nerki, proszę o pomoc! kiedy pomóc odejść?

Dyskusje o chorobach, ich leczeniu, oraz profilaktyce.

Moderatorzy:Robert A., Jarek

SleepingSun
Posty:3463
Rejestracja:28 stycznia 2011, 23:19

20 kwietnia 2012, 14:54

zwracam się z pytaniem do osób, których koty chorowały na PNN. Mój kot choruje od roku, od paru dni gorzej się czuje. Kichał i prychał - myślałam że to dlatego. Wzięłam go do weterynarza, dostał zastrzyk antybiotyk z lekiem przeciwzapalnym. Zawsze po takim zestawie stawał na nogi. Po drugiej porcji penicyliny nie ma poprawy w zachowaniu. Wczoraj miał lepszą chwilę - wzięłam go przed blok - pogryzł trawkę, pogrzał się na słoneczku. Dziś już nie zwija się w kłębek. Wracając do domu znalazłam go przed szafą, pewnie chciał wejść ale nie miał siły. Po mimo tego je i pije. Czy to już ten moment, kiedy trzeba mu pomóc odejść?
Awatar użytkownika
Dardamell
Posty:1137
Rejestracja:20 września 2011, 19:04

20 kwietnia 2012, 15:15

.
Ostatnio zmieniony 26 stycznia 2013, 16:28 przez Dardamell, łącznie zmieniany 1 raz.
SleepingSun
Posty:3463
Rejestracja:28 stycznia 2011, 23:19

20 kwietnia 2012, 15:21

chyba poczekam do jutra... słyszałam że wolno wychodzące koty często tak robią. Może dlatego mój kot wczoraj chciał wyjść? Nie wiem co mam robić... Teraz się zwinął w kłębek w szafie... Skąd mam wiedzieć czy to nie przez przeziębienie tak się zachowuje? Nie chcę go znowu ślepego ciągnąć do weterynarza, bo to dla niego taki stres że sam go zabije... Nie chcę też za wcześnie mu zabrać życia. To jest okropne:(
Awatar użytkownika
Esme
Posty:882
Rejestracja:14 marca 2008, 19:53
Lokalizacja:Świnoujście

20 kwietnia 2012, 16:58

Strasznie się czyta coś takiego. Bardzo współczuję. :( Ja uśpiłam, jak koteczka leżała nad miską, chciała i nie mogła się napić, nawet z palca. I przestała chodzić do kuwety... :cry:
SleepingSun
Posty:3463
Rejestracja:28 stycznia 2011, 23:19

20 kwietnia 2012, 21:40

teraz wstał, poszedł do miski - zjadł, napił się. Poszedł do łazienki się załatwić. Pogonił psa parę razy i siedzi na komodzie. Nie wiem co mam myśleć. Znowu pękła mu żyłka w oku, a coraz gorzej to znosi. Jak robiłam mu zastrzyk to się zdenerwował i to wystarczyło, żeby całe oko zalała krew. To mogło spowodować takie zachowanie. Ale z drugiej strony długo to już trwa... Co ja mam zrobić?
Awatar użytkownika
Dardamell
Posty:1137
Rejestracja:20 września 2011, 19:04

20 kwietnia 2012, 21:53

.
Ostatnio zmieniony 26 stycznia 2013, 16:28 przez Dardamell, łącznie zmieniany 1 raz.
SleepingSun
Posty:3463
Rejestracja:28 stycznia 2011, 23:19

20 kwietnia 2012, 22:50

sika dużo i dużo pije. Cały dzień przespał, a jak wstał to wypił pół miski wody na raz, a do tego dałam mu trochę rosołu psiego. Jest z nami 17 lat, od kociaka. Od roku jego stan powoli się pogarsza. Zaczęło się od pękających żyłek w oczach. Poradzono nam dać temu spokój, przy okazji badania. Nerki, trzustka i stan zapalny. Nerki wiadomo - renal do końca. Trzustka wróciła do normy po 2 tygodniach. Niestety leukocyty nie spadły po kuracji antybiotykiem. Podejrzewano u niego nowotwór. Ze względu na wiek i to jak znosi wizyty w lecznicy, nie zdecydowaliśmy się ani na USG, ani na kroplówki. Z czasem żyłki coraz częściej pękały. Parę miesięcy temu stracił wzrok - najprawdopodobniej przez wysoki poziom mocznika. Od tygodnia przestał z nami sypiać i więcej czasu spędza w pozycji niekłębuszkowej (nie wiem jak to nazwać). Do tego kichał i prychał. U weta był w poniedziałek. Oczywiście żyłka w oku pękła. W czwartek ja mu dawałam zastrzyk i po mimo tego, że wyszło mi to bardzo szybko i zgrabnie - znowu oko ucierpiało. Nie podejmowaliśmy badań kardiologicznych z wiadomych względów. Teraz trzyma się na uboczu. W szafie, łazience. Być może tam gdzie nie ma psa. Być może tam gdzie nie ma nas. Muszę mieć pewność, że to nie z powodu oczu. Nie chcę żeby cierpiał, nie chcę się też bawić w boga i za wcześnie odebrać mu życie.

