Jak sobie poradzić po stracie psa.....

Tutaj poruszamy tematy nie objęte w innych działach.

Moderatorzy:Robert A., Jarek

hektor0
Posty:57
Rejestracja:11 sierpnia 2013, 21:16

18 sierpnia 2013, 20:43

szarada pisze:Te myśli są straszne, masz RACJE ,wszyscy tak myślimy uwierz,ale gdybyś nie dawała chemii,gdybyś poszła wcześniej,gdybyś.....,może nic by to nie zmieniło, nie jesteś nie omylna,nie jesteś bogiem,nie jesteś wspaniała,nie jesteś najlepsza,jak ja ,jak Ania oo5,jak szafirka Jak marzena 55 ,jak 89 Olai tak dalej, jesteśmy tylko ludzmi,ale chyba dobrymi,nasze pieski o tym wiedziały!!!
Gdy odszedł mój pierwszy, najukochańszy najwspanialszy piesek Świat runął,nie radziłam sobie,udawałam tylko,że żyje,okropnie wychudłam,nie spałam,nie mogłam sprzątać,gotować,jeść,istnienie bolało i gdybałam,że jak bym postąpiła wtedy tak ,lub tak.....,po 7 latach wiem,nic bym nie zmieniła....nic!
Myślałam wtedy...".wydaje mi się ze to nie będzie fer wobec mojego hektorka" ,Tak właśnie myślałam,ZDRADA,jak głaskać innego,potrzebowałam 4 miesięcy, by dotarło do mnie,,,,,,,,,ze tak jak moje serce krwawi, to jeszcze wiele,małych serduszek krwawi więcej, bo ja mam możliwość ogarnąć moim rozumem dlaczego cierpię,poza tym cierpię w komfortowym mieszkaniu,w cieple ,a lato się kończy i idzie zima,że jest w każdym schronie w Polsce mała istota,piesek,któremu umarł właścicieli ,bo on piesek nie był w stanie powstrzymać tej wstrętne choroby, że tak cierpi z tęsknoty i wyje i nie rozumie,dlaczego przyszli ludzie i wzięli go do zimnego więzienia,gdzie nikt go nie pogłaska,gdzie inne gryzą.Wtedy zrozumiałam ,że ja nie muszę kochać pieska,,,,,,że to nie zdrada,jeśli okaże serce, ze on nigdy nie będzie,moim ukochanym pierwszym pieskiem,a ja nigdy nie będę tą najwspanialszą pierwszą panią.Ale łatwiej cierpieć we dwójkę,w ciepłym przytulnym domu,ja mogę mu się wyżalić i opowiedzieć mu o swoim bólu,a on to zrozumie,bo czuje to co ja!Ot po prostu kobieta po przejściach i piesek z przeszłością.I nie ważne było czy będzie młody czy stary,czy ładny, czy brzydki.Wiedziałam ,że nie zbawię ,nie zmienię świata, ale zmienię świat przynajmniej tego jednego pieska.I tak zaczęła się moja przygoda z pomaganiem braciom mniejszym.Już nie szukam w ich wyglądzie podobieństw do mojego pieska tego naj,naj,......wiem,że moj piesek,gdyby mógł powiedziałby,jestem dumny z niej,dobrze ją wyszkoliłem,nie zmarnowałem tych wspólnych lat.Dziękuje ci Bafii,za wszystko co otrzymałam i nie zależnie co mówią ludzie ,sąsiedzi,zawsze już będę pomagać braciom mniejszym. I tobie radzę, nie musisz zdradzać,odrzuć ta chemie,leki, nie bierz pieska na stałe,weż cierpiącą wycofaną biede ze schronu ,bądż dla niego domem tymczasowym,schowaj zabawki miski Hektora kup nowe,pomóż ! Tyle jest człowiek wart,ile może dać drugiemu.Pomoc ćie uleczy,nie musisz kochać,wystarczy,że bedziesz dobra.


