Witajcie!
Nie było mnie przez jakiś czas i nie zaglądałam na forum, dlatego bardzo się cieszę i dziękuję tym którzy odpowiedzieli na moje "wezwanie" i opowiedzieli jakie były ich kocie początki.
Mam nadzieję, że to nie koniec tych opowieści i serdecznie wszystkich zachęcam do pisania
Co do mnie, to postanowiliśmy z Rodziną się dokocić po wakacjach i dlatego mam pytanie do Boryska i wszystkich wielbicieli kota rosyjskiego niebieskiego : wiecie może czy istnieje jakaś różnica w charakterze (bo że w wyglądzie to widać od razu) pomiędzy linią europejska a amerykańską tej rasy?
Pozdrawiam i będę wdzięczna za odpowiedź i dalsze wpisy.
Jak to się zaczeło....?
U mnie koty w domu były zanim się jeszcze urodziłam. Moja Mama kochała i kocha persy.....
Gdy wyszłam za mąż i wyprowadziłam się mój mąż wniósł w posagu psa Frędzla, który nie znosił kotów . Niedawno nas opuścił i teraz od tygodnia mamy w domu półtoraroczną koteczkę ze schroniska - Majkę
Co do kotów Rosyjskich Niebieskich to tez słyszałam ze są dwie linie, ale niestety nie znam różnic.
Gdy wyszłam za mąż i wyprowadziłam się mój mąż wniósł w posagu psa Frędzla, który nie znosił kotów . Niedawno nas opuścił i teraz od tygodnia mamy w domu półtoraroczną koteczkę ze schroniska - Majkę
Co do kotów Rosyjskich Niebieskich to tez słyszałam ze są dwie linie, ale niestety nie znam różnic.
Minuail - piszesz że różnice w wyglądzie pomiędzy linią amerykańska a europejską znasz, interesują Cię tylko różnica w charakterze. Napisz jednak to co wiesz. Ja jeszcze nie mam kota, ale zamierzam po wakacjach zakupić właśnie Rosjanka, a ponieważ nigdy nie słyszałem o dwóch odmianach jestem zainteresowany wszelkimi informacjami.
Postaram się napisać co wiem
Koteki rosyjskie z linii europejskiej (będę je dla ułatwienia nazywać europejskie) są znacznie ciemniejsze niż te z linii wyhodowanej w Ameryce ( amerykańskie). Futerko tych drugich jest naprawdę bardzo jasno - niebieskie.
Oczka jednych i drugich są oczywiście zielone, tyle u europejskich są w kształcie migdała, a u amerykańskich są one okrągłe.
Uszy u tych pierwszych są umieszczone prostopadle do głowy i o szerokiej podstawie, a u tych drugich rozstawione szeroko (bardziej po bokach głowy) i o trochę węższej podstawie.
Poduszeczki na łapkach u europejskich są ciemno - liliowe a u amerykańskich jasno - różowe ewentualnie jasno - liliowe.
No i na koniec kształt pyszczka w linii amerykańskiej jest on znacznie bardziej trójkątny, ostry i szpiczasty. U kotków w tej linii brak jest wyraźnych kości policzkowych i wypukłych poduszeczek wąsów jak to jest w linii europejskiej.
To tyle co wiem
Pozdrawiam wszystkich
Koteki rosyjskie z linii europejskiej (będę je dla ułatwienia nazywać europejskie) są znacznie ciemniejsze niż te z linii wyhodowanej w Ameryce ( amerykańskie). Futerko tych drugich jest naprawdę bardzo jasno - niebieskie.
Oczka jednych i drugich są oczywiście zielone, tyle u europejskich są w kształcie migdała, a u amerykańskich są one okrągłe.
Uszy u tych pierwszych są umieszczone prostopadle do głowy i o szerokiej podstawie, a u tych drugich rozstawione szeroko (bardziej po bokach głowy) i o trochę węższej podstawie.
Poduszeczki na łapkach u europejskich są ciemno - liliowe a u amerykańskich jasno - różowe ewentualnie jasno - liliowe.
