Ciekawe czy u psów wykonuje sie dializę.
Bunia nadawalaby sie na taki zabieg..Ten wysoki poziom mocznika...
Współczuję Ci Gasparo.
Trzeba sie cieszyć z każdej chwili
Trzymajcie sie dzielnie
znowu linienie?
wykonuje się dializy otrzewnowe niestety ze względu na koszty , urazowość tego zabiegu nie widzę możliwości wykonywania tego przez kilka lat chyba, że wykona się przeszczep nerek.
Witaj Aniu!
Dziękuję, że o nas myślisz. To bardzo podtrzymuje na duchu, gdy ktoś o nas myśli i dobrze nam życzy.
Bunia wbrew wszelkim regułom trzyma się nieźle. Wieczorami chodzimy na 1,5 godzinny spacer i całkiem dobrze go znosi. Goni z dziećmi po łące, kąpie się w rzeczce i przychodzą jej nawet różne psikusy do głowy.
Powrót córek z kolonii dodał jej chęci do życia. Nie odstępuje ich na krok.
Powtarzamy badania co tydzię i niestety wyniki są coraz gorsze ( w poniedziałek mocznika było już 37). Tymbardziej jest to dla mnie niewiarygodne, że ona jest w takiej formie. Przy poziomie 20 była prawie umierająca, a teraz biega z dziećmi i zachęca do zabawy? Pan doktor powiedział, że to się zdarza, choć bardzo rzadko, że organizm potrafi sobie podnieść poziom wrażliwości na trucizny (można np przyzwyczaić się do cyjanku, jeśli stopniowo jest wprowadzany do organizmu). I Bunia jest właśnie takim oryginałem, który zrobi wszystko, żeby żyć.
Apetyt ma ogromny, ciągle jest głodna, ale pewnie dlatego, że to jedzenie jest bardzo jałowe (ilość mięsa ograniczyliśmy już do 150 gr na dobę). Nie chce wogóle pić, wody nawet nie powącha. Dlatego jedzenie rozdzieliliśmy na 4 posiłki i dostaje je pół na pół z wodą. Jakoś trzeba jej te płyny przemycić.
Dzieciaki skrupulatnie zliczają, ile razy sikała w ciągu dnia, żebyśmy nie przegapili zatrzymania moczu. Zaczynamy sie przyzwyczajać do nowej sytuacji, nowego rytmu. Córki mają już świadomość, że Buni nie da się wyleczyć, ale choć na początku były tym przerażone, teraz, gdy jej stan zaprzecza wszystkiemu, cieszą się każdym dniem z Bunią i bardzo pozytywnie potrzą w przyszłość.
Zastanawialiśmy sie , czy nie odwołać naszych wakacji w Borach Tucholskich, ale ostatecznie podjęliśmy decyzję, że jeśli stan Buni się nie zmieni, jedziemy (oczywiście z psiną). Niech użyje życia ile się da. Pojedziemy z instrukcjami od lekarza, co robić w każdym możliwym wariancie sytuacji, kiedy, jakie leki, w jakich dawkach itp. Tam jest w okolicy weterynarz (co prawda taki bardziej od koni i krów), ale jeżeli przyjedziemy z instrukcjami od naszego, to sobie poradzimy.
Bardzo bym chciała, żebyśmy wrócili trzy tygodnie później w komplecie do Krakowa.
Tak więc w poniedziałek powtarzamy badania, bierzemy recepty "na zapas" , zapisujemy wszelkie instrukcje i zaczynamy pakowanie.
Pozdrawiamy serdecznie. Odezwiemy sie na pewno po powrocie.
P.S. Mieszkamy w Bieżanowie.
Dziękuję, że o nas myślisz. To bardzo podtrzymuje na duchu, gdy ktoś o nas myśli i dobrze nam życzy.
Bunia wbrew wszelkim regułom trzyma się nieźle. Wieczorami chodzimy na 1,5 godzinny spacer i całkiem dobrze go znosi. Goni z dziećmi po łące, kąpie się w rzeczce i przychodzą jej nawet różne psikusy do głowy.