dziekuje za madre slowa,szczera prawda,moze wziela bym pieska na tymczasowo,tylko zastanawiam sie czy jestem gotowa,a co jak sie przywjaze do niego jak nie bede wstanie dac mu tego co potrzebuje bede szukac w nim mojego przyjaciela i ranic.mysle o tym i sie boje to dopiero 1 mies.jak go nie ma przymnie,brak mi jednak zimnego noska kudlacza w lozku,niewiem moze musze poczekac jeszcze,sama nie wiem!ta milosc bez interesowna jest taka piekna,a samotnosc okropna!!tez bardzo schudlam,prawie nic nie jem,malo spie,wpadlam w w wir pracy bo nie mam co wracac tak wczesnie do domu dla kogo.jakie to wszystko jest skomplikowane,z drugie strony w bidulu jest tyle biedakow hektora tez mialam ze schroniska byl maly jak maz przynjusl go do domu na poczontku go nie chcialam ale potem pokochalam go calym mojm sercem jak synka.mysle ze musze miec jeszcze czasu tylko czy nie zeswiruje!!zamuwilam sobie brazoletke z wygrawerowanym jego imieniem tak chcialam bo mysle ze bedzie caly czas przymnie czy to nie jest chore.
marzena55
Posty:23
Rejestracja:23 lipca 2013, 17:21

18 sierpnia 2013, 21:30

nie wiem czy chore....lat miło.ści i pzyjazni nie da się tak łatwo wymazać z pamięci, ponad dwa tygodnie mięły aja nie mogę patrzeć na inne psy, sorry może jestem zła, moje serce się zamknęło???????? boli cały czas jak diabli, łzy lecą same, mam piekielne poczucie straty.śniła misię moja kluseczka Tesia uiekała od WETA...a ja ją tuliłaam i czułam jej cieplutkie ciałko....to od listopada już drugi raz sen jestt realistyczny,wyrażny ja ją po prostu tulę i czuję , jak można tak przeżywać stratę może żeby nie odeszły obie w tak krótkim czasie........nie bardzo radzę sobie z tym wszyskim. chyba mnie p....bało
Szarada

18 sierpnia 2013, 22:05

To nie jest chore,to Twoja rozpacz i bezradność wobec zaistniałych faktów. Pytasz a co jak się przywiążesz,jak się przywiążesz na tyle,że będzie Ci z nim dobrze,to dom tymczasowy,Twój dom może być domem stałym.Nie musisz pieska nikomu zwracać,to Twoja decyzja,czy chcesz go zostawić,czy znaleść mu dom i przekazać.Piszesz......
bede szukac w nim mojego przyjaciela,Ja szukałam w każdym napotkanym na ulicy,który czym kolwiek przypominał mojego, minęło siedem lat,a ja nadal na widok rudego dlugowłosego z czarnym noskiem i czarnymi uszkami,nie mogę przejść obojętnie, wczoraj odwiedziła mnie moja dorosła córka i mówi ,mamo obok mnie mieszka pies prawie jak Bafii,widzisz to już w nas zostaje,ta pamięć i tęsknota,jak się kochało,to w sercu ta osoba jest na zawsze.A jak w Twoim domu zamieszka inny piesek,nieważne,czy podobny,czy całkiem inny,to i tak będziesz porównywać,myśleć o tym jak robił to Twój piesio,a jak ten.
Piszesz jeszcze...jak nie bede wstanie dac mu tego co potrzebuje .Co potrzebuje cierpiący w schronie pies?
1 domowego zacisza
2 czlowieka,który nie bije i nie przepędza,a spojrzy,ze zrozumieniem
3 jedzenia
4 w razie choroby , leczenia.
Dla pieska zmiana zamieszkania, to stres,wcale nie potrzebuje na początku naszej uwagi wielkiej,zagłaskiwania go,chce spokojnie wszystko poznać,obwąchać,coś zjeść,jak będzie chciał być pogłaskany,sam przyjdzie,gdy Ci zaufa.Myśle,że miło wrócić z pracy,gdy od progu wita nas merdający ogon.
marzena55
Posty:23
Rejestracja:23 lipca 2013, 17:21

