Jak sobie poradzić po stracie psa.....
Wiem:( Tez sobie to ciągle powtarzam. Ze moj skarb nie chciałby widziec mnie smutnej i zaplakanej ale jak to zrobić. Kazda mysl o nim sprawia ze lzy same plyna z oczu.Byl taki kochany i cudowny.Największe szczęście jakie mnie w życiu spotkalo to wlasnie On. Nusia13 jesli chodzi o jakies zorganizowanie sobie czasu zeby nie myslec to niestety ale wyglada to tak ze moj chłopak ciagle jest w pracy, najblizsza mi przyjaciolka wyjechala za granicę, kolejna ma maultkie dziecko i na nic teraz nie ma czasu i niestety nie mam co zrobic ze sobą. Czesto odwiedzam dziadka bo mieszka niedaleko.Ma 2 pieski z ktorymi sie bawię ale i to czasem sprawia jakiegos rodzaju smutek chociaz bardzo bardzo je lubie i sa wspaniale.Patrzac na nie przypomina mi sie poprostu moj Kubuś:( i zadaje sobie pytanie dlaczego musialo nas to spotkac;( Tak bardzo zazdroszcze wszystkim ktorzy maja przy sobie swoje cudeńka. Nawet gdy widze ludzi z pieskami na smyczy to chce mi sie wyc.To moze chore ale bol sprawia mi nawet widok karmy dla piesków w sklepie:( i to ze juz nie mam komu jej kupic:( Boze.. wiem ze to moze jest juz paranoja ale wszystko mi go w jakis sposob przypomina:(( nic nie moge na to poradzić:( Jedyne co mnie pociesza to wiara w to ze te nasze perelki sa gdzies na gorze w cudownym swiecie i sa tam nieszczęśliwsze.Ze niczego im tam nie brakuje i zaden bol i cierpienie tam ich nigdy nie spotka.Wierze tez w to ze sie tam wszyscy spotkamy. Tylko te mysli dodaja mi teraz sily
Niestety narazie nie potrafie myslec o nowym piesku.Poprostu nie umiem:( Mamy duze podworko i zawsze byl Kubuś, pilnował i tyle radości przynosił. Mamy tez kotki.Bylo tak wesolo... Teraz to nie ten dom i nie to podworko:( wszedzie cicho i smutno. Stoi pusty fotel na ktorym sobie spal.Serce sciska jak tylko na niego spojrze.Miseczka z woda dalej stoi na przy szopie bo jakos nie potrafimy jej wyrzucić.Narazie ani ja ani rodzice nie chcemy nowego pieska bo ciagle jest w sercu bol po tamtym i jakos tak postanowilismy ze narazie bedzie tak jak jest...Wiem ze mogloby to pomoc w jakis sposob.Nowy piesek by napewno nas rozweselil .Napewno nie zastapilby Kubusia ale byłby i tez by dawal radosc.Moze przyjdzie taki dzien ze sie cos zmieni i zaadoptujemy jakiegoś pieseczka.Narazie jednak jeszcze nie umiem myslec o tym:( u Ciebie kaju ile czasu minelo? Mozesz przypomnieć
Witam wszystkich .
Widzę że doszło dużo wpisów .
Bardzo współczuję wszystkim i łącze się w bólu.
Te forum bardzo pomaga , dużo moich myśli przelałam tu ...a osobiście nie powiedziałam nikomu.
Piszę na tym forum wszystko tak jak czuję i nie muszę udawać , jak to robię przy niektórych osobach.
cysia92 musisz być silna i my wszyscy , mieliśmy wielkie szczęście mając taki wspaniałe psiaczki ❤
Dobranoc mam nadzieję, że dziś nam się przyśnią jak są szczęśliwe ....za tęczowym mostem ❤
Widzę że doszło dużo wpisów .
Bardzo współczuję wszystkim i łącze się w bólu.
Te forum bardzo pomaga , dużo moich myśli przelałam tu ...a osobiście nie powiedziałam nikomu.
Piszę na tym forum wszystko tak jak czuję i nie muszę udawać , jak to robię przy niektórych osobach.
cysia92 musisz być silna i my wszyscy , mieliśmy wielkie szczęście mając taki wspaniałe psiaczki ❤
Dobranoc mam nadzieję, że dziś nam się przyśnią jak są szczęśliwe ....za tęczowym mostem ❤
Witam serdecznie.
