Czy to TYLKO wina właścicieli? Chyba nie do końca. Psy są jak dzieci - jedne układne, drugie charakterne. Problemem właściciela jest zrozumieć psa i dobrać tresurę pod jego charakter. A nie każdy bawi się w psiego psychologa, przeważnie pies w domu po prostu jest i już.
Kiedy miało się urodzić moje dziecko, zbierałam informacje od znajomych, jak tu przysposobić psa do nowego mieszkańca. No bo wiadomo, pies zazdrosny, pogryzie, zagryzie i zakopie w ogródku.
![Laughing :lol:](./../images/smilies/icon_lol.gif)
Jeden znajomy przypomniał sobie, że jego pies ( ON-ek) już przed urodzeniem dziecka na widok wyprawki (materacyk, łóżeczko itp.) zachowywał się agresywnie. Nie czekając na skutki po prostu znaleźli psiakowi dobry dom, wybierając mniejsze zło.
U mnie - wzorem znajomych psiarzy - dziecko i pies od małego pod kontrolą byli asymilowani. Na początku psina była smutna (spadła z piedestału jedynego pieszczocha w domu) jednak z czasem sytuacja się unormowała i dziecko stało się jednym z domowników, od którego można łatwo wyegzekwować smaczny kąsek. Od początku jednak pies nie wykazywał śladów agresji w stosunku do dziecka, nie był również karcony za zbliżenie się, obwąchanie czy polizanie.
CZY JESTEM PEWNA ŻE NIE UGRYZIE?
NIE !!! Bo to tylko pies. Nie ugryzie celowo, złośliwie. Jednak może się zdarzyć, że ugryzie - bo zostanie zaatakowany przez dziecko, zaskoczony itp. Już raz teściowa, siedząc obok psa nie upilnowała - "bo mała tak ładnie tuliła się pieskowi do brzucha"... i mało nie doszło do tragedii, kiedy dziecko w ten brzuch psa ugryzło. Naturalnym odruchem psa było wyszczerzenie zębów - z buzią minęły się o milimetry. A gdyby była konieczna interwencja lekarza? Moja nad wyraz spokojna psina trafiłaby na czołówki gazet jako "wściekły pies, który gryzie dzieci".
Inny przypadek: koleżanka miała dalmatyńczyka. Obecnie ma wyżła - oba przypadki rodowodowe, po tresurze ale w zastępstwie za wnuki rozpuszczone przez "babcię" jak dziadowski bicz. Niedawno koleżanka robiła podsumowanie, kogo ze znajomych dalmatyńczyk NIE ugryzł - okazało się, że praktycznie każdego poczęstował takim czy innym ale zawsze złośliwym kłapnięciem. Wyżeł - pomimo takich samych warunków wychowawczych - nie ugryzł nikogo.
Jak widać, nie do końca jest to wina właścicieli. To tak, jak zwalić na rodziców całe błoto za złe wychowanie dziecka. A jednak z jednego gniazda wychodzą i te dobrze wychowane i "czarne owce".
Inną sprawą jest nagłaśnianie przypadków pogryzienia przez media. Ale media zawsze będą szukać sensacji - jedyną radą jest prostowanie i uświadamianie ludzi, na czym polega "trzymanie" psa w domu.