weganie, zwolennicy diety Diamondów i wielu innych systemów odżywiania, a nawet parę osób, które – jak twierdzą – żywią się wyłącznie energią kosmiczną. I każdy twierdzi, że to właśnie on żywi się najbardziej prawidłowo, zgodnie z prawami natury / fizjologii itp. I tylko nie potrafi wytłumaczyć, jak to jest, że ,,ci inni’’ też żyją zdrowo i mają się dobrze. Czyżby mieli inną fizjologię? Jak to więc jest z tymi zasadami żywienia?
Podstawowa reguła prawidłowego żywienia brzmi – żadnych reguł!
Ogólne wytyczne organizmu (te same dla ludzi i dla zwierząt), mówią: daj mi to, co potrzebne i tyle, ile potrzebne; w sprawach szczegółów jakoś się dogadamy.
Głównymi składnikami odżywczymi są białka, węglowodany, tłuszcze i minerały (mikro-, makroelementy i witaminy) i organizm musi je otrzymać. A czy węglowodany będą pochodziły z ryżu, pszenicy, kukurydzy czy jęczmienia – to już są ,,szczegóły do dogadania’’.
Jeżeli naszemu psu najbardziej smakuje makaron – niech je makaron, jeśli woli kaszę – dajmy mu kaszę. Możemy mu dietę urozmaicać, podając przemiennie różne gatunki kasz, płatki owsiane i ryż. Nie zawadzi wypróbować inne pasze, nawet jeśli nie są wymieniane w podręcznikach. Jeśli ktoś ma rodzinę lub znajomych na wsi – godna polecenia jest śruta zbożowa (grubo zmielone ziarno pszenicy lub pszenżyta). Od kaszy odróżnia ją wyższa zawartość składników odżywczych (przede wszystkim cennego białka z zarodka nasiennego) i włókna – wskazanego zwłaszcza dla osobników dorosłych. Wiele psów chętnie je grysik kukurydziany, chociaż nie jest on zalecany, ze względu na słabej jakości białko i wysoką kaloryczność. Jeśli jednak będziemy podawać go wymiennie z innymi kaszami (zwłaszcza z dodatkiem 1 – 2 łyżek siemienia lnianego), z pewnością nie przyniesie szkody a w korzystny sposób wzbogaci dietę naszego czworonoga.
Podobna zasada rządzi mięsem: może być każde, jeśli będą i inne. Pies to nie miś panda, że bambus albo nic. Zje zarówno koninę jak i baraninę, nie pogardzi wołowiną, a jak mu się raz na jakiś czas trafi wieprzowina – to też nie będzie dramatu i pożre ją z całym cholesterolem. Mięso podajemy w różnej postaci: oprócz gotowanego w kaszy, nasz pupil chętnie zje surowy korpus z kury czy dobrze obrośniętą mięsną kość. Jeżeli trafi się nutria, to dużemu psu można podać ją w całości, nie patroszoną a kurę nawet z piórami (ale poza domem i raczej w bezwietrzną pogodę).
Generalnie, im więcej namieszamy – tym mniej zaszkodzimy. To z pewnością brzmi jak herezja w stosunku do wszystkich podręcznikowych zaleceń, ale taka jest właśnie praktyka. (Większość poradników pisana jest chyba dla chowu przemysłowego; jak gdyby właściciel miał kenel na 140 psów a nie jednego pieszczocha, któremu osobiście przeżuwałby co twardsze kawałki, gdyby była taka potrzeba).
Nie znaczy to, że możemy ,,odpuścić” sobie literaturę jako nieprzydatną. Wystrzegajmy się jedynie autorów, występujących z poziomu ,,jajakoznawca’’, operujących nakazami i zakazami, ubranymi w pseudonaukową otoczkę typu: ,,badania naukowe wykazały’’ czy ,,amerykańscy naukowcy stwierdzili, że...”. Wybierajmy te pozycje, gdzie autorzy w sposób przystępny i rzeczowy wyjaśniają powody takiego a nie innego postępowania i czytajmy je ze zrozumieniem – przecież nie będziemy karmić wszystkich czworonogów, tylko jednego, konkretnego i unikatowego. Jeśli większość psów ma kłopoty trawienne po mleku, nie znaczy to, że mamy odmówić naszemu miski mleka, o ile do tej pory mu służyło.
Jeżeli ktoś pisze: ,,nie wolno podawać psu wątroby” – to jest to kompletna bzdura i wysyłamy podręcznik wraz z autorem w Pireneje. Gdy zaś czytamy, że wątroba jest bogata w wit. A i podawanie jej w dużych ilościach, zwłaszcza surowej, może doprowadzić do przedawkowania, ponadto –jako śmietnik organizmu – zawiera wiele substancji szkodliwych i dlatego nie jest zalecana dla psów, wiemy przynajmniej, o co chodzi. Nie powinniśmy raczyć naszego pupila kilogramem wątroby wołowej 7 dni w tygodniu, ale nie zaszkodzi, jeśli co jakiś czas ugotujemy kawałek w kaszy.