18 sierpnia 2013, 22:27

ech Szarada na pewno miło, wiem że one cierpią,ale moje serce to na razie kamień,4 lata temu odszdł mój Tata, rok po nim mąż a w międzyczsie brat mamy i jego żona a potem ONE w przeciągu pól roku jedna po drugiej chyba jestem bardzo złym człowiekiem, wszyscy jeszcze powinni żyć w lepszym lub gorszym zdrowiu moje dziewczynki też.kocham konie ,lubę jazdę konna mam na działce pod nosem, i kontakt z koniem nie daje ukojenia próbowałam jeden tydzień namyślałam się czy pójśc, potem na siłę kon, czyszczenie pełny obrządek i d pa,chwilowe ukojenie,zero chęci wszystko na .siłę .POczekam jeszcze trochę z pieskiem boję sie że go skrzywdzę obojętnośćią, że zachoruje, boję się WETÓW,bo ostanie miesiące życia VIKUSI ....... ech nie będę pisać, tak o nia walczyłam, jak o Jej zmarłego Pana, i tak samo się czułam waliłam głową w mur, poczucie bezradności, nie napiszę więcej bo muszę 0debrać wynik ostatnieg0 badania a wcale nie mam ochoty tam iść.
marzena55
Posty:23
Rejestracja:23 lipca 2013, 17:21

18 sierpnia 2013, 22:37

nie przespałam przez ponad dwa tygodnie ani jednej nocy spokojnie, brak noska i oczu jak malowane, rozumnego spojrzenia, ona tak mi ufała że nawet kontrast wypiła z łyżeczki\ nienawidziła wstrzykiwania do pysia róznych cudów,łkała taletki z ręki, nie broniła sie prze rentgenem, usg,zasTrzyki przyjmowała bez oprORU A JA JEJ NIE POMOGŁAM
szarada

19 sierpnia 2013, 00:17

Marzena, co ty piszesz o sobie, Twoja historia tak mnie zszokowała,bo rozmawiałysmy wcześniej na fotum w dziale choroby o spondylozie,tak to przeżylam,że nie miałam odwagi napisać jak bardzo Ci,współczuje,bo wydawało mi się się że wszystko zabrzmi pusto w obliczu Twojego nieszczęścia.Nie jesteś zła ,Ty okrutnie zostałaś skrzywdzona,przez los.Nie piszemy tu o całym naszym życiu,ale był czas ,ze straciłam Tate,który był moim największym przyjacielem w życiu,nie mogłam sobie z tym poradzić,nie chce do tego wracać nawet we wspomnieniach,złorzeczyłam bogu,ledwo zaczęłam jakoś żyć,moja ukochana Mama zachorowała na bardzo inwazyjnego raka,kilka lat walki,operacje,radość,przeżuty,przegrana,jeszcze byłam w olbrzymim bólu,gdy okazało się,że zostało mi zdaniem lekarzy,góra dwa lata,było ze mną bardzo zle,serce nie chcialo się kurczyć jak trzeba,nie było w stanie przepompowywać krwi,oskrzela ,płuca ,nie chcialy pracować,a ja nie chciałam moim biednym maloletnim dziecią zafundować,przeżyć związanych z moim przeszczepem serca.Byłam taka zła,mówiłam do boga,siedzisz sobie tam wysoko i myślisz tylko,jak jeszcze mi dołożyć.Dzieci non stop chorowały,ciągle jak nie jedno to drugie w szpitalu.I ta moja zlość mnie chyba uratowała,ostatni cios od losu,to odejście pieska najkochańszego przyjaciela.Moja determinacja była tak mocna,nienawiść do mojej choroby spowodowała, że ja olałam brzydko mówiąc,nie interesowało mnie, że mam kardiomiopatie rozstrzeniową,że przeszłam 4 zawały(już po mamy śmierci)Wiem ,że człowiek w duzym cierpieniu,ma prawo być zły,klnąć na los,stwórce jesli wierzący, bo cierpienie chwilowo odbiera nam rozum,jesteśmy nie w pełni poczytalni,trudno wtedy o własciwe decyzje,tak bywa.Jedni żyją dlugo i szcżeśliwie, a inni cierpią, cios za ciosem, dlaczego,nie wiem
Zawsze sobie mówię upadasz,trudno,ale podnoś się z ziemi do cholery z pełnymi garściami.Marzena, Ty przecież tak bardzo walczyłaś do końca,nie jesteś zła, jesteś w rozpaczy.Ja nadal walczę z tą pierniczona spondylozą,mam teraz dwa pieski dobermanke i jamnisia, wiem, ze powoli przegrywam,nie wiem jak długo będziemy razem,jamniś nie umie,bez niej istnieć,my też.Trzymaj sie dziewczyno!
ajunia