11.10 musiałam pomóc odejść mojej 10 letniej towarzyszce życia, na dobre i złe. Ona zawsze była obok mnie, bez względu na wszystko, trwała przy mnie, a ja w ostatnich miesiącach jej życia nie poświęcałam jej za dużo uwagi. Do lipca tego roku moja Diba była pełna życia, energii, uwielbiałą spacery, ganiała za kijkiem. W sierpniu zaczęła utykać na lewą nóżkę, pomyślałam, że starość się zbliża, ale pojechałam do weta, dostała leki. Niestety zaczęło się pogarszać, noga straciła miesięń, ale Dibka nadal hasała. Ciągle ten sam wet, rozkładali ręcę, robili prześwietlenia niby ok. Ale mój wielkolud słabł. W dzień śmierci pojechałam do innego weta szukałam ratunku, noga napuchła, Diba ciagle piła, była osowiała. Wet uśpił ją, zrobił wszelkie badania i okazało się, ze toczło ją raczysko kości. Jedna była całkiem zjedzona. Zapytał czy chcę ją wybudzić ale to kwestia czasu aż zaczną jej się łamać kości. Powiedziałam tylko, że nie chcę aby cierpiałą, że z nią będę, ale nie pozwolę jej cierpieć. Ona chciała żyć dla mnie mimo bólu, wiedziałam to, ona by dla mnie się czołgała machając ogonkiem, ale bolałoby ją...
Mam straszne wyrzuty sumienia, że jej poświecałam mało czasu. Ona była taką jęczydupką, kiedy byłąm w poblizu to ciągle jęczała, że mam ją zabrać, ze chce byc ciągle blisko. A ja pracowałam, ostatnio miałam problemy osobiste, doszła depresja, byłam gdzieś obok siebie, skupiona na sobie nie na niej. Jej choroba też mnie przybiła, nie miałam energii. Mam wyrzuty, że mogłam ją wybudzić z narkozy i pomóc odejść w domu, dac jej czas na pożegnanie, wiem, że miałaby siłe...
Teraz zostałam sama i oddałabym wszystko, ze cofnąć czas i dać jej tyle siebie ile ona potrzebowała...
11.10 musiałam pomóc odejść mojej 10 letniej towarzyszce życia, na dobre i złe. Ona zawsze była obok mnie, bez względu na wszystko, trwała przy mnie, a ja w ostatnich miesiącach jej życia nie poświęcałam jej za dużo uwagi. Do lipca tego roku moja Diba była pełna życia, energii, uwielbiałą spacery, ganiała za kijkiem. W sierpniu zaczęła utykać na lewą nóżkę, pomyślałam, że starość się zbliża, ale pojechałam do weta, dostała leki. Niestety zaczęło się pogarszać, noga straciła miesięń, ale Dibka nadal hasała. Ciągle ten sam wet, rozkładali ręcę, robili prześwietlenia niby ok. Ale mój wielkolud słabł. W dzień śmierci pojechałam do innego weta szukałam ratunku, noga napuchła, Diba ciagle piła, była osowiała. Wet uśpił ją, zrobił wszelkie badania i okazało się, ze toczło ją raczysko kości. Jedna była całkiem zjedzona. Zapytał czy chcę ją wybudzić ale to kwestia czasu aż zaczną jej się łamać kości. Powiedziałam tylko, że nie chcę aby cierpiałą, że z nią będę, ale nie pozwolę jej cierpieć. Ona chciała żyć dla mnie mimo bólu, wiedziałam to, ona by dla mnie się czołgała machając ogonkiem, ale bolałoby ją...
Mam straszne wyrzuty sumienia, że jej poświecałam mało czasu. Ona była taką jęczydupką, kiedy byłąm w poblizu to ciągle jęczała, że mam ją zabrać, ze chce byc ciągle blisko. A ja pracowałam, ostatnio miałam problemy osobiste, doszła depresja, byłam gdzieś obok siebie, skupiona na sobie nie na niej. Jej choroba też mnie przybiła, nie miałam energii. Mam wyrzuty, że mogłam ją wybudzić z narkozy i pomóc odejść w domu, dac jej czas na pożegnanie, wiem, że miałaby siłe...