Podobnie ma się sprawa czekolady: wielu autorów krzyczy gromkim głosem, że ,,czekolada dla psa to śmierć, żadnej czekolady”, podczas gdy wiemy z praktyki, że gdyby tak było, to połowa znanych nam psów dawno powinna wędrować po lepszym świecie. Jak to więc jest w rzeczywistości? Substancją niebezpieczną dla psa jest zawarta w ziarnie kakaowym teobromina (związek podobny do kofeiny i o podobnie pobudzającym działaniu), która w organizmie psa bardzo wolno się rozkłada (ponad dobę; kofeina – około 3 godz). Przeciętna dawka śmiertelna dla psa waha się od 200 mg do 400 mg/kg masy ciała, ale już przy 100 mg mogą wystąpić bardzo poważne zaburzenia, z konwulsjami włącznie. W 100 g czekolady mlecznej zawartość teobrominy wynosi około 150 mg.
Tak więc byłoby to dużo dla ratlerka (chociaż raczej też jeszcze nie śmiertelne) ale z całą pewnością nie zaszkodziłoby 40 – kg rottweilerowi. Tak więc poczęstowanie naszego łasucha kawałkiem batonika czy herbatnikiem w polewie nie otruje go – problem tkwi w tym, żeby się sam przez przypadek nie poczęstował. Jeśli pozostawiony w domu zwierzak dobierze się do naszej zakamuflowanej urodzinowej bombonierki – oszczędzi nam jedynie paru centymetrów w biodrach, ale jeżeli natrafi na odłożone do wypieków 2 – 3 tabliczki gorzkiej czekolady (zawartość teobrominy 10 x wyższa niż w mlecznej) – może być z nim bardzo źle. Z tego też powodu powszechnie zaleca się unikania czekolady w menu psa – a od właściciela zależy, czy podejmie ryzyko zapoznania go z jej smakiem. Pit na wybiegu ma relatywnie mniejszą szansę na zdobycie śmiertelnej dawki tego smakołyku niż łakomy jamniczek u rodziny z dziećmi.
W podobny sposób analizujemy wszystkie uwagi i wskazówki; patrzymy przede wszystkim pod kątem naszego psa; jego wielkości, rasy, płci a przede wszystkim właściwości osobniczych, upodobań i przyzwyczajeń. Tak więc literaturę i dobre rady traktujmy z rozsądną rezerwą.
Wskazana ona jest zwłaszcza gdy dochodzi do delikatnej kwestii witamin i preparatów mineralnych. Chcemy jak najlepiej dla naszego psa ale pamiętajmy, że nadmiar szkodzi równie mocno jak niedobór. Jeżeli ma urozmaiconą dietę, bogatą w różne gatunki mięsa i warzyw, z reguły nie potrzebuje żadnych dodatków mineralnych, za wyjątkiem okresów szczególnie intensywnego wzrostu. Podawanie w nadmiarze różnorakich suplementów ,,na wszelki wypadek’’ nie jest obojętne dla zdrowia psa – dotyczy to zwłaszcza tak hojnie szafowanych preparatów wapniowych (może dojść do zaburzeń gospodarki fosforanowo – wapniowej).
Suplementacja składników mineralnych powinna odbywać się wyłącznie na zalecenie lekarza weterynarii i pod jego kontrolą, a nie dlatego, że ,,kolega to dawał i psu służyło’’. Jeżeli zwierzęciu brakuje jakichś składników – zwykle sygnalizuje to poprzez nienormalny apetyt: liże ziemię, kamienie czy zardzewiałe rury. To sygnał, że pora przeanalizować jego dietę, a jeśli to nie pomoże - złożyć wizytę weterynarzowi.
Jeśli nasz pies jest przyzwyczajony (a trzeba to robić od szczeniaka) do urozmaiconego żywienia, łatwiej jest nam zbilansować prawidłowo jego dawkę pokarmową. Dorosłe zwierzę znacznie gorzej znosi zmiany i może dojść do zaburzeń przewodu pokarmowego, gdy wprowadzimy nową paszę, np. na wniosek weterynarza.
Z tego też powodu, wcześniej czy później każdy właściciel staje przed pokusą: a może by tak sucha karma? W końcu po to została wymyślona, żeby ułatwić życie osobom, które nie znają się na żywieniu psów bądź nie mają na to czasu. Nie trzeba się martwić o składniki i ich bilansowanie, czego za dużo, czego za mało – od tego są fachowcy. Wszystko przygotowane, sprasowane w poręczny granulat, dawkowanie wypisane – sypiemy z worka do miski i gotowe. No, po prostu wash and go! Wystarczy wybrać najlepszą karmę i mamy raz na zawsze kłopot z głowy.
Przepis na znalezienie ,,tej najlepszej’’ nie jest skomplikowany. Odszukujemy psy pokrewnej lub tej samej rasy, żywione wyłącznie suchą karmą jednego producenta; jeżeli będą w wieku 15 –18 lat, zdrowe i w dobrej kondycji a rachunek od weterynarza będzie się składał głównie z opłat za szczepienia – karma nie jest zła. Proste, nieprawdaż?
Jest tylko jeden, mały problem – chyba nikt nie widział 18-letniego psa, karmionego wyłącznie suchą karmą. Przy tym ,,nowoczesnym’’ żywieniu jakoś trudno im dojść do wieku, który osiągają czworonogi na naturalnej bądź kombinowanej diecie. (W USA, kolebce pasz suchych, pies 7-letni uważany jest za starego!). W Polsce też coraz bardziej rozpowszechnia się pogląd, że ,,duże psy nie żyją długo” i jakoś nie widać, żeby robiło to wrażenie na hodowcach. Rzecz jasna, w kwestii długości życia punkty widzenia hodowców i właścicieli będą rozbieżne: hodowca chce mieć zbyt na szczenięta, właściciel chce mieć swojego psa jak najdłużej.