19 sierpnia 2013, 12:53

dziekuje ze chociaż na tym forum mnie rozumiecie , przepraszam ale nie mogę czytać waszych historii ,jeszcze nie teraz ,to wszystko co piszecie jest takie smutne, ze lzy mi lecą jak grochy, a moje rany są za bardzo świeże, jestem za bardzo wrażliwa. Trzymajcie sie kochani ,jeszcze sie do was odezwie .
marzena55
Posty:23
Rejestracja:23 lipca 2013, 17:21

19 sierpnia 2013, 19:58

A ja nie mogę płakać coś się we mnie zacielo
hektor0
Posty:57
Rejestracja:11 sierpnia 2013, 21:16

19 sierpnia 2013, 21:54

i tak jak czytam te posty drogie panie to my w wiekszosci jestesmy po przejsciach zyciowych!!kazda z nas przeszla jakies pieklo,ja to samo w krotkim czasie wiadomosc ze nie moge miec juz dzieci ,jedna operacja,potem jeszcze dwie,potem w kwietniu odejscie meza(bo mu sie znudzilam po 13 latach)w lipcu odejsce mojego przyjaciela!wydaje sie ze te przejscia powinny nas jeszcze bardziej wzmocnic.dzis rozmawialam z kolezanka i zczywiscie ludzie nie rozumieja jak mozna tak bardzo kochac psa,przeciesz to tylko pies!!tak mi powiedziala to jest podle.ona nie rozumie mnie jak moglam dazyc go takim uczuciem.codo adopcji mysle ze muszemiec jeszcze czas albo przyjdzie ten dzien sam,zeczywiscie jak patrze na inne pieski szukam wkazdym chc troche podobizny hektora,nosek oczka,umszczenie,zachownie.to jest takie dziwne wydaje mi sie ze kocham je wszystkie.musimy sie trzymac.
hektor0
Posty:57
Rejestracja:11 sierpnia 2013, 21:16

19 sierpnia 2013, 22:02

chcialabym zeby moj ektor mi sie przysnil,a tu nic niewiem czy jestmu za teczowym mostem dobrze.jak ja sie ciesze ze was znalazlam w tym mojm smutku.dajecie tyle otuch i ukojena.dziekuje
Gość

19 sierpnia 2013, 22:12

Trzeba mieć psa żeby to zrozumieć i bardzo go kochać i do tego być wrażliwym człowiekiem . Ja mam suńkę z którą mam problemy zdrowotne i każdą jej niedyspozycję bardzo przeżywam i natychmiast do weterynarza . Sama wtedy jestem nie do życia . Nie rozmawiaj z takimi ludźmi którzy Cię nie rozumieją , bo to jest tylko denerwujące dla Ciebie . Szukaj ludzi wrażliwych którzy Cię wysłuchają i dadzą wsparcie . Tutaj na forum jest dużo takich i możesz wyrzucić to co Ci leży na sercu . Pisz , na pewno przyniesie Ci to ulgę .
Ainos

19 sierpnia 2013, 22:47

Witajcie,
Ja straciłam w piątek kota. Wiem, że to wątek o psach, ale jakoś tu trafiłam i czytając wasze posty widzę, że to co czuję jest całkiem normalne, a Wy którzy tu jesteście potraficie to zrozumieć. Nie mogę się pozbierać, może nawet wcale tego teraz nie chcę, ale wiem, że będę musiała zacząć normalnie żyć i funkcjonować, chociaż nie mogę sobie tego wyobrazić bez niego :(
Feluś miał tylko dwa lata, nie wrócił na noc do domu, ale wcześniej się już to zdarzało, wychodząc do miasta koło godz 12 był w ogródku przed domem, więc wszystko było ok, bo przyszedł. Ja jednak nie zabrałam go do domu, tylko poszłam do miasta zostawiając go w ogródku, a gdy wróciłam znów go nie było. Wyszłam kilka razy, by zobaczyć gdzie jest, bo zaczęłam się niepokoić, że nie przyszedł jeszcze do domu, tylko znów go nie ma. Po 17 wyjrzałam przez okno i zobaczyłam jak leży we wjeździe przed domem, wyglądał jakby spał, wyszłam na balkon i zawołałam go, ale nawet się nie ruszył. To nie było normalne, zawsze wystarczyło że go zawołałam i zaraz przybiegał, nigdy też nie spał w tym miejscu. Dlatego zaraz poszłam po niego, a on nawet nie drgnął, ale z zewnątrz nie było widać żadnych obrażeń. Wzięłam go na ręce i zaniosłam do domu, a gdy postawiłam upadł ;( Myślałam, że ktoś go potrącił i jest połamany, od razu pojechałam z bratem do weta. Ten stwierdził, że nie jest połamany, że to może być szok, ale że może mieć coś z kręgosłupem lub miednicą, jednak będzie mógł prześwietlenie zrobić dopiero w pt. Wróciliśmy do domu i zadecydowaliśmy że nie będziemy czekać do pt tylko jedziemy do weterynarza do większego miasta (gdyż mieszkam w małym mieście, gdzie jest tylko jeden weterynarz). Tam zrobiono prześwietlenie i okazało się, że Feluś ma wewnętrzne obrażenia, min zapadnięte płuco przez co miał duże problemy z oddychaniem. Musiał zostać w szpitalu, gdzie mieli zrobić mu kolejne badania. W pt miał mieć zrobione usg, postanowiliśmy pojechać na miejsce by osobiście zobaczyć jak on się ma, zdawaliśmy sobie sprawę, że być może będzie trzeba podjąć jakąś decyzję co dalej. Okazało się, że duszność się nasiliła i nie mogli mu zrobić badań.
Gdy weszliśmy do gabinetu i zobaczyliśmy go leżącego nieruchomo i ciężko oddychającego pękło nam serce. Chyba nigdy nie zapomnę tego widoku. Mógł poruszać tylko główką, wcześniej lekarz mówił, że może to być spowodowane uszkodzeniem mózgu, układu nerwowego. Leżał tak nieruchomo, z wyciągniętym językiem...Gdy weterynarz położył go na brzuch, po chwili podniósł głowę, chyba było mu tak z pyszczkiem przy blacie ciężko oddychać i niewygodnie. Położyłam go na bok, kiedy głaskałam jego nosek, mrużył oczy. Ale nie wiem, czy nas poznał, czy był świadomy tego co się dzieje ;( Weterynarz powiedział, że jest w takim stanie, że w każdej chwili może umrzeć...podjęliśmy decyzję, by go uśpić...chyba jedną z najtrudniejszych w życiu, decyzję której nie byłam pewna i nie wiem czy dobrze zrobiliśmy. Czuję się fatalnie, chciałabym móc cofnąć czas, zarzucam sobie że wychodząc do miasta nie zabrałam go najpierw do domu, bo to chyba stało się później, a jeśli już wtedy to trafiłby wcześniej do weta; że nie zrobiliśmy może wszystkiego co było można, a mogliśmy przecież pojechać też do innej lecznicy i tam się skonsultować, może gdzie indziej by go uratowali :( Nie wiem, czy kiedykolwiek sobie to wszystko wybaczę, i jeszcze to, że nie byłam przy nim gdy został uśpiony, po prostu wyszłam z płaczem z gabinetu zostawiając go, a powinnam być przy nim do końca i trzymać za łapkę :( Ale nie dałam rady, a powinnam...
Wiem, że już nie cofnę czasu i niczego nie zmienię, ale to tak bardzo boli...nic już nie będzie takie jak dawniej, nic teraz nie ma sensu. Wszystko mi go przypomina i to wszystko boli tym bardziej, że mam jeszcze dwa koty, i ich obecność i opieka nad nimi też przypomina Felusia i wtedy odczuwa się jego brak. Z drugiej strony pomagają jakoś złagodzić ten ból, kładę się obok najmniejszego (córki Felka, który mimo męskiego imienia był kotką) i przytulam się do niego, śpi ze mną też w nocy. Zastanawiam się czy wie, że Felka już nie ma? :(
Żal mi też taty, widzę jak bardzo to przeżywa, myślę, że dla nas obojga jest to najtrudniejsze ze względu na fakt, że chyba do nas Feluś był najbardziej przywiązany, co za tym idzie między nami była najsilniejsza więź. Patrzę na niego i widzę ból, wiem że też zarzuca sobie pewne rzeczy, ale teraz już nic nie możemy zmienić :(
Przepraszam za tak długi post (i dziękuję jeśli ktokolwiek przeczytał) ale w tych trudnych dla mnie chwilach oprócz rodziny, która też cierpi jestem sama, po prostu muszę o tym wszystkim komuś powiedzieć, chcę by ktoś zrozumiał. Zawsze gdy było mi źle i smutno przytulałam się do Felusia, był jak przyjaciel, którego teraz tak bardzo potrzebuję i tak bardzo mi brakuje :(
ania005