Powrót córek z kolonii dodał jej chęci do życia. Nie odstępuje ich na krok.
Powtarzamy badania co tydzię i niestety wyniki są coraz gorsze ( w poniedziałek mocznika było już 37). Tymbardziej jest to dla mnie niewiarygodne, że ona jest w takiej formie. Przy poziomie 20 była prawie umierająca, a teraz biega z dziećmi i zachęca do zabawy? Pan doktor powiedział, że to się zdarza, choć bardzo rzadko, że organizm potrafi sobie podnieść poziom wrażliwości na trucizny (można np przyzwyczaić się do cyjanku, jeśli stopniowo jest wprowadzany do organizmu). I Bunia jest właśnie takim oryginałem, który zrobi wszystko, żeby żyć.
Apetyt ma ogromny, ciągle jest głodna, ale pewnie dlatego, że to jedzenie jest bardzo jałowe (ilość mięsa ograniczyliśmy już do 150 gr na dobę). Nie chce wogóle pić, wody nawet nie powącha. Dlatego jedzenie rozdzieliliśmy na 4 posiłki i dostaje je pół na pół z wodą. Jakoś trzeba jej te płyny przemycić.
Dzieciaki skrupulatnie zliczają, ile razy sikała w ciągu dnia, żebyśmy nie przegapili zatrzymania moczu. Zaczynamy sie przyzwyczajać do nowej sytuacji, nowego rytmu. Córki mają już świadomość, że Buni nie da się wyleczyć, ale choć na początku były tym przerażone, teraz, gdy jej stan zaprzecza wszystkiemu, cieszą się każdym dniem z Bunią i bardzo pozytywnie potrzą w przyszłość.
Zastanawialiśmy sie , czy nie odwołać naszych wakacji w Borach Tucholskich, ale ostatecznie podjęliśmy decyzję, że jeśli stan Buni się nie zmieni, jedziemy (oczywiście z psiną). Niech użyje życia ile się da. Pojedziemy z instrukcjami od lekarza, co robić w każdym możliwym wariancie sytuacji, kiedy, jakie leki, w jakich dawkach itp. Tam jest w okolicy weterynarz (co prawda taki bardziej od koni i krów), ale jeżeli przyjedziemy z instrukcjami od naszego, to sobie poradzimy.
Bardzo bym chciała, żebyśmy wrócili trzy tygodnie później w komplecie do Krakowa.
Tak więc w poniedziałek powtarzamy badania, bierzemy recepty "na zapas" , zapisujemy wszelkie instrukcje i zaczynamy pakowanie.
Pozdrawiamy serdecznie. Odezwiemy sie na pewno po powrocie.
P.S. Mieszkamy w Bieżanowie.
Huraaa!!!!!! Mocznik spadł do poziomu 25. Wiem, że to i tak dużo za dużo, ale zawsze ładniej wygląda niż 37. Bardzo się cieszymy. Myślę, że Ipatikine, którą psina dostaje od tygodnia trochę pomogła. Znowu jaśniej w duszy!
Pozdrawiam wszystkich trzymających za Bunię kciuki.[/b]
Pozdrawiam wszystkich trzymających za Bunię kciuki.[/b]
Cześć! Właśnie dorwałam się do ośrodkowego komputera, bo mały śpi w przerwie między ćwiczeniami, a Bunia oczywiście śpi razem z nim.
Psina tzyma się nieźle, bardzo jej się tu podoba, Spędzamy mnóstwo czasu w lesie, jęździmy na rowerach i pies ma sporo energii. Bardzo jej się podoba, że tyle tu dzieci, a wszyscy w ośrodku ją bardzo polubili ( to ośrodek rehabilitacyjny dla dzieci). Zachwyconym wzrokiem przygląda się koniom. choć wie, że nie wolno jej się do nich zbliżać.