Czy więc zrezygnować z granulatów? Oczywiście, nie! Mają przecież wiele zalet. Przede wszystkim wspomniana wygoda, istotna zwłaszcza w lecie, gdy nie musimy się obawiać, że zepsuje się w wysokiej temperaturze. Stały i stabilny skład – cecha ważna szczególnie w podróży lub gdy zostawiamy naszego pupila pod czyjąś opieką – unikamy stresu żywieniowego. I z całą pewnością lepiej zbilansowany skład, niż zapewnili by niektórzy właściciele. Tak więc, choć nie jest to rozwiązanie optymalne, nie jest też takie złe.
Jednym z ważniejszych problemów, związanych z granulatami jest słabsza przyswajalność tłuszczów, co wynika głównie ze sposobu ich konserwacji i przechowywania. Ze względów ekonomicznych kupujemy większe worki paszy, która stoi otwarta przez 2-3 tygodnie. W tym czasie dochodzi do utlenienia znacznych ilości kwasów tłuszczowych (wystarczy powąchać karmę ze świeżo otworzonego worka i z jego końcówki – można wyczuć wyraźną różnicę), zmienia się przyswajalność składników i misternie zbilansowana karma pozostaje wspomnieniem. Co ciekawe, większość producentów nie fatyguje się zamieścić na opakowaniu wskazówki o sposobie przechowywania i terminie zachowania składu paszy po otwarciu worka.
Kolejnym problemem jest wielkość dawki suchej karmy – wynosi ona wagowo około 25 - 30 % ,,mokrej”, mała jest też jej objętość. Istnieje ryzyko, że pies zje jej za dużo, a jeśli ograniczymy mu porcje – będzie ciągle głodny i podkradał co się da. Szczególnie niebezpieczne są karmy, które producent zachwala jako ,,wysoko przyswajalne, ze znikomą ilością resztek”, czyli, że pies będzie pozostawiał mało odchodów. Zestawianie dawki pokarmowej pod kątem wielkości (a raczej małości) kupek, przeczy fizjologii i zdrowemu rozsądkowi; pomijając już drobiazg, że jest to prosta droga do schorzeń jelitowych. Albo więc potencjalny właściciel wcześniej przemyśli kwestię satysfakcjonującej go wielkości psich odchodów i stosownie do niej wybierze sobie odpowiednie zwierzę albo zdecyduje się na psa ,,z przyległościami". (A swoją drogą, byłby to niezmiernie ciekawy element charakterystyki ras, nie wspominając o pięknych zdjęciach w katalogach J
Brak jest danych o doświadczeniach na temat wpływu długotrwałego żywienia psów wyłącznie suchą karmą na ich zdrowie, natomiast wyniki 10-miesięcznych badań, przeprowadzonych w Instytucie Weterynarii AR we Wrocławiu przez Nicponia i wsp. wykazały gorszą przyswajalność pasz suchych (przy tym samym składzie co kontrolna ,,mokra’’) oraz zmiany mikroskopowe w śluzówce żołądka młodych (od 2 do 12 mies.) psów.
To może rzeczywiście odrzucić granulaty w obawie przed wizją owrzodzonego, zrakowaciałego żołądka naszego pupila? Chyba nie ma takiej potrzeby. Sucha karma to nie trucizna, a racjonalnie wykorzystywana może być dla nas prawdziwym wybawieniem. Możemy zastosować tzw. żywienie kombinowane, czyli kompromis między naturą a wygodą. Gdy mamy czas – gotujemy, w dni ,,pracowite” – granulat (plus ewentualnie nasze resztki – może być praktycznie wszystko, byle bez przypraw). Nie będzie też kłopotu, gdy będziemy musieli zostawić psa lub zabrać go na urlop. Nawet jak przez kilka tygodni będzie jadł ,,na sucho’’ – nic mu się nie stanie, nadrobi ewentualne niedobory po powrocie do normalnego żywienia. Jeśli natomiast pies zaczyna mieć problemy typu alergicznego – lepiej zapomnieć o granulatach.
Przy tym trybie żywienia możemy z powodzeniem wykorzystać tańszą, zwykle nieco gorszej jakości karmę. Odpowiednią ilość składników pokarmowych i tak dostarczymy w gotowanym jedzeniu, więc sprawdźmy jedynie, która będzie psu odpowiadać; mniej ważne są rewelacje na etykiecie. Pamiętajmy, że zwierzę to nie fabryka i nie wszystkie składniki musi dostać na raz a nawet jest to niewskazane; np. niektóre witaminy i minerały mogą hamować lub blokować przyswajanie innych. Dlatego skuteczność preparatów wieloskładnikowych typu ,,all in one’’ jest dużo niższa, niżby to wynikało z ich składu (o czym zapewne przekonał sie każdy, kto stosował dostępne w aptekach ,,kompleksy witaminowo – mineralno – enzymatyczno – Bóg wie jakie”, po których – teoretycznie - powinien przypominać skrzyżowanie Pameli Anderson i Rambo).