No i na koniec kształt pyszczka w linii amerykańskiej jest on znacznie bardziej trójkątny, ostry i szpiczasty. U kotków w tej linii brak jest wyraźnych kości policzkowych i wypukłych poduszeczek wąsów jak to jest w linii europejskiej.
To tyle co wiem
Pozdrawiam wszystkich
Dzięki za odpowiedź.
Dużo tego , ale zastanawiam się czy jak się postawi te dwa koty obok siebie to rzeczywiście widać aż taką różnicę?
I czy w Polsce sa hodowle, które maja tę drugą odmianę (amerykańską)?
Dużo tego , ale zastanawiam się czy jak się postawi te dwa koty obok siebie to rzeczywiście widać aż taką różnicę?
I czy w Polsce sa hodowle, które maja tę drugą odmianę (amerykańską)?
Niestety Minuail, w tej kwestii niewiele mogę Tobie pomóc. Nie spotkałem się nigdzie z opisem różnic w zachowaniu tych dwóch linii hodowlanych. Ale jeśli coś znajdę, na pewno dam znaćMinuail pisze: ...mam pytanie do Boryska i wszystkich wielbicieli kota rosyjskiego niebieskiego : wiecie może czy istnieje jakaś różnica w charakterze (bo że w wyglądzie to widać od razu) pomiędzy linią europejska a amerykańską tej rasy?...
Dziękuję Borysku za odpowiedź
Jeżeli chodzi o pytanie Gościa czy w Polsce sa hodowle linii amerykańskiej - to - tak są.
Rozmawiałam z osobami które hodują jedne i drugie kotki i pytałam o różnice w charakterze i każdy wychwalał swoje wytykając wady tych drugich .
Jeżeli chodzi o pytanie Gościa czy w Polsce sa hodowle linii amerykańskiej - to - tak są.
Rozmawiałam z osobami które hodują jedne i drugie kotki i pytałam o różnice w charakterze i każdy wychwalał swoje wytykając wady tych drugich .
Szkoda że juz nie piszecie o swoich kocich początkach , to bardzo fajne i super się czyta
Ja napiszę:
Zawsze chciałam mieć kota, ale moja Mama nigdy nie chciała sie zgodzić (z resztą nie tylko na kota, każde inne zwierzątko też nie wchodziło w rachubę), już sie z tym pogodziłam , kiedy młodziutka kotka mojej Cioci przez przypadek wymknęła się z domu w czasie rujki.
Dwa miesiące później urodziła dwa śliczne maluchy. Ciocia ma jeszcze inne dwa koty, psa, chomika i kanarka i nie chciała jeszcze jednego zwierzaka, więc postanowiła obdarować kociętami swoje rodzeństwo (moją Mamę i mojego Wujka). Z moim Wujkiem poszło nawet łatwo i koteczka zamieszkała u niego, gorzej było z moja Mama. Za nic nie chciała sie zgodzić. Któregoś dnia Ciocia przyjechała z kiciem i całą wyprawką ( jedzenie, miski, kuweta, żwirek itp) i powiedziała, że zostawia go na miesiąc. Jak za miesiąc moja Mama dalej go nie będzie chciała, to trudno weźmie go i dołączy do swojego stadka....
I oczywiście już po dwóch tygodniach moja Mama stwierdziła, że Max jest super i nigdzie go nie oddajemy.
Jest już u nas w domu ponad rok
Ja napiszę:
Zawsze chciałam mieć kota, ale moja Mama nigdy nie chciała sie zgodzić (z resztą nie tylko na kota, każde inne zwierzątko też nie wchodziło w rachubę), już sie z tym pogodziłam , kiedy młodziutka kotka mojej Cioci przez przypadek wymknęła się z domu w czasie rujki.
Dwa miesiące później urodziła dwa śliczne maluchy. Ciocia ma jeszcze inne dwa koty, psa, chomika i kanarka i nie chciała jeszcze jednego zwierzaka, więc postanowiła obdarować kociętami swoje rodzeństwo (moją Mamę i mojego Wujka). Z moim Wujkiem poszło nawet łatwo i koteczka zamieszkała u niego, gorzej było z moja Mama. Za nic nie chciała sie zgodzić. Któregoś dnia Ciocia przyjechała z kiciem i całą wyprawką ( jedzenie, miski, kuweta, żwirek itp) i powiedziała, że zostawia go na miesiąc. Jak za miesiąc moja Mama dalej go nie będzie chciała, to trudno weźmie go i dołączy do swojego stadka....
