SleepingSun pisze:i właśnie dlatego psu należało podać ertytropoetynę. Widać było po wynikach, że nie jest to sprawa stricte niedoborowa, tylko szpik szwankuje. .
Na dogomanii miałam nawet ofertę odstąpienia odpowiednika erytropoetyny. Nie miałam jednak nawet okazji zapytać lekarzy, czy to ma sens. Dlaczego nie zapytałam to już oddzielny temat. O swoich wątpliwościach w tej sprawie już pisałam; mam je nadal ale w tej chwili to bez znaczenia. Przypomnę tylko, że podstawowa choroba suni, która jest przyczyną anemii nie została rozpoznana. Bez tego podawanie krwi czy preparatów krwiotwórczych nie rokuje długotrwałej poprawy.
Stanęłaś przed naprawdę trudnym wyborem. Tak czy inaczej sądzę, że tylko właściciel może decydować czy walczyć, czy nie. Tylko właściciel może zadecydować czy korzyści przeważają ewentualne skutki uboczne. I ostanie - tylko właściciel wie, kiedy pomóc psu odejść
Moje poglądy na eutanazję zwierząt (a nawet ludzi) uległy znacznej modyfikacji w ciągu ostatnich czterech miesięcy.
Miałam też niejednokrotnie okazję przekonać się, że właściciel (czyli ja)nie wie, kiedy pomóc psu odejść. Był moment kiedy byłam tego pewna i zdecydowana. Muszę przyznać, że nawet sama poczułam wtedy ulgę. 15 minut później straciłam tę pewność. To było 2 maja. Dzisiaj wiem, że "właściciel nie wiedział". Ale gdybym się wtedy nie zawahała a może nawet gdyby na dyżurze był inny lekarz, dzisiaj byłabym przekonana, ze postąpiłam słusznie pomagąjąc psu odejść. Nie wiedziałabym, że przeżyje kolejne 3 miesiące w czasie których było dużo dni trudnych ale znacznie więcej dobrych lub prawie dobrych.
Od lekarzy od pierwszego dnia, po pierwszych wynikach badań słyszałam o złych rokowaniach. Dwa razy wprost, że "to już czas". Ostatnio 2 tygodnie temu po stwierdzeniu anemii. Wczoraj było tak źle, że byłam pewna, że już lepiej nie będzie. Dzisiaj jednak jest trochę lepiej. Nie na tyle dobrze, żebym uwierzyła w cud ale za dobrze, żebym potrafiła podjąć ostateczną decyzję.
Od czterech miesięcy żyję życiem mojego psa. To był mój wybór, który wymaga ode mnie wiele wysiłku, odporności psychicznej, rezygnacji z wielu własnych potrzeb. Pomijam kwestie finansowe. Jestem gotowa walczyć nadal, tak długo jak to będzie możliwe i chciałabym, żeby to trwało jak najdłużej
Nasłuchałam i naczytałam się mnóstwa historii, po których ze smutkiem myślałam, że często właściciele i niestety także lekarze zbyt łatwo rezygnują.Mam jednak świadomość, że nie każdy ma warunki, żeby walczyć do końca. Dlatego nigdy nie będę oceniać innych, którzy podejmują tę najtrudniejszą decyzję.
Ja wciąż nie zrezygnowałam, więc proszę Was o porady i jednocześnie o to, żebyście się nie obrażali jeżeli nie zawsze z tych rad korzystam. Byłoby prościej, gdyby ktoś mi powiedział: mój pies miał (ma) ciężką niewydolność wątroby o nieznanym pochodzeniu, z powikłaniami: żółtaczką, marskością, niedokrwistością, brakiem regeneracji krwinek. Że ma(miał) wyniki badań, które dziwiły weterynarzy, ze z takimi parametrami żyje. Wtedy być może bezkrytycznie przyjmowałabym każdą wskazówkę. Ale nie udało mi się znaleźć nikogo z podobnym problemem, natomiast niejednokrotnie przekonałam się, że to co pomogło innemu psu nie pomaga a nawet szkodzi mojemu.
W tej chwili istotne jest czy podawanie żelaza przy stwierdzonym braku regeneracji krwinek może psu zaszkodzić? Druga wątpliwość dotyczy encortonu? Właściwie powinnam już schodzić z obecnej dawki. Bezpieczniejsze wydaje mi się jednak pozostawienie obecnej. Wiem, najlepiej byłoby żeby o tym zdecydował lekarz. Ale kiedyś w podobnej sytuacji "moja" p. wet odpowiedziała mi, że jej (suni) już nic nie zaszkodzi. Może teraz powinnam jej przyznać rację?