O prawidłowości stosowanego menu najlepiej świadczy wygląd i samopoczucie naszego pupila. Jeżeli jest żywy i energiczny, wygląda zdrowo i dobrze się czuje – to znak, że wszystko jest w porządku. Warto przy tym zaznaczyć, że łatwiej jest popełnić istotne błędy w żywieniu małych psów niż przedstawicieli większych, cięższych ras. Dotyczy to zwłaszcza ,,grzechów dietetycznych’’, czyli podawania niewskazanych przysmaków. Jak wspomniano wcześniej, w zasadzie mało jest takich pokarmów, których nie wolno jeść psom, ale – podobnie jak ludzi – obowiązuje je zasada: ,,co za dużo to niezdrowo”.
Problem w tym, że częstując naszego ukochanego czworonoga, zwykle stosujemy ,,ludzkie” kryteria wielkości porcji. Jeśli nasz piesek jest dorodnym, 50-kilogramowym nowofunlandem – nie ma większego problemu; kromka chleba z masłem i miodem (bo on tak bardzo lubi) zniknie bez śladu w przepastnym żołądku. Ale ta sama kromka w żołądku pekińczyka to zupełnie inna historia. Lepiej więc uważać i nie przesadzać ze szczodrością. Jeśli ktoś koniecznie musi wyładowywać nadmiar uczuć przez karmienie – doskonale do tego celu nadają się przedstawiciele płci męskiej ludzkiego gatunku.
Jeżeli więc chcemy, żeby nasz czworonożny towarzysz dożył w zdrowiu późnego wieku, pamiętajmy, że ,,szczypta rozsądku i garść umiaru to podstawa każdej zdrowej diety”.
Autor artykułu:
dr Ewa Walkowicz
------------------------------------------------------
A najgorsze jest to, że o ile w przypadku ludzi skłonni jesteśmy przyjąć do wiadomości zasady tzw piramidy żywieniowej, o tyle w przypadku psów tak naprawdę chyba niewiele wiemy.
Uprzedzam, że poniższy tekst to mało konwencjonalne podejście do tematu, ale oparte na rzetelnej wiedzy. W dużej części nie pokrywa się z wiedzą podręcznikową.
Pytanie pozornie banalne. Na 100 zapytanych osób, 95 odpowie bez namysłu, że mięso, bo wiadomo, drapieżnik – wilk – polowania, itd. Pozostałe 5 skomentuje zgryźliwie, że głównym pożywieniem psa są meble, buty bądź nogawki od spodni – zależnie od tego, co właśnie ,,rozpracował” ich pupilek. Wydawałoby się więc, że problematyka żywienia psów nie powinna nastręczać większych kłopotów, zwłaszcza wśród znawców przedmiotu.
Nic bardziej mylnego, o czym przekonał się każdy, kto ,,dorobił się” własnego psa.
Nawet dla urodzonych psiarzy, którzy wychowywali się w domach pełnych zwierząt, sprawy żywieniowe to temat trochę mglisty, bo z reguły ,,było ugotowane’’ i wystarczyło przełożyć z garnka do miski. Pies jadł, co mu dano, w międzyczasie coś tam podkradał, coś tam użebrał u domowników i zakończył życie w wieku lat 18-tu, do ostatnich dni ciesząc się doskonałym apetytem i cokolwiek zaokrągloną figurą.
No, ale teraz mamy własny dom i własnego czworonoga, dla którego chcemy jak najlepiej i naukowo. Zwłaszcza, że to pies rasowy, a wiadomo – zwłaszcza przy dużych ,,mięśniakach” – żywienie to podstawa prawidłowego rozwoju. No to ,,zasięgamy języka’’ i zaczyna się...
- Na czym gotować? No, kasza manna, jęczmienna...
- Co, jęczmienna? W życiu! Tylko gryczana albo ryż!
- Jaka kasza? Odbiło ci? Pies tego nie trawi! Tylko makaron!
- Tylko pamiętaj, żadnych kasz ani makaronów! Jedynie płatki owsiane!
- A nie próbuj czasem dawać płatków owsianych, tylko kasza jęczmienna!
Po ustaleniu ( J ) bazy podstawowej, przychodzi kolej na resztę. Dowiadujemy się, że najlepsza jest: wołowina / cielęcina / konina / baranina / mięso z nutrii lub królika / drób (niepotrzebne skreślić), przy czym mięso ma być: surowe / obgotowane / gotowane i podawane: w dużych kawałkach / siekane / mielone. Podroby – tak, kości – nie. Podroby – nie, kości – tak. Kości: młodemu – tak, staremu – nie. Kości: młodemu – nie, staremu – tak. Jajka: ile się chce, najwyżej jedno na tydzień; tylko surowe, tylko gotowane – na twardo / miękko, tylko żółtko! I koniecznie podawaj..., bo... . I pamiętaj, nigdy nie dawaj psu...., bo...
Listy ciągną się długo; zalecenia, dlaczego należy/nie należy podawać tej czy innej karmy stają się coraz bardziej fantazyjne i powoli dochodzimy do wniosku, że każdy z doradców mówi o innym gatunku zwierząt, w dodatku z dość kontrowersyjną fizjologią i przemianą materii. I każdy powołuje się na autorytety hodowlane i weterynaryjne, przytacza książki, z których wyczytał owe mądrości i zaklina się, że on zawsze tak żywił, i proszę – demonstruje dorodny psi okaz.
Lekko oszołomieni tym natłokiem mniej lub bardziej sprzecznych rad, zaczynamy rozważać, że może jednak sucha karma, przynajmniej na początek...
W hipermarkecie kolejny zawrót głowy. Kolorowe torby z roześmianymi psimi pyskami i oczywiście: ,,nr 1 w Europie’’, ,,pokarm championów” itd... Każda z najlepszych składników, polecana przez najlepszych hodowców, w pełni pokrywa zapotrzebowanie twojego psa. Czytamy ulotkę, może skład nam coś powie: z tasiemcowej listy substancji, o połowie nawet nie słyszeliśmy; część znamy, ale nie sądziliśmy, że nadają się do jedzenia. I to wszystko okraszone suto naukowym żargonem: aglutynowane, chelatowane, postać skoagulowana, identyczne z naturalnym, liofilizowane, naturalnie stabilizowane, z dodatkiem substancji poprawiających właściwości takie i siakie...
Poddajemy się i kupujemy tą z najładniejszym obrazkiem. W drodze do domu zaglądamy do specjalistycznego sklepu. Rzeczywiście, sprzedawca zna towar i potrafi doradzić, chociaż ceny pasz są tu zdecydowanie wyższe. Dowiadujemy się, że karma z marketu ,,to nie to’’ a poza tym i tak musimy dokupić odżywki, bo to ,,sama karma nie wystarcza, a błędy żywieniowe z młodości...”
Te słowa znamy na pamięć, więc cierpliwie obserwujemy jak na ladzie pojawiają się słoiki i pudełeczka z kolejnymi specyfikami: ten na sierść, ten na mineralizację kości, ten na stawy, jeszcze coś przeciw krzywicy i mieszanka mikroelementowa, i kolejna – witaminy. Stos rośnie, suma na kasie również. Chcemy zaprotestować, że to chyba przesada, ale oczami wyobraźni widzimy wielki billboard ze zdjęciem naszego pupila: rachitycznego, pokrzywionego, bez sierści i zębów oraz podpisem ,,bo moi właściciele oszczędzali na jedzeniu”. Płacimy.
Jeszcze tylko apteka i środki, które ,,koniecznie’’ zalecił weterynarz i nareszcie do domu. I tu przekonujemy się, że nasz pies kompletnie lekceważy zasady prawidłowego odżywiania; jakimś cudem udało mu się upolować gołębia, którego pożarł z apetytem i większością piór, mając w głębokiej pogardzie kwestie siekania, mielenia i gotowania.
Oczywiście, powyższy scenariusz został trochę przerysowany, ale tylko trochę!. Każdy ,,psiarz’’ pamięta nieskończone dyskusje nad wartością takiej a nie innej karmy, gdy dochodziło niemal do śmiertelnej obrazy ,,bo ja czytałam, że...”. Mnożą się racje i argumenty, przytaczane są wyniki badań naukowych. Padają mrożące krew w żyłach przykłady jak ten i ów podawał psu (bądź nie podawał) to czy tamto i w efekcie.... Zwolennicy ,,suchego’’ gotowi są niemal przysięgać, że psy wynaleziono razem z granulowaniem pasz, zwolennicy ,,mokrego’’ – że ich system żywienia jest bardziej naturalny. I każdy jest święcie przekonany o swojej słuszności.
Po czyjej stronie jest więc racja? I co ma zrobić biedny właściciel psa, który chce jak najlepiej dla swojego czworonoga?
Prawda jest taka, że nie ma ,,jedynej słusznej’’ diety, o czym możemy przekonać się choćby na przykładzie ludzi. Obok ,,mięsożerców” żyją jarosze, wegetarianie, makrobiotycy, weganie, zwolennicy diety Diamondów i wielu innych systemów odżywiania, a nawet parę osób, które – jak twierdzą – żywią się wyłącznie energią kosmiczną. I każdy twierdzi, że to właśnie on żywi się najbardziej prawidłowo, zgodnie z prawami natury / fizjologii itp. I tylko nie potrafi wytłumaczyć, jak to jest, że ,,ci inni’’ też żyją zdrowo i mają się dobrze. Czyżby mieli inną fizjologię? Jak to więc jest z tymi zasadami żywienia?
Podstawowa reguła prawidłowego żywienia brzmi – żadnych reguł!
Ogólne wytyczne organizmu (te same dla ludzi i dla zwierząt), mówią: daj mi to, co potrzebne i tyle, ile potrzebne; w sprawach szczegółów jakoś się dogadamy.
Głównymi składnikami odżywczymi są białka, węglowodany, tłuszcze i minerały (mikro-, makroelementy i witaminy) i organizm musi je otrzymać. A czy węglowodany będą pochodziły z ryżu, pszenicy, kukurydzy czy jęczmienia – to już są ,,szczegóły do dogadania’’.
Jeżeli naszemu psu najbardziej smakuje makaron – niech je makaron, jeśli woli kaszę – dajmy mu kaszę. Możemy mu dietę urozmaicać, podając przemiennie różne gatunki kasz, płatki owsiane i ryż. Nie zawadzi wypróbować inne pasze, nawet jeśli nie są wymieniane w podręcznikach. Jeśli ktoś ma rodzinę lub znajomych na wsi – godna polecenia jest śruta zbożowa (grubo zmielone ziarno pszenicy lub pszenżyta). Od kaszy odróżnia ją wyższa zawartość składników odżywczych (przede wszystkim cennego białka z zarodka nasiennego) i włókna – wskazanego zwłaszcza dla osobników dorosłych. Wiele psów chętnie je grysik kukurydziany, chociaż nie jest on zalecany, ze względu na słabej jakości białko i wysoką kaloryczność. Jeśli jednak będziemy podawać go wymiennie z innymi kaszami (zwłaszcza z dodatkiem 1 – 2 łyżek siemienia lnianego), z pewnością nie przyniesie szkody a w korzystny sposób wzbogaci dietę naszego czworonoga.