I oczywiście już po dwóch tygodniach moja Mama stwierdziła, że Max jest super i nigdzie go nie oddajemy.
Jest już u nas w domu ponad rok
U mnie było tak:
mieliśmy psa - jamnika, sunię która po 13 latach wspólnego życia odeszła za TM. Myśleliśmy i drugim psie, ale jakoś tak się działo że nie mogliśmy podjąć tej decyzji. W końcu nagledzieci zażądały kota . Na początku z naszej strony mojej i zony) usłyszały nie, ale tak długo marudziły , aż zaczęliśmy się na tym zastanawiać analizując wszystkie za i przeciw. Okazało się, że tych "za" jest dużo a "przeciw" niewiele . Decyzja zapadła: będziemy mieli kota
Najpierw miał być ze schroniska, potem moja żona wymyśliła, że jednak rasowy . Wspólnie długo wybraliśmy rasę, a gdy już zdecydowaliśmy się rozpoczęliśmy poszukiwania hodowli. Okazało się, że w jednej (150 km) od nas są akurat wolne kotki i to już w wieku do odebrania. Pojechaliśmy więc po jednego.
Teraz wiemy, że nie była to najlepsza hodowla . Kotów dużo na małej przestrzeni, śmierdziało (Pani powiedziała, że dlatego że kocur znaczy ), koty najwyraźniej bały się opiekunów. Irzeba było wracać i szukać czegoś innego, ale była tam koteczka z źle wykształconym (w zyciu płodowym) uszkiem i jakaś tama malutka i biedniutka. Wzbudziła ona w mojej żonie i córce uczucia "macierzyńskie" i już nie było mowy: Ien kot a nie żaden inny . Zapłaciliśmy, wzieliśmy dokumenty i wrócili do domu. Nasza Kota okazała się strasznym dzikusem. Mam wrażenie ze przez całe 13 tygodni nie była u człowieka na rękach i nie była głaskana i dotykana
Prze wiele tygodni uczyliśmy się jej a ona nas. Jest teraz wpaniałym towarzyszem, jednak pewnych zaszłości nie udało się już wyeliminować
Nie lubi być głaskana dotykana i miziana. Ale i tak jest cudowna i nie żałujemy tamtej decyzji
mieliśmy psa - jamnika, sunię która po 13 latach wspólnego życia odeszła za TM. Myśleliśmy i drugim psie, ale jakoś tak się działo że nie mogliśmy podjąć tej decyzji. W końcu nagledzieci zażądały kota . Na początku z naszej strony mojej i zony) usłyszały nie, ale tak długo marudziły , aż zaczęliśmy się na tym zastanawiać analizując wszystkie za i przeciw. Okazało się, że tych "za" jest dużo a "przeciw" niewiele . Decyzja zapadła: będziemy mieli kota
Najpierw miał być ze schroniska, potem moja żona wymyśliła, że jednak rasowy . Wspólnie długo wybraliśmy rasę, a gdy już zdecydowaliśmy się rozpoczęliśmy poszukiwania hodowli. Okazało się, że w jednej (150 km) od nas są akurat wolne kotki i to już w wieku do odebrania. Pojechaliśmy więc po jednego.