Teraz zostałam sama i oddałabym wszystko, ze cofnąć czas i dać jej tyle siebie ile ona potrzebowała...
Dziś mijają dwa tygodnie. Jakoś dochodzę do siebie. Klamka zapadła, jedziemy dziś do chodowli, mam wątpliwości, ale zobaczymy co będzie. Mam po prostu dość tego cierpienia, choćbym zaklinała rzeczywistość czasu nie cofnę. Tęsknię bardzo.
Witam
Mam na imie Marta i 11.10 moje serce umarlo wraz z odejsciem mojej 10 letniej przyjaciolki.
Nie wiem jeszcze co i jak mam pisac, czuje pustke, cisze i niewyobrazalna teaknote.
Tego feralnegi dnia bylam pelna nadziei ona tez miala lepszy dzien, skakala merdala ogonkiem. Kochana...
Od trzech miesiecy zylam w zawieszeniu, zaczelo sie od utykania na tylna lapke, badania, leki, tlumaczenie ze to wiek itp. Lapka puchla, sunia zaczela popiskiwac. To byl twardy pies, amstaff, nigdy w zyciu nie zapiszczala z bolu, wiec wiedzialam ze cos jest nie tak. Stala sie osowiala, taka jakby inna, zaczela inaczej pachniec, wszystko robila tylko zeby mnie zadowolic.
W dzien jej odejscia jechalam na konsultacje do innegi weta. Bala sie bo zawsze byla tchorzem ale i tak byla taka zywotna, lapa juz zle wygladala... ale ja wierzylam. Narkoza, usg, przeswietlenie. Rak kosci, skutkiem zerwane wiezadla, rozsypujaca sie kosc... nie wybudzalam jej, pozwolilam odejsc w moich ramionach, do konca, calujac jej pyszczek i lapki.
Nie zaluje tej decyzji, nie chcialam by cierpiala. Zaluje ze nie bylam jej godna, ze ja emocjonalnie zaniedbywalam, ze za mna tesknila, ze nie docenialam zycia z nia, ze bylam szorstka, ze nie kochalam jej tak jak ona chciala. Ostatnio mialam problemy osobiste, ona byla obok, a ja skupialam sie na sobie, nie bedac na 100 procent z nia.
Moja wiadomosc jest chaotyczna ale narazie tak sie czuje...
Mam na imie Marta i 11.10 moje serce umarlo wraz z odejsciem mojej 10 letniej przyjaciolki.
Nie wiem jeszcze co i jak mam pisac, czuje pustke, cisze i niewyobrazalna teaknote.
Tego feralnegi dnia bylam pelna nadziei ona tez miala lepszy dzien, skakala merdala ogonkiem. Kochana...
Od trzech miesiecy zylam w zawieszeniu, zaczelo sie od utykania na tylna lapke, badania, leki, tlumaczenie ze to wiek itp. Lapka puchla, sunia zaczela popiskiwac. To byl twardy pies, amstaff, nigdy w zyciu nie zapiszczala z bolu, wiec wiedzialam ze cos jest nie tak. Stala sie osowiala, taka jakby inna, zaczela inaczej pachniec, wszystko robila tylko zeby mnie zadowolic.
W dzien jej odejscia jechalam na konsultacje do innegi weta. Bala sie bo zawsze byla tchorzem ale i tak byla taka zywotna, lapa juz zle wygladala... ale ja wierzylam. Narkoza, usg, przeswietlenie. Rak kosci, skutkiem zerwane wiezadla, rozsypujaca sie kosc... nie wybudzalam jej, pozwolilam odejsc w moich ramionach, do konca, calujac jej pyszczek i lapki.
Nie zaluje tej decyzji, nie chcialam by cierpiala. Zaluje ze nie bylam jej godna, ze ja emocjonalnie zaniedbywalam, ze za mna tesknila, ze nie docenialam zycia z nia, ze bylam szorstka, ze nie kochalam jej tak jak ona chciala. Ostatnio mialam problemy osobiste, ona byla obok, a ja skupialam sie na sobie, nie bedac na 100 procent z nia.
Moja wiadomosc jest chaotyczna ale narazie tak sie czuje...