Podobna zasada rządzi mięsem: może być każde, jeśli będą i inne. Pies to nie miś panda, że bambus albo nic. Zje zarówno koninę jak i baraninę, nie pogardzi wołowiną, a jak mu się raz na jakiś czas trafi wieprzowina – to też nie będzie dramatu i pożre ją z całym cholesterolem. Mięso podajemy w różnej postaci: oprócz gotowanego w kaszy, nasz pupil chętnie zje surowy korpus z kury czy dobrze obrośniętą mięsną kość. Jeżeli trafi się nutria, to dużemu psu można podać ją w całości, nie patroszoną a kurę nawet z piórami (ale poza domem i raczej w bezwietrzną pogodę).
Generalnie, im więcej namieszamy – tym mniej zaszkodzimy. To z pewnością brzmi jak herezja w stosunku do wszystkich podręcznikowych zaleceń, ale taka jest właśnie praktyka. (Większość poradników pisana jest chyba dla chowu przemysłowego; jak gdyby właściciel miał kenel na 140 psów a nie jednego pieszczocha, któremu osobiście przeżuwałby co twardsze kawałki, gdyby była taka potrzeba).
Nie znaczy to, że możemy ,,odpuścić” sobie literaturę jako nieprzydatną. Wystrzegajmy się jedynie autorów, występujących z poziomu ,,jajakoznawca’’, operujących nakazami i zakazami, ubranymi w pseudonaukową otoczkę typu: ,,badania naukowe wykazały’’ czy ,,amerykańscy naukowcy stwierdzili, że...”. Wybierajmy te pozycje, gdzie autorzy w sposób przystępny i rzeczowy wyjaśniają powody takiego a nie innego postępowania i czytajmy je ze zrozumieniem – przecież nie będziemy karmić wszystkich czworonogów, tylko jednego, konkretnego i unikatowego. Jeśli większość psów ma kłopoty trawienne po mleku, nie znaczy to, że mamy odmówić naszemu miski mleka, o ile do tej pory mu służyło.
Jeżeli ktoś pisze: ,,nie wolno podawać psu wątroby” – to jest to kompletna bzdura i wysyłamy podręcznik wraz z autorem w Pireneje. Gdy zaś czytamy, że wątroba jest bogata w wit. A i podawanie jej w dużych ilościach, zwłaszcza surowej, może doprowadzić do przedawkowania, ponadto –jako śmietnik organizmu – zawiera wiele substancji szkodliwych i dlatego nie jest zalecana dla psów, wiemy przynajmniej, o co chodzi. Nie powinniśmy raczyć naszego pupila kilogramem wątroby wołowej 7 dni w tygodniu, ale nie zaszkodzi, jeśli co jakiś czas ugotujemy kawałek w kaszy.
Podobnie ma się sprawa czekolady: wielu autorów krzyczy gromkim głosem, że ,,czekolada dla psa to śmierć, żadnej czekolady”, podczas gdy wiemy z praktyki, że gdyby tak było, to połowa znanych nam psów dawno powinna wędrować po lepszym świecie. Jak to więc jest w rzeczywistości? Substancją niebezpieczną dla psa jest zawarta w ziarnie kakaowym teobromina (związek podobny do kofeiny i o podobnie pobudzającym działaniu), która w organizmie psa bardzo wolno się rozkłada (ponad dobę; kofeina – około 3 godz). Przeciętna dawka śmiertelna dla psa waha się od 200 mg do 400 mg/kg masy ciała, ale już przy 100 mg mogą wystąpić bardzo poważne zaburzenia, z konwulsjami włącznie. W 100 g czekolady mlecznej zawartość teobrominy wynosi około 150 mg.
Tak więc byłoby to dużo dla ratlerka (chociaż raczej też jeszcze nie śmiertelne) ale z całą pewnością nie zaszkodziłoby 40 – kg rottweilerowi. Tak więc poczęstowanie naszego łasucha kawałkiem batonika czy herbatnikiem w polewie nie otruje go – problem tkwi w tym, żeby się sam przez przypadek nie poczęstował. Jeśli pozostawiony w domu zwierzak dobierze się do naszej zakamuflowanej urodzinowej bombonierki – oszczędzi nam jedynie paru centymetrów w biodrach, ale jeżeli natrafi na odłożone do wypieków 2 – 3 tabliczki gorzkiej czekolady (zawartość teobrominy 10 x wyższa niż w mlecznej) – może być z nim bardzo źle. Z tego też powodu powszechnie zaleca się unikania czekolady w menu psa – a od właściciela zależy, czy podejmie ryzyko zapoznania go z jej smakiem. Pit na wybiegu ma relatywnie mniejszą szansę na zdobycie śmiertelnej dawki tego smakołyku niż łakomy jamniczek u rodziny z dziećmi.
