Ja dosyć długo użerałam się ze smrodem kup mojego najmłodszego kota. Przylazł do nas skrajnie wychudzony, wręcz słaniający się na nogach i zarobaczony okrutnie (oprócz tego kaszlący, z cieknącym nosem, zaropiałymi oczami i rozwalonym kolanem, ale to inna historia). W każdym razie musiałam go kilkukrotnie odrobaczyć, bo robactwo szło dwoma końcami, odpaść, ale mimo dobrej suchej karmy marki X smród z kuwety dalej był okrutny. Do tego kocisko jadło więcej niż reszta, kupy były najpierw 3 a potem 2 razy na dobę (moje 2 pozostałe, od kociaka u mnie, załatwiają się 1 raz na dobę, bezwonnie, w ilościach takich, że to się zbiera 1 listkiem papieru toaletowego i wyrzuca do ubikacji) jasne, mega śmierdzące, konsystencji najpierw dość miękkiej i objętości sporej, potem takie już do zebrania w papierek, ale dalej wielkie, jasne i cuchnące. Zrobiliśmy badania krwi (alat, aspat, mocznik i kreatynina) i niby wszystko w normie, ale najwyraźniej trawienie nie było takie jak trzeba, do tego specyficzny zapaszek z pyska, jakby mu coś w przewodzie pokarmowym fermentowało (nie mylić z zapachem charakterystycznym dla mocznicy). Koniec końców wrzuciłam dziada na enzymy trzustkowe, do tego 1 rodzaj karmy premium z wysoką zawartością mięsa (skończyło się urozmaicanie diety), jako źródło węglowodanów w karmie tylko ryż i kukurydza (generalnie wolę te grain free, ale wszystkie 3 koty jedzą z 1 miski, a mój najstarszy 16 letni, ma po karmach bezzbożowych problem ze zbyt małą z kolei objętością kału i zaparciami)... w każdym razie najwyraźniej u tego akurat kociska problem leżał w tych poprutych przez robactwo jelitach i "walniętej" trzustce, która potrzebowała odpocząć. Możliwe, że wątroba też dostała w kość, chociaż po wynikach krwi tego niby nie było widać, bo kocisko zanim trafiło do mnie, widać było, że głodowało długi czas (nie potrafi polować), a wiadomo jak to się lubi kończyć.
Podejrzewam też, że Rysiaczek wcześniej przez długi czas był karmiony czymś tanim i mokrym (spory kamień nazębny, i szaleństwo radości na widok czegoś mokrego w misce), bo jak zrobiłam test z saszetką whiskasa, to kot zachowywał się jak narkoman któremu ktoś pokazał strzykawkę
![Evil or Very Mad :evil:](./../images/smilies/icon_evil.gif)
Także pewnie to dziadowskie wcześniejsze żarcie też zrobiło swoje.
Teraz już jakiś czas jesteśmy bez dodatkowych enzymów trawiennych, kupy są takie jakie być powinny i smród nie budzi w nocy i generalnie wygląda, że organizm jako tako doszedł do siebie (czyli po mniej więcej roku od kiedy Rysio jest z nami)
W każdym razie od wiosny nie zmieniam karmy, i wciąż obserwuję czy nie będzie zmian na gorsze i czy mimo odstawienia enzymów (już jakieś 2 miesiące nic nie dostaje) trawienie się nie pogorszy, a pod koniec roku zrobimy sobie znowu badania krwi, żeby looknąć, jak się chłopak miewa.
Ale wracając do tematu, myślę, że warto pokazać kocinę lekarzowi - i tak trzeba by ją parę razy odrobaczyć i zaszczepić.
Do tego sugerowałabym, ustawić kociaka na jakimś 1 rodzaju (przynajmniej na razie) dobrej jakościowo suchej karmie, żadnego mleka ani dostępnych w sklepach i marketach mleko-podobnych wynalazków (wartości odżywczej żadne, skład często niejasny, więc po jakie licho?). Jeśli już karma mokra to nie za często, 2-3 razy w tygodniu i to wyłącznie wysoko mięsne puszki/saszetki porządnych firm (prywatnie polecam Animondę, Evangers, Leonardo, Schesir, Stuzzy Cat, Almo Nature czy Applaws). I poobserwować, co się dzieje, to bardzo młody kociak, także zazwyczaj po 2-3-4 tygodniach widać efekty.