Jak sobie poradzić po stracie psa.....
Bylam dzisiaj ogladac malego bulterierka w Pl.Piekny jest..ma 7 miesiecy.Tez chlopczyk ale w innym kolorze.Nie poradze sobie sama bez psa.Mam chora tarczyce..dlatego wypadly mi wlosy.Bardzo zle zareagowala na moja rozpacz.Wiadomo ze tarczyca nie lubi stresu.Nigdy wczesniej nie przypuszczalam ze tak szybko zdecyduje sie na nowego psa.Bardzo balam sie tego spotkania nie wiedzialam jak zareaguje i jak zareaguje pies.Maly oszalal na moj widok i na chwile nawet nie odchodzil.To nie to samo co z Konikiem...ale dam nam szanse
Coniqu, mój piesiu chorował na niewydolność nerek, a dodatkowo zdiagnozowano guz na trzustce i guz jądra. Był bez szans. Miał 14 lat więc chociaż trochę pożył.
Ja się na nowego piesia zdecydowałam po dwóch tygodniach, chociaż bez przekonania, ale nie szukałam takiego samego. Tobie i maluchowi życzę szczęścia i niech się zdrowo chowa.
Ja się na nowego piesia zdecydowałam po dwóch tygodniach, chociaż bez przekonania, ale nie szukałam takiego samego. Tobie i maluchowi życzę szczęścia i niech się zdrowo chowa.
Rozumiem Coniqu Twoje przywiązanie do rasy. Mój piesiu był kupiony na jakiejś giełdzie, prosto z samochodu, kiedy miał 6 tygodni, mogłaby to być jakakolwiek rasa, padło na niego. Śliczny, malutki sznaucerek miniaturka. Pomimo, że nie pochodził z wypasionej hodowli, nigdy nie było z nim żadnych problemów zdrowotnych, dopiero kiedy już dożył14-tu lat tak się wszystko na raz posypało. Ale 14 lat to taki kawał czasu, że kiedy odszedł nie mogłam sobie przypomnieć jak było bez niego, chociaż mam już swoje lata, to wydawało mi się, że był od zawsze. I myślę, a raczej wiem, że już zawsze ze mną będzie, takiej więzi nie da się zapomnieć.
Dziś mija tydzień jak nie ma już mojego skarba.ból z dnia na dzień jest coraz większy. Ta tesknota jest nie do wytrzymania.ta pustka...cisza...tyle dalabym żeby cofnąć czas i moc się jeszcze do niego przytulic i powiedzieć jak bardzo go kocham
Czasami czytając wasze wiadomości zazdroszczę wam ze waszym psiakom było dane dożyć tylu lat. Jak widze za oknem ze ktoś idzie z psem którego kiedyś spotykaliśmy z Leo to ciągle zadaje sobie to pytanie ''dlaczego akurat nam się to musiało przytrafić''..Gdy wracam do tamtych chwil razem to moje serce na nowo się rozpada.. Co ja bym dała żeby moje maleństwo wróciło do mnie.. Życie jest okrutne
Z tymi hodowlami jest tak ,że czasami trafi się na zdrowego psiaka a czasami nie. Mój Leo był kupiony od znajomej z pracy która sobie tak o postanowiła mieć szczeniaki nie mając przy tym zielonego pojęcia o niczym. Urodziły jej się 3 psiaczki i tylko on przeżył z tej trójki ale ja wtedy biorąc go nie interesowałam się niczym bo po prostu zakochałam się w nim bezgranicznie. Wierzyłam jej na słowo ,że będzie zdrowy. Wyszło jak wyszło ale nigdy nie żałowałam ,że go wzięłam.. Nawet jakbym wiedziała ,że ma tyle wad to bym go wzięła. Mam nadzieje ,że mimo tego krótkiego życia był szczęśliwy z nami i cieszę się ze do nas trafił ,bo gdyby trafił do kogoś innego to kto wie jakby się to skończyło. Ile teraz na tym świecie nienawiści i bólu.. Czasami widzę jak ludzie kupują psiaka a potem jak on choruje poważnie to go wywalają lub sprzedają ,bo szkoda im kasy na leczenie. Przecież jak już kupujemy psa to mamy obowiązek mu zapewnić dom ,jedzenie i pomoc w przypadku choroby. Jesteśmy winni im poszanowanie za tą ich bezgraniczną miłość... Patrząc z perspektywy czasu teraz już wiem ze rodowod ma znaczenie. Może do końca nie daje nam 100% pewności że pies będzie zdrowy ale przynajmniej wiemy jakie było krycie i znamy przodków a to jednak ma znaczenie bo psiaka z wadami genetycznymi nie powinno się rozmnażać..