Marta, bardzo współczuję. Nie zarzucaj sobie, że nie kochałaś jej dostatecznie mocno, bo ona na pewno czuła się kochana. Zawsze w takiej sytuacji wydaje nam się, że możnabyło bardziej, mocniej, więcej, częściej itp., ale to po prostu nie ma sensu. Piszesz, że Twoja psinka była twarda, teraz Ty musisz być silna, żeby to jakoś przetrwać.
To jest niestety tak, że nasze zwierzaki nie potrafią nam powiedzieć co im dolega i do weterynarza trafiamy, kiedy niewiele już można zrobić. To smutne...Pozdrawiam ciepło i życzę dużo siły psychicznej.
To jest niestety tak, że nasze zwierzaki nie potrafią nam powiedzieć co im dolega i do weterynarza trafiamy, kiedy niewiele już można zrobić. To smutne...Pozdrawiam ciepło i życzę dużo siły psychicznej.
Ciesze sie że znalazlam to forum, ale nie ciesze sie źe nasi przyjaciele już przeszli na druga stronę.
Ja nie moge sobie poradzic teraz z ogromnymi wyrzutami sumienia że w porę mocniej nie zareagowalam. Ale moja Dibcia do ostatniech chwili , na trzech łapach ładowała sie do auta na spacery, czekała aż jej podniosę dupke. Mam żal do weta do którego zawsze chodzilyśmy, że tak nas zwodził, źle wykonał rtg, mowił że to może być neurologiczne, wysylał na konsultacje... a stan sie pogarszał. Gdyby moja sunia nie uderzyła się, z mojej winy niestety i łapa nie wypełniła sie limfa a ona dostała gorączki, pewnie rak toczyłby ja dalej. Od tego momentu straciła siły, tylko piła i spała. A ja dzien przed jej smiercia byłam cały dzień w pracy, a ona grzecznie czekała w domu, chociaż tego dnia było jakoś dziwnie. Gdy przyjechałam to nie usłyszałam jej wycia, nie zobaczyłam jej mordki w drzwiach, gdy weszłam po prostu leźała, zamerdała tylko ogonkiem i poczłapała za mną do pokoju i położyła sie na legowisku. Juz od tygodnia nie właziła na łóżko bo ja bolało. Źałuję, źe ostatniej nocy z nia nie spałam, ale myślałam, że mamy czas... jej uśmiechnięty pysk, miodowe oczy... widziałam jak gasły. Wszystko sie tak szybko potoczyło
Ja nie moge sobie poradzic teraz z ogromnymi wyrzutami sumienia że w porę mocniej nie zareagowalam. Ale moja Dibcia do ostatniech chwili , na trzech łapach ładowała sie do auta na spacery, czekała aż jej podniosę dupke. Mam żal do weta do którego zawsze chodzilyśmy, że tak nas zwodził, źle wykonał rtg, mowił że to może być neurologiczne, wysylał na konsultacje... a stan sie pogarszał. Gdyby moja sunia nie uderzyła się, z mojej winy niestety i łapa nie wypełniła sie limfa a ona dostała gorączki, pewnie rak toczyłby ja dalej. Od tego momentu straciła siły, tylko piła i spała. A ja dzien przed jej smiercia byłam cały dzień w pracy, a ona grzecznie czekała w domu, chociaż tego dnia było jakoś dziwnie. Gdy przyjechałam to nie usłyszałam jej wycia, nie zobaczyłam jej mordki w drzwiach, gdy weszłam po prostu leźała, zamerdała tylko ogonkiem i poczłapała za mną do pokoju i położyła sie na legowisku. Juz od tygodnia nie właziła na łóżko bo ja bolało. Źałuję, źe ostatniej nocy z nia nie spałam, ale myślałam, że mamy czas... jej uśmiechnięty pysk, miodowe oczy... widziałam jak gasły. Wszystko sie tak szybko potoczyło
-
- Posty:1
- Rejestracja:19 października 2018, 13:49
ja swojego bernardyna Airona straciłam 4 miesiace temu ,miał 11 lat ale to i tak za krótko .nie umiem sobie poradzic dzis mi sie przyśnil ,weszłam do jakiegos domu gdzie było duzo psów inne sie bawiły a on lezał i patrzyl na mnie podeszłam do niego wysciskałam a on tak smutno patrzył powiedziałam do niego idz pobiegaj z innymi psami a on powiedział nie poczekam na Ciebie i jutro razem poijdziemy na spacer ,obudziąlm sie w tym momencie zaczełam go szukac wzrokiem ale to byl tylko sen .............................