W podobny sposób analizujemy wszystkie uwagi i wskazówki; patrzymy przede wszystkim pod kątem naszego psa; jego wielkości, rasy, płci a przede wszystkim właściwości osobniczych, upodobań i przyzwyczajeń. Tak więc literaturę i dobre rady traktujmy z rozsądną rezerwą.
Wskazana ona jest zwłaszcza gdy dochodzi do delikatnej kwestii witamin i preparatów mineralnych. Chcemy jak najlepiej dla naszego psa ale pamiętajmy, że nadmiar szkodzi równie mocno jak niedobór. Jeżeli ma urozmaiconą dietę, bogatą w różne gatunki mięsa i warzyw, z reguły nie potrzebuje żadnych dodatków mineralnych, za wyjątkiem okresów szczególnie intensywnego wzrostu. Podawanie w nadmiarze różnorakich suplementów ,,na wszelki wypadek’’ nie jest obojętne dla zdrowia psa – dotyczy to zwłaszcza tak hojnie szafowanych preparatów wapniowych (może dojść do zaburzeń gospodarki fosforanowo – wapniowej).
Suplementacja składników mineralnych powinna odbywać się wyłącznie na zalecenie lekarza weterynarii i pod jego kontrolą, a nie dlatego, że ,,kolega to dawał i psu służyło’’. Jeżeli zwierzęciu brakuje jakichś składników – zwykle sygnalizuje to poprzez nienormalny apetyt: liże ziemię, kamienie czy zardzewiałe rury. To sygnał, że pora przeanalizować jego dietę, a jeśli to nie pomoże - złożyć wizytę weterynarzowi.
Jeśli nasz pies jest przyzwyczajony (a trzeba to robić od szczeniaka) do urozmaiconego żywienia, łatwiej jest nam zbilansować prawidłowo jego dawkę pokarmową. Dorosłe zwierzę znacznie gorzej znosi zmiany i może dojść do zaburzeń przewodu pokarmowego, gdy wprowadzimy nową paszę, np. na wniosek weterynarza.
Z tego też powodu, wcześniej czy później każdy właściciel staje przed pokusą: a może by tak sucha karma? W końcu po to została wymyślona, żeby ułatwić życie osobom, które nie znają się na żywieniu psów bądź nie mają na to czasu. Nie trzeba się martwić o składniki i ich bilansowanie, czego za dużo, czego za mało – od tego są fachowcy. Wszystko przygotowane, sprasowane w poręczny granulat, dawkowanie wypisane – sypiemy z worka do miski i gotowe. No, po prostu wash and go! Wystarczy wybrać najlepszą karmę i mamy raz na zawsze kłopot z głowy.
Przepis na znalezienie ,,tej najlepszej’’ nie jest skomplikowany. Odszukujemy psy pokrewnej lub tej samej rasy, żywione wyłącznie suchą karmą jednego producenta; jeżeli będą w wieku 15 –18 lat, zdrowe i w dobrej kondycji a rachunek od weterynarza będzie się składał głównie z opłat za szczepienia – karma nie jest zła. Proste, nieprawdaż?
Jest tylko jeden, mały problem – chyba nikt nie widział 18-letniego psa, karmionego wyłącznie suchą karmą. Przy tym ,,nowoczesnym’’ żywieniu jakoś trudno im dojść do wieku, który osiągają czworonogi na naturalnej bądź kombinowanej diecie. (W USA, kolebce pasz suchych, pies 7-letni uważany jest za starego!). W Polsce też coraz bardziej rozpowszechnia się pogląd, że ,,duże psy nie żyją długo” i jakoś nie widać, żeby robiło to wrażenie na hodowcach. Rzecz jasna, w kwestii długości życia punkty widzenia hodowców i właścicieli będą rozbieżne: hodowca chce mieć zbyt na szczenięta, właściciel chce mieć swojego psa jak najdłużej.
Czy więc zrezygnować z granulatów? Oczywiście, nie! Mają przecież wiele zalet. Przede wszystkim wspomniana wygoda, istotna zwłaszcza w lecie, gdy nie musimy się obawiać, że zepsuje się w wysokiej temperaturze. Stały i stabilny skład – cecha ważna szczególnie w podróży lub gdy zostawiamy naszego pupila pod czyjąś opieką – unikamy stresu żywieniowego. I z całą pewnością lepiej zbilansowany skład, niż zapewnili by niektórzy właściciele. Tak więc, choć nie jest to rozwiązanie optymalne, nie jest też takie złe.
Jednym z ważniejszych problemów, związanych z granulatami jest słabsza przyswajalność tłuszczów, co wynika głównie ze sposobu ich konserwacji i przechowywania. Ze względów ekonomicznych kupujemy większe worki paszy, która stoi otwarta przez 2-3 tygodnie. W tym czasie dochodzi do utlenienia znacznych ilości kwasów tłuszczowych (wystarczy powąchać karmę ze świeżo otworzonego worka i z jego końcówki – można wyczuć wyraźną różnicę), zmienia się przyswajalność składników i misternie zbilansowana karma pozostaje wspomnieniem. Co ciekawe, większość producentów nie fatyguje się zamieścić na opakowaniu wskazówki o sposobie przechowywania i terminie zachowania składu paszy po otwarciu worka.