Niestety zaraz pierwszego dnia napadł na nią miejscowy pies i pogryzł ją. Większość ran, to zwykłe zadrapania, ale jedna była głęboka, znaleźliśmy weta, który ją pozszywał, ale dziś zaczęła lać się z rany ropa. Czekam właśnie na odpowiedź Pana Jarka, co dalej z tą raną robić.
Pozdrawiam serdecznie. A Bory Tucholskie są cudne!!!!
Psina tzyma się nieźle, bardzo jej się tu podoba, Spędzamy mnóstwo czasu w lesie, jęździmy na rowerach i pies ma sporo energii. Bardzo jej się podoba, że tyle tu dzieci, a wszyscy w ośrodku ją bardzo polubili ( to ośrodek rehabilitacyjny dla dzieci). Zachwyconym wzrokiem przygląda się koniom. choć wie, że nie wolno jej się do nich zbliżać.
Niestety zaraz pierwszego dnia napadł na nią miejscowy pies i pogryzł ją. Większość ran, to zwykłe zadrapania, ale jedna była głęboka, znaleźliśmy weta, który ją pozszywał, ale dziś zaczęła lać się z rany ropa. Czekam właśnie na odpowiedź Pana Jarka, co dalej z tą raną robić.
Pozdrawiam serdecznie. A Bory Tucholskie są cudne!!!!
Bory to najcudowniejsze miejsce na naszej planecie. To miód na serca wielkomiejskie.
Witam po wakacjach!
Choć jesteśmy w Krakowie dopiero 5 dni, już tęsknimy za Borami.
Tak nam się podobało, że zarezerwowaliśmy już na następny rok - oczywiście z psem, a kierowniczka ośrodka powiedziała, że nie chce słyszeć o tym, że przyjedziemy bez Buni. Więc psina nie ma innego wyjścia, jak trzymać się mocno i chorobie nie dać.
Mocznik się ustabilizował - tzn utrzymuje sie na poziomie 26. Ale apetyt jest, siusiu też, a psina całkiem nieźle funkcjonuje. Choć mam wrażenie, że straciła trochę swój rezon po powrocie do Krakowa i zaczęła znów więcej spać. Zaczęły się też pojawiać problemy natury żołądkowo - jelitowej (tzn. wzdęcia, odbijania, pojedyncze incydenty z wymiotami co kilka dni) i nie wiem, czy to poprostu ma jakąś niestrawność, czy to może mieć związek z zatruciem mocznikiem - coś mi się zdaje, że gdzieś czytałam, że utrzymująca się niewydolność nerek może prowadzić również do uszkodzenia śluzówek w przewodzie pokarmowym. Panie Jarku - dobrze myślę? I jak mogę złagodzić taki problemy?
Pozdrawiam wszystkich.
Choć jesteśmy w Krakowie dopiero 5 dni, już tęsknimy za Borami.
Tak nam się podobało, że zarezerwowaliśmy już na następny rok - oczywiście z psem, a kierowniczka ośrodka powiedziała, że nie chce słyszeć o tym, że przyjedziemy bez Buni. Więc psina nie ma innego wyjścia, jak trzymać się mocno i chorobie nie dać.
Mocznik się ustabilizował - tzn utrzymuje sie na poziomie 26. Ale apetyt jest, siusiu też, a psina całkiem nieźle funkcjonuje. Choć mam wrażenie, że straciła trochę swój rezon po powrocie do Krakowa i zaczęła znów więcej spać. Zaczęły się też pojawiać problemy natury żołądkowo - jelitowej (tzn. wzdęcia, odbijania, pojedyncze incydenty z wymiotami co kilka dni) i nie wiem, czy to poprostu ma jakąś niestrawność, czy to może mieć związek z zatruciem mocznikiem - coś mi się zdaje, że gdzieś czytałam, że utrzymująca się niewydolność nerek może prowadzić również do uszkodzenia śluzówek w przewodzie pokarmowym. Panie Jarku - dobrze myślę? I jak mogę złagodzić taki problemy?
Pozdrawiam wszystkich.
-
- Informacje
-
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 55 gości