Jak sobie poradzić po stracie psa.....

Tutaj poruszamy tematy nie objęte w innych działach.

Moderatorzy:Robert A., Jarek

majcia04

01 kwietnia 2013, 16:54

Wielkanoc, Zmartwychwstanie, Alleluja,

"...a to wszystko nie tak, nie tak, nie tak.. erzac cholera nie życie..."

właśnie wczoraj odeszła nagle nasza ukochana sunia, siedzę i wyję,

czekam, z nadzieją że upływ czasu wyleczy rany, przeczytałam tu wiele wpisów i może jest mi jakoś lepiej

nie mogę więcej pisać, bo już zza potoków łez nie widzę monitora
ania05111971
Posty:193
Rejestracja:04 września 2010, 12:34

01 kwietnia 2013, 19:42

Dużo już tu zostało napisane ..musisz przeżyć po swojemu .Nie ma innego wyjścia .Tylko czas ,nic więcej ,No i oczywiście dzielenie się z nami swoimi smutkami .To też pomaga .
mili37d
Posty:30
Rejestracja:25 lutego 2013, 10:22

02 kwietnia 2013, 17:38

Mienely dwa miesiasce, niby nie duzo... ale dla mnie wiecznosc. zyje bo zyje, smieje sie bo smieje...ale to wszystko jest nie takie jak powinno!!! strasznie mi smutno... najchetniej bym usiadla i plakala! tylko zeby nikt mi nie przeszkadzal!!! ogromnie ubolewam!!!
chcialabym nowego pieska...ale narazie to nie mozliwe!! jedynie co moge zrobic teraz dla mojego Pikusia, to pomoc innym biednym pieskom!!
Jak ciezko jest byc wrazliwcem wobec zwierzat:(...
Ciesze sie ze jest takie miejsce gdzie mozna sie wygadac, wyplakac i odbierze sie zrozumienie oraz pocieszenie!!
Pozdrawiam i bardzo Wam dziekuje!!! Mili
ania05111971
Posty:193
Rejestracja:04 września 2010, 12:34

02 kwietnia 2013, 17:51

Mili wszyscy jedziemy na tym samym wózku ,niestety tak nas skonstruowano że pochylamy się nad każdym życiem nie tylko ludzkim (tak prawdę powiedziawszy to ja bardziej lubię zwierzeta :oops: ).Ja np.mam koleżankę ,która powiedziała mi że jestem głupia że zapłaciam 300 zł za operację psa ,bo przecież uśpienie kosztuje 20 zł ......a jak jej pies zachorował to kazała mężowi zatłuc go siekierą i on to zrobił żeby nie tracić kasy .....też jest pielęgniarką .
Gość

02 kwietnia 2013, 18:14

No tak, niezle, jak pani pielegniarka, zachoruje, maz juz wie co robic, obym nigdy na nia nie trafila...w szpitalu. Pewno z powolania tam sie znalazla.
Ecia88

03 kwietnia 2013, 08:58

a wczoraj straciłam ukochanego psa . Nie wiem jak sobie poradzić z tą stratą. 16 kwietnia skończyl by rok. Ale od początku 3 lata temu, zaczęła krążyc obok naszego doma przybłęda suczka. Przygarnęliśmy ją, nazwaliśmy ją Kukuś (wymysł mojego narzeczonego) i została z nami. Rok temu zaszła w ciążę. I urodził się najwspanialszy, najukochańszy, przesłodki Konan. Miszkamy na wsi więc wypuszczałam je na podwórko zawsze, żeby sobie pobiegały.Wczoraj zrobiłam tak samo. Po 2 godzinach wrócił sam Kukuś. Ale nie przejęłam się zbytnio bo tak już się zdarzało, że Konan musiał sobie jeszcze pobiegać sam. Jednakże mijały godziny jego nie było. Około 21 mój narzeczony pojechał go poszukać. Niestety wrócił mówiąc, że przejechał go samochód. W pierwszej chwili nie chciałam w to uwierzyc, nie docieralo to do mnie. Nie wiem gdzie to sie stało, nie wiem w jakim stanie znalazł Konana. Wiem tylko, ze go pochowal. W nocy praktycznie nie spałam, bo ciągle o nim myślałam, a jak już zasnęłam to śnil mi się i sie budzilam z jeszcze wiekszym bolem w sercu. Ranki były zawsze takie, że Konan mnie budził chcąc iść na dwór. Dzisiaj sama się obudziłam z pustką w sercu, ze swiadomością, że czegoś mi brakuje. Jak wypuściłam Kukusia na dwór, widziałam, że go szuka, teraz leży obok mnie na kanapie i widzę, że też cierpi . A ja nie wiem jak sobie poradzić, ciągle płaczę, gdy patrzę ka krzesło na ktore lubił wskakiwać i spoglądać przez okno, próg na którym lubil się wylegiwać, czy piłke, którą uwielbiał się bawić. A ja głupia, patrzę przez okno rycząc i myśląc, że może mój narzeczony się pomylił, że to może nie był Konan, że wybiegnie zza zakrętu jak to zawsze on merdając ogonem. Na prawdę tak bardzo chciałabym cofnąć czas. Czuję, że to moja wina, bo przecież mogłam predzęj do domu je wpuścić, albo sama mogłam wyjść z nimi na dwór. To był na prawdę wyjątkowy pies ;(. Tak strasznie to boli wszystko. Teraz czekam, aż mój ukochany wróci z pracy i będziemy żałobę przeżywać razem .
ania05111971
Posty:193
Rejestracja:04 września 2010, 12:34