Kolejnym problemem jest wielkość dawki suchej karmy – wynosi ona wagowo około 25 - 30 % ,,mokrej”, mała jest też jej objętość. Istnieje ryzyko, że pies zje jej za dużo, a jeśli ograniczymy mu porcje – będzie ciągle głodny i podkradał co się da. Szczególnie niebezpieczne są karmy, które producent zachwala jako ,,wysoko przyswajalne, ze znikomą ilością resztek”, czyli, że pies będzie pozostawiał mało odchodów. Zestawianie dawki pokarmowej pod kątem wielkości (a raczej małości) kupek, przeczy fizjologii i zdrowemu rozsądkowi; pomijając już drobiazg, że jest to prosta droga do schorzeń jelitowych. Albo więc potencjalny właściciel wcześniej przemyśli kwestię satysfakcjonującej go wielkości psich odchodów i stosownie do niej wybierze sobie odpowiednie zwierzę albo zdecyduje się na psa ,,z przyległościami". (A swoją drogą, byłby to niezmiernie ciekawy element charakterystyki ras, nie wspominając o pięknych zdjęciach w katalogach J
Brak jest danych o doświadczeniach na temat wpływu długotrwałego żywienia psów wyłącznie suchą karmą na ich zdrowie, natomiast wyniki 10-miesięcznych badań, przeprowadzonych w Instytucie Weterynarii AR we Wrocławiu przez Nicponia i wsp. wykazały gorszą przyswajalność pasz suchych (przy tym samym składzie co kontrolna ,,mokra’’) oraz zmiany mikroskopowe w śluzówce żołądka młodych (od 2 do 12 mies.) psów.
To może rzeczywiście odrzucić granulaty w obawie przed wizją owrzodzonego, zrakowaciałego żołądka naszego pupila? Chyba nie ma takiej potrzeby. Sucha karma to nie trucizna, a racjonalnie wykorzystywana może być dla nas prawdziwym wybawieniem. Możemy zastosować tzw. żywienie kombinowane, czyli kompromis między naturą a wygodą. Gdy mamy czas – gotujemy, w dni ,,pracowite” – granulat (plus ewentualnie nasze resztki – może być praktycznie wszystko, byle bez przypraw). Nie będzie też kłopotu, gdy będziemy musieli zostawić psa lub zabrać go na urlop. Nawet jak przez kilka tygodni będzie jadł ,,na sucho’’ – nic mu się nie stanie, nadrobi ewentualne niedobory po powrocie do normalnego żywienia. Jeśli natomiast pies zaczyna mieć problemy typu alergicznego – lepiej zapomnieć o granulatach.
Przy tym trybie żywienia możemy z powodzeniem wykorzystać tańszą, zwykle nieco gorszej jakości karmę. Odpowiednią ilość składników pokarmowych i tak dostarczymy w gotowanym jedzeniu, więc sprawdźmy jedynie, która będzie psu odpowiadać; mniej ważne są rewelacje na etykiecie. Pamiętajmy, że zwierzę to nie fabryka i nie wszystkie składniki musi dostać na raz a nawet jest to niewskazane; np. niektóre witaminy i minerały mogą hamować lub blokować przyswajanie innych. Dlatego skuteczność preparatów wieloskładnikowych typu ,,all in one’’ jest dużo niższa, niżby to wynikało z ich składu (o czym zapewne przekonał sie każdy, kto stosował dostępne w aptekach ,,kompleksy witaminowo – mineralno – enzymatyczno – Bóg wie jakie”, po których – teoretycznie - powinien przypominać skrzyżowanie Pameli Anderson i Rambo).
O prawidłowości stosowanego menu najlepiej świadczy wygląd i samopoczucie naszego pupila. Jeżeli jest żywy i energiczny, wygląda zdrowo i dobrze się czuje – to znak, że wszystko jest w porządku. Warto przy tym zaznaczyć, że łatwiej jest popełnić istotne błędy w żywieniu małych psów niż przedstawicieli większych, cięższych ras. Dotyczy to zwłaszcza ,,grzechów dietetycznych’’, czyli podawania niewskazanych przysmaków. Jak wspomniano wcześniej, w zasadzie mało jest takich pokarmów, których nie wolno jeść psom, ale – podobnie jak ludzi – obowiązuje je zasada: ,,co za dużo to niezdrowo”.
Problem w tym, że częstując naszego ukochanego czworonoga, zwykle stosujemy ,,ludzkie” kryteria wielkości porcji. Jeśli nasz piesek jest dorodnym, 50-kilogramowym nowofunlandem – nie ma większego problemu; kromka chleba z masłem i miodem (bo on tak bardzo lubi) zniknie bez śladu w przepastnym żołądku. Ale ta sama kromka w żołądku pekińczyka to zupełnie inna historia. Lepiej więc uważać i nie przesadzać ze szczodrością. Jeśli ktoś koniecznie musi wyładowywać nadmiar uczuć przez karmienie – doskonale do tego celu nadają się przedstawiciele płci męskiej ludzkiego gatunku.
Jeżeli więc chcemy, żeby nasz czworonożny towarzysz dożył w zdrowiu późnego wieku, pamiętajmy, że ,,szczypta rozsądku i garść umiaru to podstawa każdej zdrowej diety”.
Autor artykułu:
dr Ewa Walkowicz
------------------------------------------------------
A najgorsze jest to, że o ile w przypadku ludzi skłonni jesteśmy przyjąć do wiadomości zasady tzw piramidy żywieniowej, o tyle w przypadku psów tak naprawdę chyba niewiele wiemy.