Czytam codziennie to forum i jest mi lzej, bo wiem że moje uczucia sa hak najbardziej normalne. Zaczynam sie wkurzac tym, że jej zapach ulatuje, siersc znika z podlóg, a tak mnie to wcześniej irytowało. Mój pies był zawsze, po rozwodzie, po śmierci dwóch najbliźszych osób, podczas licznych przeprowadzek. Ani na moment nie pomyślałam, żeby ja oddać, zostawić, mimo różnych życiowych problemów zawsze musiałam wrócić do domu, wstać rano, mieć siłe by źyć bo kto by się nią zajął. Zawsze myślałam źe to obowiązek, wkurzałam się, a dzisiaj nie mam żadnej motywacji do życia... naprawdę. Minął tydzień a ja co chwilę wącham jej kocyk i zastanawiam się dlaczego...
MartaD10 tak, Twoje uczucia sa jak najbardziej normalne.Nasze cierpienia, lzy i smutek sa oznaką tego jak bardzo kochalismy nasze cudowne pieski. U mnie minelo 5 miesiecy a nadal strasznie cierpię. Sa lepsze i gorsze dni. Zauważyłam ze musze byc z kims wtedy jest mi lepiej. Kiedy jestem sama ciagle o tym wszystkim myślę. Najgorzej jest rano i wieczorem:( W nocy ze smutkiem zamykam oczy i marzę o tym by mi sie przyśnil by chociaz tam móc go wyprzytulac jeszcze raz.Rano wstaje i dociera do mnie odrazu ta straszna myśl...Nie mam nawet ochoty sie podniesc i zyc:( Mam tez wyrzuty sumienia bo nie bylam z moim skarbem w chwili uspania:( Po wypadku zawiezlismy mojego skarba do lekarza.tam zostaly zrobione badania krwi, rtg ktore nie wykazalo żadnych obrazen. Zostal na obserwacji.Pani doktor kazala nam jechać do domu i zostawic Kubusia .Dostal kroplowki , zastrzyki.W domu dostalam telefon z wiadomoscia ze to pekniety pęcherz i będą operowac.Ucieszylam sie bo ze slow lekarza wynikało ze mam sie nie martwic i będzie wszystko dobrze.Po pol godziny kolejny telefon...Myslalam ze juz po i dzwonia nas poinformowac.A tu szok.Piesek do uśpienia, ma ciężkie obrazenia wewnętrzne. Pęcherz, nerki... Nie ma ratunku. Nie bede opisywac co poczulam bo nie da sie tego opisać .Tego bólu, krzyku, cierpnienia. Dotarlo do mnie ze sie nie pozegnalam, ze z nim nie bylam do końca. Gdybym tylko wiedziala...Zostalabym tam.Boze;( tak mi z tym źle. Mam nadzieje ze mi tego nie ma za zle;( Pojechałam do domu ze swiadomoscia ze wracam po niego na drugi dzien .ze po operacji go zabieram i bedzie wszystko ok.Boze tak to boli:((( Tęsknota, swiadomosc ze go bolalo i ze nie bylam z nim w ostatniej chwili. Jak sie z takim czyms pogodzic?:( Jak mam dalej zyc bez kogos kto byl moim największym szczęściem. Czuje jakbym umarla razem z nim. Bo byl moim życiem..
i nie wiem po co ciagle wracam do tych wspomnień;( Tak bolą a ja ciagle rozgrzebuje te rany. Tak bym chciała wymazac ten wieczor z pamięci. Te jego smutne oczka i ta droga do weterzynarza ze strachem o niego.Ciagle to pamietam i ciagle tak bardzo boli:((( Mial 11 lat.Wiem to i tak duzo.Ale wiem ze zylby jeszcze napewno kilka i jeszcze te kilka lat by mnie uszczęśliwial.tak wierzylam ze umrze ze starości w swoim łóżeczku. Dlaczego to sie musialo stac;(((
-
- Informacje
-
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 29 gości