03 kwietnia 2013, 11:35

Nie rób sobie wyrzutów ,nie wszystko można przewidzieć .Tak widocznie miało być .Nie da się przewidzieć choroby ,nie da się przewidzieć wypadku ,fatalnego zbiegu okoliczności i innych .Szkoda piesia ,był młodziutki ale taki jest los ,zabiera am to co najbardziej kochamy i na czym nam najbardziej zależy .I nie pytaj dlaczego ,bo nie wiem :|
Gość

03 kwietnia 2013, 13:12

Tylko, że to wszystko tak strasznie boli. Siedzę w domu i wszystko mi go przypomina. Ciągle wydaje mi się, że teść zaraz go wpuści do domu i wbiegnie po schodach na górę. Ale niestety, tak nie będzie, prawda? Już nie obudzi mnie rano, bo chce iść na dwór, już nie pogryzie kolejnej kupionej zabawki, nie przyjdzie cały ubrudzony, nie wskoczy na kanapę i nie położy głowki na moim ramieniu. Nie wyobrażam sobie na dzień dzisiejszy życia bez niego, a przecież mieliśmy go tylko rok. Był najukochańszym psem mojego narzeczonego. Nie wiem jak zapełnić pustkę w sercu, tym bardziej, że to była mieszanka kundelka z pekińczykiem. I co najlepsze wyglądał jak wilczur, mały ale wilczur, caly brązowy i tylko pysk czarny, a ogon taki puszysty. Gdy ja albo mój narzeczony sie przebieraliśmy od razy przybiegal pod nogi jakby chciał nam pomóc. Lubił wchodzić w ciasne miejsca i tam zasypiać. Po prostu cieszył się życiem. Przepraszam, że tak to wszystko opisuję, ale musialam się wyżalić, mojego lubego nie ma jeszcze z pracy i siedzę po prostu sama w domu, widząc wszędzie Konana.
ania05111971
Posty:193
Rejestracja:04 września 2010, 12:34

03 kwietnia 2013, 18:57

Przeczytaj ten temat od początku ,zobaczysz jak każdy z nas przeżywał swoją stratę i to co piszesz kazdy i każda z nas przechodziła tak samo ,są tu historie piesków ,kotów nawet szynszylka .Niektóre żyły króciótko ,niektóre dłużej ,niekótre bardzo długo ale zawsze ich odejście pozostawiło w naszych sercach głęboką ranę .
Gość

03 kwietnia 2013, 19:17

Czytałam i jest mi trochę lepiej, ale mimo wszystko to marne pocieszenie. Wiem, że mijają dopiero 24h ale ja już tęsknie za nim, jego zimnym noskiem, mokrym językiem, jak opierał się o mnie mimo, że miał cała kanapę, potrafił mnie tak bardzo rozczulić, był przesłodki. Tęsknię za nim przeogromnie. Teraz leży obok mnie nasza sunia, jego mama. I staram się przelać na nią całą tą miłość, mimo, że też bardzo ją kocham. Jednak to Konan z nami wszędzie jeżdził, uwielbiał jeździć samochodem. Ona nie za bardzo zaraz wymiotuje, wszędzie było go pełno. Po prostu tęsknię za moim przyjacielem, tym bardziej, że ja w domu ciągle siedzę i on zawsze przy mnie był. Gdy mój luby wrócił z pracy przytuliliśmy się do siebie bardzo mocno, i staliśmy tak z 5 minut płacząc, ja praktycznie wpadając w histerię, a on po cichu. Nic nie musieliśmy mówić, ale czułam, że Konan jest przy nas, zawsze gdy sie przytulaliśmy on byl między nami od razu pierwszy taki zazdrośnik.
ania05111971
Posty:193
Rejestracja:04 września 2010, 12:34

03 kwietnia 2013, 20:35

Razem razniej porzeboleć stratę .Ja też ryczałam razem z mężem ,ja zaczynałam on kończył i tak na zmianę .Dobrze że masz z kim się wypłakać .I dobrze ze masz sunię .Niestety nikt nie odbierze tego żalu ,trzeba go przezyć .
Gość

03 kwietnia 2013, 20:51

Dziękuję za słowa wsparcia, bo tego jeszcze nie zrobiłam. Cieszę się, że mogłam się komuś wyżalic bo oprócz mojego kochanego nie mam nikogo innego, to własnie tylko psy sa moimi najlepszymi przyjaciółmi. Zawsze bylam zdania, że człowiek w końcu zawiedzie i zdradzi, a pies będzie kochał bezwarunkowo.
maria28

04 kwietnia 2013, 00:27

Ecia,dzisiaj przeczytałam Twój post o utracie Twojego pieska. Bardzo mnie on poruszył bo straciłam kotkę Katię, która była w tym samym wieku. Dlatego wiem co czujesz i wiem jak to boli. Jesli czytałaś wątek od poczatku to również miałaś okazję poznać smutną historię mojej kici. Podpisywałam się wtedy nickiem "mariantoru".Dzisiaj też miałam powód aby beczeć z powodu mojej Katii bo właśnie dzisiaj 3-go mija dokładnie 10 mieś. jak moja koteczka mnie opuściła. Jest ółnoc i wtedy 3-go czerwca o tej porze od 4 godz. już nie żyła. Dostałam dzisiaj maila od koleżanki z wierszem na cześć Katii, który dokładnie opisuje moją Katię, wszystko w tym wierszu to jakby ktoś o niej pisał. Pozwolisz,żę zacytuję ten wiersz bo jest bardzo wzruszający, beczałam jak bóbr gdy go czytałam po raz pierwszy:

Przybyłaś wiosennego dnia,malutka przestraszona
Miauczałaś cichutko,kocykiem otulona
Pustkę w sercu wypełniłaś słodkim mruczeniem
Wszystkie smutki przepędziłas tym ufnym spojrzeniem
Gdy zamknęłaś szare oczka zawalił się cały świat
Mogłaś mieć przed sobą jeszcze tyle wspaniałych lat
Już mnie twoje mruczenie do snu nie ukołysze
Odgłosu twoich cichych krokow nigdy nie usłyszę
Nie pogłaszczę twojego miękkiego futerka
Nie poczuję obok siebie twojego ciepełka
Wierzę,że w niebie już nic cię nie boli
Że jesteś szczęśliwa i masz wszystkiego do woli
Że niebo wypełnia twe słodkie mruczenie
Twój uśmiechnięty pyszczek i pyszne jedzenie
Wierzę,że jak królowa siedzisz tam na tronie
I że kiedyś cię znowu spotkam po tej drugiej stronie.

Życzę Tobie i Twojemu ukochanemu ukojenia bólu, nie da się inaczej, trzeba na to czasu aby to przeżyć.Chyba wszystko zostało napisane w naszych postach. Wszyscy tu bolejemy nad utratą naszych kochanych zwierzaczków ale gdy ginie tragicznie ,młody,zdrowy pupilek to ten ból jest nie do zniesienia ,bo przecież mieli przed sobą cale życie.Bardzo Wam współczuję i pozdrawiam.
Gość

04 kwietnia 2013, 08:26

Dziękuję Ci bardzo za slowa otuchy. Wiersz piękny na prawdę. Również jest mi przykro z powodu tego, że Twoja kotka również nie żyje. Zbliża się 16 kwietnia. Konan skończyłby rok. I właśnie to jest najgorsze. Miał całe życie przed sobą. A on tak bardzo cieszył się życiem. Nie przypominam sobie by byl kiedykolwiek smutny. Pamiętam jakby to było wczoraj. Rok temu przyjechaliśmy pewnego dnia z Tesco i wtedy zaczął się poród. Oboje byliśmy przy jego narodzinach, szczęsliwi i pzrestraszeni czy wszytsko pójdzie dobrze. Mieliśmy tyle planów związanych z nim, chciliśmy zabierać go na wakacje. A tutaj taka bezsensowna śmierć go spotkała. Gdyby był już stary i schorowany to jakoś bym zniosla jego śmierć bo wiedziałabym że już nie cierpi. Teraz błagam Boga by dał mi jakiś znak, że on jest tam gdzieś, że czeka na nas, i że kiedyś znowu będziemy razem, bawiąc się piłką, czy też siedząc wszyscy czterej na kanapie wtuleni w siebie. Tęsknię bardzo, to był mój syn, wychowywalam go.
ania05111971
Posty:193
Rejestracja:04 września 2010, 12:34

04 kwietnia 2013, 12:31

Zapewniam cię że jakby był stary i schorowany to czułabyś tak samo .......do tego miałabyś w pamięci chorobę ,cierpienie i eutanazje .
ODPOWIEDZ
  • Informacje
  • Kto jest online

    Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 26 gości