Teraz wiemy, że nie była to najlepsza hodowla . Kotów dużo na małej przestrzeni, śmierdziało (Pani powiedziała, że dlatego że kocur znaczy ), koty najwyraźniej bały się opiekunów. Irzeba było wracać i szukać czegoś innego, ale była tam koteczka z źle wykształconym (w zyciu płodowym) uszkiem i jakaś tama malutka i biedniutka. Wzbudziła ona w mojej żonie i córce uczucia "macierzyńskie" i już nie było mowy: Ien kot a nie żaden inny . Zapłaciliśmy, wzieliśmy dokumenty i wrócili do domu. Nasza Kota okazała się strasznym dzikusem. Mam wrażenie ze przez całe 13 tygodni nie była u człowieka na rękach i nie była głaskana i dotykana
Prze wiele tygodni uczyliśmy się jej a ona nas. Jest teraz wpaniałym towarzyszem, jednak pewnych zaszłości nie udało się już wyeliminować
Nie lubi być głaskana dotykana i miziana. Ale i tak jest cudowna i nie żałujemy tamtej decyzji
- Kasia i Maniuś
- Posty:696
- Rejestracja:13 sierpnia 2007, 19:46
- Lokalizacja:Kraków
A więc: odkąd pamiętam zawsze staraiśmy się mieć w domu jakieś zwierzątko (psy, kot, świnki morskie), jednak odkąd wyprowadziłam się z domu zawsze byłam dojeżdzająca psią mamą. W momencie kiedy moje życie przewróciło się do góry nogami wspomniałam mojej mamie, że chyba sprawię sobie kota. Jej kilka razy nie musiałam mówić, już przy następnej rozmowie telefonicznej poinformowała mnie, że znalazła mi kotka (na ogródkach działkowych okociła się kotka) - koloru czarnego. Kiedy poszłyśmy odbierać pokazywała mi jeszcze inne, abym sobie wybrała, ale ja zaparłam się na tego pomimo, iż był chory (miał całe oczka zaropiałe) i zanim mogłam go zabrać do siebie (dzieli nas 200km), moja mama opiekowała się nim przez ok. 3 tygodnie. Teraz Maniuś jest już u mnie - szleje w kwiatkach, gryzie mnie, sam kąpie się w wannie luc zlewie, piszemy razem na klawiaturze komputera, ale nie oddałabym go nikomu. Spóbuje później wkleić jego zdjęcie
- Lucyfrecja
- Posty:53
- Rejestracja:19 października 2007, 14:51
- Kontakt:
U mnie było tak, ze zawsze gdzieś koło domu były kotki. Miałam ok. 5 lat kiedy dostałam pierwszego kociaka. była to kotka, który przychodziła do domu jeść, a poza tym przebywała na podwórku. Poza tym zawsze zjawiały sie jakies kicie, które sie dokarmiało. Potem gdy troche podrosłam dostałam kota od kolegi z klasy, niestey był z nami tylko 7 lat, ponieważ zaczął uciekać i pewnego dnia został strasznie pobity:/ Był to dla nas dość powazny szok. Strasznie to przezyliśmy, nawet pies chodził markotny po uśpieniu kotka. Po tych przeżyciach jakoś nie umiałam sie zdecydowac na kota, a od jakiegoś czasu strasznie mi zaczęło brakować tego stworzenia w domu. W lipcu mam urodziny i strasznie wszystkich namawiałam, zeby mi jakiegoś kociambra przyniesli w prezencie, ale niestety był jakis deficyt. I tak nagle jakos miesiąć ponad po moich urodzinach wchodze na korytarz w domu...a tu leci taka mała, czarna, dzika kuleczka. Umordowałam się niesamowicie, zeby go złapać, okaząło sie, że musiał mieć złamaną łapke, gdy był cąłkiem mały i niestety nic sie z tym fantem nie dało zrobic - prawej przedniej lapy nie uzywa do chodzenia. W kazdym razie okazało sie ze urodził sie właśnie koło połowy lipca (czyli moje urodziny), troche było robty, zeby go doprowadzić do jakotakiego stanu - był strasznie zanidbany (pchły, robaki, zaropiałe oczka) i tak już ze mna został:))