Najgorsze, że to jest okrutny indywidualista. Nie taki przytulak, jak inne koty. Głaskanie tylko kiedy sobie życzy, to samo z noszeniem. Dlatego ciężko mi teraz ocenić jego stan...

Wiem, że uśpienie go będzie okrutne. On nie daje się złapać weterynarzowi. Będzie walczył, gryzł. Nie chcę żeby tak żegnał się z życiem. Nie wiem co mam robić:(

Behemot, co za bajkowe imię. Z jednej z moich ulubionych książek. Czemu jesteś zła? Ona chciała oszczędzić Ci cierpienia...
Awatar użytkownika
Dardamell
Posty:1137
Rejestracja:20 września 2011, 19:04

20 kwietnia 2012, 23:27

.
Ostatnio zmieniony 26 stycznia 2013, 16:29 przez Dardamell, łącznie zmieniany 1 raz.
SleepingSun
Posty:3463
Rejestracja:28 stycznia 2011, 23:19

21 kwietnia 2012, 00:01

rozumiem tą niepewność... ja myślę, że dla zwierząt takie żegnanie się jest nienaturalne. One nie chcą żeby się nad nimi litować i tak dalej. Ale to tylko moje zdanie.

Z tym trzymaniem na uboczu to by się zgadzało. Ale tak się zachowywał za każdym razem jak pękały żyłki. Dlatego tak ciężko stwierdzić od czego to. Funio ma lekkie problemy z chodzeniem, no i te nieszczęsne oczy.

Najgorsze jest to, że mój kot mnie nie lubi. Traktuje mnie jak swoje osobiste łóżko, ewentualnie przyjdzie się poprzytulać jak reszta ludzi wyjedzie z domu na dłuższy czas. No i jak ma jakąś potrzebę, na przykład pustą miskę. Ironia, bo jestem właściwie jedyną osobą która dba o jego zdrowie: zabieram do weterynarza, pilnuję żeby zawsze było jedzenie w zapasie, żeby woda była w misce, a kuweta czysta. Zabieram na trawkę jak świeci słońce. Ale on tego nie wie. Po prostu nie lubi mojego towarzystwa. No i jeszcze jestem tą wredną suką co mu wbija igły w skórę.

Ja po prostu nie chcę, żeby go coś bardzo bolało... Nie chcę przekroczyć jakiejś magicznej granicy cierpienia. Tylko gdzie ta granica się znajduje?

17 to dużo, faktycznie. Każdy weterynarz na jakiego trafialiśmy to mówił. Że rzadko który kot dożywa takiego wieku. Ale kocica mojej babci żyła ponad 20 i zmarła we śnie, naturalnie. Przykro mi, że Twoja kotka żyła tak króciutko. Ale liczy się jakość, a na pewno miała z Tobą dobrze.
Seiti
Posty:3112
Rejestracja:03 lutego 2011, 10:58
Lokalizacja:Łódź

21 kwietnia 2012, 12:14

Przed Sheną wzięliśmy kotkę ze schroniska miała ok 2 mies. Okazało się, że jest chora. Wet stwierdził zapalenie górnych dróg oddechowych, jeździliśmy na kroplówki... któregoś dnia nie mogłam jej znaleźć. Weszła pod łóżko, kiedy wychodziłam, wtedy jeszcze do szkoły, żyła. Pamiętam ten moment do dzisiaj jak na jednej lekcji, po prostu odłożyłam długopis i powiedziałam do koleżanek:"mój kot nie żyje". Jechałam do domu z drżącymi rękoma. Babcia powiedziała że nie może jej znaleźć. Weszła głęboko pod rogówkę i tam umarła. Była u nas ok tygodnia, ale od tego momentu nie potrafię przywiązać się do kotów i mam straszne obawy przez braniem ich ze schroniska :(

Nie potrafię sobie wyobrazić Twojej dramatycznej sytuacji, ciężko jest tutaj coś doradzić. Być może szuka osamotnienia by umrzeć... przez 17 lat ma wspaniały dom.
SleepingSun
Posty:3463
Rejestracja:28 stycznia 2011, 23:19

21 kwietnia 2012, 13:54

dziś w nocy do mnie przyszedł, do łóżka. Pierwszy raz od kilku dni. Okręciłam mu kaloryfer, tak bardzo lubił koło niego się grzać. Poleżał chwilę, potem wlazł do mojej szafy. Pogrzebał, pokopał. Znowu do mnie wrócił. Potem zasnęłam. Rano już był przez kogoś wpuszczony do szafy w salonie. Nie tknął jedzenia, rosołu. Pił tylko wodę. Skorzystał z kuwety. Nie bardzo daje się dotykać. Jeśli nic się nie zmieni to nie będzie wyjścia. Ale muszę mieć pewność, że to na pewno już koniec i to będzie najlepsze wyjście.
lpiv
Posty:3
Rejestracja:29 kwietnia 2012, 22:07