Z tymi hodowlami jest tak ,że czasami trafi się na zdrowego psiaka a czasami nie. Mój Leo był kupiony od znajomej z pracy która sobie tak o postanowiła mieć szczeniaki nie mając przy tym zielonego pojęcia o niczym. Urodziły jej się 3 psiaczki i tylko on przeżył z tej trójki ale ja wtedy biorąc go nie interesowałam się niczym bo po prostu zakochałam się w nim bezgranicznie. Wierzyłam jej na słowo ,że będzie zdrowy. Wyszło jak wyszło ale nigdy nie żałowałam ,że go wzięłam.. Nawet jakbym wiedziała ,że ma tyle wad to bym go wzięła. Mam nadzieje ,że mimo tego krótkiego życia był szczęśliwy z nami i cieszę się ze do nas trafił ,bo gdyby trafił do kogoś innego to kto wie jakby się to skończyło. Ile teraz na tym świecie nienawiści i bólu.. Czasami widzę jak ludzie kupują psiaka a potem jak on choruje poważnie to go wywalają lub sprzedają ,bo szkoda im kasy na leczenie. Przecież jak już kupujemy psa to mamy obowiązek mu zapewnić dom ,jedzenie i pomoc w przypadku choroby. Jesteśmy winni im poszanowanie za tą ich bezgraniczną miłość... Patrząc z perspektywy czasu teraz już wiem ze rodowod ma znaczenie. Może do końca nie daje nam 100% pewności że pies będzie zdrowy ale przynajmniej wiemy jakie było krycie i znamy przodków a to jednak ma znaczenie bo psiaka z wadami genetycznymi nie powinno się rozmnażać..
Zgadzam sie z Toba Kathrine w 100 %.Ja Konika tez wzielam z milosci..mial byc zdrowy i wszystko mialo byc pieknie i dlugo.Dzsiaj o 17.30 minie miesiac jak ostatni raz przytulil sie do mnie i spojrzal mi w oczy Pomimo tego ze bedzie za miesiac juz Maniu do mnie przytulac to ten bol nie maleje.Ja Konikowi przez te 3 lata codziennie mowilam po 100 razy ze go kocham i ze jest dla mnie najwazniejszy.On odwdzieczal sie bezgraniczna miloscia.Maniu jest z rodowodem, przebadany we wszystkie strony ale i tak bede juz zawsze sie martwic czy on nie zachoruje tak mocno jak Konik.Bialaczka jest bardzo podstepna..nie widac zadnych objawow, wyniki krwi sa super.Jak juz mozna ja stwierdzic jest za pozno.Czy ja kiedys przestane za tym jajoglowym chlopaczkiem plakac ?
Kathrine, bardzo mi przykro z powodu straty tak młodego pieska Doskonale rozumiem Twoje rozżalenie i smutek... Ilonas, to prawda, co piszesz. Przeżywam to samo... Moja Sonia była z nami 16,5 roku, wiem, że to długo ale dla mnie o wiele za krótko. Przywiązałam się do Niej bardzo! Tyle lat razem, prawie pół życia! Była dla mnie jak najukochańsze dziecko... Najgorsza jest świadomość, że zanim odeszła to chorowała ale robiliśmy wszystko, żeby jej ulżyć. Przez ostatnie pół roku miała już problemy ze wstawaniem i chodzeniem. Weterynarz powiedział, że to zwyrodnienie stawów i na to nie ma lekarstwa. Dostawała leki przeciwbólowe, po których było trochę lepiej. Myśleliśmy już, że trochę się wylizała, gdy nagle w połowie października dostała wylewu, po którym przez kilkanaście dni w ogóle się nie podnosiła, trzeba było wynosić ją na spacer, ale nawet przez chwilę nie pomyślałam o Niej jak o problemie. Dostawała leki, zastrzyki. Opiekowaliśmy się Nią najlepiej jak potrafiliśmy. Przykro było patrzeć jak ta jeszcze niedawno wesoła i towarzyska psinka podupada na zdrowiu. Nie chciałam przyjąć do świadomości tego, że zbliża się to, co nieuniknione. Sonia była moim pierwszym i jedynym pieskiem. Mąż przeżył takich strat wiele i próbował przygotować mnie na najgorsze. Nie wierzyłam mu, gdy mówił, że niedługo trzeba będzie się z Sonią pożegnać. Nie wyobrażałam sobie tego, ale ten dzień niestety nadszedł a mój świat się zawalił Dziś mija 35 dni bez Niej... dni pełnych łez i rozpaczy... Tak bardzo mi jej brakuje...
-
- Informacje
-
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości