Załatwię sprawę z tym ubezpieczeniem (może w końcu będzie dyrektorka i będę mogła odebrać papiery ze szkoły), pójdę do lekarza a ona zrobi to samo. Da mi tabl może ewentualnie da na badanie krwi.
Najpierw miałam Nolpaze ale nie pomógł, potem Lanzul S i to pomogło.
Takie tam różniaste sprawy
W dodatku w sporych ilościach nie pomaga w anemii. O okrutny losie dlaczego?! Tylko nie moja herbatka...
Na kaca pomaga, mi przynajmniej, powerade (żegnaj piwo, rozumiem, że będę pozbawiona wszelkich przyjemności )
Z tym jedzeniem to jest różnie... jak mnie nawala to nie jestem w stanie nic zjeść Chyba dietkę trzeba sobie zrobić.
u mnie głównym powodem zgagi i problemów z układem pokarmowym były zupki chińskie i stres. nie wiem czy to ma związek ale od kiedy biorę codziennie magnez i słodzę wszystko cukrem brzozowym jest jakby lepiej. magnez i c.brzozowy ponoć zobojętniają ph w organiźmię no i koniec z morderczymi migrenami póki co
Znam ten ból - ja ze stresu nabawiłam się zapalenia żołądka i zespołu jelita drażliwego, mdłości, wymiotów, biegunek, strasznych bólów w okolicy brzucha i jelit... ble!
W dodatku okazało się, że mam helicobaktery, ale to zostało stwierdzone przy teście wycinka w czasie gastroskopii.
Czułam się coraz gorzej i gorzej, latałam po lekarzach - oczywiście prywatnie, badania też prywatnie, bo umieram, doszły zawroty głowy, niemal utraty przytomności, słabość, strach, że zaraz coś mi się stanie...
I w zasadzie poza tym, że niejako przy okazji badań wyszło, że jestem chora na wzw C ( prawdopodobnie od 20 lat, bo wątróbka jest nieźle pożarta przez wirusa) - to jestem niemal zdrowa, a mam.... silną nerwicę lękową z przewlekłego stresu
Mi na żoładek i jelita pomogły zapisane przez lekarza polprazol na obniżenie ilości kwasu ( są jego tańsze odpowiedniki), siemię lniane - taki glut do picia, linex forte na florę bakteryjną, brałam też wcześniej leki na uspokojenie jelit i do tego lek na podniesienie poziomu serotoniny i wyciszenie lęków.
Teraz jestem na terapii interferonem i rybawiryną, która żre przewód pokarmowy, że hej!
Na początku zwijałam się z bólu, od jakiegoś czasu biorę znowu polprazol rano, zaraz po obudzeniu, linex forte w czasie posiłków, magnez i jak mi się przypomni popijam glutka z siemienia lnianego i jest w miarę w porządku.
Plus miód manuka + 400- drogie to jak szlag, ale świetnie działa na odporność ( która na skutek terapii leci jak szalona) , wszelkie infekcje i podobno jest w stanie wybić helicobaktery ( w co wierzę, bo ten miodek jest silniejszy niż niejeden sztuczny antybiotyk).
Przebadaj się na wszelki wypadek, bo możesz mieć takie silne reakcje żołądkowe ze stresu, ale może to być 100 innych rzeczy, a im wcześniej zaczniesz brać odpowiednie leki, tym lepiej.
Zdrówka i spokoju życzę
W dodatku okazało się, że mam helicobaktery, ale to zostało stwierdzone przy teście wycinka w czasie gastroskopii.
Czułam się coraz gorzej i gorzej, latałam po lekarzach - oczywiście prywatnie, badania też prywatnie, bo umieram, doszły zawroty głowy, niemal utraty przytomności, słabość, strach, że zaraz coś mi się stanie...
I w zasadzie poza tym, że niejako przy okazji badań wyszło, że jestem chora na wzw C ( prawdopodobnie od 20 lat, bo wątróbka jest nieźle pożarta przez wirusa) - to jestem niemal zdrowa, a mam.... silną nerwicę lękową z przewlekłego stresu
Mi na żoładek i jelita pomogły zapisane przez lekarza polprazol na obniżenie ilości kwasu ( są jego tańsze odpowiedniki), siemię lniane - taki glut do picia, linex forte na florę bakteryjną, brałam też wcześniej leki na uspokojenie jelit i do tego lek na podniesienie poziomu serotoniny i wyciszenie lęków.
