Nasza kotka (Maciek) ma 1,5 roku. Znaleźliśmy ją jak miała ok 4 tygodni. 1,5 miesiąca temu przeszła bez żadnych problemów zabieg sterylizacji.
Od miesiąca mieliśmy generalny remont w domu (kawalerka). Kotka praktycznie przez cały remont przebywała u rodziny (wraz z nami). U rodziny także odbywał się remont, jednak ze względu na wielkość domu nie był on uciążliwy. Maciek tylko z początku czuł się niepewnie.
Do tej pory Maciek był kotem prawie idealnym - spokojnym pieszczochem, troszkę śpiochem, wtulakiem. Po kastracji sterylizacji zaczęły się poburkiwania oraz syczenie, jednak w sposób w pełni do opanowania za pomocą słów.
Podczas ostatnich dni remontu (układanie paneli i skręcanie mebli) kot przebywał ze mną w domu. Praktycznie cały czas spał, wykazując umiarkowane zainteresowanie - poza chwilą gdy "dostukiwałem" panele - wtedy burczała i syczała, jednak znowu komenda głosowa bez problemu załatwiła sprawę.
Problem pojawił się przy sprzątaniu, w pierwszą noc którą mieliśmy razem spędzić na nowym/starym mieszkaniu. Przez cały dzień był spokój, przy kolacji kot nagle dostał ataku furii, paniki, agresji, atakując żonę i mnie w sposób nie do opanowania. Zadał dość rozległe rany pazurami na nogach oraz dość boleśnie pogryzł moją rękę.
Pani weterynarz (która akurat była w lecznicy) podała nam tabletki "SEDALIN MITE/7 MG" które w jakiś sposób uspokoiły kota na tyle że zamknięty w łazience dał nam spać. Rano (ok. 4) wypuściliśmy kota - był spokojny, ale czujny. Położyła się w nogach i spała jak zawsze. Dopiero jak wstaliśmy i zaczęliśmy sprzątać - atak się powtórzył. U weterynarza kot zachowywał się spokojnie. Dostaliśmy klatkę metalową, mamy podawać te tabletki 3 razy dziennie, i na nowo wyznaczyć granice kotu. Przy podawaniu jedzenia mamy z nią rozmawiać ale nie mamy jej rozpieszczać, głaskać - chyba że sama tego chce.
Kot ma tam przebywać do czasu aż nie zaakceptuje sytuacji i nie stanie się dla nas bezpieczny. Weterynarz tłumaczy to zachowanie dość dużymi zmianami które zaszły w jej świecie i przekroczeniem granicy stresu/strachu, co powoduje agresję.
Przez pierwsze 2 dni jeszcze była agresywna, teraz wydaje nam się że zaczyna akceptować sytuację w klatce (fakt faktem że remont przerwaliśmy). Kot ma siedzieć w klatce jeszcze około tygodnia, w międzyczasie mamy przenosić klatkę do poszczególnych pomieszczeń żeby je zaakceptowała. Potem mamy ją wypuścić na około 20 minut, ale dalej ma przebywać w klatce. Kiedy stwierdzimy że jest zdecydowanie lepiej nastąpi zmiana leków na jakiś syrop.
Dziś chyba pierwszy dzień jest jako tako - my się uspokoiliśmy na tyle że nie obawiamy się już kota tak bardzo, kot natomiast nie atakuje klatki a jego zachowanie jest do opanowania stonowanymi komendami.
Maciek je, normalnie pije, korzysta z kuwety, wczoraj zaczął się myć. Zmiana kuwety w dniu wczorajszy skończyła się małą agresją, i dziś po prostu odpuszczamy to sobie.
Pytanie - czy taka zmiana w zachowaniu jest do opanowania, czy będzie konieczność dożywotniego podawania leków, czy może szukać innej metody. Czy takie zachowanie może powrócić czy też było spowodowane tylko tym nadmiernym poziomem stresu?
Na kocie nam zależy, na tym konkretnym
