Pytanie Twe brzmiało: "jak się żyje z takim niekastrowanym kociakiem".
Koty są niestety różnorodne. To by było tak, jakbyś się spytał: "jak to się żyje z takim niekastrowanym człowiekiem".
Mogę Ci opisać, jak wygląda to u mnie (mam niekastrowanego kocurka w wieku 10 miesięcy):
- wspólne, wieczorne spacery po 12 w nocy
- wyjątkowo duży ładunek słodyczy i afektu, kiedy przychodzę do domu (nie wiem, jak to możliwe, ale mam wrażenie że chociaż kot wie że jestem facet, to traktuje mnie jako mamę)
- raz na jakiś czas "bijemy się" na żarty. Kiedyś miałem po tym podrapane ręce, ale nauczyłem się robić to tak, że nic prawie nie widać. Czasem taka bójka na żarty robiła się trochę bardziej serio (ale dalej była to bójka na żarty)
- kot ma trochę własnych spraw, czasem wychodzi w nocy i nad ranem mam w łóżku zmęczonego mruczącego pluszaka. Widać, że ciężkie jest życie kocura
- znaczenia domu prawie nie ma. Za wyjątkiem przypadków, które opiszę poniżej. Czasem, raz na miesiąc może, kotu skapnie trochę po wyjściu z kuwety... Tego gruczołu zapachowego użył może 2-3 razy w domu, wygląda jednak na to (wbrew naukom deterministów

), że jest możliwość przekonania kota, że nie życzysz sobie znaczenia Twojego własnego terytorium;
- na zewnątrz kocur ma stały "marker zapachowy" przy oknie, którym wraca i wychodzi
- niestety... moje mieszkanie zdaje się być na terytorium lokalnego "królewicza podwórka", który raz nawet zapędził się za moim kocurem do domu. Nie pobiły się, ale musiałem prać firanki - widać mój kocur woli stosować zasady wojny psychologicznej i chemicznej, niż rozwiązania siłowe
- kuwetę mam zamykaną, trochę pachnie jak się wysiusia, ale rzadko z niej korzysta.
Moja rada: nie powinno się niekastrowanego "dachowca" zamykać w domu. Będzie to męka zarówno dla właściciela, jak i pupila.
Jeśli masz bezpieczną okolicę, spróbuj wyciągać kota na spacery - na początku używałem smyczy, ale jak tylko ustaliliśmy swoje zasady, smycz przestała być konieczna. Zasady są proste - trochę ja chodzę za nim, trochę on za mną, jak się znudzę, to idę do domu, a kot jak chce to wraca, a jak chce, zostaje
Ale jeśli okolicę masz niebezpieczną, np. mieszkasz przy ruchliwej drodze... a przy tym naprawdę boisz się wykastrować kota - może lepiej oddaj go komuś na wieś?
Pozdrawiam