Teraz jestem na terapii interferonem i rybawiryną, która żre przewód pokarmowy, że hej!
Na początku zwijałam się z bólu, od jakiegoś czasu biorę znowu polprazol rano, zaraz po obudzeniu, linex forte w czasie posiłków, magnez i jak mi się przypomni popijam glutka z siemienia lnianego i jest w miarę w porządku.
Plus miód manuka + 400- drogie to jak szlag, ale świetnie działa na odporność ( która na skutek terapii leci jak szalona) , wszelkie infekcje i podobno jest w stanie wybić helicobaktery ( w co wierzę, bo ten miodek jest silniejszy niż niejeden sztuczny antybiotyk).
Przebadaj się na wszelki wypadek, bo możesz mieć takie silne reakcje żołądkowe ze stresu, ale może to być 100 innych rzeczy, a im wcześniej zaczniesz brać odpowiednie leki, tym lepiej.
Zdrówka i spokoju życzę
Jak się wkurzę to wiadomo, że boli. W dodatku strasznie nerwowa się robię i nie wiem czemu.
Dzisiaj jeszcze Marcin mnie wnerwił... wchodzę do łazienki i w coś wdepnęłam... zasrał pół łazienki!! Kupa obok kibla, deska uwalona... oczywiście nic nie powiedział.
Trzeba jeszcze mieć na te prywatne badania Z sukami stworzymy jakiś gang i będziemy napadać na banki.
Dobra najpierw zdobędę ubezpieczenie, potem udam się do p. doktor.
Gocha również zdrówka życzę.
Dzisiaj jeszcze Marcin mnie wnerwił... wchodzę do łazienki i w coś wdepnęłam... zasrał pół łazienki!! Kupa obok kibla, deska uwalona... oczywiście nic nie powiedział.
Trzeba jeszcze mieć na te prywatne badania Z sukami stworzymy jakiś gang i będziemy napadać na banki.
Dobra najpierw zdobędę ubezpieczenie, potem udam się do p. doktor.
Gocha również zdrówka życzę.
-
- Posty:3475
- Rejestracja:12 listopada 2009, 20:36
gina sobie zażyczyła....gina ma.
Oto kolejny odcinek horroru lub komedii jak kto woli pt "Polska służba zdrowia"
W poniedziałe byłam na ortopedii na kontroli mojej dziury w nodze. Miał już być wynik antybiogramu. Nawet nie było tłumu na korytarzu. Ale wyniku tez nie było. Pielęgniarka na kilkukrotne polecenie lekarza pobiegała po szpitalu i przyniosła. jakaś paskuda wrażliwa na wszystko. Pan doktor zaprosił mnie na leżankę za parawanem - kącik zabiegowy. Stwierdził że trzeba ranę oczyścić....najpierw podłubał pęsetą, taką spiczastą, i powyciągał resztki strupa i coś jeszcze. Poprosił pielęgniarkę o łyżeczkę....ja pytam czy nie dałoby rady tego robić w znieczuleniu. Padła odpowiedź "nie". Nic to, nie rozumiejąc dlaczego cierpię dalej. Pan doktor pracowicie wydłubuje mi z dziury kawałki mojego ciała. Potem było płukanie - stryzkawka bez igły, głeboko do dziury i dawaj pod ciśnieniem. Jakoś przeżyłam i go nie skopałam. Dostałam recepty na antybiotyki, kolejna wizyta za tydzień, a jak się nie będzie goić to trzeba będzie wycinać tkanki wokół i szyć. A mozna było już wcześniej zwrócić na to uwagę, posłuchać pacjenta....
Wtorek. Idę na wizytę do poradni rehabilitacyjnej. Stoją trzy małe budynki. Psychiatria z neurologią, ginekologia i położnictwo, oraz rehabilitacja. Zgadnijcie w którym są schody do nieba....tak! bingo! Do rehabilitacji! Na ścianie wielka tablica że remont z funduszy europejskich. Z ciekawoscią się rozglądam za jakolwiek oznaką owego remontu. Nic to. Może ślepa jestem. Muszę się ustawić w ogonku do rejestracji - pierwsza wizyta więc trzeba kartę założyć. W rejestracji jedna pani....komputer jej się wiesza, coś kombinuje, stęka. Jedna osoba - około 30 minut. Jest godzina 10 a lekarz przyjmuje do 11. A przede mną jeszcze 4 osoby. Kolega który mnie zawiózł idzie do gabinetu pytać lekarza co z tym fantem zrobić. Pani doktor - kobieta starsza i bardzo miła zaprasza do gabinetu - ona założy mi kartę. Dostaję skierowania na ćwiczenia izometryczne, ćwiczenia czucia głebokiego, kroterapię i magnetron. Muszę się ustawić znowu w ogonku do rejestracji....wychodzę z gabinetu i widzę - kolega już tam stoi. Stoimy jeszcze ponad godzinę (ja na tej jednej nodze, usiąść gdzie nie ma). W końcu dochodzę do okienka i pani mi próbuje zrobić grafik zajęć i zabiegów. Chwalić nie wiem kogo - zaczynam już następnego dnia. Plan zajęć - 8 rano gimnastyka, 13.40 magnetron, 15.40 krioterapia....mało nie padłam. Ale pani w okienku mi mówi zebym spokojnie sobie przyszła na 12, zrobiła gimnastykę, potem w przerwie krio, i muszę się dopasować tylko do magnetronu. Ok. Wracam do domu. Ryczę cały wieczór. Przede mną 6 tygodni. Kolejnych 6 tygodni, z czego dopiero za 3 będę mogła na nodze stanąć albo może inaczej - próbować stanąć.
Środa. Jadę taksówką do szpitala. Wdrapuję się po schodach. Szatnia - wzięta w ajencję - płatna. Normalka. Idę na sale gimnastyczną. Wielka sala, mnóstwo sprzętu, tylko kilka osób. Mogłoby tam wejść jeszcze przynajmniej 10....ćwiczenia takie sobie. Mam dbać teraz o mięśnie uda. Dbam w domu. Jak przyszłam i muszę chodzić to mogę podbać i tam. Panie rehabilitantki zajęte sobą stoją w grupie, siedzą sobie i gdaczą, na pacjentów nie zwracając najmniejszej uwagi. Kazdy może robić co chce, i ile chce, bez ograniczeń. Kończe po godzinie bo mi się nudzi.
Teraz trzeba na 1 piętro. Ale moze by tak pójść do wc. Otwieram odpowiednie drzwi i natychmiast załuję ze nie mam maski przeciwgazowej. Dalej już nie zaglądam. Pęcherz mi się zawiązał na supełek i już nie mam potrzeb. Rozglądam się za jakąś windą. jest. Ma około 50 lat. Wielka towarowa. Ogromne żelazne ciężkie jak pierun drzwi, a za nimi żelazna krata. Pana windziarza nie ma. Pacjenci więc nie korzystają bi nikt nie da rady....Idę po schodach, na jednej nodze i kulach wskakując na schodki. Bliska zawału docieram na piętro. Jest 13. Na krio nie ma chętnych więc wchodzę i załatwiam sprawę. Idę na magnetron - jest 13.10 a ja mam teoretycznie 30 minut do swojego czasu. Też nie ma chętnych więc wchodzę i po 15 minutach dzwonię po taxi i wracam do domu....
Koelejna wizyta u ortopedy w najbliższy poniedziałek. Muszę ją jakoś wepchnąć między bardzo napięty plan zabiegów...polatać między budynkami. Być moze przeżyć szycie na żywca.
W piątek od pani na krio dowiedziałam się ze zakażenia w tym szpitalu są normą. Przoduje porodówka....
Znowu strach się bać...
Oto kolejny odcinek horroru lub komedii jak kto woli pt "Polska służba zdrowia"
W poniedziałe byłam na ortopedii na kontroli mojej dziury w nodze. Miał już być wynik antybiogramu. Nawet nie było tłumu na korytarzu. Ale wyniku tez nie było. Pielęgniarka na kilkukrotne polecenie lekarza pobiegała po szpitalu i przyniosła. jakaś paskuda wrażliwa na wszystko. Pan doktor zaprosił mnie na leżankę za parawanem - kącik zabiegowy. Stwierdził że trzeba ranę oczyścić....najpierw podłubał pęsetą, taką spiczastą, i powyciągał resztki strupa i coś jeszcze. Poprosił pielęgniarkę o łyżeczkę....ja pytam czy nie dałoby rady tego robić w znieczuleniu. Padła odpowiedź "nie". Nic to, nie rozumiejąc dlaczego cierpię dalej. Pan doktor pracowicie wydłubuje mi z dziury kawałki mojego ciała. Potem było płukanie - stryzkawka bez igły, głeboko do dziury i dawaj pod ciśnieniem. Jakoś przeżyłam i go nie skopałam. Dostałam recepty na antybiotyki, kolejna wizyta za tydzień, a jak się nie będzie goić to trzeba będzie wycinać tkanki wokół i szyć. A mozna było już wcześniej zwrócić na to uwagę, posłuchać pacjenta....
Wtorek. Idę na wizytę do poradni rehabilitacyjnej. Stoją trzy małe budynki. Psychiatria z neurologią, ginekologia i położnictwo, oraz rehabilitacja. Zgadnijcie w którym są schody do nieba....tak! bingo! Do rehabilitacji! Na ścianie wielka tablica że remont z funduszy europejskich. Z ciekawoscią się rozglądam za jakolwiek oznaką owego remontu. Nic to. Może ślepa jestem. Muszę się ustawić w ogonku do rejestracji - pierwsza wizyta więc trzeba kartę założyć. W rejestracji jedna pani....komputer jej się wiesza, coś kombinuje, stęka. Jedna osoba - około 30 minut. Jest godzina 10 a lekarz przyjmuje do 11. A przede mną jeszcze 4 osoby. Kolega który mnie zawiózł idzie do gabinetu pytać lekarza co z tym fantem zrobić. Pani doktor - kobieta starsza i bardzo miła zaprasza do gabinetu - ona założy mi kartę. Dostaję skierowania na ćwiczenia izometryczne, ćwiczenia czucia głebokiego, kroterapię i magnetron. Muszę się ustawić znowu w ogonku do rejestracji....wychodzę z gabinetu i widzę - kolega już tam stoi. Stoimy jeszcze ponad godzinę (ja na tej jednej nodze, usiąść gdzie nie ma). W końcu dochodzę do okienka i pani mi próbuje zrobić grafik zajęć i zabiegów. Chwalić nie wiem kogo - zaczynam już następnego dnia. Plan zajęć - 8 rano gimnastyka, 13.40 magnetron, 15.40 krioterapia....mało nie padłam. Ale pani w okienku mi mówi zebym spokojnie sobie przyszła na 12, zrobiła gimnastykę, potem w przerwie krio, i muszę się dopasować tylko do magnetronu. Ok. Wracam do domu. Ryczę cały wieczór. Przede mną 6 tygodni. Kolejnych 6 tygodni, z czego dopiero za 3 będę mogła na nodze stanąć albo może inaczej - próbować stanąć.
Środa. Jadę taksówką do szpitala. Wdrapuję się po schodach. Szatnia - wzięta w ajencję - płatna. Normalka. Idę na sale gimnastyczną. Wielka sala, mnóstwo sprzętu, tylko kilka osób. Mogłoby tam wejść jeszcze przynajmniej 10....ćwiczenia takie sobie. Mam dbać teraz o mięśnie uda. Dbam w domu. Jak przyszłam i muszę chodzić to mogę podbać i tam. Panie rehabilitantki zajęte sobą stoją w grupie, siedzą sobie i gdaczą, na pacjentów nie zwracając najmniejszej uwagi. Kazdy może robić co chce, i ile chce, bez ograniczeń. Kończe po godzinie bo mi się nudzi.
Teraz trzeba na 1 piętro. Ale moze by tak pójść do wc. Otwieram odpowiednie drzwi i natychmiast załuję ze nie mam maski przeciwgazowej. Dalej już nie zaglądam. Pęcherz mi się zawiązał na supełek i już nie mam potrzeb. Rozglądam się za jakąś windą. jest. Ma około 50 lat. Wielka towarowa. Ogromne żelazne ciężkie jak pierun drzwi, a za nimi żelazna krata. Pana windziarza nie ma. Pacjenci więc nie korzystają bi nikt nie da rady....Idę po schodach, na jednej nodze i kulach wskakując na schodki. Bliska zawału docieram na piętro. Jest 13. Na krio nie ma chętnych więc wchodzę i załatwiam sprawę. Idę na magnetron - jest 13.10 a ja mam teoretycznie 30 minut do swojego czasu. Też nie ma chętnych więc wchodzę i po 15 minutach dzwonię po taxi i wracam do domu....
Koelejna wizyta u ortopedy w najbliższy poniedziałek. Muszę ją jakoś wepchnąć między bardzo napięty plan zabiegów...polatać między budynkami. Być moze przeżyć szycie na żywca.
W piątek od pani na krio dowiedziałam się ze zakażenia w tym szpitalu są normą. Przoduje porodówka....
Znowu strach się bać...
-
- Informacje
-
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 21 gości