Moi drodzy

,
żeby nie było tak, że my od razu byliśmy tacy mądrzy napiszę coś o sobie.
Jeszcze dwa lata temu, sama chciałam by moja kotka miała małe. 20 lat temu trafiła do nas czarna puchata kotka. Po jakimś czasie zamarzył nam się drugi kot (za dużo rąk czekających na swoją kolejkę do głaskania no i kotka miałaby towarzystwo). Ponieważ długowłose koty podobały mi się od zawsze, szukałam dla niej kawalera. Nie udało się (inne czasy, inne możliwości) a kotce lat przybywało i w końcu bałam się zaryzykować. Pozostało tylko dokocić się jakimś znajdą. I tu klapa całkowita. Tusia atakowała każde przyniesione do domu kocię. Pilnowanie i strofowanie jej kończyło się tym, że najpierw się obrażała, potem obsikiwała plecaki, torebki. Na koniec odmawiała jedzenia i robiła się agresywna w stosunku do dzieci. Poddałam się. Do końca swoich dni pozostała jedynaczką.
Po odejściu Tusi trafiła do nas Zuzia – niebieska półpersiczka. Niezależna i nietykalska pannica. A mnie tak brakowało przytulaśnego kota, mruczącego mi do ucha. Wydawało mi się, że macierzyństwo zmieni jej charakter, przy okazji dokocę siebie, swojego syna i siostrę (chętnych nie brakowało). Znowu zaczęłam szukać kociego kawalera, ale byłam wybredna (musiał być piękny i puchaty no i z normalnym noskiem) i nie skorzystałam z matrymonialnej oferty właścicielki płaskonosego persa. I przyznam szczerze, ze teraz bardzo żałuję. W dniu kiedy zginęła, byłaby w bardzo wysokiej ciąży albo już miałaby kocięta. Szaleństwa nie byłyby jej w głowie, a ja byłabym wtedy na pewno z nią.
Śmierć Zuzi to w domu był temat tabu. Zadręczałam się poczuciem winy. Nie potrafiłam wybaczyć synowi, który wtedy został w domu, bo inaczej nigdy nie zostawiłabym tego okna uchylonego. Pocieszenia szukałam w internecie. Czytałam o kotach, płakałam i tak w kółko. Już nigdy więcej kotów w domu i nigdy więcej rozstań z nimi. Ta lektura dała mi dużo więcej, niż tylko pocieszenie. Otworzyła mi oczy na wiele, wiele spraw. Pomogła mi się pozbierać i przełamać. No i dzięki netowi mam znowu puchate koty w domu, tym razem dwa za jednym zamachem.
Dobrze, że w tamtym czasie nie zabierałam głosu. Pewnie za swoje poglądy zostałabym od razu zlinczowana i być może nigdy więcej nie zajrzałabym na żadne forum.
Dlaczego o tym piszę, bo rozumię co czuje i czym się kieruje
Kicia7. Myślę jeszcze, że prawie każdego można uświadomić jaka jest sytuacja bezdomnych kotów i nakłonić do zmiany poglądów. Tylko drogi i metody są różne, tak jak różni są ludzie. Dlatego należy brać to pod uwagę, bo nie każda przynosi pożądany efekt.
Prawda jest taka, że nie w każdym mieście i nie na każdym osiedlu są stada bezdomnych kotów i dlatego nie każdy kociarz może być w 100% uświadomiony jak dramatyczny jest to problem.
Natomiast jaka jest sytuacja kotów w Anglii tego tak naprawdę nikt z nas dokładnie nie wie.
Znowu się rozpisałam 