01 maja 2012, 21:54

Witam

"kiedy pomóc odejść ?" - N i g d y ! Nie mamy prawa decydować w taki sposób o losie Kota. Ja mam wyrzuty sumienia i żal do siebie w odniesieniu do zainteresowań stanem zdrowia naszego Kota - co można i co należało uczynić by pomóc Kotu ; od zdiagnozowania mocznicy żył dwa lata - miał 17 lat gdy Nas opuścił. Ale gdy czytam lub słyszę jak ktos opowiada lub pisze o usypianiu to nie rozumiem tego

Jeśli uważasz ze możliwości pomocy dla Kota zostały wyczerpane to spróbuj być z Kotem - być przy nim by wiedział że z nim jesteś - by Kot czuł Twoja obecność - duchowo i fizycznie - i może w taki sposób ulżysz jego cierpieniu.

Pozdrowienia
Awatar użytkownika
dobbinka
Posty:1878
Rejestracja:13 listopada 2010, 19:52

01 maja 2012, 23:22

Nie zgadzam się. Moja matka nie pozwoliła uśpić suni z nowotworem. Powodowana tą wieczną nadzieją przedłużyła jej życie o dwa dni i była przy niej, gdy ta zwracała, miała drgawki i z bólu załatwiała się pod siebie ostatniej nocy. Po takim przeżyciu powiedziała, że żałuje, że nie oszczędziła jej tego cierpienia.

Nie odnoszę się do przypadku SleepingSun, bo trudno powiedzieć, kiedy jest ten moment, ta granica, za którą zwierze tylko cierpi. Podobne przeżycia miałam z moim szczurkiem. W końcu w drodze do weterynarza zeszła mi na rękach w paroksyzmach bólu. Wielkie mi miłosierdzie lpiv, chyba tylko, żeby mieć lepsze mniemanie o sobie i swojej wyższości moralnej.
mme
Posty:159
Rejestracja:31 grudnia 2008, 19:12
Lokalizacja:kraków

02 maja 2012, 13:54

Od kilku dni zadaję sobie to pytanie: kiedy pomóc odejść? Ja mam chorego psa ale w tej sytuacji to bez znaczenia czy cierpi kot, pies czy inny zwierzak.
Nie mam dylematów moralnych i nikomu nie zamierzam udowadniać "swojej wyższości moralnej", nie myślę juz nawet o sobie: jak się będę czuła, gdy pomogę psu odejść a jak kiedy tylko przedłużę cierpienia.. Jestem przygotowana na tę ostateczną decyzję; przedwczoraj już nawet byłam zdecydowana- w ostatniej chwili przed wejściem do gabinetu zmieniłam decyzję i poprosiłam lekarza o jeszcze jedną próbę poprawy samopoczucia psa. Nie zrobiłam tego dla siebie; prawdę mówiąc czuję, że dla mnie byłoby lepiej, gdyby to się już skończyło- od miesiąca czyli od dnia diagnozy choroby mojej suni przestałam normalnie funkcjonować w domu, w pracy. Teraz na szczęście mam wolny weekend; boję się wyjść z domu nawet na chwilę bez psa.
Przedwczoraj przez chwilę byłam pewna, że to jest ten moment kiedy można już tylko pomóc odejść- niewiele brakowało a finał byłby taki jak ze szczurkiem dobinki:-jechałam do weterynarza na kolejny zastrzyk leku, który miał być "ostatnią deską ratunku"; w samochodzie sunia bezwładnie zsunęła sie z fotela, wydawało się, że to już koniec. Ale przed przyjazdem do lecznicy pozbierała się a ja nie odważyłam się pozbawić jej szansy na kolejny dzień życia. OdWczoraj czuje się znacznie lepiej, co nie znaczy, że dobrze. Cały czas sie boję, że przyjdzie moment kiedy nie zdążę jej pomóc. Ale nie wiem, czy tylko przedłużam cierpienie o dzień, dwa a może tydzień, bo wciąż mam nadzieję na dni bez cierpienia.
Awatar użytkownika
dobbinka
Posty:1878
Rejestracja:13 listopada 2010, 19:52

02 maja 2012, 18:12

Bardzo Ci współczuję. Sytuacja bardzo trudna - kiedy się nadzieja miesza z troską, wyrzutami sumienia. Każda taka minimalna nawet poprawa zdrowia zwierzaka daje ogromny impuls, żeby odsunąć tak trudną i ostateczna decyzję. Uśpienie nie jest przecież po to, żeby nam było wygodniej, tylko po to, żeby zwierzaka już aż tak nie bolało. Najlepszą sytuacją jest odejście zwierza we śnie, spokojnie, ale nie zawsze tak jest. Trzymam kciuki za sunię i ciepło o Was myślę.
ODPOWIEDZ
  • Informacje
  • Kto jest online

    Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 9 gości