19 sierpnia 2013, 23:15

Po to właśnie jest ten temat żeby każdy kto ma potrzebę wyżalił się i choć trochę pocieszył .Czy straciliśmy psa czy kota czy inne zwierzę ,jeśli mamy wrażliwość i dane nam jest kochać inne stworzenia dostaliśmy też gratis od Boga lub losu gehennę przeżywania ich straty .Jak już wielokrotnie pisałam dla mnie pocieszeniem było to że moje futrzaki miały dobre życie ,czy żyły krótko czy dłużej miały więcej szczęścia od tych nikomu niepotrzebnych ,wiszących całe życie na krótkim łańcuchu ,dręczonych i męczonych .I pocieszeniem było paradoksalnie to że mogłam ulżyć im w tej ostatniej chwili .Pomyślcie jakim piekłem było by czekanie na ich śmierć ?Dlatego jestem za eutanazją również u ludzi ,bo chciałabym mieć wybór i możliwość żeby ktoś zadecydował o moim końcu jeśli już będzie pozamiatane .Ja byłam zawsze tą która towarzyszyła bo mąż nie mógł i wcale nie mam mu tego za złe .Po prostu .Dzisiaj mam psiaka właśnie skończył 4 lata i już zastanawiam się jak to będzie w przyszłości.........no ale póki co zyjemy i róbmy wszystko żeby w tym żalu i stracie pomóc następnym zwierzakom .Tak jak Maria po stracie swojej kotki wzięła następną i to dopiero dało jej kopa żeby dalej żyć .Wiem ze niektóre rany są bardzo świeze i wzięcie następnego zwierza zawsze kojarzy się ze "zdradą "ale na chwilę dzisiejszą potwierdza się to że na złamane serce najlepsza jest nowa miłość .
marzena55
Posty:23
Rejestracja:23 lipca 2013, 17:21

20 sierpnia 2013, 08:50

moje koleżanki z pracy zrobiły sobie zabawę--tak śmiały sie po odejusciu mojej TESI,ze mało zkrzeseł nie pospadały,/umarłajej córeczka hhiiiii .pogrzeb trzeba, a jak była madra itp./ nie mam juz kolezanek odzywam sie tylko słuzbowo, o Vice nic nie wiedzą.przeżyłam ich zachowanie bardzo, ryczałam jak bóbr/nikt nie zrozumie tej miłości i przyjażni, ięzów jakie mogą połączyc człowieka ze zwierzęciem kto tego nie zaznał.
Gość

20 sierpnia 2013, 09:09

marzena55 pisze:moje koleżanki z pracy zrobiły sobie zabawę
to nie są nawet tylko "koleżanki " z pracy , to prymitywne idiotki , które nie potrafią nawet zachować pozorów ! Z takimi osobami nie dzieli się swoich smutków , takie osoby traktuje się tylko urzędowo .
ODPOWIEDZ
  • Informacje
  • Kto jest online

    Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 30 gości