Ja od zawsze marzyłam o psie, ale mieszkam sama i wiem, że miałabym problem z wyprowadzaniem go na spacer, jeżeli np. musiałabym zostać dłużej w pracy. Ponad rok temu w rodzinie okociła się kotka i zaczęto mnie namawiać na wzięcie kociaka. Nie bardzo chciałam, bałam się, że kot to zbyt żywe stworzenie, ale kiedy dwa maluchy zostały zagryzione przez psa, zmiękłam. I tak w moim domu pojawiła się Pysia. Nie było łatwo, nie powiem, ale z czasem trochę się uspokoiła. Mieszkałyśmy sobie we dwie już 8 miesięcy, kiedy zadzwoniła znajoma, z wiadomością, że znalazła pod blokiem małego kociaka, najprawdopodobniej zgubionego lub porzuconego przez matkę. Maluch był bardzo podobny do Pysi i wzięłam go, chociaż z pewnymi obawami jak kocica przyjmie nowego lokatora. Będąc jednak całymi dniami sama w domu bardzo się nudziła, więc zaryzykowałam i tak do Pysi dołączył Pucuś. Początki znowu nie były łatwe, ponieważ mały musiał dostać łupnia od starszych kotów (ma urwany koniuszek jednego uszka) i bardzo burczał na Pysię, która o dziwo przejawiać zaczęła opiekuńcze instynkty. Po jakimś czasie zżyli się ze sobą, mały przestał się bać starszej siostry i tak mieszkaliśmy we trójkę przez 2 miesiące. Aż dnia pewnego koleżanka znalazła pod oknem w pracy małą puchatą kulkę ze strasznie zaropiałymi oczkami. Mały miał koci katar, ale dzięki naszej szybkiej interwencji wyszedł z tego, chociaż miewa czasami nawroty kichania i czasem ropieją mu oczka (dostaje leki na podniesienie odporności). Pucuś zaakceptował młodszego braciszka od razu, ale Pysi nadal zdarza się na niego syknąć, bo z tego mojego pół-norweskiego (wygląda jak krzyżówka, ale też jest pręguskiem) niezła zadziora I takim oto sposobem mam teraz moje MP3, czyli Pysię, Pucusia i Ptysia, bo tak dostał na imię mój mały słodki "ciastek".
A oto moje MP3
Królewna Pysia
Marzyciel Pucuś
"Ciastek" Ptyś
A oto moje MP3
Królewna Pysia
Marzyciel Pucuś
"Ciastek" Ptyś
Iza-Erin masz prześliczne futerka
Królewna ma pięknego, po królewsku dostojnego "pysia"
Pucusia zielone oczy są niesamowite, no i te cętki ...
Ptyś to ... słodkie kocie ciasteczko, aż chciałoby sie je schrupać
Imiona Twoich kociastych są super
Królewna ma pięknego, po królewsku dostojnego "pysia"
Pucusia zielone oczy są niesamowite, no i te cętki ...
Ptyś to ... słodkie kocie ciasteczko, aż chciałoby sie je schrupać
Imiona Twoich kociastych są super
Dziękuję bardzo Amiko Każdy z moich kociaków jest faktycznie wyjątkowy A jeśli chodzi o kolor oczu Pucusia, to czasami wychodzą mu chabroweAmika pisze:Iza-Erin masz prześliczne futerka
Królewna ma pięknego, po królewsku dostojnego "pysia"
Pucusia zielone oczy są niesamowite, no i te cętki ...
Ptyś to ... słodkie kocie ciasteczko, aż chciałoby sie je schrupać
Imiona Twoich kociastych są super
Borysek pisze:Minuail pisze: ...mam pytanie do Boryska i wszystkich wielbicieli kota rosyjskiego niebieskiego : wiecie może czy istnieje jakaś różnica w charakterze (bo że w wyglądzie to widać od razu) pomiędzy linią europejska a amerykańską tej rasy?...
Niestety Minuail, w tej kwestii niewiele mogę Tobie pomóc. Nie spotkałem się nigdzie z opisem różnic w zachowaniu tych dwóch linii hodowlanych. Ale jeśli coś znajdę, na pewno dam znać
Zgodnie z obietnicą daję znać , iż w listopadowym wydaniu magazynu "Kocie Sprawy" zamieszczona jest krótka charakterystyka "amerykańskich" RUSków. Podają tam, że koty "zza oceanu" są bardziej ufne, otwarte, odważne i przyjaźnie nastawione do obcych zwierząt i ludzi (podobno potrafią nawet polizać sędziego podczas wystawy...)
-
- Informacje
-
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 20 gości